WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3
Sport był dla Dominica niezwykle ważną częścią życia. By stale utrzymywać formę, nie wyobrażał sobie spędzić choćby dwóch dni bez treningu. Starał się go możliwie jak najbardziej urozmaicać aktywności, przez co nie tylko rankiem wychodził biegać, czy spędzał czas na boisku lub basenie, ale też chodził na siłownię. I tym razem popołudnie przeznaczył na wysiłek fizyczny.
Zwłaszcza, że pokłócił się ze swoim menadżerem o wypowiedź w ostatnim wywiadzie. Najlepszym sposobem na odreagowanie buzujących w nim emocji były więc ćwiczenia na atlasie. Porządny wycisk pozwolił mu skupić myśli na konkretnym celu i skutecznie rozładować napięcie. Nawet nie zwrócił uwagi na zapadający za oknem mrok i dopiero, kiedy po prysznicu ubrał się, nałożył na siebie kurtkę i z przyjemnie ciepłego pomieszczenia wyszedł na świeże powietrze, otrzeźwił go przejmujący chłód. Zasunął kurtkę pod szyję i poprawił czapkę, na którą założył dodatkowo kaptur, po czym skierował swoje kroki w stronę ulubionej kawiarni, znajdującej się dwie przecznice dalej z nastawieniem, że po takim treningu przyda mu się porządny zastrzyk węglowodanów. Z każdym krokiem odczuwał coraz większe zmęczenie mięśni, ale jednocześnie był naładowany pozytywną energią, dlatego też nie spieszył się zbytnio.
Pogrążony w zamyśleniu, zupełnie się nie spodziewał, że idąca przed nim postać postanowi go nagle zaatakować. Stało się to tak szybko, że nie zdążył nigdzie uskoczyć. Z jego ust wyrwał się wrzask, gdy porcja gazu pieprzowego zetknęła się z jego spojówkami i automatycznie w nim zawrzało.
- Ja pierdolę, pojebało cię?! - rzucił w przestrzeń, tracąc chwilowo orientację w terenie. Zacisnął mocno powieki, a że to tylko sprowokowało jeszcze większe szczypanie, zaczął pocierać oczy ręką. Doświadczenie, które znał tylko z filmów, wreszcie dostatecznie utwierdziło go w przekonaniu, jak to piekielnie bolało! Nie obchodziło go, czy to był facet czy jakaś wariatka, choć z całą pewnością obstawiał to drugie. Gdyby jakikolwiek facet szukał zaczepki, a tacy się zdarzali, to nie zachowałby się tak tchórzowsko. Niby w niczym aktualnie nie zawinił, ale powód do wszczęcia bójki zawsze jakiś by się znalazł. Ale dostać gazem za niewinność?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wierzyła w przeznaczenie, a tym bardziej w przypadek, chociaż niektórzy uważali, że to właśnie te dwa byty o nieznanej formie, ani nieokreślonej strukturze rządzą ich życiem. Daleka była od twierdzenia w swoim przypadku, ponieważ to ona dokonywała wyborów, chociaż najczęściej tych…. złych.
Przekonała się o tym dobitnie, kiedy z ust - jak sądziła - prześladowcy wydobyło się siarczyste przekleństwo. Był wyraźnie zaskoczony, podobnie jak Mel i nie tylko dlatego, że prawdopodobnie zaatakowała niewinną osobę, ale przede wszystkim tym, że głos mężczyzny nie był jest wcale taki obcy. Gdy ten próbował odrobinę się ogarnąć, dziewczyna w pamięci odszukała właściwego wspomnienia, a na jej twarzy pojawił się wyraz zdumienia. Czy to możliwe?
- Dominic? - zapytała, po raz pierwszy od wielu lat wypowiadając to imię, z łagodnością, jakiej brunet nigdy wcześniej do doświadczył, a przynajmniej nie w jej wydaniu. Jednak kiedy pierwszy szok minął, zaraz się zmiarkowała, bo w jej głowie wciąż rozbrzmiało pełne złości Ja pierdolę, pojebało cię?! - To chyba ciebie pojebało, Colton! - furknęła, krzyżując ręce na piersi. Mimochodem przybrała postawę zamknięta. - Aż tak się stoczyłeś? - było to oczywiście pytanie retoryczne, bo nie czekając na odpowiedź mężczyzny dodała - Teraz łatwością można pomylić cię z jakimś zwyrodnialcem! - w tej sytuacji - przynajmniej zadaniem Mel - atak był najlepszą formą rozmowy, nawet jeśli było jej odrobinę go szkoda. Jeśli gaz działał tak, jak mówili to Dominic musiał teraz cierpieć. Czy powinna się nad nim ulitować, pomimo tego, że był dupkiem?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niektórzy wierzyli również w karmę. Posiadali głęboką wiarę, że czyniąc dobro, ono do nich prędzej czy później miało wrócić. Tak samo, jeśli rządziły tobą złe uczynki to te negatywne siły zawsze kiedyś wracały. Najpewniej właśnie to sprawiło, że Dominic znalazł się w takiej, a nie innej sytuacji.
Pieczenie wydawało się nie do zniesienia. Chłopak nie potrafił kontrolować łez, które wypełniły jego oczy, jako organizm próbując w ten sposób złagodzić dolegliwości i jak najszybciej pozbyć się intruza. Na chwilę stropił go fakt, że usłyszał swoje imię, bo przecież kto wie, czy w tej ciemności kobieta nie rozpoznała go z telewizji? Z opóźnieniem dotarło do niego, że przypadkowa kobieta nie zaakcentowałaby jego imienia w taki sposób, co po chwili potwierdziła swoją odpowiedzią. Dopiero teraz jej głos zabrzmiał znajomo.
