WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Zależy? Zależy od? – no, on chciał wyjaśnień, ona tez mogła się dopytywać. Nie znali się, nie znali swoich historii. Ona nie mogła wiedzieć, że (chyba) była pierwszą, która tak mocno naruszyła jego przestrzeń osobistą od bardzo dawna i pewnie dlatego tak poważnie zareagował, a on nie mógł wiedzieć… no wszystkiego, w sumie. Wiedzieli to, co przed sobą widzieli i czym się ze sobą podzielili. Czyli niewiele. Nie odbierała go jako niemiłego, nawiasem mówiąc. Odbierała go jako… bardzo ułożonego? Czy to też mogło być mylne, bo wynikało z niewiedzy o sobie?
- Bardziej całus, tak, masz rację – powtórzyła za nim z uśmiechem, może nawet nieco rozbawiona. Halo, nie pozwoliłaby sobie na wpychanie języka do gardła obcemu facetowi. Odwróciła się na moment, przekładając włosy na jedną stronę szyi i zamówiła u barmana wodę z cytryną, a zerkając w telefonie na godzinę, usłyszała jego słowa, więc wróciła do niego wzrokiem, unosząc brwi w górę, a usta w uśmiechu, kiedy wyciągnął do niej dłoń. Uścisnęła ją, oczywiście, że uścisnęła.
- Wystarczy Kaylee – chyba by się spaliła ze wstydu, gdyby nazywał ją inaczej. I chciała też, typowo dla siebie, rzucić żartem o flircie, może nawet nieudanym podrywie, ale powstrzymała się, nie wiedzieć czemu. – Więęęęc… co tu robisz sam…? – nooo, niech jej podpowie swoje imię, skoro on zna już jej. – Ciężki dzień w pracy? Ktoś cię wystawił? Uciekasz przed domowymi obowiązkami? Czekasz aż jakieś mało poczytalne, aczkolwiek piękne kobiety same zaczną cię całować? – hehe, żarcik na rozluźnienie atmosfery musiał być. – Czy po prostu lubisz swoje towarzystwo? Albo wciąż na kogoś czekasz?
-
Całowanie w przedszkolu to czysta niewinność. Teraz? To jakby prowokacja i nieplanowanego pobudzenia… Jak mogłoby go nie ruszyć takie zbliżenie, nawet jeśli to tylko całus? Wręcz powinno! Świadczyło to o tym, że ciągle był mężczyzną, który może reagować na kobiece ciało. Wszelkie ślady tego były jednak niewidoczne – całe szczęście.
Zależy to od niej, jak chciała to widzieć. Nie było w tym momencie czasu by pogłębiać ten temat. Pewnie do niego wrócą, bo nie tak, że chciał go zakończyć. Po prostu trzeba było omówić ważniejsze bardziej priorytetowe kwestie, jak „dlaczego on i skąd ten całus?”.
To raczej logiczne, żeby jednak nie rozkręcać się z całowaniem, kiedy nawet nie wie się z kim się całuje. Zrobiła to tak nieporadnie, szybko, że mogła trafić na większego starucha, jak on sam był nawet i nie mieć takiej buźki jak sam Ryan. To zrozumiałe nawet! Chociaż niekoniecznie dobre, jeśli chodzi o jej sposób ponownej ucieczki przed nawet nieznanym jej mężczyzną. Bo dobra, zaliczyli jedną noc, ale czy pamiętała coś więcej, jak to? Kim jest? Co o niej myśli? Czy jej szukał po tym? Wszystko jest możliwe. Ale nie dowie się tego, jeśli dalej będzie tak uciekać i robić różne niezrozumiałe akcje. Chociaż tutaj plus dla niej, bo mogła poznawać teraz sobie samego Mitchella, który nie tak, że był na nią zły. Rozmowa zaczęła się kleić, nawet jeśli na takie tematy, jakie teraz sobie prowadzili.
- Zatem Kaylee – nie piękna, uścisnął jej dłoń by następnie ją puścić. Moment w którym chciał ją usilnie zatrzymać już minął, co nie znaczy, że chce, żeby uciekała. Ale może nie ucieknie.
