WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Nie miał jednak cukierków, upominków ani naklejek "dzielny pacjent". Gdyby bardzo ładnie poprosiła, sam mógłby być cukierkiem. Zwykle na koniec kursu wręczał dwa drobne upominki od swojego sponsora - fińskiej firmy Sako. Był to kubotan, który wyglądał jak prosta zabawka erotyczna i gaz pieprzowy w niewielkiej buteleczce. W drugiej części zawsze pokazywał kursantkom jak zwiększyć swoje szanse skutecznej samoobrony przy użyciu właśnie takich prostych narzędzi.
- I pewnie tak jest. Kojarzysz takie plastikowe jeżyki na kredki które dzieci miały kiedyś na biurkach? Chyba była za młoda... Widziałaś mnie bez koszulki tylko z przodu. Całe plecy miałem poorane odłamkami, jak właśnie taki jeżyk kredkami. W Iraku we mnie i mojego obserwatora trafił pocisk moździerzowy. Kolega przyjął na siebie większość ciosu i wrócił do domu w cynowej puszce, a ja dostałem Purpurowe Serce i zapewnienie od Wujka Sama, że mnie nie opuści aż do śmierci. Po prawdzie renta wojskowa wystarczała na czynsz i rachunki. A o resztę musiał martwić się sam. Całe szczęście mógł pracować.
- Od tego zależało życie moje i wielu innych osób. Mrugnął do niej porozumiewawczo. Kiedyś może przyjdzie czas na opowieści o tym kogo, kiedy, gdzie, dlaczego... Ale to nie był ani dobry czas, ani dobre miejsce. Dla wielu osób praca snajpera była po prostu zalegalizowanym zabójstwem. Gdyby w innych okolicznościach pozbawił życia ponad pół setki osób trafiłby do celi śmierci. Albo na 950 lat do więzienia tam, gdzie było memorandum na karę śmierci.
Do tego te kretyńskie pytania w stylu "co pan czuje, gdy strzela do terrorysty?"
- Odrzut.
- Nie, nie - mam na myśli o czym pan wtedy myśli!
- Aha, o poprawce na wiatr i ruch celu.
To była praca. Na prawdę ciężka i obciążająca psychicznie praca. Ale to potrafili docenić tylko ludzie którym uratował życie.
Nie jest to najmniejszy problem. Po prostu nie chciałbym być dla ciebie kłopotem. Nie chciał oceniać, ale czy gość który ją zostawił był ślepy? Albo dziewczyna miała naprawdę paskudny charakter, ale nic na to nie wskazywało. A koty są spoko. W Iraku nabawił się czegoś, co było rodzajem lęku przed psami a właściwie przed odgłosem szczekania. Gdy w nocy skradał się na pozycję strzelecką, szczekanie przypadkowych psów mogło go zdradzić i przyczynić się do jego śmierci. Gdy zaś wśród porannej, wieczornej lub nocnej ciszy nagle zaczynały szczekać psy a nie było słychać samochodów oznaczało to, że wróg nadchodzi. Najczęściej skradając się, z wielu stron jednocześnie. Psychiatra twierdził, że ustąpi razem z resztą objawów PTSD.
I owszem, nie było sensu ukrywać przeszłości. Każdy jakąś miał...
Wracamy do ćwiczeń? A może potrzebowała chwili więcej? Albo paru zdań więcej? Przed nami jeszcze parę ćwiczeń z narzędziami i dość ważne wyswobadzanie się z parteru, gdy przeciwnik podoła już z przewróceniem cię. Ostatnie ćwiczenie budziło najwięcej kontrowersji - bardzo rzadko zdarzało się przy napadach rabunkowych. Najczęściej wiązało się niestety z gwałtem a w czasie ćwiczeń instruktor i kursantka byli w pełnym zwarciu. Aby uniknąć procesów o molestowanie niektórzy instruktorzy kazali przeprowadzać kobietom takie ćwiczenia w parach i nie robili ich nigdy na zajęciach indywidualnych. Chris uważał to za skrajnie kretyńskie zachowanie - kurs nie służył nabijaniu kabzy, tylko nauce skutecznej obrony. A napastnik zaatakuje tylko w momencie, kiedy będzie miał pewność, że ma przewagę. Najczęściej wystarczy mu zaskoczenie, przewaga wzrostu i masy ciała. Więc chwyty które zadziałają przy ważącej 50 kg sparingpartnerce nie mają szans powodzenia przy o głowę wyższym mężczyźnie ważącym 90 i więcej kilogramów.
Wystarczy być profesjonalistą i tak się zachowywać... No i jak zawsze, reagować na umówiony sygnał mówiący "dość".
-
Bywa i tak.
– Tak, miałam zielonego i pedantyczne przeświadczenie, że na początku muszą być te najkrótsze a na środku te najdłuższe – sięgnęła pamięcią do czasów gdy wysypywała kredki (bo jako dziecko dużo rysowała) i zawzięcie układała je nie tylko wielkością ale także kolorami od tych najjaśniejszych do ciemnych. Jej wtargnięcie w połowę zdania mężczyzny i komentarz wydawał się na miejscu do chwili aż nie usłyszała drugiej części. Wtedy zrobiło jej się zwyczajne głupio. – Przepraszam. Czasem zdarza mi się szybciej mówić niż myśleć. – spojrzała na niego z kwaśną miną i to był ten moment, w którym ktoś powinien przynieść jej łopatę żeby wykopała dół i mogła zapaść się pod ziemię.
– Nawet nie wiesz jak teraz mi głupio – do dalszej współpracy potrzebowała rozgrzeszenia albo chociażby machnięcia ręką zapewniającego, że „nic się nie stało”. Czasem mówiła za dużo, czasem niestosownie ale takiej wpadki nie zaliczyła już dawno. Co innego jeśli sprawy rozchodziły się o jej działalność – wtedy była rzeczowa, powściągliwa i ograniczała rozmowę do najistotniejszych konkretów. Ubiór nieboszczyka, kolor trumny a nawet zawiasów. Ogólnie zupełny brak miejsca na wtrącenie anegdotki o pogodzie albo korkach na mieście, to jedno. A dwa Molly mówiła dużo gdy miała dobry humor więc w ostatnim czasie miało to miejsce naprawdę rzadko a tu teraz było jakoś... sympatycznie.