- Jasne, z jakiej niby racji? - warknął i pochylił się do przodu, by podeprzeć się rękami o kolana i zaczął mrugać szybko oczami w nadziei, że to pomogłoby mu odzyskać ostrość obrazu. Ból wydawał się trochę zmniejszyć, ale do szczytu marzeń nadal było daleko, dlatego mimowolnie się krzywił. - Jeżeli tak wygląda dla ciebie zwyrodnialec to musisz mieć porządnie spaczony umysł, Mel. - Mimo tylu lat nie sposób było jej nie poznać, nawet bez patrzenia na nią. Zbyt często ze sobą kiedyś darli koty, by tak po prostu puścić to w niepamięć.
- Ty chyba za to stałaś się jeszcze większą wariatką niż byłaś. Nikt ci nie powiedział, że leki od lekarza się połyka, a nie wciąga? - dogryzł jej bez zastanowienia, nadal w nerwach, bo to cholerstwo nie chciało dać mu już spokoju! Po chwili połączył fakty i dodał: - Jeśli atakowanie przypadkowych przechodniów to twoja nowa rozrywka to masz naprawdę interesujące zajęcie. - Tym razem komiczność własnych słów spowodowała, że mimo uciążliwego szczypania, parsknął śmiechem. Właściwie nie wierzył w żadne ze swoich słów, ale całość, połączona z nieleczoną chorobą psychiczną brzmiała absurdalnie logicznie, na co nie sposób było się nie zaśmiać. Możliwe, że to on zwariował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Melusine zbyt późno odkryła swój błąd, chociaż wiedząc już z kim ma do czynienia, nie zamierzała otwarcie się do niego przyznawać.
Ile to już lat minęło? Cztery, a może pięć? Nie była w stanie tego określić, choć upływ czasu był bardzo widoczny, chociażby ze względu na zmiany jakie zaszły w życiu dziewczyny. Oczywiście nie było tak, że wraz z nimi odcięła się całkowicie od wydarzeń jakie miały wówczas miejsce, wciąż pamiętała o najlepszego przyjaciółce, odwiedzając czasem aż nazbyt często jej grób, rozmawiając, ale nie miała problemu by zapomnieć o istnieniu Dominica, zwłaszcza po tym, jak ten dobitnie powiedział, co o niej myśli. W zasadzie nigdy nie darzyli się ciepłymi uczuciami, Pennifold tolerowała go ze względu na Harper. Oczywiście mężczyzna miał swoje lepsze momenty, które wręcz nakazywały, by zastanowić się jaki jest w rzeczywistości, jednak ostatecznie jedynie potwierdził przypuszczania brunetki; arogancki dupek.
Mimo wszystko widząc, jak się męczy poczuła się winna, jednocześnie czując dziwny ścisk w żołądku, gdy jego usta opuściło zdrobnienie jej imienia. Brzmiało obco, a jednocześnie tak znajomo. Przez moment stała wpatrując się w jego postać z lekko rozchylonymi w zaskoczeniu ustami, bijąc się z myślami, co powinna zrobić. Słowa opuszczające usta Dominica wprawiły ją w irytację, dlatego instynktownie zacisnęła dłonie w piąstki. Powinna to tu tak zostawić i zwyczajnie sobie pójść, bo widocznie jednak mu się należało, ale nie miała serca by tak postąpić.
- Daruj sobie te kąśliwe uwagi, bo ci nie wychodzi - oznajmiła, nieco łagodniej, chociaż w tonie jej głosu wciąż przemawiała niechęć. Westchnęła ciężko opuszczając ramiona - Będę tego żałowała - mruknęła pod nosem, ostrożnie do niego podchodząc. - Pomogę ci, chodź - powiedziała, wciąż daleka od tego, by go przeprosić. Tak naprawdę nie była to żadna łaska, gdyż sama doprowadziła go do takiego stanu, więc postanowiła wziąć odpowiedzialność na swój czyn. Takiej Melusine Colton nie znał, więc mogło to być dla niego zaskoczeniem. Wyciągnęła ku niemu dłoń, czekając aż ją przyjmie, nie narzucając się. Jeśli odrzuci jej pomoc, zapewne odwróci się na pięcie i zwyczajnie pójdzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ich ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Pogrążony w rozpaczy i złości na cały świat, bolało go patrzenie na osoby bliskie Maxowi i Harper. Jedną z nich była właśnie Melusine. Jako przyjaciółka jego dziewczyny, spędzała z Domem znacznie więcej czasu, niż reszta, a tym samym, chcąc nie chcąc, wiedziała o nim więcej, niż powinna. Nigdy jakoś szczególnie za sobą nie przepadali i utrzymywali względnie dobre stosunki tylko z uwagi na Harper, ale z czasem nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że za tą ogólną niechęcią kryło się coś jeszcze, czego sami przed sobą nie byli w stanie przyznać.
Niestety, po wypadku ich relacja uległa drastycznej zmianie. Najlepszym sposobem na poradzenie sobie ze wszystkimi emocjami, jakie nim targały, było oderwanie się od wspomnień i wszystkiego, co przypominało jego zmarłych najbliższych. I o ile nie miał większego problemu z innymi, tak w przypadku Melusine było inaczej. Wiedząc, że ona też wtedy cierpiała, o wiele trudniej było mu zrobić to, co wówczas uważał za słuszne. Mimo to zadał jej kolejny cios, którego również się nie spodziewała. A kiedy próbowała jakoś złagodzić sytuację, bo wydawało jej się, że istniała w nim jakaś cząstka człowieczeństwa, postarał się, by przypomniała sobie, kim był naprawdę. Dupkiem, z którym nie warto się zadawać.
Poniekąd Dominicowi należało się takie potraktowanie, choć było skutkiem zwyczajnego przypadku. Nie widział miny Mel, ale mógłby przysiąc, że kiedy tylko pomiarkowała, kogo postanowiła zaatakować, ulżyło jej, a może nawet jej twarz właśnie szerzyła się w triumfalnym uśmiechu. Buzująca w nim wściekłość przemawiała przez jego słowa, jakby miały mu zrekompensować w jakiś sposób ból. Instynktowna reakcja, nader często używana bez cienia zastanowienia.
