WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Dotarł do baru w obserwatorium jako pierwszy. Rozejrzał się i zamiast zająć jeden ze stolików i rzucić okiem na kartę, postanowił podejść do ogromnej szyby i spojrzeć na port oraz bezkres wody, w której odbijało się słońce. Oparł dłoń o ramę, zastanawiając się co by czuł, skacząc z takiej wysokości. Podobne przemyślenia towarzyszyły mu dosyć często i nie miało to, wbrew pozorom, nic wspólnego z samobójczymi myślami. Robert był fanem sportów ekstremalnych i ogólnego eksperymentowania ze znajdowaniem się w niecodziennych, często niebezpiecznych sytuacjach. W ten sposób testował rzeczy, o których pisał w swoich książkach.
-
W obserwatorium nie była już latami, nie tylko z powodu wyjazdu, ale nawet gdy mieszkała w Seattle nie wydawało się jej to niczym ekscytującym. Teraz coś się zmieniło, a kiedy znajdowała się na wysokości i mogła spojrzeć na wszystko z góry nabierała dziwnej pewności siebie i spokoju, jakby miała wszystko pod kontrolą. Oczywiście, że nie miała, ale pragnęła chociaz na chwile móc się ta poczuć. Wybór miejsca był więc idealny, a kiedy wkroczyła na górę rozejrzała się po pomieszczeniu, by odnaleźć wzrokiem Roberta. Dość szybko zlokalizowała go skradając się od tyłu i zakrywając drobnymi dłońmi jego oczy. — Zgadnij, kto to? — zapytała szeptem; ekscytacja znacząco przebijała się w jej tonie gdy zadawała pytanie, po którym uraczyła go lekkim dziewczęcym śmiechem.
-
Oczywiście, że pamiętał jej nierozłączną przyjaciółkę. Zawsze były razem, co niekiedy utrudniało mu romantyczne podchody. Była jej strażniczką i chroniła ją nawet przed nim. Był okres, w którym bardzo mu się to nie podobało, ale później niezwykle ją polubił. Nie wiedział, że zmarła. Jakimś cudem ominęła go ta informacja. Nawet wyobrażał sobie, że przyjdą na to spotkanie we dwie. Koniec końców na pewno by go to bardzo rozbawiło i nie miałby nic przeciwko, aby pogadać we trójkę.
Pamiętał, że Pola była zaręczona, a do ślubu nie doszło, jednak nie był świadom w jakich okolicznościach się to stało i że jej długoletni wyjazd był ucieczką od problemów.
Poczuł drobne dłonie, które zasłoniły mu oczy i uśmiechnął się.
— Daj mi chwilę, bo nie jestem najlepszy w zgadywanki — mruknął i udawał przez moment, że intensywnie się zastanawia. — To pewnie moja Lola Pola, zgadłem?
Powoli zdjął jej dłonie i odwrócił się, aby serdecznie ją uścisnąć. Wyglądała świetnie, czemu się zresztą nie dziwił. W końcu każdy kto robił to, co kochał musiał dobrze wyglądać. Skromnie pisząc, Robert też wyglądał całkiem nieźle. Mimo jakichś tam zadrapań, czy skręconych kończyn, było widać, że robi to, co lubi i dobrze mu ze sobą samym.
-
Wróciła, choć powrót nie był przejawem odwagi, a raczej obawy przed utratą kogoś bliskiego. Jeden z najgorszych koszmarów się ziścił i teraz musiała zacząć żyć inaczej. Bez telefonów, długich rozmów i porad największej powierniczki jej sekretów. Bez kogoś najbliższego, stojącego za nią murem. Bez kogoś, kto trzepnie ją w głowę, gdy zacznie postępować źle. Nic dziwnego, że była mocno zagubiona nawet jeśli stwarzała pozory tej samej beztroskiej dziewczyny sprzed lat. Trosk zdecydowanie przybyło, a ona… ona jedynie posiadała chęci by wrócić swoim życiem na dobre tory.