– Jestem sama, spokojnie. A to noszę bo... sama nie wiem. Może dla przypomnienia jak łatwo można spierdolić sobie życie ale... można też je naprawić. – chociaż przeszłości nie da się wymazać to można nauczyć się z nią żyć i zacząć patrzeć do przodu a nie analizować to co było wcześniej. Tak wmawiała jej pani psycholog kasując za każdą wizytę okrągłą sumkę. Póki ów „przeszłość” trzymała się od niej na odległość wszystko było stabilne ale co w przypadku konfrontacji? Po cichu wierzyła, że biżuteria jest czymś na wzór talizmanu trzymającego tamtego złamasa na odległość ale to zostawi dla siebie bo były żołnierz mocno stąpający po ziemi mógłby nie zrozumieć..
– Oczywiście, pogadamy w bardziej sprzyjających okolicznościach – nie miała nic do sali ćwiczeń ale skoro już zaczęli naukę to warto ją dokończyć. Tym bardziej, że byli w połowie a dalsza część zapowiadała się równie ciekawie co wstęp.
Tym razem również zachowywała się jak pilny uczeń nie robiąc wszystkiego na „odwal się”. Od zawsze była sumienna szczególnie jeśli jej na czymś zależało a nie chciała wyjść przed facetem na wiotką blond idiotkę, która nie umie wykonać najbardziej banalnych poleceń.
-
Nie przejmuj się. Nie wstydzę się tego. Czasem boli, czasem czuję się źle. Ale nie zapomnę i nie będę ukrywał. A na Dzień Weterana możesz zobaczyć mnie w mundurze, z przypiętymi odznaczeniami, w tym za rany.Próbował nauczyć się z tym żyć, a to byłoby zaprzeczenie wszystkim tym staraniom. Oparł dłonie na udach, złączył łopatki, rozluźnił się i wyprostował, bo plecy, jakby wywołane dały o sobie znać lekkim bólem. Ja miałem czerwonego. Popatrzył dziewczynie w oczy i uśmiechnął się rozluźniając sytuację. Niczego złego przecież nie zrobiła.
Zdecydowanie łatwiej coś spierdolić, niż naprawić. I fakt, lepszy łańcuszek niż tatuaż z imieniem "Chad", najlepiej wypisany po hebrajsku albo chińsku. O ile oczywiście oznaczał to, co oznaczał a nie na przykład "grzyby mun, 9.95$" albo "niebieskie krzesło ogrodowe". Wówczas klęska była już na całej linii. A znajomość chińskiego nie jest wcale tak powszechna jak chińskie tatuaże...
Wieczorem? Powiedział wstając i zachęcając ją do powrotu "na plac boju".
Teraz poćwiczymy walkę w parterze, czyli na ziemi, gdy napastnik już cię przewróci. Odrobina teorii. Po pierwsze - staraj się za wszelką cenę nie dać się przewrócić. Jeśli to już się stało, wyrwanie się jest znacznie trudniejsze niż w wypadku chwytu. Spróbujmy. Nie będziemy ćwiczyć na materacach, tylko na podłodze, żebyś miała lepsze oparcie. Połóż się tutaj. Wskazał miejsce nieopodal siebie. Klęknął nad nią i przysiadł na piętach. Jeśli napastnik-w tej roli chwilowo ja już cię przewrócił bardzo ważny jest układ twoich nóg. Staraj się, żeby napastnik nie znalazł się między nimi. Najprawdopodobniej będzie do tego dążył. Póki tego nie zrobi, staraj się mieć ugięte w kolanach nogi. Wskazał jak mocno powinna to zrobić. Kąt powinien być możliwie ostry. Wbrew pozorom, twoje nogi są znacznie mocniejsze niż ręce. Odpychanie się rękoma przyniesie prawdopodobnie niewielki skutek. Ale! Jeśli zakotwiczysz kolano na talerzu biodrowym. Lekko przywarł do niej opierając się na jej kolanie. Pochylił się nad nią i rozwarł ręce, opierając się na podłodze. Może być trudniej, jeśli napastnik położy ręce na tobie. Teraz musisz mnie uderzyć w bark po tej stronie po której opierasz się na mojej miednicy i jeśli dasz radę - jednocześnie odepchnąć się nogą. Proste podbicie, które może na krótki moment wytrącić przeciwnika z równowagi. Możesz próbować odpychać się obydwiema rękami. Jeśli ci się to uda - postaraj się wyślizgnąć spod napastnika. Możesz próbować się przetoczyć. Musisz dążyć do tego, żeby jak najszybciej wstać. No to 3.2.1... Wyswobodź się z tej dość dwuznacznej pozycji w zupełnie niedwuznacznej sytuacji.
-
To już było żenujące.
I dlaczego wszyscy ją chcieli swatać? Metoda klina nie przemawiała do niej nigdy, a teraz to już szczególnie...
– Źle się czujesz? – skoro już zyskała miano baby dopatrującej się najdrobniejszych szczegółów to i prosty gest nie umknął jej uwadze. – W razie czego pamiętaj, możesz mnie poklepać 3 razy. Wtedy przerwiemy – delikatna rehabilitacja niewinnym żartem powinna całkowicie rozluźnić atmosferę, którą sama lekko popsuła. Bardziej rzuciła to dla siebie niż dla niego aby znów zyskać pewność siebie.
– A ostatecznym zakończeniem związku jest przekreślenie tego tatuażu prostą linią, pamiętaj – uniosła kącik ust do góry dochodząc do wniosku, że mają bardzo podobne poczucia humoru i nawet jeśli on kocha owoce morza, których ona nie lubi to i tak mu wybaczy. Ciekawe co by powiedział gdyby zobaczył tribal na lędźwiach kobiety, który można wrzucić do jednego worka ze znakiem nieskończoności i łapaczem snów. Lekkie rozczarowanie i ulga – nie miała takich historii na swoim ciele a właściwie nie miała żadnej dziarki co dawało ogrom możliwości. Prawie jak czysta kartka papieru, którą można pomazać bez ładu i składu albo stworzyć wspaniałe dzieło.