Najgorsze było to, że mimo ustawania palenia, czuł coraz większe zmęczenie. Dlatego zacisnął szczęki, powstrzymując się przed rzuceniem następnego komentarza i odetchnął głęboko. Obraz przed jego oczami nadal wydawał się rozmazany, ale zaczynał rozpoznawać kontury. Słysząc jej propozycję, ściągnął brwi. - Chyba nie chcesz mnie uprowadzić? - zapytał nieufnie i zawahał się kilka sekund, zanim ostatecznie przyjął jej pomocną dłoń i wyprostował się. Skoro tak szlachetnie ofiarowała mu swoją pomoc, mimowolnie postanowił jej zaufać. I tak jeszcze przez chwilę nie był w stanie dotrzeć dokądkolwiek w tym mroku. Z dozą niepewności ujął jej rękę i delikatnie włożył sobie pod ramię, by móc dotrzymać jej kroku, zanim jego wzrok nie powróci do normalności.
- Co tutaj robisz tak właściwie? - zagaił już łagodniejszym głosem, kiedy ruszyli w dalszą drogę. Z boku mogli wyglądać na parę na spacerze, co wprawiało Dominica w pewne zażenowanie, ale na tę chwilę niestety nie mógł nic na to poradzić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W ogólnej niechęci jaką wzajemnie się darzyli nie doszukiwała się znamion innych uczuć. Analizie nie poddawała również niektórych zachowań Dominica, nawet jeśli te skłaniały do refleksji. Przyjęła za standard, że jest zwykłym dupkiem, gardząc tym, co sobą reprezentował, nawet jeśli osąd jakiego dokonywała opierał się wyłącznie na nielicznych sytuacjach jakich była świadkiem, a do tego był odrobinę zakrzywiony przez bunt jakiego w tamtym momencie doświadczała. Wówczas wydawał się jej zbyt poważna, zbyt spięty, zbyt odpowiedzialny, co irytowało. Z perspektywy czasu i wszystkiego, co razem przeżyli skłonna była do zmiany zdania, jednak on nie musiał o tym wiedzieć. Okazało się, że czas chociaż tak do końca nie leczył ran, to pozwalał na przyzwyczajenie się do bólu, dzięki czemu ten z każdym dniem stawał się mniej odczuwalny. Tak było w przypadku Melusine, wciąż pamiętała o Harper, wciąż na myśl o dziewczynie serce w jej piersi zatrzymywało się na ułamek sekundy, ale obecnie starała się skupiać nie na samej stracie, ale wszystkim tym, co zyskała mając taką przyjaciółkę.
Spotykając Coltona po tylu latach nie była w stanie określić czy i on uporał się ze wszystkimi demonami przeszłości, choć patrząc po reakcji na jej osobę, miała co do tego wątpliwości. Ale ona dorosła i mimo słabego początku, który był kwestią przypadku, starała się zachować spokój. Wiedziała, że gdyby weszła z nim w słowną pyskówkę, wówczas osiągnąłby pożądany przez mężczyznę efekt, a nie miała ani ochoty, ani sił przeżywać raz jeszcze tamtego koszmaru. Wówczas bliska była płaczu, każde jego słowo sprawiało, że odrywał po kawałku jej duszy, która w dniu śmierci Harper i tak rozerwana została na pół.
Czy atakując go poczuła się lepiej? Mogłaby skłamać, że nie, jednak poniekąd jej ulżyło. Powinna coś podobnego zrobić kilka lat temu; dać mu do twarz, uderzyć, cokolwiek, by dać upust emocjom, które targały jej drobnym ciałem, ale ostatecznie po prostu odeszła. Być może był to błąd, być może gdyby zareagowała inaczej zmieniłoby to bieg nie tylko jej życia, ale przede wszystkim Dominica. Niestety, wtedy prostsza wydawała się ucieczka, zamiast wyjście naprzeciw temu przez co oboje przechodzili. Tak naprawdę, w tamtym momencie łączyło ich więcej niż kiedykolwiek; to mogło przerażać.
Choć propozycja z łatwością opuściła różowe usta, wiele ją kosztowało, by się przełamać, bo było to jednoznaczne z otworzeniem się na przeszłość.
- Chcę ci pomóc - oznajmiła, wywracając teatralnie oczami na jego pytanie, na żarty mu się zebrało? Sama Melusine wypowiadając te słowa nie miała jeszcze pojęcia, jak wielką wagę mogąc mieć. Wciąż pełen niepewności ujął jej dłoń, wówczas zacisnęła mocniej palce, czując ciepło jego ciała. Podobnie jak on, nie ufała mu, jednak nie mogła go tak po prostu zostawić. Byłoby to zachowanie daleko odbiegające od tego, co obecnie sobą reprezentowała.
Uniosła jego ciężar, obracając w kierunku z którego przyszli. Zaledwie za rogiem znajdowała się restauracja w której dziewczyna pracowała, a tam miska, czysta ściereczka i woda, które w sytuacji Dominica były wręcz na wagę złota.
- Pracuję w okolicy - odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie wdając się w niepotrzebne szczegóły, odrobinę zdziwiona jego zainteresowaniem. - A ty dlaczego szlajasz się ulicami po nocach i do tego wyglądasz jak bandzior? - zapytała, nawiązując do tego, co wydarzyło się wcześniej, bo naprawdę łatwo było pomylić go z kimś kto tylko czyha na słabszą ofiarę. Nim jednak zdążył udzielić odpowiedzi stanęli przed drzwiami zamkniętej już knajpy, do której Mel na szczęście miała klucz.