Jednym z dobrych kierunków było odnowienie relacji, tych które sprawiały, że robiło się jej cieplej na sercu. Robert niewątpliwie się do nich zaliczał. — Zgadłeś! Wygrałeś dzisiaj dzień w towarzystwie Loli Poli — obwieściła radośnie i odwzajemniła uścisk, w którym przelała ogrom tęsknoty tłumionej latami i uwalniającej się w tym krótkim momencie. — Wow, dobrze wyglądasz — stwierdziła wprost, gdy nieco zwolniła uścisk i mogła zmierzyć go krótkim spojrzeniem.
-
On sam miał swoje sekrety, swoje marzenia, pamiątki i strachy pod łóżkiem. Jeszcze ani razu nie był na grobie swojej nienarodzonej córki. Rozmawiał o tym może kilka razy, tylko z rodziną, krótko po tym, jak to się stało. Potem postarał się, aby wymazać to ze swojej pamięci, a przynajmniej spróbować. Być może biała suknia Penny nie różniła się wiele od marmuru z napisem Lily Specter i datą jej śmierci. Były to pamiątki, których trudno było się pozbyć, takie, które połączone były z ludźmi, z którymi nie chciało się stanąć twarzą w twarz. Czy nie lepiej było skupić się na teraźniejszości, którą tak skrzętnie zaplanowali sobie, aby była beztroska, bez zobowiązań i odpowiedzialności? Ona jeżdżąca po świecie, aby leczyć zwierzęta na swoich zasadach, on piszący powieści w zaciszu swojego mieszkania. Różniło ich jedynie to, że Apollonia wróciła, robiąc tym samym krok w kierunku rzeczywistości, a on dalej tkwił w bańce swojego lekkiego życia.
Zaśmiał się serdecznie w odpowiedzi na jej słowa, po czym rozluźnił uścisk, by w końcu wypuścić ptaszynę z ramion. — Co tu dużo mówić, po prostu mam szczęście — odparł, wzruszając ramionami.
Pokręcił głową, niczym uparty dzieciak, gdy Hudson zwróciła uwagę na jego wygląd. Nie był specjalnie skromny, ale w tym przypadku na pewno uważał, że ona wygląda lepiej. — Może i dobrze, ale w życiu nie dorównam Tobie — zauważył, unosząc lekko jedną ze swoich ciemnych brwi. Poprowadził towarzyszkę do jednego ze stolików i odsunął jej krzesło.
— Chociaż mam wrażenie, że coś Cię trapi. Siadaj i opowiadaj.
Gdy usiadła, on zajął miejsce naprzeciw i podał jej kartę napojów.
-
Potrzebowała tego spotkania na wysokości, która dodawała jej odrobinę pewności siebie i nadzieję, że jest w stanie wznieść się ponad cały ten bałagan. Potrzebowała przyjaznej twarzy i kogoś, kto patrzy na nią tak jakby nic się nie zmieniło...jakby wciąż była tą samą dobrą Polą, choć wieloma swoimi czynami udowodniła, że do tych dobrych raczej nie należy.
— Awww, wciąż potrafisz mi słodzić — przyznała z rozbawieniem, gdy tylko usłyszała komplement z ust Roberta. Przeszła za nim bez zawahania do jednego ze stolików i usiadła na krześle uśmiechając się delikatnie, choć odrobinę nerwowo. Przecież od lat ją coś trapiło! Tego nie dało się zrelacjonować w skrócie i tak na dzień dobry, dlatego zerkając na kartę z napojami od razu poszukiwała czegoś mocniejszego. — Wiesz...nie chcę psuć naszego spotkania, więc napijmy się czegoś mocniejszego i nie zaczynajmy od rozgrzebywania tego co mnie trapi, bo to parszywa sterta, która mogłaby nas pochłonąć. Taka moja czarna dziura, nie ryzykujmy — odparła cicho się śmiejąc i próbując obrócić to w żart, choć znała Roberta wystarczająco długo, by wiedzieć, że jeszcze do tego wrócą. — Wezmę sobie Bloody Mary — o zdecydowanie nie był jej ulubiony drink, wręcz przeciwnie, ale czasami lubiła po niego sięgnąć, bo należał do tych ulubionych Jen i czasami czuła się tak, jakby miała swoją przyjaciółkę tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Choć to trochę niebezpieczne, bo jak za mocno wejdzie jej w krew traktowanie drinka jako towarzystwa utraconej kuzynki grozi jej popadnięcie w alkoholizm.