– Dzisiaj wieczorem. Świetnie – uśmiechnęła się przygryzając język w chwili gdy chciała dodać, że jej klientom rzadko gdzieś się spieszy... Nie pracowała przy nich sama, miała od tego ludzi ale dowcip pasował do czarnego poczucia humoru. W porę się jednak opamiętała i skupiła na obronie przed gwałcicielem.
– Tutaj? Ok – najpierw kucnęła, później klapnęła na tyłku a następnie położyła się na plecach mając cudowny widok na... sufit siłowni. Obracają głowę nieco w bok dostrzegła własne odbicie w jednej ze ścian, którą na potrzeby zajęć grupowych zamieniono w jedną wielką aleję luster. Jej ciało przeszedł dreszcz a ręce pokryła gęsia skórka przy pierwszym kontrakcie z zimną, gumową nawierzchnią. Teraz patrzyła już tylko na górującą nad nią postać pozwalając układać się tak jak to powinno prawidłowo wyglądać.
Kolana możliwie razem, mocno ugięte.
On nad nią a właściwie już na niej.
Cholera.
3...2...1...
Przeniosła wzrok z jego bioder na piwne w tym świetle tęczówki.
– Hmmm? – chwilę zajęło nim wszystkie informacje dotarły do jej mózgu i nim ten je przetrawił ale finalnie wcale nie wyszło najgorzej bo mimo opóźnionego zapłonu zadziałał element zakończenia bo gdy Chris otworzył usta żeby coś powiedzieć został nawet sprawnie odtrącony i chociaż nie był to cios miotający przeciwnika o ścianę jak w tych wszystkich filmach o superbohaterach to przy dobrym obuwiu miałaby szansę na ucieczkę.
– Sorry, zamyśliłam się – zapewne o tym, że w innych okolicznościach wcale nie byłoby jej w głowie spychanie go z siebie....
-
Aha... A potem wygląda to jak napisy z filmu? Wiesz, lista płac czy coś... Nie miał absolutnie nic przeciwko wytatuowanym kobietom. Byłby hipokrytą, gdyby coś miał, samemu będąc dość mocno "pokolorowanym". Nie podobało mu się tylko, gdy ktoś wyglądał jak brudnopis a tatuaże były zupełnie przypadkową zbieraniną... czegokolwiek.
Jakieś ulubione miejsce? Jestem tu od wiosny, nie znam wszystkich wartych uwagi. Szczególnie, ze środowisko w jakim się obracał, lubiło dosyć specyficzne lokale, niekoniecznie dobre dla niej.
Przeszli do ćwiczenia i chwilami zastanawiał się, czy ona go słucha. Był jednak co do tego pewien, gdy poprawnie wykonała instrukcje i uwolniła się spod potencjalnego oprawcy. Miała realne szanse na wyjście obronną ręką (albo nogą) z opresji. Świetnie! Skwitował krótko leżąc na plecach na podłodze. Świetnie. Podstawa to właśnie pomaganie sobie nogami, a nie przepychanki. Jeśli to był jej odruch, albo będzie miała to wypracowane blisko odruchu, to zwiększa swoje szanse wielokrotnie.
Dobra, powtórzymy to jeszcze raz dla utrwalenia a potem mam dla ciebie jeszcze dwie niespodzianki. Jedną przetestujemy, o drugiej tylko Ci opowiem. Dopiero teraz przypomniał sobie, że ściągając owijacze nie założył zegarka. Przestał liczyć czas. Zerknął na duży zegar wiszący na ścianie. Dzięki temu, że była pojętną uczennicą miała jeszcze rezerwę czasową.
Podszedł do swojej torby i z podwójnie zawiniętej strunówki wyjął dwie rzeczy - niewielką, 30ml buteleczkę gazu pieprzowego w żelu i dziesięciocalowy kubotan.
Zaczniemy od teoretycznego - w tej małej buteleczce jest gaz pieprzowy. Wystarczy na dwa strzały, czyli na unieszkodliwienie dwóch napastników. Celuj w oczy albo w klatkę piersiową. Nie używaj, gdy przeciwnik już cię powali. Gaz jest skuteczny na 2-3 metry i pozwoli ci uciec. Może nie działać na mocno naćpanych. Całkiem praktyczna rzecz, w powiększonej formie używana też przez policję, oprócz minirewolwerów chyba najpowszechniejszy środek obrony osobistej wśród kobiet.
Ta zabawka jest już znacznie ciekawsza. Nazywa się kubotan i jest kawałkiem malowanej proszkowo stali nierdzewnej. Służy do rozbijania mięśni. Możesz trzymać go w torebce, może być dużym breloczkiem do kluczy. Ściskasz go mocno w ręce i uderzasz kolcem w przeciwnika. Podał dziewczynie przedmiot. Wyglądał jak stalowoniebieskie narzędzie tortur. Albo dziwna zabawka erotyczna.
Uderzasz w mięśnie. Na przykład - jeśli ktoś złapie cię z tyłu, tak jak na początku. Zademonstrował ten sam chwyt. To możesz wcisnąć mu czubek kubotana w biceps. Jeśli nie puści od uderzenia - możesz wiercić. Pokazał jej ruch obrotowy nadgarstka który mogła powtórzyć. Przypominało to odrobinę mieszanie herbaty łyżeczką do latte. Podobnie działa przy udzie. Możesz też bić nim po genitaliach, żuchwie, możesz wciskać w dłoń, jeśli ktoś złapie cię za włosy. Nie atakuj tylko szyi - możesz komuś zmiażdżyć tętnicę. I mieć na sumieniu ludzkie życie... Całkiem jak on.
