WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Wizja wyjazdu przyjaciółki i współlokatorki, z którą bardzo zżyła się przez ostatnich kilka miesięcy była dla Pinkie przerażająca, choć oczywiście była gotowa wziąć ją na cycki, bo najważniejsze było to, by to Pandzie było dobrze i by postąpiła w zgodzie z samą sobą. Kiedy jednak Baker poinformowała ją, że przedłuża swój pobyt w Seattle, Pinkie nie posiadała się z radości, a że akurat chwilę wcześniej dowiedziała się o Balu Walentynkowym w Country Clubie, spontanicznie zaprosiła Pandę, by poszła razem z nią. Oczywiście, zaproszenie to miało w stu procentach przyjacielskie podłoże. Pinkie nie wiedziała, jaki stosunek do tego dnia miała Panda, ale była pewna, że Baker nie zasługuje, by martwić się tym, że będzie tego dnia sama. Pinkie zdarzało się chodzić na jakiś walentynkowy party, które były niekoniecznie dla par, bo przecież fajnie było się ućpać i uchlać także w większych grupkach, ale nie była przekonana, by Panda dobrze się czuła w takim miejscu. Bal Walentynkowy był jednak zupełnie czym innym. Byli tu poważnie, eleganccy ludzie, one mogły wcisnąć się w piękne sukienki, a do tego, ponieważ był to bal maskowy, mogły czuć się choć trochę anonimowo.
Pinkie wystroiła się i umalowała, a jeśli Panda chciała jej pomocy, to oczywiście służyła nią. Tuż przed wejście do klubu naciągnęła maskę na oczy i podekscytowana złapała Pandę za rękę. Uśmiechnęła się do niej i razem przekroczyły próg. Pewnie oddały jakieś wierzchnie ubranie do szatni, a potem odnalazły swoje miejsca przy stoliku.
- Mówiłam ci już, że ślicznie wyglądasz? - rzuciła Pinkie, kiedy już umościła pupcię na krześle. Na pewno mówiła, ale pewnie powtórzy to jeszcze wiele razy przed końcem wieczora. - Hmm, czego chciałabyś spróbować? - spytała, oglądając przystawki, które stały przed nimi na stole. Powoli zaczynało się jednak pojawiać coraz więcej dań, może dostaną jakiegoś żurku i zraza z ziemniaczkami. W ich kieliszkach pojawiło się też wino (jeśli Panda jest abstynentką, to kopnij mnie w dupsko), no a Pinkie chciała jak najszybciej zjeść i porwać przyjaciółkę do tańca. Z tej całej ekscytacji w ogóle ledwo mogła usiedzieć w miejscu.
-
– Mówiłaś – przytaknęła i uśmiechnęła się lekko, mrużąc oczy, bo światła nagle zmieniły się z zielonych w niebieskie i ani trochę jej to nie pasowało. – Ty też bardzo ładnie wyglądasz. – Starała się nie przywiązywać do tych rozpraszających błysków zbytniej uwagi. Skoro neurotypowi ludzie jakoś to znosili, ona też mogła, prawda? To tylko jeden wieczór. – Jesteś pewna, że nikt tego nie zatruł? – zapytała, patrząc niepewnie na półmiski z jedzonkiem. Nie przepadała za jedzeniem w miejscach publicznych, ludzie byli różni i krążyło wśród nich wiele dziwaków, którzy dosypywali do jedzenia i picia niepokojących substancji. Musiała się upewnić zanim czegokolwiek dotknie. – Przepraszam bardzo – zaczepiła kelnera, który właśnie krążył między stolikami. – Ma pan jakieś zaświadczenie sanepidu na to, że to jedzenie jest zdatne do spożycia? – zapytała niczym rasowa Karen, a zaskoczona mina kelnera lekko zbiła ją z tropu. – Nie chcę być niemiła, słowo daję, chcę tylko się upewnić, że nie spędzimy tych walentynek w łazience… – na te słowa usta kelnera drgnęły w uśmiechu.