-
Patrzył na nią, siedząc na przeciwko z kartą napojów, na którą nawet jeszcze nie zerknął. Pokiwał powoli głową na jej słowa, chociaż na pewno zdążyła wyłapać ten błysk w jego oku. Może i nie postanowił od razu ciągnąc jej za język, ale trudno powiedzieć czy później się powstrzyma. Tym bardziej, że zaczynają od alkoholu. Właściwie czemu nie, dosyć dawno sobie nie popił. Co z tego, że jeszcze jasno. Czas płynął szybko i zanim się obejrzą nadejdzie odpowiednia pora na popijawę. Jeżeli mają nurkować w czarnej dziurze Poli, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, to będzie im potrzebna mała znieczulica. Miał też wrażenie, że było coś, co na pewno przebije jego traumy. Coś, co faktycznie zasługuje na miano parszywego. — To w takim zacznijmy od tego co nas cieszy — zaproponował dla odmiany. Odłożył kartę na stolik i poprawił się na siedzeniu.
— Mnie cieszy, że mogę być tutaj dziś z piękną, mądrą i zdolną Apollonią, którą podziwiam odkąd nauczyłem się wiązać sznurówki oraz to, że ostatnio wydałem kolejna książkę, która cieszy się całkiem niezłym powodzeniem — zaczął, po czym uśmiechnął się lekko. — twoja kolej.
W międzyczasie podeszła do nich kelnerka i zebrała karty, pytając co im podać.
— Raz Bloody Mary dla Pani, a dla mnie Manhattan. Proszę otworzyć rachunek na nazwisko Brown, pewnie zabawimy tu dłużej… Do tego trochę różnych przekąsek, co tam macie na barze— powiedział do kelnerki uprzejmie, a ta podziękowała i odeszła, by przekazać zamówienie barmanowi.
-
Nie mogła powstrzyma się przed odrobinę zawstydzonym uśmiechem, gdy po raz kolejny jej posłodził i już miała powiedzieć coś, by zaprzeczyć bo wrodzona skromność chciała przemówić, ale dotarło do niej co powiedział na końcu i rozszerzyła lekko usta. — Wydałeś książkę i ja nic o tym nie wiem?! Gdzie mój prywatny egzemplarz ze specjalną dedykacją? — odparła z teatralny wyrzutem — No cholibka, gratuluję! — pod natłokiem wrażeń, aż podniosła się ze swojego krzesełka by uściskać Roberta (co prawda nad stołem, ale też się liczy), a gdy przyszła kelnerka też się wtrąciła po złożonym przez niego zamówieniu. — A ten pan to ma dzisiaj urodziny — no nie do końca, ale urodzenie dziecka (czy napisanie książki, pf na jedno wychodzi) to ważna sprawa i Pola musiała spróbować szans na firmowy mini torcik, który tutaj okazjonalnie w ramach urodzin serwowali. Miewała głupiutkie pomysły, a kelnerka najwyraźniej to kupiła bez sprawdzania danych i chwilę później dotarły do nich nie tylko drinki, ale i mini torcik przy akompaniamencie śpiewającej sto lat kobiety, która akurat ich obsługiwała.
— Nie mogłam się powstrzymać — oznajmiła, gdy zostali sami. — Wypijmy za dalsze sukcesy w tym naszym dorosłym życiu — odparła unosząc szklaneczkę, a lekkie westchnienie zmieszało się pełnym niedowierzania spojrzeniem wymierzonym w oczy Roberta. Kiedy tak wydorośleliśmy?! Jeszcze niedawno udawali szkolną parę, a teraz? Czas nie znał litości.