-
– Tak i ma to swoje plusy. Każdy by wiedział, którym jest partnerem po ilości wcześniejszych skreśleń – taki wykaz nieudanych związków i porażek. Pomysł ciekawy dla osiedlowych chuliganów i ich dziewczyn twierdzących, że łobuz kocha najbardziej.
– Rzadko wychodzę na miasto ale możemy spotkać się w Canlis. Mają tam część barową i restaurację więc wszystko czego nam trzeba – wybór nie był losowy bo akurat tak się składa, że Molly mieszka blisko wspomnianej knajpy więc jeśli zrobi się nudno (albo wprost przeciwnie) to nawet nie będą musieli zamawiać taksówki. I choć pomysł był równie spontaniczny co niespodziewana lekcja samoobrony to niezmiernie ją cieszył. Wieki nigdzie nie wychodziła a przynajmniej tak dłużył jej się czas spędzony najpierw przy boku tamtego frajera, którego imienia nie wolno wymawiać, a później w samotności wśród jeszcze nierozpakowanych kartonów. Nawet jeśli w jej domu nie było już śladu po pudłach a miejsce na kanapie grzał wielki kocur a w zasadzie kotka… to i tak jesiennie wieczory przyprawiały ją o znaczny spadek formy. Nie była typem osoby, która lubi się narzucać. Wolała nie zadręczać nikogo swoimi rozterkami i problemami i stąd właśnie wziął się pomysł pójścia do specjalisty, który połączyła z terapią i odpukać… wychodziła dzięki temu na prostą.
– Prezenty? – uniosła brew nie mając kompletnie pojęcia co to takiego może być. Byle nie wspomniany wcześniej długopis.
Po przećwiczeniu sekwencji ruchów kolejny raz oboje wstali na równe nogi. W czasie gdy mężczyzna podszedł do swojej sportowej torby, ona otrzepała na tyle na ile było to możliwe plecy, tyłek, uda i łydki bo pomimo tego, że na siłowni był obowiązek zmiany obuwia to i tak czystość podłogi pozostawiała wiele do życzenia.
– Gaz ma datę ważności? Pytam bo na pewno w domu mam gdzieś podobny ale kupiony dawno temu – bieganie, park itp. Już była o tym mowa.
- Przypomina coś innego – uśmiechnęła się pod nosem niczym dziecko z gimnazjum gdzie pani od biologii zaczęła prowadzić lekcję o rozmnażaniu. Trudno się powstrzymać przed pewnymi skojarzeniami. – Ozdoba – pokiwała głową wiedząc, że jeśli to byłoby jej brelokiem nie obeszłoby się bez pytań czemu nosi przy kluczach jakiś dziwny wibrator. Wyląduje w torebce gdzieś obok telefonu bo było podobnej wielkości, no może ciut większe ale zajmowało naprawdę niewiele miejsca.
Wręczony przedmiot obróciła w palcach a po dokładnych oględzinach czubka wykończonego na szpic stwierdziła – Ja bym to wbiła najchętniej w oko – uniosła wzrok orientując się co powiedziała. – To znaczy odruchowo mogłabym niechcący w nie trafić – naprostowała wypowiedź ale po takim akcie obrony niewykluczone, że i jej by postawiono jakieś zarzuty.
Ostatnie ćwiczenie było czystą formalnością a Murphy podrzucając nową zabawkę określiła ją zwięźle mianem „fajnej”. Nigdy nie miała z czymś takim do czynienia ale z pewnością było to bardziej poręczne od pałki teleskopowej, która potrafiła wyrządzić dużo szkód.
– O której się widzimy? – po skończonych przepychankach zachciało jej się pić więc niemal na raz dokończyła swoją butelkę mineralnej podnosząc chwilę później czarny ręcznik, który z automatu pójdzie do prania. Ściskając fragment materiału i pusty plastik podeszła do mężczyzny zadzierając nieco głowę ku górze.
– Dzięki za lekcje, mam nadzieję, że nie będę musiała z nich nigdy korzystać. Portfel zostawiłam w szatni a w nim mam kilka wizytówek więc łatwiej będzie jeśli wpiszesz w wyszukiwarkę zakład pogrzebowy Molly Murphy. Stacjonarny jest do zakładu a komórka do mnie. Widzimy się o… 20? – uśmiechnęła się delikatnie idąc już tyłem niczym rak. Obawiała się, że zbytnie przeciąganie rozmowy zwabi tu jej wścibską koleżaneczkę, która zaleje oboje lawiną pytań. A Molly nie miała ochoty jej się z niczego spowiadać.
– Paaa – pomachała już ze znacznej odległości znikając gdzieś za filarem.
Zt
-
Na ogół trzy lata od daty produkcji. Właściwie od dwóch do pięciu. Policyjny nawet dłużej. Ale byłby mocno zaskoczony, gdyby dziewczyna miała "profesjonalny" gaz. I fakt, kubotan może mieć różne zastosowania... Christian odwzajemnił uśmiech nastolatka na lekcji biologii. Możesz nim na przykład zbić szybę w samochodzie do którego chcesz się dostać, albo z którego chcesz się wydostać. Jeśli będziesz kiedyś w aucie które wpadnie do wody, bardzo szybko zgaśnie silnik. Bez zapłonu mogą nie działać szyby. Wówczas dobrze stłuc jedną z nich i uciekać dopiero z auta wypełnionego wodą. Napór wody jest tak wielki, że nie ma szans, że otworzysz drzwi jeśli auto nie będzie zalane w środku. Inną opcją jest dostanie się do auta gdy ktoś na przykład zostawi w nim psa. Albo dziecko.
No... hej. Machnął gestem dłoni prowadzonej od prawej skroni niczym jakiś zupełnie nieregulaminowy salut. Dzwonić do zakładu pogrzebowego, żeby umówić się na randkę... Tego jeszcze nie grali. Europejska 20:00 czyli amerykańska 8 po południu. Pięć godzin, mnóstwo czasu. Odprowadził wzrokiem dziewczynę do samych drzwi. Niedługo potem zjawiła się jej przyjaciółka. Rzuciła mu pytające spojrzenie. Chris podnosząc swoją sportową torbę pokiwał z uznaniem głową. "Poradziła sobie" zdawał się mówić...