– Pewnie, zaraz zapytam szefa kuchni i upewnimy się, że pani i pani partnerka jesteście bezpieczne – zapewnił uprzejmie, na co Pandora odetchnęła z ulgą.
– Cudownie, dziękuję bardzo. – I z uśmiechem odwróciła się do Pinkie, zupełnie zapominając oburzyć się na nazwanie ich partnerkami.
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>
-
- Dziękuję. Starałam się - zachichotała. Oczywiście, że chciała wyglądać ślicznie sama dla siebie, ale też przecież chciała, żeby wszyscy ją widzieli, no i - przede wszystkim - chciała się podobać Pandzie, aby ta odczuwała przyjemność z przebywania z nią. Użyła też pewnie dezodorantu i jakiś ślicznych perfum, no i przed wyjściem dokładnie wyszczotkowała zęby, wiadomo, must have każdej randki każdego wspólnego wyjścia.
Po tym, jak Panda zadała pytanie, Pinkie natychmiast otworzyła usta, by odpowiedzieć, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk, a jej mina zaraz przestała być taka pewna, bo... tak naprawdę, to nie wiedziała. Nie mogła przecież dać Pandzie takiej gwarancji. Z jednej strony wydawało jej się, że skoro tyle zapłaciły za wejściówki, a w kuchni stał prawdziwy mistrz kuchni, to raczej zjedzą lepiej, niż w swojej kuchni, ale nawet nie przyszło jej do głowy, ze ktoś mógłby im czegoś niepożądanego dodać. Nie mówiąc już o tym, że często się przecież zdarzały zatrucia nawet w droższych restauracjach, kiedy przestawała ona skupiać się na jakości, a zaczynała bardziej na ilości. Ostrożność Pandy była zupełną odwrotnością naiwności Pinkie, która zjadłaby wszystko, co by jej podali bez najmniejszego szemrania. Teraz jednak nie mogła jeść, kiedy Panda truła dupsko kelnerowi, a Pinkie nawet nie mogła jej z czystym sumieniem uspokoić. Na szczęście, pan kelner najwidoczniej był przyzwyczajony do znoszenia dziwnych klientów, więc postanowił stanąć na wysokości zadania. Pinkie zachichotała, kiedy ten już odszedł, na razie odkładając swoje sztućce na bok.
- Zostałyśmy partnerkami, słyszałaś? W takim razie będę musiała zaprosić cię do tańca - i oczywiście bardzo by chciała, by Panda się zgodziła, ale do tego już nie mogła jej zmusić i zdecydowanie bardziej wolałaby, by przyjaciółka postępowała w zgodzie ze sobą, a nie spełniała jej zachcianki, wiadomo. Hale mogła się tylko domyślać, jak trudne dla Pandy było przyjście tutaj. - Czy zatańczysz ze mną, panno Baker? Oczywiście gdy już zjemy i wypijemy szampana, jeśli wszystko będzie z nim w porządku - wyciągnęła przez stolik rękę, jakby czekając, aż Panda wsunie w nią swoją dłoń, by Pinkie już ją mogła porwać na parkiet.
-
Na razie dzielnie dawała sobie ze światłami radę. Niekoniecznie też chciała psuć Pinkie zabawę – wiedziała, że to zdecydowanie był jej klimat, i że może, owszem, nie miałaby nic przeciwko spędzeniu tego wieczorku w domu, ale chciała zrobić dla niej coś miłego. Chciała wyjść z nią i odnaleźć radość w tym samym, co ją cieszyło. Widzieć ją w otoczeniu, w jakim czuła się komfortowo, i w jakim mogła lśnić niczym spadająca gwiazda opisana niegdyś przez Zenka Martyniuka.
– W sumie nie musisz się starać, zawsze wyglądasz prześlicznie – stwierdziła szczerze, przekrzywiając głowę i obdarowując Pinkie przenikliwym spojrzeniem. – Ale w tym balowym wydaniu przypominasz prawie że księżniczkę, jakby cię wyrwali z jakiejś bajki Disneya. – Sukienka, makijaż, a nawet te słodkie perfumy – wszystko to sprawiało, że to na Pinkie dzisiejszego wieczoru spoczywał wzrok Pandy. Odwróciłaby go od niej tylko gdyby nagle obok nich przebiegł słoń z prawdziwego zdarzenia.