-
Jego życiowe niepowodzenia i błędy zostawały gdzieś w tyle i powoli zaczynał sobie z nimi radzić. Do tego całego bałaganu nie dochodziły nowe pomyłki, ale pewnie tylko dlatego, że zamknął się w swoich czterech ścianach i oprócz pisania i wydawania książek nie angażował się w nic prywatnego. Bał się, że kiedy tylko zrobiłby krok w stronę ułożenia sobie życia uczuciowego, wydarzyłoby się coś, co znowu wszystko by popsuło i z czego trudno byłoby mu się podnieść. Nie mógł i nie chciał sobie na to pozwolić. Robił karierę i musiał się na tym skupić, przynajmniej tak twierdził jego agent, który rzadko się mylił, nawet jeżeli głównie chodziło mu o pieniądze, a nie dobro klienta.
Mimo, że nauczył się żyć, starając się nie dopuszczać do siebie tragicznych wydarzeń z przeszłości, to niekiedy nachodziły go różne myśli związane z córką, za którą tęsknił, chociaż nigdy jej nie poznał. Nie raz był ciekaw jak by wyglądała, jakie byłoby jej ulubione danie albo ulubiona postać z bajki czy superbohater, za którego chciałaby przebierać się na Halloween. Niekiedy przychodziły do niego nieprzyjemne uczucia z okresu wypadku Mitcha, na który tak naprawdę nie mógł mieć wpływu, a jednocześnie czuł się źle, że nie powstrzymał go przed pójściem na imprezę w ten feralny dzień, że nie zwrócił uwagi na jego kłopoty. Nawet jeśli takie myśli były co najmniej irracjonalne. Bo co on mógł wtedy zrobić? Gówniarz, którego i tak nikt z rodzeństwa nie brał na poważnie? Nic, kompletnie nic.
Słysząc gratulacje, uśmiechnął się szeroko i po przytuleniu sięgnął po plecak. Właściwie, słysząc wyrzut odnośnie książki z dedykacją, nie był pewien czy Pola aby na pewno taką chciała, czy tylko się przekomarza. Zrobił więc minę typowego winowajcy, który stoi nad rozlanym mlekiem i bardzo wstydzi się swojego haniebnego czynu. Wyjął książkę zadedykowaną specjalnie dla Poli i odrobinę ją uniósł, by zobaczyła.
— Skoro już o tym mowa, to mam coś dla Ciebie, tylko teraz nie wiem czy aby na pewno chcesz… i czy zasłużyłaś — ostatnie słowa dodał bardzo cicho, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Nie dał rady utrzymać powagi.
Zaśmiał się serdecznie, widząc, że kelnerka faktycznie niesie torcik, dodatkowo śpiewając “Sto lat”. Zagryzł wargę, aby nie sprawić kobiecie przykrości i serdecznie podziękował, a gdy odeszła od ich stolika, zerknął na przyjaciółkę kątem oka i pociągnął krótko nosem.
— Wzruszyłem się — mruknął, po czym zebrał palcem trochę kremu z toru i wsadził sobie do ust. — Przepyszne —mruknął z pełną buzią, starając się ponownie nie roześmiać. Grzebanie palcem w torcie weszło mu w krew, robił to niemalże za każdym razem. Jego rodzina zazwyczaj zapomniała, że Robert tak robi i wszyscy obcinali mu dopiero po fakcie, a wtedy i tak mógł powiedzieć “polizane, zaklepane”, więc nie było się czym przejmować.
Uniósł swoją szklankę i stuknął delikatnie w tą należącą do dziewczyny. Doskonale wyczuwał momenty, w których robiło się poważnie.
— Za sukcesy i za samo życie, aby dało nam czasami odrobinę wytchnienia i beztroski — odparł, po czym upił łyk drinka, nie spuszczając wzroku z Poli.