z tematu x2

Przechodzimy tu -> Canlis

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#15

Willow od tygodnia pracowała na sali bankietowej połączonej z niewielkim lokalem gastronomicznym. Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy zwalniano ją z różnych mniej lub bardziej popularnych lokali, dlatego tym razem naprawdę uważała na to, co robiła. Starała się patrzeć pod nogi, nie brała na tacę więcej szklanek, niż mogła udźwignąć oraz unikała włączania sprzętów elektrycznych, które zawsze psuły się pod wpływem jej dotyku. W ten sposób przetrwała ostatnie dni i nawet dostała parę pochwał od przełożonego.
Właśnie wracała z sali. Na nogach miała łyżworolki, a w ręce trzymała siatkę ze dwoma słoikami zupy jarzynowej oraz trampkami na przebranie. Mknęła pomiędzy ludźmi, uprzednio sporadycznie krzycząc, aby się odsunęli, co wzbudzało chwilowe obruszenie. Mijało ono równie prędko, jak Willow, która nabierała tempa ilekroć wjeżdżała na prostszą nawierzchnię.
W pewnym momencie dziewczynę oślepiło słońce. Odruchowo zrobiła daszek z dłoni nad brwiami, lecz omyłkowo wjechała w dziurę w skutek czego uderzyła się ręką w twarz. Nagły cios wytrącił ją z równowagi. Wzdrygnęła się i zaczęła gwałtownie unosić raz prawą, raz lewą nogę, lecz pomimo usilnych prób wciąż się chwiała. Wypuściwszy reklamówkę, rozpostarła ramiona, co wyglądało zarówno zabawnie, jak niedorzecznie.
Minęła skrzyżowanie i wjechała na uskok, przez który bardzo przyśpieszyła. Wiatr smagał jej rozgrzane policzki, mierzwił rozpuszczone włosy i wrzucał do oczu pojedyncze ziarna piasku oraz piętrzący się na ulicy kurz.
Nagle krzyknęła. Z naprzeciwka dostrzegła dziewczynę na hulajnodze. Poruszała się identycznie niestabilnie, co zaogniło w Willow niepokój. Mimowolnie złączyła kolana i zaczęła machać rękami, jakby próbowała odfrunąć! Niestety zderzenie okazało się nieuniknione i już po chwili obie leżały na chodniku, zaplątane we własne kończyny.
Hamswirth miała zdarte oba kolana, szramę na policzku oraz ślad opony hulajnogi wzdłuż uda. Bolały ją pośladki, plecy i prawy łokieć, którym porządnie uderzyła w asfalt. Jedna z jej nóg znajdowała się pod kierownicą, a druga na biodrach drugiej uczestniczki wypadku.
Hej — jęknęła, jednocześnie próbując odwrócić się w bok. Niestety w obecnej pozycji było to niemożliwe, dlatego jedynie zadarła głowę. — Żyjesz?

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Codzienna rutyna to jedno ze słów, które powtarzała sobie Mihi przy każdej możliwej okazji. Śniadanie, prysznic, studia, następnie siłownia, obiad, nauka i spanie. W ten sposób wyglądał praktycznie każdy jej dzień. Dlaczego? Ponieważ starała się brać nad nim maksymalną kontrolę. To nad czym mogła sprawować władzę, wykonywała według własnego widzimisię. Jasne, po drodze pojawiały się przymuszenia do randek w ciemno, edukacji w Stanach Zjednoczonych najlepszymi ocenami, ale to czym mogła starała się rządzić. Tak dzisiejszego dnia trafiła na siłownię.
Zwykła codzienność. Ćwiczenia siłowe, rozciąganie, następnie szybki prysznic i jechała w kierunku domu. Ostatnia rozmowa z Vincentem dawała jej wiele do myślenia. Zaczęła zastanawiać się, co powinna zrobić w związku z ambicjami rodziców. W dosyć niemiłym nastroju wsiadła na własną elektryczną hulajnogę i jechała dosyć szybko do domu. Szczerze nie do końca uważała na to, co działo się przed nią. Dalej widziała Davida przed sobą, jeżeli takich miała dostać wybranków, to równie dobrze mogłaby już się powiesić. W zamyśleniu mknęła mechanicznie przed siebie.
Dopiero w pewnym momencie ocuciła się, bo przez prędkość zwiał jej dosyć daleko kapelusz. Zdążyła się za nim spojrzeć, a poczuła siłę uderzenia. Przez dobry moment nie mogła otworzyć oczu. Zawsze była uważna, patrzyła na drogę i dlatego jeszcze bardziej przeklinała siebie za to, co się stało przed chwilą. Mruknęła coś po koreańsku.
Straty Mi Hi wiązały się z raną na czole, obdartym kolanem oraz co gorsza bólem biodra, które zostało uderzone siłą kierownicy. Po paru sekundach zaczęła otwierać oczy i nie potrafiła zrozumieć do jakiej układanki doszło przed ich oczyma. Jedna noga w jednym miejscu, druga w drugim, a i jeszcze jabłko spadło na twarz Jeon, bo zderzyły się pod straganem z warzywami.
— Cześć — odpowiedziała dosyć optymistycznym głosem, jak na fakt zaistniałego zdarzenia — chciałabym nie — aż musiała się zaśmiać. Dawno nic jej tak nie bolało — a ty? — zagadnęła, rozglądając się po miejscu wypadku — Ojejku, jesteś ranna — stwierdziła, unosząc się na łokciach i widząc szramę na policzku Willow — Chyba mam coś w plecaku — mruknęła, chwytając po swój plecak. Pakunki Mihi były najbardziej zaopatrzone. Odkąd obejrzała jeden film o zombie, musiała zawsze nosić przy sobie wszystko, co mogłoby się przydać, jeśli doszłoby do apokalipsy zombie. Chwilę pogrzebała i... znalazła plasterek z bałwanem Olafem, który podała Hamsworth w ramach pocieszenia?