Pinkie nie musiała znać odpowiedzi na wszystko – grunt, że istnieli mili kelnerzy, którzy byli w stanie pokazać Pandorze odpowiednie zaświadczenia. Swoją drogą, jego spokój i uprzejmość tak naprawdę wystarczyły, aby Baker przekonała się, iż wszystko było tutaj w porządku.
– Och – mruknęła, bo tak naprawdę nie wiedziała, jak Hale się na takie określenie zaopatrywała, ale po dłuższej chwili stwierdziła, że chyba jej to nie przeszkadzało. Przynajmniej nie wyglądała na złą ani zdegustowaną. – Cudnie! Uwielbiam tańczyć. – Uśmiechnęła się szeroko. Tańczyła dziwnie, bo po swojemu, ale to ani trochę nie powstrzymywało jej przed wywijaniem tam, gdzie tylko mogła. – Możemy zatańczyć nawet teraz! – zaproponowała i ochoczo pochwyciła dłoń Pinkie, która była idealna – ani za ciepła, ani za zimna, nie kleiła się i nie była sucha. Zdecydowanie była to najlepsza ręka, jaką Panda kiedykolwiek trzymała. – Chodź. – Wstała i pociągnęła Hale za sobą, płynnie przeciskając się przez tłum w taki sposób, aby ocierać się o jak najmniejszą liczbę osób. – Co lubisz tańczyć? Salsę? Takie typowo weselne tańce w parach? A może tańce-wygibańce? – Przed przystąpieniem do dzieła, musiała rozeznać się w temacie.
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>
-
- Dziękuję! Ty też, oczywiście. Masz dużo bardziej baśniową suknię, myślę, że mogłabyś tu szukać swojego księcia lub księżniczki, w końcu to walentynki - zachichotała... Ale tak naprawdę wcale nie chciała, aby Panda szła na jakiekolwiek poszukiwania, w końcu miała być jej Walentynką, prawda? Mogły być obie pięknymi disneyowymi księżniczkami. - To wspaniale! - pokiwała głową, bo oczywiście tańczenie już teraz, natychmiast też jej bardzo odpowiadało. Opróżniła tylko do końca kieliszek, bo szkoda, by się szampan wygazował, czy też by ktoś im miał czegoś dorzucić, a potem ochoczo ruszyła za Pandą na parkiet, ściskając nieco mocniej jej dłoń, by przypadkiem nie zgubić przyjaciółki w tłumie. To byłaby tragedia! Pinkie obawiała się zwłaszcza o Pandę. Z tego, co wiedziała, Baker nie była obyta w takich miejscach, więc Pinkie bardzo nie chciała zostawiać jej samej i bez wsparcia, o ile oczywiście Panda tego sobie nie życzyła. - Nigdy nie tańczyłam nic profesjonalnego - potrząsnęła głową - ale tańce-wygibańce brzmią super! - w związku z czym zaczęły się pewnie wygibywać na tym parkiecie, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy dziwnie wyglądają, albo czy przypadkiem ich machanie rękami we wszystkie strony nie skończy się przywaleniem komuś łokciem. W zależności od muzyki, Pinkie mogła twerkować swoim uroczym kuperkiem albo zgarnąć Pandę na tańca przytulańca... zwłaszcza, że z jej drobnym wzrostem mogła bez żadnej wymówki wtulać twarz w jej śliczne, urocze cycuszki. O ile oczywiście Panda nie miała nic przeciwko. To było najważniejsze.
-
– Mam już ciebie – zauważyła, bo na co jej była walentynka, skoro była tutaj z Pinkie i jak na razie dobrze się bawiła? Tak naprawdę nie miałaby nic przeciwko, gdyby dziewczyna została jej walentynką oficjalnie, nawet jeśli tylko na ten jeden wieczór, bo to oznaczałoby, że ktoś pierwszy raz wziął ją na serio. Dotychczas była jedną z tych osób, które wysyłały papierowe, pokracznie wycięte walentynki wszystkim w klasie, samemu nie otrzymując żadnej. Miło byłoby przeżyć jakąś odmianę.