-----------------------------
zt
-
..........Oczywiste jest to, że powinna wziąć taksówkę. Problem w tym, że większość ulic jest zalanych, przez co utworzyły się niewyobrażalne korki, więc koniec końców dochodzi do wniosku, że szybciej będzie wybrać metro. Metro, do którego kawałek ma, dlatego też mija piętnaście dobrych minut, zanim w końcu dociera na stację. Potem dziesięć minut czekania na odpowiedni pociąg, kolejne piętnaście minut podróży i kiedy w końcu wysiada, zostaje jeszcze dziesięć (w tej pogodzie dwadzieścia) minut spacerem do domu jej rodziców. Szkoda tylko, że pogoda z minuty na minutę się pogarsza i parasolka, którą ze sobą ma, już niewiele daje.
..........Klnąc cicho pod nosem, rozgląda się dookoła. Deszcz zacina coraz mocniej, mocząc jej spodnie i dolną część kurtki, a wiatr wpycha w twarz włosy, których zapomniała z powrotem związać przed wyjściem ze szpitala. Nic dziwnego, że w sekundę podejmuje decyzję i, zamiast dalej przeć w kierunku domu rodziców, zmienia kierunek, by ruszyć w stronę klubu bokserskiego, którego właścicielem jest Ryan. Doskonale wie, że tam go znajdzie, bo jeszcze niedawno ze sobą rozmawiali, a budynek, w którym znajduje się jego lokal, jest zdecydowanie bliżej, niż jej rodzinny dom. Na miejscu jest więc raptem trzy minuty później, z ulgą wchodząc do ciepłego pomieszczenia.
..........— Ryan? — rzuca w głąb lokalu, składając parasolkę, którą odstawia gdzieś na bok. Już na pierwszy rzut oka widać, że w lokalu nie ma żadnych klientów, głównie z powodu ciszy, jaka panuje wewnątrz. I nic dziwnego, kto by w taką pogodę ruszał się w ogóle z domu, by poćwiczyć? — Na zewnątrz jest coraz gorzej. Zmierzałam do rodziców, ale tak leje, że postanowiłam na moment się tu schronić. Przynajmniej dopóki trochę się nie poprawi, o ile w ogóle to nadejdzie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? — mówi dalej, kierując się w stronę światła, czyli do sali do ćwiczeń, gdzie wreszcie znajduje mężczyznę. Uśmiecha się do niego ciepło, podchodząc bliżej, po czym muska delikatnie jego usta swoimi wargami na przywitanie. Wciąż nie jest pewna, do czego zmierza ich relacja, ale musi przyznać, że dobrze czuje się w jego towarzystwie i nie chciałaby, aby nagle zniknął z jej życia. W zasadzie chciałaby, aby pozostał w nim na dłużej.
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean
-
wygląd To zaledwie początek nawałnicy, jaka przeszła przez to miasto.
Nieustające opady deszczu powodują, że piwnica Seattle Boxing Gym została zalana. Woda zaczyna wzbierać się również na piętrze, powoli niszcząc salę treningową. Podłoga puchnie od wilgoci. Oprócz tego, wysiadły wszystkie generatory – również te zapasowe. Wszystko to sprawia, że prowadzenie zajęć na siłowni jest niemożliwe, a najlepszym pomysłem byłby telefon na straż pożarną, która pomoże odpompować wodę z miejsca. Serio?
Seattle płakało. Morze łez zalewało ulice, budynki i pozbawiało życie ludzi, którzy nie domyślali się, że to właśnie w tym czasie, przyjdzie na nich pora. Czas w którym Lana pojawiła się w Seattle Boxing Gym był jednak początkowym stadium tego zaskakującego i niekontrolowanego nieszczęścia. Chociaż z jego piwnicą było nieciekawie, zareagował na tyle szybko, by wezwać straż jeszcze, zanim Ci mieli o wiele więcej roboty i piwnica siłowni, wydawała się mniejszym priorytetem. Możliwe, że nawet ktoś użyczył mu pompy, dzięki której jego budynek nie musiał tonąć, niczym Titanic, który skończył na dnie i sam mógł jakoś uporać się z tym bez zatrzymywania tutaj straży. Chociaż skutki tego wszystkiego, nawet po i tak będą marne. Kiedy to wszystko zaczęło się dziać, pozwolił pracownikom na powrót do domów od zaraz, bo tam mogą potrzebować ich bardziej. Do tego było przez moment ciemno w cholerę, że dziękował (nie wiedział jednak komu) za te świeczki w jednej z szafek, które mógł sobie odpalić i porozkładać tu i tam, by oszczędzać latarki. Kij wie, ile nie będzie prądu i wiedział, że musi być przygotowany na wszystko. Jak zawsze. Na chwilę powrócił, zanim miało stać się tak, że nawet dodatkowe generatory padną. Ale zanim to się stało…
Właśnie kończył przecierać podłogi mopem (kto by pomyślał, że Mitchell tak sprawnie nim operuje) i odstawił go, jak tylko ktoś przyszedł.
- Lana? – rzucił, jeszcze zanim ją zobaczył i zacząć iść w kierunku, stąd pochodził jej głos. Wystarczyło mu, że tylko ją usłyszał. Cieszył się, że tutaj jest, jednak wolałby, gdyby przyszła w innym momencie jak właśnie ten. Na moment pozwala jej się przywitać i spija słodycz z jej ust, by potem jednak stwierdzić, że lepiej odesłać ją do domu. Lepiej? – Nie powinno Cię tutaj być, nawet jeśli nie mam nic przeciwko, że jednak się tu pojawiłaś, a nie zostałaś gdzieś na zewnątrz. Nie jest tutaj za ciekawie. Zalało piwnice. Przed momentem padł prąd na trochę i… - niby był, jak wchodziła do środka, ale nagle znowu zrobiło się ciemno. A było naprawdę ponuro, nawet jakby był dzień, przez te opady i niepokojące chmury. – znowu padł – dokończył i westchnął ciężko. Przeklął pewnie pod nosem. – Obawiam się, że zmierza to do czegoś fatalnego. To nie zwykła ulewa – stwierdził i jakby odruchowo przygarnął ją do siebie. – Cholera, jesteś cała mokra. Gdzieś powinienem mieć koce u siebie w biurze – rzucił.