Jego kumpla jeszcze nigdzie nie było. Ale coś piknęło mu w kieszeni, gdzie miał telefon, to może, a już tam miał uzasadnienie tego. A skoro powiedziała mu swoje imię i byli na Ty… - Ryan – rzucił tylko imieniem z przelotnym uśmiechem w jej kierunku.
- Miałem spotkać się tu z kumplem, jednak czekając na niego trafiłaś mi się Ty. Tego jeszcze nie ma – wyjaśnił i pozwolił sobie na wyciągnięcie telefonu z kieszeni w końcu by odczytać wiadomość na szybcika. – I… już go nie będzie, bo trafiła mu się dobra okazja na podryw – pozwolił sobie nawet przeczytać część z jego wypowiedzi, szybko chowając telefon na swoje wcześniejsze miejsce, w jego kieszeni. Stary, nie wystawiam Cię. A może i wystawiam, wybacz.
Trafiła się dobra okazja na podryw. W życiu takiej cudnej
Kobiety nie spotkałem. Trzymaj za mnie kciuki! Mieli podobnie. On też nie spotkał kogoś takiego jak Kaylee.
- Nie wiem czy mam jak on, bo dostałem całusa, który dotyczył zupełnie kogoś innego, jak ja sam. Ale możemy zatrzeć ten początek i zacząć od nowa? – zaproponował. Mogą się teraz nawet razem napić, jeśli chce. Szczególnie, że wyszło, że jest tutaj jednak – sam.
-
Nie ucieknie. Nie widziała ku temu obecnie żadnego powodu, spokojnie. Uśmiechnęła się słysząc jego imię, a w myślach od razu pojawił się „Saving Private Ryan”, ot, fanka filmów. Przyglądała się jak wyciąga z kieszeni telefon i nie wiedzieć czemu, pomyślała, że to urocze, kiedy czytał jej głośno esemesa.
- Szczęściarz z niego – zaśmiała się, bo hej, kumpel kumpla zrozumie, a takie rzeczy trzeba wybaczać od ręki. Priorytety, haalo.
- Dlaczego mamy zacierać ten początek? A jeśli właśnie taki był nam pisany? – teraz to ona się z nim droczyła, ewidentnie. Generalnie trzeba otwarcie to powiedzieć – Kaylee dużo gadała, często głupot. W pracy, zarówno w redakcji jak i w terenie, w dziewięćdziesięciu pięciu procentach była profesjonalistką, w domu prócz bycia kumplem i mamą dla swojej pociechy, starała się również być przykładem i nauczycielem. W czasie poza tymi dwoma sferami swojego życia pozwalała sobie na większy luz. Buzia jej się otwierała, mówiła dużo, a większość tego co wypadało z jej ust wręcz kipiało sarkazmem. Nie każdy potrafił to wyczuć, ale w tym momencie uśmiechała się, tak ładnie, bo całkiem przyjemnie jej się tutaj siedziało. Miała więc nadzieję, że Ryan widzi, że Butler po prostu sobie żartuje. – Jeśli właśnie TO był nasz początek i teraz nie możemy tego zepsuć? Może nawet nie popatrzylibyśmy w swoją stronę, gdybym nie musiała… hm, trochę cię wykorzystać? – rozbawiona była, uśmiechała się no i jak wyżej, paplała głupoty. A przecież wypiła jedynie lampkę wina, teraz już sącząc wodę ze szklanki, bo hej, niedługo pewnie trzeba będzie wrócić do domu. – Może postawię ci drinka, hm? Czy to naprawi ten początek? Choć trochę? Skoro uścisk dłoni mamy już za sobą… – zmrużyła nieco oczka. – Niech zgadnę… – wlepiła wzrok w jego oczy. – Whiskey? Piwo? Na pewno piwo – pewnie totalnie się myliła.
