Strona 1 z 1

Trailer Park Mall

: 2020-07-10, 10:52
autor: Dreamy Seattle

: 2021-11-16, 22:47
autor: Othello Kingsley
Nie zauważał upływu czasu.
Dziwne to, bo przecież w ostatnich tygodniach funkcjonował na bazie rozejmu zawartego z różnymi obiektami, których głównym przeznaczeniem było jego odmierzanie.
Z zegarem ściennym, tykającym cicho w centralnym punkcie kuchennej ściany rozciągającej się nad długą płaszczyzną marmurowego blatu. Z zegarkiem noszonym na chudym - lecz już nie tak przeraźliwie cienkim, jak jeszcze parę miesięcy temu - nadgarstku, na który zerkało się pośpiesznie w przerwie między jednymi zajęciami akademickimi, a drugimi. Z kalendarzem, czy raczej - kalendarzami, obecnymi teraz w jego życiu w liczbie mnogiej. Ściennym, zawieszonym nad zawalonym podręcznikami biurkiem. Podręcznym - obitym w wegańską skórę (średnio trafiony prezent od Yael, gdy była akurat w fazie totalnie bezmięsnej i nie wiedziała już chyba na co jeszcze tu wydać pieniądze rodziców). Tym w telefonie, i tym w laptopie, które parsknięciami melodyjnych przypomnień co i rusz przypominały mu, że...
  • Ma jutro spotkanie z promotorem!
    • Uwaga! Zbliża się jakiś ważny deadline!
      • O 17:00 udziela korepetycji, a o 19:00 ma zajęcia z ceramiki/siłownię/spotkanie grupy/terapię indywidualną/zajęcia z taksydermii/cokolwiek jeszcze się da, byleby tylko odwrócić uwagę od głodu
Czas płynął bowiem jakby poza nim. Nie w partykularnie złym sensie - nie w taki sposób, przynajmniej, w jaki czas przetacza się przez życie, poza naszą kontrolą i świadomością, gdy jesteśmy TOTALNIE NAĆPANI...
Było jednak coś abstrakcyjnego w przeżywaniu życia na trzeźwo. W tym, że nagle każdy dzień zawierał w sobie całe kilometry przestrzeni, którą Othello neurotycznie musiał-musiał-musiał koniecznie czymś zapełnić, jak najprędzej. W tym, że się pamiętało poprzedni dzień, i, że się myślało o kolejnym. W tym, że się było zajętym czymś więcej, niż wściekłą, pół-przytomną pogonią za czymkolwiek, co można byłoby wciągnąć - połknąć - wetrzeć - wypalić.
I nagle okazywało się, że była połowa listopada. W świadomości lokalnych sprzedawców za to - chyba po prostu grudzień, tak, jakby cała ta wolna przestrzeń pomiędzy Świętem Dziękczynienia, a 24 grudnia, w zupełności należała już do Świętego Mikołaja. Przechadzając się pomiędzy przyczepami - zgubiwszy gdzieś młodszą siostrę, z którą tu przyszedł (przynajmniej w teorii; Teresa zdawała się być ostatnio wybitnie nieobecna myślami), kręcił głową, odliczając kolejne świąteczne girlandy, ozdoby i sztuczne choinki, którymi kolejni handlowcy oznaczali swoje przyczepy, stragany i stoiska.
Nie szukał niczego konkretnego, próbował tylko odciągnąć uwagę od myśli, że to już...
Zbyt długo tyle czasu minęło, odkąd cokolwiek wziął ostatni raz. Dystrakcja, atrakcje, słowem - bycie zajętym i otoczonym ludźmi - zwykle pomagało.

Miał nadzieję, że pomoże mu i dziś.