Udało im się znaleźć miejsce, w którym nie było aż takiego ścisku, i gdzie Pandora z ulgą oddała się tanecznym uniesieniom. Tańce-wygibańce były jej specjalnością – uwielbiała po prostu oddać się muzyce, pozwalając swojemu ciału na wykonywanie przeróżnych, niekoniecznie dobrze ze sobą zsynchronizowanych ruchów. Zazwyczaj zamykała wtedy oczy i zachowywała się tak, jakby nikogo dookoła nie było – jakby tkwiła w tym swoim specjalnym świecie zupełnie sama. Z tą różnicą, iż tamtego wieczoru wpuściła do niego także Pinkie, która wyglądała tak, jakby też dobrze się bawiła.
– Wiesz, że nauczyłam się kiedyś na pamięć tego zbiorowego tańca z Simsów 2? – zagadnęła, kiedy zmienił się kawałek i natychmiast poczęła prezentować jej ów skomplikowany układ. Niestety przy którymś obrocie zupełnie przypadkowo nadepnęła na buta jakiemuś tańczącemu obok, wciśniętemu w drogi garnitur chłopakowi, który, zamiast po prostu kontynuować zabawę, automatycznie się obruszył:
– Kurwa – syknął, patrząc na Pandorę spod zmarszczonych brwi, na co ta od razu skostniała w miejscu. W jednej chwili zapomniała też o tym, jak dobrze czuła się w towarzystwie Pinkie – liczył się tylko wkurzony chłopak i jego ściągnięte w złości czoło.
– Prze-przeprasza-am – wyjąkała, cofając się o krok i zasłaniając dłonią usta tak, jakby bała się, że zaraz się rozpłacze.
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>
-
Hale natomiast bawiła się wyśmienicie, a fakt, że jej partnerka była nieco specyficzna tylko w tym pomagał. Świetnie się jej gibało i skakało razem z Pandą, trzęsło kuperkiem i wywijało piruety i czuła się bardzo zaszczycona, że została przez Pandę dopuszczona do tej zabawy. Układ z simsów bardzo ją bawił, wciąż podrygując obserwowała z zafascynowaniem zaangażowaną Pandę i miała ogromną nadzieję, że kiedyś jej tego nauczy, by mogły tak sobie podskakiwać razem. Niestety, Pandzie nie udało się skończyć, bo na kogoś wpadła i typ mierzył ją teraz groźnym spojrzeniem. Pinkie od razu zabrała się za interwencję, bo przecież nie wybaczyłaby sobie, gdyby taki drobiazg zepsuł im całą zabawę, a to, jak teraz wyglądała przerażona Baker wróżyło właśnie taki efekt.
- Och, bardzo przepraszamy, nic się panu nie stało? - stanęła między Pandą a wkurzonym typem, za plecami szukając dłoni przyjaciółki, by dodać jej otuchy. Spuściła wzrok z twarzy faceta na jego zdeptanego buta, ale tam nie było nawet najmniejszego śladu po podeszwie. Panda była szczupła i nie założyła szpilek, więc typ totalnie nie powinien zgrywać takiej pizdy. Otworzył usta, jakby chciał odpowiedzieć, ale najwidoczniej nie wymyślił nic sensownego, o co mógłby je oskarżyć. W tym samym momencie jego partnerka pociągnęła go za rękę, może samej wyczuwając, że coś tu jest nie tak. Ostatecznie potrząsnął tylko głową i odszedł z nią w inną część parkietu, gdzieś, gdzie nikt nie odwalał takich szalonych tańców, jak one. Dopiero wtedy Pinkie odwróciła się do Pandy. - Widzisz, nic się nie stało, a z tobą wszystko w porządku? Chcesz wrócić do stolika albo pójść się przewietrzyć? - może już czekało na nich jedzenie, albo może odrobina chłodu zrobi dobrze im obu? Pinkie bardzo nie chciała, by Panda już się zniechęcała, impreza dopiero się przecież zaczynała.