-
Jeśli tak jej było lepiej… chociaż on jednak woli więcej wiedzieć, jak to co ktoś ma wyłącznie w majtkach. Oczywiście cielesność jest ważna i nie wyobraża sobie jednak życia Mitchell bez seksu – jak każdy inny facet też powinien. Bo jak można żyć niczym mnich, którym on nie chciałby być, a jednak pomyślał o byciu takim, jeśli czasem przejdzie w celibat i dalej będzie tak kobiet unikał. Chociaż teraz już i tak się chłop otwierał. Także nie powinno być z nim aż tak źle. Niczego w wojsku nie stracił, sprzęt miał sprawny. Nawet jeśli stracił możliwość zostania ojcem, chociaż są jeszcze jakieś marne procenty, że może być jednak inaczej i zdarzy się jakiś cud. Szczerość za szczerość. Nie można tylko czegoś brać, nie dając nic w zamian. Powinno tak to właśnie wyglądać. Nie do końca jedynie mógł kierować się metodą oko za oko, ząb za ząb. Kiedyś może tak, ale teraz nie do końca to tak działa.
Kumple z Armii również mieli zwrot do jego imienia „Szeregowiec Ryan”. On pewnie też go miał, bo jak widać każdemu się to nasuwa na myśl, jeśli tylko ktoś oglądał ten film. Nie dlatego został żołnierzem, żeby nie było.
Cóż, całego smsa jej nie przeczytał, tylko jego fragment, ale ten mówił wszystko.
- To czy szczęściarz to się jeszcze okaże – rzucił drocząco, bo jednak nigdy nie wiadomo, jak potoczy się ten jego podryw i czy nie okaże się całkowitą klapą, gdzie pierwsze wrażenie zostanie zmieszane z błotem. Bo nie tak, że mu coś zrobi za to, że go wystawił…
Dlaczego mamy zacierać ten początek? A jeśli właśnie taki był nam pisany?
Zaśmiał się odrobinę, przechodząc z nogi na nogę, bo on jeszcze stał, a może już siedzieli oboje? Niech będzie, że jak jeszcze nie siedział to sobie usiadł.
- Wierzysz w coś takiego jak przeznaczenie? – zapytał odruchowo po jej pytaniu. Chociaż na pytania powinno się odpowiadać, a nie odbijać piłeczkę, tak czasem samo się na usta cisnęło inne pytanie w odpowiedzi jakby.
Czy była gadułą? Nie było z nią tak jeszcze źle. Znał gorsze.
- Przypadkowo na siebie trafiliśmy. Wykorzystałaś mnie, może nie, kto wie – wzruszył niedbale swoimi ramionami, patrząc się na nią z uśmiechem. Czy tak wygląda ktoś wykorzystany? – Mogłaś jednak wykorzystać to lepiej – dodał jednak, bo nie popisała się jednak tym całusem, chociaż nie twierdził, że był całkiem do niczego bo miał jednak na niego jakiś wpływ.
Nie wiadomo było - czy się z nią droczy czy też i nie. Ten początek sam w sobie był dziwny, bo ona nie wiedziała kogo całuje nawet, a on jej od siebie nie odsunął w porę choć pewnie mógł.
Nie wszystkim od piwa rosną brzuchy i to jeszcze w jego wieku!
- Na pewno piwo, tak zgadza się. Nawet bym się go napił. A może wina? – zasugerował jej wybór specjalnie i uśmiechnął się łobuzersko. Wino, jej usta i… Chyba jej dawny kochanek znowu pojawił się na linii frontu. Czyżby ją rozpoznał? Utkwił na niej swoje spojrzenie nieopodal nich.
- Ktoś na Ciebie patrzy na lewo od nas i wygląda jakby zaraz miał podejść. Czy to on?– zapytał cicho, pochylając się przy tym ku niej.
-
- Nieeee wieem – odparła trochę przeciągając słowa i sekundę albo siedem zastanawiając się nad jego pytaniem. – Wierzę w… przyciąganie? I karmę – odparła, dodając swoje dwa grosze, skoro już o wierzenia zapytał. – Wierzę, że… cokolwiek nie zrobisz, jakkolwiek kogoś nie potraktujesz, to później w jakiś sposób do ciebie wróci; w czynach, w pieniądzach, w uczuciach, w czymś wróci – naprawdę w to wierzyła. Dobro powraca. Zło również. Tego się trzymała, i mimo że nie zawsze podążała swoją złotą ścieżką, bo zdarzało się jej zbaczać na wyboje i pagórki, to jednak zawsze myślała najpierw o kimś, później zaś o siebie. Nie wliczając w to oczywiście Keyelna – ten jeden mały człowieczek był ponad wszystko i wszystkich i absolutnie poza wszelką kategorią.