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow działa zupełnie inaczej, wielokrotnie udowadniając otoczeniu, że nie miała żadnej kontroli nad własnym życiem. Działała intuicyjnie, próbując dostosować się do sytuacji i ludzi, chociaż z jej usposobieniem było to niezwykle żmudne zadanie. Momentami zaskakiwała samą siebie, kiedy przez wrodzoną nieporadność potrafiła wywrócić się na prostej drodze, powiedzieć kilka słów za dużo lub banalną czynnością wprawić w drżenie każdy nerw Jaydena Hemswortha. Była w tym najlepsza!
Willow w przeciwieństwie do Mi Hi nie posiadała rodziny. Po opuszczeniu sierocińca, nie musiała spełniać niczyich oczekiwań, bo takowe stawiała sobie samodzielnie – ale były to wyłącznie małe cele, jak wstanie przed budzikiem lub zjedzenie sytego śniadania.
Spojrzała w oczy drugiej uczestniczki kraksy, uprzednio podtrzymując się na łokciach. Potem wzrokiem obiegła jej ciało, które wplątane w kończyny Willow również miało kilka pobieżnych ran. W około leżały rozsypane owoce; część z nich dalej turlała się wzdłuż chodnika i wpadała pod nogi przechodniów. Ludzie w dosyć egoistyczny sposób omijali dziewczyny szerokim łukiem, zupełnie jakby stanowiły dla nich zagrożenie.
Też chciałabym nie – odpowiedziała podobnym, entuzjastycznym tonem, co nie było adekwatne do sytuacji. Ostrożnie wyciągnęła nogę spod hulajnogi, ale przez ciążącą na stopie rolkę, udało jej się dopiero przy trzeciej próbie. Potem usiadła i dotknęła policzka. Mimowolnie syknęła, bo zrobiła to zbyt gwałtownie. Na jej dwóch palcach została krew z brzydkiej i głębokiej szramy, którą nerwowo wtarła w pozostałe opuszki.
Nie szkodzi – pokręciła głową. Uśmiechnęła się delikatnie, ale po chwili twarz Willow została skuta przez nienaturalny grymas. Ściągnęła brwi i wytknęła palec w stronę Mihi. – Omo! Też jesteś ranna! – Spojrzała na czoło dziewczyny i kolano, gdzie widniały krwawe znamiona otoczone siną obwódką. Zabrała drugą nogę, jaka tym razem spoczywała na kolanie towarzyszki niedoli i zmieniła pozycję. Następnie ściągnęła z nóg ciężkie rolki i usiadła bliżej nieznajomej.
W tym zderzeniu obie porządnie oberwały, choć raczej powinny obyć się bez pomocy lekarza. Na widok plasterka z Olafem Willow ponownie szeroko się uśmiechnęła. Z lekkim rozbawieniem przyjęła opatrunek, po czym zaczęła grzebać w kieszeni i… wyciągnęła plaster z wizerunkiem Minionków, który wręczyła dziewczynie. Z natury była pokraczna i nieuważna, ale po raz pierwszy spotkała kogoś, kto być może był do niej podobny.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Posiadanie rodziny było sprawą względna. Jeon wychowała się właściwie sama w otoczeniu opiekunek. Brat jej nie odwiedził, mimo przyjazdu do Stanów Zjednoczonych, przez ponad pół roku. Była sama, ale lgnęła do ludzi. Przez to miała radosne nastawienie do życia, o ile nie chodziło w żaden sposób o pieniądze. Wtedy miała swój inny tryb, w którym była chłodna, analityczna oraz nieprzystępna. Na ogół ludzi widywała z uśmiechem.
Mi próbowała podnieść się do siadu, ale z każdym ruchem czuła jeszcze większy ból, przez co pojawił się na jej twarzy pojawił znaczny grymas. Ukryte w nim było mnóstwo kwestii. Uśmiechała się, kiedy tylko złapała kontakt wzrokowy z towarzyszką kraksy.
— To jesteśmy w tym we dwie — odpowiedziała ciut za radosnym tonem, jak na bolące ją całe ciało. W tym momencie miała ochotę zniknąć z pola widzenia kogokolwiek. Czuła, że wyglądała żałośnie. Dopiero po dłuższym momencie była w stanie rozplątać się i wyjść z uścisku między nią a Willow. Zdążyła też odsunąć hulajnogę oraz przekląć po koreańsku pod nosem, co musiało wyglądać jak rzucanie jakiegoś zaklęcia.
— Oczywiście, że szkodzi — odpowiedziała stanowczym tonem, nadymając przy tym poliki. Już myślała, że coś z nią nie tak, kiedy to jej towarzyszka się zgrymasiła — przepraszam — za kraksę? Za obrażenia Wi? Albo jej własne? Sama do końca nie wiedziała, ale kultura nakazywała jej zawsze przepraszać. Czuła się winna temu wypadkowi, a teraz jeszcze jej ulubiony kapelusz zniknął — Te pare ranek? — zagadnęła pogodnie. Chociaż zaraz po powiedzeniu tego czuła, że to nie były zwykłe ranki. Aż zastanowiła się, czy powinna napisać do brata — miałam gorsze kraksy niż to, co teraz widzisz — odpowiedziała lekko zdenerwowana, obracając swoją głową. Widocznie czegoś szukała — za to kapelusz gdzieś mi spadł — i w całym tym wydarzeniu to była najgorsza rzecz, która mogła się wydarzyć. Lubiła go. Zawsze przynosił jej szczęście. Dostała go jeszcze jako dziecko, kiedy ojciec raz postanowił się nią bardziej zainteresować i wziął ją na ryby.
— Kocham Minionki — odpowiedziała, przyklejając sobie plaster na czoło. Wyglądało to dosyć niechlujnie, bo dalej leciała z niego krew, a Minionki świeciły swoim pięknym uśmiechem, pokazując kciuka — Mihi, miło Cię poznać, lepiej mów Mi, krócej i łatwiej wymówić — powiedziała, wyciągając rękę w stronę Willow. Musiały wyglądać jak nie zaopiekowane się dzieci. Uśmiech nie schodził im z twarzy, a przechodnie szli obok nich. Świat dla dziewczyn mógł się zatrzymać. Jeon w tym czasie zaczęła liczyć, czy w ogóle dotrze do siebie w takim stanie. Mimo wszystko nie wyglądały za dobrze — daleko masz do domu?