-
Interwencja Pinkie, mimo iż bardzo kochana, wcale nie poprawiła jej humoru. Stała jak kołek wśród tłumu tańczących ludzi, patrząc na odchodzącego pana marudę, niszczyciela dobrej zabawy, i czuła się tak, jakby właśnie tym jednym nieprzemyślanym ruchem zniszczyła im całą zabawę. Jakby już nie mogły wrócić do atmosfery sprzed zaledwie trzydziestu sekund.
– Głupia, głupia, głupia – wymamrotała do siebie, kilkukrotnie bijąc się w głowę otwartą dłonią, karząc się w ten sposób za ten mały wypadek. Oczywiście w głowie Pandory wcale nie był on taki mały. Nawet gdyby Pinkie zaczęła ją teraz zapewniać, że wszystko było w porządku, ona i tak pewnie kontynuowałaby swoją mantrę, czując się jak najbardziej pomięta, wyblakła i zamoczona kartka walentynkowa. – Jestem taką głupią, beznadziejną fajtłapą. – Nagle nie było już nic z tego różowego, roześmianego motylka, którym czuła się jeszcze minutę temu. Ba, w tamtym momencie nie myślała już nawet o Hale i o tym, przed jak trudnym zadaniem ją stawiała, nakręcając się w ten sposób. Liczyła się tylko jej taneczna porażka i to, jak za jej sprawą zepsuła ich wspaniale się zapowiadające walentynki.
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>
-
- Nie nie, wcale nie, nieprawda! - zawołała zaraz, a serce jej się krajało, gdy widziała, jak Panda robi sobie krzywdę. Odruchowo złapała ją za ręce i ścisnęła odrobinę mocniej, próbując powstrzymać ją przed kolejnymi uderzeniami. - Kochanie, przecież każdemu to się zdarza! Nawet nie umiem zliczyć, ilu ludzi podeptałam w tańcu, to jest zupełnie normalne, przecież nic się mu nie stało, przeprosiłaś i wszystko jest w porządku - widząc, jak zachowanie Pandy diametralnie się zmieniło praktycznie w ułamku sekundy i jak niezbyt reagowała na słowa, jakie kierowała do niej Pinkie, mało brakowało, a różowej napłynęłyby łzy do oczu. - Chodź, usiądziemy, dobrze? - próbowała jakoś skierować Pandę do stolika, ale że była od niej sporo niższa, to nie było to wcale takie proste, zresztą nie chciała jej wcale szarpać, to bez sensu. Pogłaskała ją jeszcze po włosach, puszczając na chwilę jej dłoń, miała ogromną nadzieję, że Panda nie postanowi znowu się uderzyć. To było okropne, a Pinkie zupełnie nie wiedziała, jak sobie z emocjami przyjaciółki poradzić. Była tylko małym promyczkiem, nie psychologiem.
-
Mimo to, w tamtym momencie Pandora czuła się tak okropnie, że nawet myśl o ich miłym gniazdku nie była w stanie wyciągnąć ją z tej czarnej dziury ogromnej rozpaczy. Pomyślała sobie bowiem, iż teraz, gdy pokazała, jak wielką była niezdarą, Pinkie na pewno nie będzie się chciała z nią zadawać, wyrzuci ją na bruk i w ogóle będzie się z niej na każdym kroku śmiała, ale w taki sposób, że Baker w ogóle tego nie zrozumie. I do końca życia będzie egzystować w przeświadczeniu, że Hale ją lubiła, podczas gdy tak naprawdę ta będzie uważać ją za strasznie żałosną.
Kilka pojedynczych łez spłynęło po jej policzkach. Najpierw ten incydent z butem, a teraz jeszcze jakieś nagłe, migające światła, którymi didżej chciał spotęgować bit do nowo zapuszczonej piosenki. W jednej chwili cały bieg wieczoru zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
– Ale to zawsze musi zdarzyć się mi, bo jestem taką niezdarą, taką głupią, głupią niezdarą. – A przecież tak bardzo chciała, żeby wszystko było wspaniale. Żeby Pinkie nie żałowała, iż ją zaprosiła.