- Ohohohooo – zaśmiała się na jego słowa, widząc jego uśmiech. – Haaalo, najpierw się obruszasz za naruszenie przestrzeni osobistej – wytknęła w niego paluchem. Tak, zdecydowanie nie można było nazwać tego pocałunkiem. – A teraz mi mówisz, że mogłam wykorzystać to jeszcze lepiej? – zadarła brewkę w górę. – Pewnie byłbyś gotowy oskarżyć mnie o napastowanie – koloryzowała, żartowała sobie, próbując tym samym wyczuć na ile może sobie pozwolić jeśli idzie o jego poczucie humoru. Gdzie zaciera się granica między powagą a żartem u niego? Bo tak – nie pozwolił jej odejść, wyglądał na zszokowanego, chciał szczerości tu i teraz, a teraz jej mówi, że mogła to wykorzystać lepiej? Haaaalo.
Podała mu to piwo, kręcąc główką na wzmiankę o winie. Ależ niezdecydowany typ. Miała już rzucić jakimś komentarzem, ale pochylił się nad nią, a wypadające z jego ust słowa spowodowały, że automatycznie się spięła. Boże, no nie znosiła takich sytuacji, w które fakt, sama się pakowała, a później panikowała za troje.
- Nie wiem, nie chcę patrzeć, czy on patrzy? Idzie? Podchodzi tu? – nie odwróciła się, nie chciała widzieć, pewnie nawet nie drgnęła, opuszczając jedynie wzrok na stół. – Powinnam już sobie naprawdę iść. Chcesz mnie odprowadzić? Przed budynek chociażby? Do wyjścia? Bo jeśli nie, to… wolałabym już tu nie przebywać – szepnęła, zbliżając się do niego, jakby co najmniej miała się zaraz za nim schować. Czyżby to było kolejne wykorzystywanie i prosba o asekurację ku wyjściu? Kto ją tam wiedział. Chciała jedynie wyrzucić ten głupi błąd w głowy.
-
- Czasem lepiej jest wierzyć nawet w karmę, jak nie wierzyć w nic – rzucił tak jakby od niechcenia, a jednak przytaknął przy tym głową. Wiara w karmę to nic złego. Ma duży sens i sam mógł nawet trzymać się tego, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Chociaż nie jedną osobę spotyka niesprawiedliwy wyrok, jak jego żonę. Kate nie była złą kobietą. I skoro nikogo nie zabiła, to czemu sama musiała umrzeć? Nie wszystko bywa do pojęcia, nawet jak dla niego. Dwa lata, które minęły powoli jednak leczyły jego świeże rany. Blizny pozostaną, ale przynajmniej może być teraz taki, jak jest teraz. W domu się nie zamykał i otwierał się na ludzi – w końcu!
- Pewnie tego byś i tak nie uniknęła, tego mojego obruszenia, ale jak już coś zaczynasz to powinnaś robić to lepiej. Takie jest moje zdanie – rzucił z cmoknięciem i lekko prychnął śmiechem. – Heh, tak jasne. A wyglądam na kogoś, kogo mogłaby napastować kobieta taka jak Ty? – czyli jaka? No, skoro ją dopuścił do siebie, to znaczy, że nie do końca zrobiła to bez jego zgody. Jakieś pozwolenie dostała. O dziwo. Nawet jeśli w pierwszym momencie go zaskoczyła, to nie tak, że ją od siebie od razu odsunął. Coś musiała mieć w sobie skoro do tego doszło. Jej zapach perfum, muśnięcie ust, jej oczy, bliskość… – to mogło być wszystko.
Dostało mu się piwo. Potem ten typ się tak na nią patrzył, czy na niego… wolał nie wiedzieć.