-
Tak naprawdę gdyby tej książki nie wziął ze sobą i tak nie potrafiłaby się za bardzo na niego gniewać, ona zawsze była emocjonalnym słabeuszem i wystarczyło czasem zrobić skruszoną minę, a ona się na to nabierała. Pomimo swoich słabości za wszelką cenę próbowała przybrać konkretny wyraz twarzy, którym bez użycia słów zakomunikowała by mu, że MA SZCZĘŚCIE, że wziął ze sobą książkę dedykowaną specjalnie dla niej. Niestety szybko polegała wyciągając rączki w stronę prezentu i wyglądała jak dziecko w fabryce słodyczy! Daj, daj, daj głosiło jej błagalne spojrzenie, jakby nie mogła się doczekać i coś w tym było! — Oczywiście, że zasłużyłam! — poinformowała go i rzuciła ciekawskim spojrzeniem w jego stronę. — Pisząc inspirujesz się osobami, które znasz? — nie żeby zamierzała we wszystkim co wyjdzie spod jego pióra doszukiwać się siebie, ale uznała, że to nawet ciekawe. Czy to wszystko dzieje się w jego głowie, czy może otoczenie w którym się znajduje jest pewna bazą do wielu pomysłów, które w zestawieniu z wyobraźnią j doborem odpowiednich słów mogą wykreować coś fantastycznego. Osobiście uważała, że Robert może odnieść niezły sukces w tej branży i szczerze mu kibicowała, by tak się stało.
Kelnerka nie musiała wiedzieć o tym drobnym kłamstewku, którego dopuściła się tak prawa (haha, śmieszne) osoba jaką była Pola. W końcu taki prezent i sukces więc prosił się o torcik. Nastały nowe czasy, a to niczym urodziny Robertowego dzieciaczka. Tylko jak już odniesie ogromny sukces to lepiej by mu sodówka do głowy nie uderzyła, bo jeszcze zapomni o paczce swoich cudownych przyjaciół.
Zaśmiała się widząc jego reakcje na tort, ale każdy miał swoje słabości. Ona wierzyła (trochę za bardzo) w magię życzeń podczas zdmuchiwania świeczek, dlatego rodzeństwo świętując urodziny musiało się spieszyć, bo często wyskoczyła gdzieś nad ramieniem i uprzedziła solenizanta.
— W punkt! — odparła i upiła swojego drinka. Niech to życzenie się spełni, bo desperacko potrzebowała beztroski i oderwania od rzeczywistości w której błądziła od kilku lat.
— Wiesz co ostatnio odkryłam? Nie ma mojego ulubionego sklepu z meblami. To nie była sieciówka i chciałam sobie legalnie tam podejść, bo remontuje swoje mieszkanie, które kupiłam. Wciąż mam kilka mebli rupieci do wywalenia, chciałam nowy wystrój, a tu niespodzianka. Byłam tak nastawiona na tamto miejsce, że teraz nie wiem gdzie urządzić sobie dom — to akurat jeden z najmniejszych problemów w jej życiu, więc tym z łatwością mogła się nim podzielić.
-
Nie potrafił być aż tak wielkim optymistą jak Pola. Jego okulary były jednak tylko delikatnie kremowe, nie różowe.
Wiele razy myślał chociażby o podróżach, ale zawsze coś go tu przytrzymywało, nie pozwalając mu się wyrwać.
Widząc jej zapał do przejęcia prezentu aż zaśmiał się pod nosem. No tak, jak on mógł pomyśleć, że Pola mogła nie zasłużyć? W końcu to taka grzeczna, przykładna i urocza dziewczyna. Musiałaby się nieźle postarać, żeby na coś, lub kogoś, nie zasłużyć. Pozwolił jej przejąć książkę. Jej pytanie właściwie go nie zaskoczyło. Ostatnio odpowiadał na kilka podobnych czy to zadanych przez czytelników czy dziennikarza podczas wywiadu.
— Również. Inspiracje w większej mierze same do mnie przychodzą. Często związane są z otoczeniem i bliskimi, ale również z całkiem obcymi mi ludźmi. Natchnienie może do mnie przyjść zarówno w supermarkecie, podczas robienia zakupów, jak i podczas zasypiania, kiedy leżę w łóżku pod pierzyną — odparł płynnie, na koniec lekko się uśmiechając. — Od dawna nie szukam weny na siłę. Im mniej się staram, tym więcej mam pomysłów — dodał jeszcze, patrząc wprost na rozmówczynię. — Jeśli zagłębisz się w lekturę, to natkniesz się na postać o imieniu Joyce. Na pewno ci kogoś przypomni.