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

W tym momencie obie wyglądały żałośnie. Leżały po środku chodnika, splątane we własnych kończynach, z kolorowymi plastrami przyklejonymi tu i ówdzie, a wokół turlały się jabłka, które omyłkowo strąciły ze straganu. Sceneria została wyrwana z komedii w jakiej właśnie odgrywały główne rolę.
Przez krótką chwilę Willow, idąc śladem Mihi, mocowała się, aby przyjąć bardziej komfortową pozycję. Kiedy odsunęła hujanogę natychmiast wyciągnęła nogę i prędko, choć trochę nerwowo odpięła rolki.
Nie – machnęła ręką – nie szkodzi – powtórzyła bardziej stanowczo, niż wcześniej – jestem nieporadna. To – tu wykonała duże koło palcami, chcąc objąć tym gestem wszystko, co aktualnie ich otaczało – często mi się zdarza, więc to ja powinnam przeprosić. Przepraszam – rozpromieniła się.
Willow czuła się identycznie winna, jak Mihi. Straciła równowagę i nie zatrzymała się w odpowiednim momencie w skutek czego wywołała kraksę.
Ponownie zmarszczyła brwi, obejmując wzrokiem twarz Azjatki. Początkowo wyglądała na nieprzyjętą, jednak w trakcie dalszej akcji w jej oczach dostrzegła zdenerwowanie. Rozglądała się na boki, przez co Willow intuicyjnie podążyła za spojrzeniem dziewczyny i już po chwili szukała kapelusza, który zgubiła towarzyszka niedoli, uprzednio ściągając z nóg łyżworolki. Wokół spacerowali ludzie.
Jak wyglądał? – zapytała mimowolnie. Ona sama również gubiła różne przedmioty. Ostatnio był to telefon utopiony gdzieś w głębinach fontanny, którego pomimo prób nie udało jej się znaleźć. Parę dni chodziła bez jakiegokolwiek aparatu, przez co miała utrudniony kontakt zarówno ze znajomymi, jak i całym światem.
A ja Krainę Lodu – odpowiedziała natychmiast, po raz kolejny się uśmiechając. Podczas tego krótkiego, niebywale cudacznego spotkania Willow miała wrażenie, że właśnie poznała bratnią duszę, kogoś fizycznie innego, lecz psychicznie posiadającego niemal identyczne usposobienie. To była miła odmiana po obracaniu się w towarzystwie pochmurnego i cynicznego Jaydena Hemswortha.
Mi – powtórzyła, chcąc zapamiętać imię nowej znajomej. – Willow, ale może być Wi. – Uścisnęła dłoń dziewczyny, po czym ostrożnie dźwignęła się do pionu. Bolały ją zarówno obdarte kolana, jak i kość biodrowa, którą najprawdopodobniej zbiła podczas upadku.
Wydawało się, że czas stanął dla tych dwóch, niezdarnych dziewczyn, bo otoczenie pędziło naprzód, nie zwracając uwagi na przeżywany przez nich wypadek. Oprócz nieprzychylnych spojrzeń nie dostały niczego, bo powaga i konsternacja spinała większości mieszkańców Seattle – ale nie Miho i nie Willow, które dzierżyły tę samą aurę przyzwoitości i beztroski, martwiąc się bardziej o siebie nawzajem, niż własne rany.
Kawałek, ale chyba zadzwonię po – zacięła się. Nie wiedziała jak powinna nazwać Jaydena – współlokatora – przytaknęła sama sobie. – A ty? – Nie usłyszała odpowiedzi na pytanie, bo niespodziewanie zza straganu wyłoniła się właściciela. Miała tęgi wyraz twarzy, a w dłoniach trzymała rózgę, którą gwałtownie machnęła. Willow automatycznie dopadła ramienia Mihi i z wyrazem lęku spojrzała na kobietę. Zbliżała się, a jej wzrok wyrażał chęć mordu.
Zniszczyłyście mi owoce! – wrzasnęła, ponownie grożąc gałęziami. Wtedy Hamsworth zadziałała instynktownie. Podniosła hulajnogę i siłą, nie bacząc na doznane przez towarzyszkę rany, wepchnęła na nią Mihi. Sama stanęła z tyłu i mocno oplotła ramionami jej wąską talię.
Jedziemy, Mi! – krzyknęła, a w tym samym momencie kobieta wysunęła tłuste palce, aby dopaść przynajmniej jedną z nich.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeon teatralnie westchnęła. Była zmęczona tą sytuacją. Czuła, jakby oderwanie nóg i rąk było najłatwiejszą możliwą opcją, którą w tym momencie mogłaby zrobić. Przytłaczał powoli ją ból, a i tak siedziała uśmiechnięta, jakby wygrała milion złotych. Potrząsnęła głową, wpatrując się w towarzyszkę niedoli. Złapała do niej sympatię. Jeszcze nie widziała drugiej tak podobnej do niej osoby.
— Ja też — powiedziała radosnym tonem, pokazując na samą siebie palcem. Kiedyś skaleczyła się o swoją drogocenną kartę z albumu seventeen, przez co jej album był cały we krwi — szkodzi — dodała poważnym tonem, po czym ukłoniła się. Z siły rozpędu nie wymierzyła wystarczającej liczby siły, przez co uderzyła głową o chodnik. Jęknęła cicho, ale podniosła się. Obrazek rozpaczy to idealne określenie, którym możnaby teraz nazwać dziewczynę — to ja powinnam Cię przepraszać — powiedziała stanowczym tonem, wywalając dolną wargę — daj spokój, to moja wina — zaraz machnęła na to wszystko ręką. Szary przechodzień mógłby pomyśleć, że dziewczyny walczą o coś cennego, a nie o fakt winy. Przerzucały się winą, ale każda chciała ją zgarnąć, niczym złotego Grala. Przynajmniej Mihi.