- Jeśli nie chcesz mieć z nim konfrontacji to radziłby się stąd ulotnić – zaproponował poważnie, chociaż w duchu mogło go to bawić. Bo równie dobrze mógłby dać sobie jednak ten koleś spokój i odwrócić się od nich, a ona i tak na niego nie patrzyła, uciekając wzrokiem i mogła łyknąć wszystko co jej Mitchell powiedział. Jednak na serio się przyglądał także…
Ramieniem objął ją zwinnie i uśmiechnął się w jej kierunku. Piwo zostawił całe na ladzie. Może ktoś się skusi…
- Chodźmy razem. Może jakiś spacer? W sumie to i tak nie mam co tutaj dłużej siedzieć – zauważył, bo kumpel go w końcu wystawił. I mogli ulotnić się już w kierunku wyjścia.
-
Otworzyła lekko usta, bo wiele słów cisnęło jej się na usta, nawet uniosła rączki w górę, jakby już szykowała armatę do wystrzału, ale jednak pokręciła tylko głową, unosząc brwi lekko w górę. Mogła to zrobić lepiej? Halo, jego pierwsza reakcja była tak inna od tego co teraz jej tutaj prawił, że jedynie się zaśmiała, przyglądając mu się, jak chyba powoli nieco się rozluźniał. A przynajmniej takie miała wrażenie.
- Co to znaczy, taka kobieta jak ja? – zmrużyła oczy. – Nie, chyba nie wyglądasz. Choć… kto cię tam wie? Nie znam cię, równie dobrze możesz teraz czarować uśmiechem, a za godzinę pozbawić kogoś życia. Możesz mówić, że liczy się szczerość, podczas gdy każde wypowiedziane przez ciebie słowo może być kłamstwem. Możesz udawać twardziela, a takim się nie czuć. NIE WIEM. Nie znam cię – powtórzyła, ponownie trochę się rozgadując i koloryzując, ale taka była prawda. Byli tylko nieznajomymi, którzy znali tylko swoje imiona, ale którym chyba dobrze spędzało się w swoim towarzystwie czas, skoro nadal tutaj tkwili.
Mógł robić z niej głupka, ale jeśli miała wybór konfrontacja kontra ucieczka, odważnie wybierała tę łatwiejsza opcję. Z ulgą więc kiwnęła głową, kiedy usłyszała jego propozycję. Klepnęła na bar kilkunasto dolarowy banknot, bo przecież ona stawiała napoje w ramach zadośćuczynienia. – Spacer, tak, proszę – rzuciła jeszcze, kiedy narzucała na siebie płaszcz i pognała ku wyjściu, patrząc jedynie pod nogi, bo przecież nie szukała wzrokiem tamtego amanta, który może tylko był urojeniem Ryana. Odetchnęła świeżym, mroźnym powietrzem, kiedy znalazł się obok niej i ruszyli w jedną z czterech stron świata, którą była, miejmy nadzieję, stroną Seattle w której mieszkała. Niania niestety nie była całonocna. – Dzięki – uśmiechnęła się jeszcze, wkładając dłonie w kieszenie płaszcza, a zaś mrużąc oczy. – Nie jesteś jednym z tych typów, którzy udają porządnych, a później podstępem zaciągają kobiety gdzieś… gdzieś? – zapytała jeszcze, bo to ładne z jego strony było, że zdecydował się jej nieco pomóc, ale musiała jednak być sobą i zadawać pytania tylko po to, by rozmowa się kręciła.
-
Kurde, powinien się bać tej armaty? Przeżył ciężkie ostrzały, kiedy był w Armii to może teraz też przeżyje.
Wzruszył z lekka swoimi ramionami, jakby to była jego odpowiedź, na pytanie „Co to znaczy, taka kobieta jak ja?”. Niech sobie sama to dopowie.
- Zgadza się. Nie znamy się. Niczego nie możesz być pewna, tak jak i ja mogę być nieświadomy tego jak faktycznie wygląda Twoje życie. Czy jestem seryjnym mordercą, który tylko czeka aż dorwie swoją ofiarę? Mogę jedynie powiedzieć… NIE, ale i tak nie mam jak tego udowodnić, więc to już od Ciebie zależy, jakie masz o mnie pojęcie. Do tego przypomnę, że to Ty pierwsza naruszyłaś moją przestrzeń osobistą, więc można uznać, że żadnego polowania nie robiłem – zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Cmoknął. Kasę rzuciła na blat. Przeszedł po tym spojrzeniem, ale nie będzie robił szopki i to zmieniać. Ubrali się i wyszli. Tak, może było lepiej. Dalsze pozostanie tutaj, kiedy kumpel i tak nie przybędzie nie miało większego sensu.