Pokręciła głową, bo nie chciała siadać. Zdawało jej się, że kolorowe światła wskazywały właśnie na nią – na Pandę-dziwaczkę, która nie potrafiła tańczyć. Musiała uciec. Więc wyminęła Pinkie i ruszyła w stronę ogrodu (jej autyzm nie pomyślał, że może wypadałoby Hale uprzedzić, co miała zamiar zrobić), mażąc się jak dziecko i przecierając oczy. Makijaż pewnie jej spłynął i wyglądała jak sześcioletnia Taylor Momsen przed swoją emo fazą, ale kiedy już znalazła się na świeżym powietrzu, przynajmniej mogła odetchnąć od świateł i hałasu.
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>
-
- Hej? Pandziu? - zaczęła niepewnie, obawiając się, że Panda znów zacznie uciekać, a bardzo tego nie chciała. - Nie wiem... To znaczy... Moim zdaniem wcale nie jesteś głupią niezdarą. Nie jesteś głupia, wiesz mnóstwo rzeczy, i masz mnóstwo zainteresowań, i robimy tyle rzeczy razem i zawsze ci wszystko doskonale wychodzi. Każdemu się czasem zdarzają niepowodzenia, mi też, nawet nie wiesz, ile - potrząsnęła głową. - Ale to przecież w niczym nie przeszkadza. Nawet gdybyś byłą niezdarą, chociaż nie jesteś, to i tak bardzo bym cię lubiła. Uważam, że jesteś wspaniała, a to, że na kogoś wpadłaś w tańcu, to jest zupełnie normalna rzecz. Tam ciągle ktoś na kogoś wpada - a że im się trafił jakiś gbur, no to niestety miały pecha, na to już żadna z nich nic nie mogła poradzić, choć Pinkie bardzo by chciała, choćby dlatego, żeby Panda nie czuła się teraz tak podle.
-
W całej tej swojej rozpaczy znalazła przynajmniej częściowe ukojenie w ogrodzie, który pachniał słodkimi różami i ostrym zimnem. Mazała się tak jeszcze przez chwilę, pocierając co chwilę oczy, a gdy poczuła na swojej ręce znajomy dotyk, odwróciła się w tamtym kierunku z przeświadczeniem, że Pinkie – ta kochana, słodziutka Pinkie – zaraz postanowi ją dobić, dodając od siebie komentarze na temat marnej jakości jej sprzątania czy okropnego doboru muzyki, jakiej słuchała podczas pryszniców.
A jednak nic takiego się nie stało. Hale stanęła za nią i zaczęła mówić jej rzeczy, które były kompletnym zaprzeczeniem tego, co Baker w tamtym momencie o sobie myślała. I chociaż wciąż uważała siebie za nieokiełznaną dzikuskę, która nie umiała tańczyć, być może Pinkie miała rację. Być może mimo wszystko dało się ją lubić.
– Nie czuję się tak, ale dziękuję. – Jeszcze kilka łez spłynęło jej po policzkach, chociaż tym razem były one wywołane miłymi słowami Hale. – Dziękuję, że mimo wszystko mnie lubisz. – Bo największym dramatem nie było stanięcie tamtemu franglesowi na nogę tylko bojaźń o to, iż zniszczyła ich wieczór. – Nie dopracowałam mojego tańca smustle. – Pociągnęła nosem, znowu przecierając mokre oczy i rozprowadzając tusz po powiekach w taki sposób, że teraz faktycznie wyglądała jak panda z prawdziwego zdarzenia. – Muszę go jeszcze przećwiczyć. Właściwie mogłybyśmy przećwiczyć go razem, bo to lepiej wygląda, gdy tańczy grupa – zaproponowała zupełnie tak, jakby chwilę temu wcale nie przeżywała największego dramatu swojego życia.