— Taki ładny, szary kapelutek jak dla prawdziwego rybaka — powiedziała, pokazując palcami wskazującymi na kształt jej nakrycia głowy. Wyglądała na zrozpaczoną, kiedy wędrowała wzrokiem po ulicy, szukając go. Westchnęła cicho. Miała i tak się go pozbyć. Nie potrzebowała dziecinnych wspomnień w Seattle. Darzyła ten kapelusz swojego rodzaju niepowtarzalnym uczuciem, ale nie była w stanie go w stu procentach zdefiniować. Po prostu pusto się w jej serduszku zrobiło. To była jedna z niewielu rzeczy, z którymi miała wspomnienie rodzica.
— Jakbyś się przefarbowała, mogłabyś zrobić cosplay Anny — stwierdziła z uśmiechem, klaszcząc rękoma. Bądźmy szczerzy, Mi kogokolwiek by nie spotkała prawiłaby komplementy, ale w pewien sposób dziewczyna przypominała jej rudowłosą księżniczkę. Brakowało jej tylko mężczyzny z reniferem! Zawsze zapominała, jak nazywał się Anny tró lov, ale na szczęście nie była na quizie z bajek Disneya. Wiele rzeczy najzwyczajniej w świecie zapominała i uciekało jej z głowy.
— Wi i Mi — powtórzyła pod nosem, marszcząc nosek — dwuliterowe przeznaczenie — powiedziała głośno. Aż jeden randomowy człowiek spojrzał się na dziewczyny krzywym wzrokiem. Tyle że Jeon w ogóle to nie przeszkadzało — to... takie urocze — była zadowolona z tego stwierdzenia. Może pierwszy raz spotkała kogoś o podobnym podejściu do życia? Pewnie Wi nie poznałaby Mi w trakcie nauki, ale w Stanach spotkała pierwszy raz kogoś aż tak miłego. To jej robiło dzień.
— Też mam kawałek — zdążyła powiedzieć, a zaraz pisnęła z przerażenia — uważaj, AJUMMA NAS ATAKUJE !!! — krzyknęła Jeon, zwracając uwagę całej ulicy na tę dziwną rozgryzającą się scenę. Pokazała palcem kobietę. Ktoś mógłby powiedzieć, że obraża ją właścicielkę straganu, ale to najzwyczajniejsze stwierdzenie na kobietę ze straganu. Starsza pani w Korei. Chociaż nie miała charakterystycznych atrybutów takiej straganiary koreańskiej.
— Sama je zniszczyłaś — pisnęła Mi, zakrywając oczy dłońmi ze strachu — były na naszej trasie — odezwała się przyszła pani prawnik. Pewność i elokwencja na poziomie przedszkolaka. Pewnie gdyby nie Wi, Mihi nawet nie postanowiłaby stanąć z miejsca.
— AAaaa! — krzyknęła, gdy ręka kobiety zbliżyła się do niej — ta pani chce mnie zaatakować — pokazała na nią palcem. Kobietę stanęła zszokowana, nie spodziewała się po nastolatce reakcji jak w podstawówce. Sama Jeon się tego nie spodziewała, ale w ciągu chwili zdążyła chwycić za hulajnogę — zwiewamy — mruknęła cicho do Willow, chwytając swoje rzeczy i biegnąć w randomowym kierunku.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Mogły przekomarzać się cały dzień i nalegać, aby przekonać drugą stronę do własnej winy, ale ostatecznie takie zachowanie do niczego nie prowadziło. Były w podobnym stopniu nieuważne i wszystko wskazywało na to, że w identyczny sposób podchodziły do zderzenia, dlatego Willow skapitulowała jako pierwsza. Z uśmiechem pokręciła głową, dając tym samym znak Mihi, że powinny zaprzestać dalszej dyskusji. Nawet gesty miały takie same, bo tym samym momencie machnęły lekceważąco ręką, co u Hamsworth wywołało krótkie prychnięcie.
Może zaraz się znajdzie – rzuciła pokrzepiająco, przy czym jeszcze jeden raz rozglądnęła się po okolicy. Niestety nigdzie nie dostrzegła kapelusza. Westchnęła – ponownie w tej samej chwili, co Mihi, lecz tym razem, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, posłała dziewczynie jedynie ukradkowy uśmiech.
Willow nie miała sentymentów. Opuściła sierociniec z ubogą torbą ubrań i trzymiesięczną, pieniężną wyprawką. Odkąd zamieszkała w szarych progach ośrodka nie posiadała niczego na własność. Przedmioty i przestrzeń dzieliła z innymi wychowankami, dlatego nie przywiązywała wagi do rzeczy. Do czasu, bo telefon, który otrzymała od Jaydena stanowił cenny artefakt. Obchodziła się z nim z niebywałą dbałością i ostrożnością. Po raz pierwszy otrzymała od kogoś prezent.
Wydaję mi się, że jestem starsza. Ty mogłabyś być Anną, a ja Elzą – zasugerowała i raz jeszcze, idąc tropem zachowania Mihi, klasnęła w dłonie. Siedząc po środku chodnika, pomiędzy hulajnogą, rolkami i rozsypanymi jabłkami, obie zachowywały się jak lustrzane odbicia. Identycznie serdecznie posyłały ku sobie uśmiechy i z identycznym, wręcz absurdalnym entuzjazmem reagowały na drobnostki.
Lovelas Anny nazywał się Kristoff.
Mi i Wi – powtórzyła w odwrotnej kolejności – chyba tak – przytaknęła, przy czym znowu klasnęła w dłonie. Willow dotychczas sądziła, że poza nią i Malasyą w Seattle nie istniała dziewczyna o podobnych do nich usposobieniu. Koleżanki, z którymi przyszło jej wieść znajomość były raczej wyniosłe albo pruderyjnie. Nie wpasowała się w ich szablony.