Urojenie czy też i nie, po wyjściu mogła odetchnąć, naprawdę świeżym powietrzem, które i też uderzyło jego nozdrza. Tak, jak lubił. Mroźne pory mu nie przeszkadzały. Sam zapiął swój płaszcz szczelniej, jak już byli na zewnątrz. Spojrzał na nią z ukosa i uśmiechnął się niewinnie.
- Zapewniam Cię raz jeszcze, nie jestem mordercą, ani nie mam złych zamiarów. Jestem byłym żołnierzem. Raczej przysięgałem obronę, jak zabijanie dla rozrywki – rzucił już, nawet poważniejąc przy ostatnim zdaniu.
- A Ty nie masz złych zamiarów? – zapytał, odbijając piłeczkę.
-
- Jasne, że nie możesz być pewny – posłała mu uśmiech, tak uroczy, że w dołeczki w policzkach pewnie można by wkładać paluchy. – Może to wszystko było wymyślone? Żaden przypadkowy facet, który może się do mnie doczepić nie istnieje, albo może istnieje, a moim zadaniem jest… no, odwrócić twoją uwagę? – stąd może ten głupi pocałunek-nie-pocałunek od którego wszystko się zaczęło. Żartowała, a mimo że totalnie się nie znali, to musiał widzieć, że bujała się teraz na swojej wyobraźni. Pracowała w gazecie i halo, mimo że nie miała nic wspólnego z żadnymi historyjkami, bo zajmowała się tylko, a przynajmniej w większości, zdjęciami, to jednak będąc mamą trzylatka, potrafiła puścić wodze wyobraźni. – Słuchaj, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda? Każdy kiedyś z kimś się poznał, każda relacja ma swój początek, to zawsze było jakieś ryzyko i jeszcze większa niewiadoma – o, to swoje paplanie językiem nawet jakimś sensownym zdaniem udało jej się zakończyć, bo przecież taka prawda była. Wepchnęła łapki w kieszenie swojego płaszcza, kiedy już szli przed siebie, a słysząc jego słowa zerknęła w górę, by dostrzec wyraz jego twarzy. Żołnierz. Żołnierz Ryan. – Musiałeś dużo widzieć, Ryan – powiedziała jedynie, nieco ciszej, patrząc gdzieś już przed siebie, może i nieco zwalniając kroku, kiedy sprawdzała godzinę na telefonie. Może to nieco niegrzeczne, ale musiała, trzeba wybaczyć. Zaśmiała się, kiedy zadał złe pytanie i może nieco z premedytacją, tylko i wyłącznie dlatego, że on to zrobił z początku – nie odpowiedziała. Jedynie wzruszyła ramionami. Oko za oko, ząb za ząb, a ona potrafiła być uparta, heh. - Będę musiała niedługo cię zostawić - rzuciła jedynie, zaraz po tej ciszy, bo przecież jego pytanie pozostało bez odzewu.
-
Być może tak się tylko z nią droczył. Była ładna. Nie tak, że czegoś jej brakowało. Nie wydawała się kimś, komu brakuje jednej klepki, nawet jak tak dużo mówiła. Mogła dużo mówić. Wręcz ciekawe było to, co znowu zaraz wydostanie się z tych jej pełnych kuszących ust. Gdzieś tam w którymś momencie spowodowała, że uśmiech pojawił się u niego częściej jak dotychczas. W ostatnim czasie. Chociaż może powinien się zastanowić czy będzie w stanie za nią nadążyć. To ona tutaj była po alkoholu, a nie on – także może da radę!
Paluchów w dołeczki jej wkładać nie zamierzał. Przynajmniej nie na trzeźwo. Chociaż mogły być naprawdę urocze.