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>
-
- Oczywiście, że cię lubię, mimo wszystko i za wszystko - uśmiechnęła się i odrobinę mocniej uścisnęła dłonie przyjaciółki. Dobrze, że Pandzia się trochę uspokoiła, bo jeszcze trochę i Pinkie zaczęłaby płakać razem z nią. - Ojej, teraz wyglądasz trochę jak prawdziwa panda - zaśmiała się, kiedy Baker przetarła oczy i już całkiem rozmazała swój piękny makijaż. To też było na swój sposób urocze! - Koniecznie musisz mnie nauczyć - pokiwała ochoczo głową. - Myślę, że jak trochę przesuniemy kanapę w dużym pokoju, to będziemy akurat wystarczająco dużo miejsca. I na nikogo wtedy nie wpadniemy. Tylko będziemy musiały poprzestawiać figurki słoni, bo jeszcze machnę ręką i je przypadkiem strącę - potrząsnęła głową, bo to byłoby okropne, dużo gorsze, niż zdeptanie jakiegoś ziomka na balu, nieważne, jak drogie miał buty. Nie przestawała się jednak uśmiechać. - Chcesz wracać do domu? - nie była pewna, czy Panda jeszcze miała szansę się dobrze tu bawić, a nie chciała jej do niczego zmuszać, bo sama wtedy też nie bawiłaby się dobrze. Przy odrobinie szczęścia może udałoby jej się wyprosić, by zapakowali im ich porcję jedzenia na wynos, skoro już i tak za to zapłaciły, to wciągnęłyby je pod kocykiem, zapuszczając jakiś fajny film.
-
– Dziękuję – powtórzyła, jeszcze raz pociągając nosem. Jednocześnie skuliła nieco odkryte ramiona, bo nagle poczuła nieprzyjemny powiew wiatru. – Pomożesz mi to naprawić? – zapytała, nie chcąc wyglądać jak trzynastolatka z myślami samobójczymi. Uważała Pinkie za swoiste guru od makijażu, toteż wiadomo, że od razu zwróciła się z tym do niej. – Ale nie tutaj, w łazience. Potrzebujemy lustra – zauważyła logicznie i nawet uśmiechnęła się, gdy dziewczyna zgodziła się na jej plan wspólnego tańczenia smustle. – Na pewno na początku będziesz jak ten jeden sim, który nie umie skoordynować ruchów z resztą, ale szybko załapiesz – powiedziała, nie myśląc o tym, że mogła swoimi słowami jakoś ją urazić. Jednocześnie jednak uśmiechała się do niej tak uroczo, że Pinkie chyba nie mogła się pogniewać, co? – Och, dobrze, że pomyślałaś o figurkach – przytaknęła, kiwając głową. Gdyby któraś się stłukła – wtedy dopiero Hale zobaczyłaby Pandorę w pełni rozpaczy. – Możemy iść do łazienki, a potem zjeść coś dobrego, i dopiero potem do domu – zaproponowała, bo od tego płaczu trochę zgłodniała. – I kompletnie zapomniałam o panu kelnerze. Na pewno szuka mnie z zaświadczeniem z sanepidu! – przypomniała sobie nagle, a potem wzięła Pinkie za rękę i ruszyła z powrotem w stronę budynku, jak gdyby to jej pięciominutowe załamanie emocjonalne nigdy nie miało miejsca. W środku Hale ładnie poprawiła jej rozmazany makijaż (na tyle, ile to możliwe oczywiście), a kiedy już wszystko było gotowe, wróciły do stolika, gdzie pod talerzem Pandy znalazły karteczkę z poważną pieczątką, gwarantującą dobrą jakość tamtejszego jedzenia. O której zresztą przekonały się, gdy wszamały całą kolację tak, że aż im się uszy trzęsły. Potem jeszcze pewnie zajumały jakieś desery w plastikowych kubeczkach na drogę i wróciły do domu, i choć Pandora nie mogła cofnąć tamtego feralnego wypadku podczas tańców-hulańców, pod koniec dnia i tak stwierdziła, że to były najlepsze walentynki na świecie.
/zt x2
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>