K-kto? – zawahała się, lecz podążywszy w kierunku, który wskazywała Mihi prędko zdała sobie sprawę z zagrożenia. Krzyknęła. – Uważaj! – ostrzegła, lecz absurd sytuacji uderzył w Willow z niebywałą siłą. Zastygła z dłońmi przy ustach, spoglądając jak zarówno Mihi, jak i starsza pani znieruchomiały. Dziewczyna miała wytknięty palec, a na twarzy kobiety pojawiło się zdumienie.
Potem, gdy świat ponownie nabrał tempa, obie zaczęły uciekać.
Willow przywarła do pleców Mihi, kiedy mknęły dwukołowym pojazdem przez ulicę Seattle. Kilkukrotnie w ostatniej chwili ominęły potencjalnego zagrożenia: kota, psa lub przechodnia. Jednak ostatecznie udało im się cało dotrzeć do skrzyżowania.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Znając moje szczęście, to nie — westchnęła ciężko, jeszcze raz rozglądając się po okolicy, a po kapeluszu nie było żadnego śladu. Czasami czuła, że podobnie było z jej ojcem i matką. Byli, ale oprócz wymagań to znikali jak za machnięciem magiczną różdżką. Jeon nie dziwiło to. Nakrycie głowy było jedną z ostatnich rzeczy, która symbolizowało jej jakiekolwiek dzieciństwo. Widocznie z pewnych kwestii musiała już dorosnąć, zostawiając je za sobą.
Mi była sentymentalna. Głównie dlatego że mało rzeczy kojarzyła z rodzicami. Kapelusz był jedną z niewielu, które miała, ale teraz nawet on zniknął.
— Przecież nie jesteś chłodną osobą, a taką kochaną kochaniutką! Nie we wszystkim chodzi przecież o wiek~ — odparła, nadymając leciutko swoje policzki i kręcąc niechętnie głową. Nie do końca wiedziała, w jaki sposób powinna się w tym wszystkim odnaleźć. Wiek to przecież liczba. Co prawda może on decydować o wielu sprawach, ale nie powinno to być teraz ważne. Obie były miłe. A jeden lovelas Anny zmieni imię na David, a drugiej będzie nazywać się Jayden.
— Oczywiście, że tak! — aż przyklasnęła parę razy w dłonie — przeznaczenie nas ze sobą połączyło! — dodała z wielkim uśmiechem na buzi. Sama Mi potrafiła być wyniosła, kiedy chodziło o jej pracę, czy edukację. Chociaż w normalnym życiu starała się być jak największą wersją siebie. Nie myślała o korzyściach, nie analizowała innych ludzi, a jej naczelną zasadą było carpe diem.
— Ajumma! — krzyknęła jeszcze raz Jeon, ale zaraz się poprawiła — Starsza Pani! — oczywiście, standardowy Amerykanin nie był w stanie zrozumieć jej koreańskiego. Nie było w tym nic dziwnego, a wręcz przeciwnie. Tyle że z szoku nie potrafiła wyjść. Wcześniej takie sceny widziała tylko w koreańskich dramach i amerykańskich filmach, teraz przeżywała ją samodzielnie.
Dobrze, że Mi miała elektryczną hulajnogę, bo nigdy tak szybko nie zwiewała. Czuła jakby zaraz serce miało jej uciec z klatki piersiowej. Zatrzymała się do przejechaniu dobrych trzech minut. Wątpiła, by ajumma goniła ją cały ten dystans.
— Biegnie za nami? — spytała nerwowo, wyszukując kogoś na wzór starszej pani, lub co gorsza policji — jeju, ta starsza pani była straszna, prawie nas pobiła i pewnie przez nią nie znajdę mojego kapelusza — rzuciła smutno, wywalając dolną wargę. Tym razem nikomu nie wadziły — wredna lambadziara. — mruknęła zaraz pod nosem o tej starszej kobiecie. Nigdy nie spodziewała się, że sprzedawczyni może zrobić jej tyle problemów.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow mimowolnie pokręciła głową, słysząc wzmiankę towarzyszki, która dotyczyła wieku. Nigdy nie postrzegała siebie, jako uosobienie kochanej osoby, chociaż bezwątpienia była wrażliwa – może nawet wrażliwsza, niż reszta rówieśników. Na piedestale zawsze stawiała człowieka, a dopiero potem krążące o nim opinie oraz złe występki, które mógł albo prawdopodobnie czynił. Właśnie w taki sposób traktowała Jaydena, kiedy nie zwracała uwagi na to, że wieczorami śmierdział alkoholem i damskimi perfumami.
Czasami serdeczność i empatia nie wystarczały do tego, aby swobodnie żyć z resztą otoczenia. Willow i Mihi mogły się o tym przekonać raptem chwilę później, gdy podirytowana zniszczeniami kobieta przegoniła je sprzed swojego straganu. Stanowiła idealną definicję gniewu, bo w momencie, w którym uniosła miotłę wyglądała jak prawdziwa wiedźma! Właśnie wtedy Willow wydała z siebie okrzyk i kurczowo zacisnęła palce na brzuchu Azjatki.
Szybkie tempo sprawiło, że wiatr rozwiał ich włosy, co znacznie utrudniało obserwację okolicy. Mimo tego ostatecznie udało im się zbiec.
Nie — zaśmiała się, jeszcze jeden raz rozglądając się wokoło. — Możemy tam wrócić za piętnaście minut i go poszukać — zaproponowała, uprzednio schodząc z hulajnogi.
Kolejny kwadrans dziewczyny rozbawiały na neutralne tematy. Wymieniały się poglądami dotyczącymi ubrań, muzyki, zwierząt, jedzenia oraz nauki. Potem wróciły w okolice straganu i kryjąc się przed wzrokiem kobiety ze straganu przeczesywały teren w poszukiwaniu kapelusza.

zt.x2

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Queen Anne”