Biuro było niewielkie. Wcześniej robiło bardziej jako taki kantorek - trzy metry na dwa, gdzie nie miał okna, ale miał dobrą wentylację i szyby od strony Sali do ćwiczeń razem z przeszklonymi drzwiami, gdzie miał dobry wgląd na to, co działo się podczas pracy w klubie. Tam też ich skierował.
- Jak tylko się zagrzejesz, powinniśmy pomyśleć o zmianie miejsca i najlepiej jechać do mnie – dodał. Tak, mieszkał na wysokościach i nie zaleje go tak łatwo. Do tego budynek musiał być solidniejszy, jak te w biedniejszych dzielnicach, nieco bardziej przygotowany na różne wypadki.
Nie chciał by mu marzła. Sam nawet jeśli zimna nie lubi to pewnie, by tu został i ogarniał dalej co trzeba. Ale z nią? Była jakby priorytetem jego teraz.
Znalazł ten koc i pewnie opatulił ją całą nim, jednocześnie przyciągając ją bliżej siebie, kiedy już byli w tym biurze jego. – I jak cieplej? – zapytał ciepłym głosem, patrząc się na nią, dzięki świeczkom, które nie zdążyły się dopalić z wcześniej i których nie zdążył zgasić, jak tylko powrócił prąd na jakiś czas, zanim znowu padł całkiem. Ale tak całkiem.
-
..........— Wiem, że nie powinno — wzdycha cicho, uśmiechając się jednak półgębkiem, bo wie, co mężczyzna ma na myśli. Zupełnie nie przejmuje się ciemnością, która nagle nadeszła przez brak prądu. Rozgląda się jedynie dookoła, ale póki ma przy sobie Ryana, czuje się bezpieczna. Zresztą, co niby za niebezpieczeństwa mogłyby się czaić w pustej sali? Nie wierzy w żadne duchy, a szczurów pewnie tu nie ma. — Miałam zamiar sprawdzić co u rodziców i Legiona, a potem na moment wrócić do siebie, ale… Cóż, na zewnątrz jest jak jest — dodaje, krzywiąc się lekko pod nosem, bo na dworze naprawdę nie jest zbyt przyjemnie. Już dawno nie było takiej ulewy, o ile w ogóle była, a przynajmniej za jej życia, bo w tej chwili żadnej podobnej sobie nie przypomina. — Tak, masz rację. Jeśli szybko się nie poprawi, będzie tylko coraz gorzej — zgadza się z nim, wtulając się w niego, gdy mocniej przygarnia ją do siebie. Jest to bardzo przyjemne uczucie i pewna jej część jest zadowolona z tego, że jednak się tu pojawiła, nawet jeśli naprawdę powinna być teraz gdzie indziej.
..........— Daj spokój, jestem tylko trochę wilgotna, szybko wyschnę — rzuca, machając lekceważąco ręką, ale mimo to posłusznie wędruje za Ryanem do jego niewielkiego biura. Gdyby było jaśniej, zapewne rozglądałaby się z ciekawością dookoła, bo to w zasadzie jej pierwszy raz tutaj, ale w ciemnościach ledwo widzi. — To całkiem dobry pomysł. To znaczy o zmianie miejsca, bo jednak wolałabym, abyś podrzucił mnie do rodziców. I to nie tak, że nie chcę spędzić z tobą czasu, bo chcę, ale… Rodzice są sami, rozumiesz — mówi z lekkim uśmiechem, zakładając za ucho kosmyk włosów. — Problem w tym, że… Nie wiem, czy w ogóle da się gdziekolwiek pojechać. Ledwo co widać, nie mówiąc o zakorkowanych ulicach. Naprawdę jest źle tam, na zewnątrz — stwierdza z niezadowoleniem w głosie. Zaraz jednak się uśmiecha, gdy mężczyzna opatula ją kocem, znowu przyciągając bliżej siebie. Zadziera głowę nieco do góry, by spojrzeć mu prosto w oczy i uśmiecha się jeszcze szerzej.
..........— Zdecydowanie tak — śmieje się cicho, po czym wspina się na palce, aby pocałować go po raz drugi dzisiejszego dnia. Tym razem nieco dłużej i śmielej, jednocześnie chcąc przekazać, jak bardzo się za nim stęskniła. Bo stęskniła się — nawet jeśli nie powiedziała tego głośno.
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean
-
Być może źle się z tym określił.
Nie powinno Cię tutaj być… kurde, jak to w ogóle brzmi?! Ale po prostu w takich momentach chciałby, by jednak była w przytulnym miejscu, jak takim, gdzie różne cuda (niezbyt miłe) mogą się zdarzyć.
Ona go rozumie. Nie wytyka mu, że powiedział coś, czego powiedzieć nie powinien. Do tego uśmiecha się i to nie wymuszenie, a szczerze. Od jakiegoś czasu, mógł rozróżnić u niej nawet jej uśmiechy i przypisane do nich emocje. Nawet sam nie wiedział kiedy, jego sprawne oko snajpera, chłonęło jej widok i gesty, jak woda wchodzi w gąbkę. Z tą różnicą, że tej wody – nigdy nie było dość. Nie zakładał nawet, że przyjdzie kiedykolwiek moment, kiedy będzie miał tego dość i nic już nie będzie to wnosić. Tak jakby powiedzieć sobie dość, a on nie chciał mieść dość, nic, a nic.
Budynek ma dobrą konstrukcję, więc nie obawiał się, że sufit spadnie im na głowy, czy podłoga się zapadnie. Jedynie co, to mogą się tu przeziębić, bo nie było tutaj tak ciepło, jak jeszcze przed paroma godzinami. – Zaskoczyła nas ta pogoda wszystkich – dodał z westchnięciem.