Mrugnął do dziewczyny porozumiewawczo, nie zdradzając jednak więcej szczegółów. Być może rozpozna i kilka innych charakterów z powieści, ale im mniej wie, tym lepiej będzie się bawić czytając.
Upił łyk drinka po toaście, po czym pokroił torcik i nałożył im po kawałku, jednocześnie słuchając słów przyjaciółki. Wziął swój talerzyk, oparł się wygodniej i spojrzał na nią, nabierając spory kawałek ciasta na widelczyk i wsadzając sobie do ust.
— W ogóle go nie ma, czy jest zamknięty, ale jeszcze stoi? Może można się tam udać, no wiesz… nielegalnie — mruknął odrobinę niewyraźnie. Mówienie z pełną buzią nie sprawiało mu większych problemów, ale też robił to raczej tylko wśród znajomych. Minę miał poważną i ktoś, kto go nie zna, nie wiedziałby czy mówi poważnie, czy jednak żartuje. Chociaż wróć… nikt by nie wiedział. W końcu Robert znany był z robienia rzeczy, których normalni śmiertelnicy raczej się nie podejmują.
-
— Z szukania na siłę nigdy nic dobrego nie wychodzi, więc dobrze, że tego nie praktykujesz — przytaknęła, bo choć to prawda powszechnie znana i tak wielu ludzi wciąż poszukuje czegoś za wszelką cenę w ostateczności skupiając się za bardzo na tym wypracowanym celu wiele rzeczy umyka im tuż przed nosem. Wystarczy wyciągnąć na wierzch klasyczne poszukiwanie miłości tej jedynej i fakt, jak może to zaślepić i zakrzywić rzeczywistość. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że rozwiązanie mamy na wyciągnięcie ręki, ale człowiek już tak ma - potrafi wiele usprawnić, ale jeszcze więcej sobie utrudnić.
— Joyce powiadasz? — kącik ust uniósł się w górę w lekkim uśmiechu i trudno było ukryć błysk zaciekawienia w spojrzeniu. — Okej, już wiem co będę robić dziś wieczorem do snu — odparła, o ile wcześniej nie poniesie ją oprocentowany napój w towarzystwie Roberta, bo wtedy może zasnąć co najwyżej przytulona do książki, ale to się jeszcze okaże.
Teraz był torcik, a Pola potrzebowała odrobiny słodyczy, zdecydowanie dziś. Nie sądziła jednak, że najdzie ją też chrapka na jakąś adrenalinę, ale tak się stało i z wrażenia po jego słowach lekko się zakrztusiła. Czyżby próbowała skryć za tym krótki błysk w oku i zawadiacki uśmiech. Nie, zdecydowanie nie powinna myśleć o takich występkach, bo jak tak dalej pójdzie to będzie na dobrej drodze do kryminalnego półświatka, a wtedy każdy będzie mógł jej wytknąć, że się nieźle w życiu pogubiła.
— Zamknięty, chyba się wynoszą — odparła zastanawiając się co właściwie wtedy zastała. Banery z ostateczną wyprzedażą, zaklejone na odwal się szyby. — Wiesz, coś na zasadzie ‘jeszcze są, ale już nie otworzą’ — dodała w ramach wyjaśnienia, po czym porwała kęs tortu zerkając przelotnie na miasto i ten niesamowity widok z góry. Nie, zdecydowanie błędem było rozważanie wejścia do środka i przekonania się co tam jest...
-
Uśmiechnął się pod nosem, gdy zapowiedziała czytanie przed snem. Pamiętał, że Lola ma wybujałą wyobraźnie i po takiej lekturze na dobranoc, może nie mieć zbyt kolorowych snów.
— Jeżeli nie chcesz mieć koszmarów, to radzę czytać w dzień — odparł i poruszył brwiami sugestywnie — Chyba, że lubisz bardzo się bać.