Jego objecie wystarczająco świadczy o tym, że mimo wypowiedzianych wcześniej słów, które mogłyby być źle zrozumiane, to znalazła się jednak we właściwym miejscu. Niczym, powinnaś być właśnie tu. Tylko tu zimno…
- Zrobiło się tutaj zimno. Nie chciałbym, żebyś się rozchorowała – zaznaczył, dlaczego potrzebny jej teraz, ten koc o jakim wspomniał. Zawsze może sam ją zagrzać, skoro taka wilgotna. Ale jednak korzysta z opcji koca. - W takim razie, jak tylko się trochę uspokoi zawiozę Cię do rodziców i Legiona. Jakoś do nich dotrzemy. Znajdę na to sposób – stwierdził, bo wiele rzeczy go w życiu próbowało zatrzymać i kłód rzuconych pod nogi, a on i tak brnął do celu. Tylko śmierci Kate, nie mógł zwalczyć. I ona o tym wiedziała.
Otulił ją szczelnie i objął. Pocałunek jak zawsze odciągał go od wszystkiego innego, bo niemal zapomniał w jakiej sytuacji i miejscu się teraz znaleźli. – Lana – zaczął i odetchnął. Miał na nią ochotę. Jak zawsze ostatnio. Pewnie na jednorazowym zbliżeniu się u nich nie skończyło, a podczas kolejnych spotkań nie mógł pozbyć się myśli, że chce być w niej. Wiedział, że nie powinien się nakręcać. To nie odpowiedni czas i miejsce, a jednak dłonią obejmuje jej kark i sam pogłębia pocałunek.
malarka
cały świat
columbia city
Od jego tragicznej śmierci minęło kilka lat, a Hughes nie potrafiła uwierzyć, jak wiele rzeczy się od tamtego czasu zmieniło. Związek z Joelem, trudny powrót do pracy, zdrada Gallaghera i układanie życia od nowa. Niedawno pojawiły się kolejne relacje, wielkie powroty i komplikacje, których wcale nie planowała, a które obecnie kandydowały na stanowisko życiowego priorytetu.
Rezygnacja z dotychczas skrupulatnie i regularnie przedłużanego karnetu na siłowni mogła co prawda zostać załatwiona drogą elektroniczną, ale powrót do pustego domu nie był tym, na co tego dnia Charlotte miała ochotę. Po cichu liczyła, że zaglądając do jednej z salek do ćwiczeń, natknęłaby się na przyjaciółkę. Potrzebowała rozmowy. Nie z rodziną, nie z Blake'm, nie z przyjacielem płci męskiej. To musiała być Lava, do której ostatecznie była gotowa zadzwonić na ostatnią chwilę i poprosić o spotkanie.
Szczęście jednak jej dopisało - chociaż raz w życiu.
Po tym, jak załatwiła formalności w recepcji, ruszyła do znajomego pomieszczenia. Wspierając się o framugę drzwi, wśród kobiet ćwiczących pod czujnym okiem instruktorki odnalazła tę, która interesowała ją najbardziej. Nie chcąc jednak rozpraszać całej grupy, poczekała na koniec zajęć. Gdy ten nadszedł, odsunęła się od wejścia, by nie przeszkadzać zmęczonym kobietom w dostaniu się do szatni po drugiej stronie korytarza.
- Jak zwykle jesteś o poziom wyżej niż reszta - odparła ze szczerym uznaniem, kiedy Lava jako jedna z ostatnich opuściła salę. Przywitawszy się z przyjaciółką krótkim uściskiem, spojrzała na nią z błyskiem niepewności. - Masz dziś czas? Potrzebuję... pogadać - westchnęła przeciągle, wciskając dłonie do kieszeni płaszcza.
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
W życiu Lavy było o wiele spokojniej, niż w życiu Charlotte. I o ile Hale nigdy nie miała problemu z tym, że na jej drodze pojawiały się wyzwania, tak niektóre przeciwności losu z pewnością wytrąciłby ją z równowagi. Mimo spokoju ducha, lat poświęconych na medytacji i jodze, a także u terapeuty, była naprawdę oazą spokoju, która wiele rzeczy potrafiła zrozumieć. I choć mimo tego, że ten spokój całkiem lubiła, miała w sobie pragnienie odkrywania nowego.
Tym nowym ostatnim czasie była dla niej relacja z Nathanielem, która z luźnej znajomości, która na początku opierała się głównie na sprawieniu sobie przyjemności, przerodziła się w przyjaźń, a w zdecydowanie coś więcej. Przeszli do tego etapu dość płynnie, choć oboje bronili się przed okazaniem skrywanych uczuć. Dużo musiało się wydarzyć, by doszli do pewnych wniosków oraz decyzji, że chcą spróbować być razem.
Może nie była to dla Lavy nowa sytuacja, jeśli chodziło o bycie w związku, jednak nowością było dostosowanie się do drugiej tak zapracowanej i ceniącej sobie swoją wolność osoby. Do tej pory to ona była tą mniej uchwytną, tą pragnącą wolności, nie potrafiącą się zadeklarować do większych zobowiązań.
Z Nathanielem było inaczej. Z nim chciała być. To jego chciała widywać po przebudzeniu, to do niego chciała dzwonić, gdy potrzebowała wsparcia. Nie chciała go ograniczać, bo nie umiałaby ograniczyć samej siebie, ale chciała, by zbudowali coś razem.
Cały czas o tym myślała. A sala treningowa była odpowiednim miejscem do rozmyślań. Lubiła wysiłek fizyczny, był dla niej niczym terapia, na której mogła wyładować negatywną energię, podczas której radziła sobie z pewnymi sprawami. Po skończonym treningu zawsze była w lepszym humorze, uczucie przyjemnego zmęczenia rozlewające się po jej ciele było niczym narkotyk. Poczucie, że robi dla siebie coś dobrego, a jednocześnie przezwycięża swoje słabości było nieocenione.
Na twarzy Lavy pojawiło się zaskoczenie, które szybko przerodziło się w szeroki uśmiech, gdy zobaczyła Charlotte. - Dziękuje. Staram się. - odparła zadowolona. Trenowała od lat, ale nigdy nie chciała, by na treningach ktoś czuł się przez nią gorszy. Już miała zapytać, co Lottie robi w klubie, bo była pewna, że wspominała jej, że na razie zawiesza karnet, jednak blondynka odezwała się pierwsza. - Pewnie. Poczekaj tylko kilka minut, proszę. Naprawdę potrzebuję prysznica. Potem może kawa? - zawsze była gotowa się z nią spotkać, była jednak ciekawa, co sprawiło, że nie chciała dzwonić, a czekała na nią w klubie.
Po jakiś dziesięciu minutach wyszła z szatni, względnie ogarnięta, ale chociaż nie spocona. Gotowa, by porozmawiać z przyjaciółką. - Mogłaś zadzwonić, nie musiałabyś tu na mnie czekać. Coś się stało? - spojrzała na nią pytająco.
malarka
cały świat
columbia city
Wpatrując się w przyjaciółkę ze szczerym uśmiechem, kiwnęła głową na znak zrozumienia. Lava zawsze dawała z siebie wszystko, co w jakimś stopniu było ich cechą wspólną. To jednak nie postępy i wysiłek włożony w trening miały być gwiazdą tego popołudnia, zwłaszcza że Lottie wciąż czuła na sobie pojedyncze spojrzenia osób, które opuszczały salę - najwidoczniej nie każdy lubił wylewać z siebie siódme poty pod czujnym okiem publiczności.
- Jasne. W tej kawiarni na dole? To bieganie po mieście naprawdę mnie zmęczyło - przeciągłe westchnięcie tworzyło idealną parę z sarnim spojrzeniem, przed którym Charlotte nie umiała się powstrzymać. Kilka ostatnich godzin wiązało się z wizytami w urzędach, sklepach, ze staniem w kolejkach i nieustannym czekaniem na możliwość załatwienia swoich spraw. - Śmiało. Poczekam - zapewniła krótko, ruszając w kierunku recepcji, gdzie znajdował się niewielki stolik i kanapa tworzące coś na wzór poczekalni.
Czekając na przyjaciółkę, Lottie skupiła się na niekoniecznie sensownym przeglądaniu internetu. Znad telefonu uniosła wzrok dopiero w momencie, kiedy Lava znalazła się obok.
- Wiem, ale byłam w okolicy, więc wpadłam anulować swój karnet. Pomyślałam, że może szczęście mi dopisze i będziesz na treningu - wyjaśniła, podnosząc się z miejsca i zabierając swoje rzeczy, aby faktycznie mogły ruszyć w stronę wspomnianej wcześniej kawiarni. - Nic złego, chociaż do tej pory sądziłam inaczej - mruknęła tajemniczo, nadając swojej wypowiedzi tego charakteru zupełnie nieświadomie. Nie do końca potrafiła sformułować myśli dotyczące dziecka, tożsamości jego ojca i całego związanego z tą sytuacją zamieszania.
- Co u Ciebie? Przepraszam, że ostatnio tak po prostu usnęłam Ci na kanapie - dodała po krótkiej pauzie, gdy usadowiły się przy jednym ze stolików.
Niespodziewana zmiana tematu była taktyką raczej kiepską, ale potrzebną, by Charlotte raz jeszcze przeanalizowała w głowie swoje zamiary.
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
– Pewnie! Oh tak, tak, Lottie, na pewno zmęczyłaś się, nawet bardziej ode mnie. – zaśmiała się widząc jej spojrzenie, udając, że jej trening nie ruszył i czuje się znakomicie. I tak w zasadzie było, czuła się świetnie, co nie znaczyło, że była w stanie normalnie oddychać albo że jej mięśnie nie drżały, gdy próbowała otworzyć swój bidon z wodą.
- Czyli decyzja podjęta, rezygnujesz z nas? – zażartowała, gdy Charlotte podzieliła się z nią informacją na temat rezygnacji z karnetu, co było dla Lavy jednoznaczne z rezygnacją ze wspólnych treningów. Nie mogła mieć jej jednak tego za złe, miała prawo podjąć taką decyzję.
– Chyba nie rozumiem. – zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad sensem wypowiedzianych przez przyjaciółkę słów. Miała na myśli swoją pracę? Lottie ostatnio była nieco dramatyczna, chociaż mogła tego nie zauważać, Lava jednak po ich ostatniej rozmowie, zaczynała się nieco martwić.
– Nie masz za co przepraszać. Każdy czasem potrzebuje drzemki. – zaśmiała się. Miała nadzieję, że Charlotte wiedziała, że ta przyjaźń była już na tym etapie, że nie mogła mieć jej za złe zmęczenia, że nie oczekiwała, że będzie z nią pić do nocy, czy robić cokolwiek, co sprawiłoby, że poczułaby się niekomfortowo. Hale lubiła, gdy ludzie w jej otoczeniu czuli się dobrze. Była też wyrozumiała, co chyba dało się zauważyć.
– U mnie? Właśnie. U mnie. Nie miałam ci kiedy opowiedzieć… – przerwała na chwilę, kiedy weszły do kawiarni i zaczęła się rozglądać za jakimś sensownym stolikiem, przy którym po chwili usiadły. – Pamiętasz Nathaniela? – uniosła pytająco brew. Uznajmy, że powinna pamiętać, Lava na pewno opowiadała jej o ich niezobowiązanej relacji, o wspólnym wyjeździe na weekend, o fantastycznie spędzanym z nim czasie. – No więc chyba to już nie jest luźna relacja bez zobowiązań. W trakcie bardziej dziwnej kłótni doszliśmy do wniosku, że to zdecydowanie coś więcej. – dodała, niekoniecznie potrafiąc wyjaśnić Lottie, o co dokładnie chodziło, bo jej samej było trudno to ogarnąć rozumiem. Na pewno wymagało to wejścia w szczegóły.