Zasypianie z książką w objęciach nie było wcale takie złe. Jemu samemu kilka razy się to już zdarzyło. Budził się z policzkiem przyklejonym do okładki, po czym pospiesznie wycierał strużkę śliny spływającą po grzbiecie powieści. Obiecywał, że to się już nie powtórzy, po czym po kilku dniach przerabiał wszystko od nowa. Tak to jest, jak nie ma się nikogo żywego, do kogo można się przytulić. Może adoptuje psa albo kota?
W międzyczasie dopijali już swoje drinki, więc Robert zamówił drugą kolejkę. Odstawił pustą szklankę, ostatnim łykiem popijając kęs pysznego tortu. Dobrze, że mieli jeszcze po kawałku, bo naprawdę mu wypiek posmakował. Ciekawe jak podziała na nich mieszanie alkoholu ze słodyczami. Zerknął na nią uważnie, gdy się zakrztusiła i coś w wyrazie jej twarzy wyraźnie go zaintrygowało. Właściwie sam nie wiedział czy żartował, czy może jakaś jego część bardzo chciała przekonać się co ciekawego zostało w tym “jeszcze są, ale już nie otworzą” sklepie meblowym. Patrzył na nią dalej, nawet gdy odwróciła wzrok, aby zerknąć na widoki za przeszkloną ścianą. — Może zmienili zdanie? Zawsze można tam pójść i sprawdzić — odparł z nad wyraz niewinną miną, co nie wróżyło nic dobrego. Kelnerka postawiła przed nimi kolejne drinki. — Za wymarzone meble dla Poli.
Toast, który zdawałoby się, że sugeruje zbyt wiele. Bo co daliby radę ewentualnie wynieść? Lampkę nocną?
-
— Okej, dzięki… już się boję sięgać po twoją książkę. Tak sobie nie zjednoczysz fanów — odparła z powagą rzucając mu przenikliwe spojrzenie. — Powinieneś zachęcić jakimś sloganem: jeśli lubisz zaznać dreszczyku przed błogim snem, sięgnij właśnie po moją książkę wtedy delikatnie zasugerujesz osobom, które nie lubią bać się przed snem, że lepiej, gdy sięgną po twoją lekturę o świcie — poinformowała profesjonalnie po czym uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic.
Zasypianie z książką to wręcz standard, kiedy sięgała po nią w łóżku, ale już do tego przywykła. Podobnie jak Robert wieczory i noce były owiane pewnym rodzajem samotności, choć nie musiało tak być, ale sama sobie zaserwowała taką przyszłość. Zastanawiała się również nad przygarnięciem jakiegoś zwierzęcia, ale z drugiej strony miała ich ogrom w pracy, a także po kiedy udzielała się w wolontariacie organizowanym przez schronisko, od czasu do czasu wyprowadzając też psy pewnej starszej kobiety. To wystarczało, póki co.
Słodycze raczej są kiepskim dodatkiem do alkoholu, szczególnie w większych ilościach. Połączenie cukru z oprocentowaniem może nieźle uderzyć do głowy, ale też nieprzyjemnie obciążyć żołądek. Z dwojga złego woli skończyć z niestworzonymi historiami jakie mogły wyniknąć z wyczynów po pijaku, a nie zatruciem i nocnym szaleństwie z klozetem, ale co nastąpi okaże się później.
— Jeszcze dwa drinki i będę skłonna ciągnąć cię tam nawet siłą, bo ich dodatki do domu były warte każdego grzechu — zażartowała, choć w sumie było w tym odrobinę prawdy i nie musieli zbyt długo czekać, by się o tym przekonać.
Kolejne wzniesione toasty za sprawy ważne i ważniejsze sprawiły, że lekki szum panoszył się w jej głowie, a kolorowe światła miasta przyciągały w dziwny sposób. — Co powiesz na krótki spacer? — zasugerowała z niewinnym uśmiechem na twarzy, kiedy dopijała kolejnego (już nie liczyła) drinka w towarzystwie Roberta. Wciąż nie odważyła się wyjawić tego co gryzło ją od środka, ale może to i lepiej. Niech zabawa trwa!