- Z tym odwracaniem mojej uwagi, to dobra jesteś w tym – rzucił jedynie, bo jakby nie było dalej sobie tutaj gadali i przekomarzali się. On jeszcze nic nie wypił, a już miał opuszczać z nią ten lokal. No… odwróciła jego uwagę od wszystkiego z wcześniej, sprzed pocałunku, także nie było co ku temu zaprzeczać. Cokolwiek chodziło jej z tym po głowie.
A co jeśli ktoś nie lubi szampana?
Pokręcił lekko głową z drobnym śmiechem. Jakoś ostatnio często słyszał ten tekst z tym szampanem i samemu nie zdarzyło się i tak go jakoś używać. – Bardziej pasuje, bez ryzyka nie ma zabawy – dodał, przelotnie na nią spojrzał i uśmiechnął się otwarcie. – Nie każdy lubi szampana – wyjaśnił. – Życie jest pełne wyborów, tych pewnych i tych mniej, stąd czasem trzeba zaryzykować, bo nic się w nim może nie zmienić - podsumował jednak to jeszcze inaczej, bez obecności w tym zabawy, czy szampana.
Przytaknął jej głową od razu.
- Owszem. Widziałem dużo. Czasem nawet aż za dużo. Jednak tak miało być – zaznaczył, bo zdążył się już pogodzić z tym, jaki sobie zgotował los i jak właściwie wyglądało jego życie. Nie mógł pozwolić sobie na żale, bo to mogłoby go zjeść. Utrata żony dwa lata temu już dowiodła, że wcale nie jest tak silny, jak sobie zawsze zakładał. Nawet Szeregowiec Ryan, może być słaby, choć by się do tego nie przyznał.
Już go chce zostawić?
- Jeśli musisz. Mam tylko jedno pytanie – czy będzie złym zamiarem z mojej strony, jeśli skradnę od Ciebie taki prawdziwy pocałunek, nie ten co wcześniej na pożegnanie? – zapytał całkiem poważnie, przystając na chodniku właśnie w tym momencie. Tak przynajmniej byłoby sprawiedliwie. Ona go wcześniej pocałowała, to sobie ten pocałunek odbierze, choć w lepszym wydaniu.
Jeśli pozwoli.
-
- O booooże – uśmiechnęła się szeroko, a pewnie nawet i zaśmiała. – Jakim ty jesteś myślicielem. Zawsze tak filozofujesz? – pytanie zdała, na które odpowiedzi nigdy nie pozna, bo pewnie będę kończyć tutaj nam powoli, jak to już wcześniej wspominałam i w ogóle właśnie nie nabijam postowych linijek. Aha. – Pozostanę jednak przy „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” – nie byłaby sobą, gdyby uparcie nie obstawała przy swoim. To co miało w sobie szampana, wino albo prosecco było zawsze lepsze, halo. Wyszli już jednak i spacerują, bo zaginają nam się zarówno miejsce jak i czas, bo gdzie i tu i tam w jendym momencie? Temat jego bycia w wojsku i na misji wydał jej się niesłychanie ciekawy i pewnie miałaby milion pytań, których nigdy nie miała nikomu odwagi zadawać. Nie tak prywatnie, oczywiście, bo w pracy to zupełnie inna bajka. Zatrzymała się, chowając telefon do przewieszonej przez ramię torebki, z której kilka minut wcześniej zamówiła ubera. Już i tak była spóźniona, niania ją zabije. Znowu. Uśmiechnęła się na jego słowa, stając z nim twarzą w twarz. No nie była taka, na szczęście. Pierwsze wrażenie to swoją drogą (które zmaściła elegancko) ale halo, nie rzucała się na każdego przystojnego faceta. Jej było ciężko pewnie do takowych zagadać, a co dopiero tak otwarcie zaczynać znajomość z nimi, jak stało się to z Ryanem. Ale nie potrafiła, nie tak i nie teraz. Zbliżyła się jednak, tylko po to, by jego policzek musnąć ustami, ledwie wyczuwalnie. Musiało mu to wystarczyć. – Dzięki za spacer – rzuciła, rzucając mu ostatnie spojrzenie, a za trzy minuty już jej nie było. Zaś za kolejnych piętnaście brała prysznic, całowała śpiącego trzylatka w cieplutkie czoło, a następnie sama odpłynęła w ramiona Morfeusza.
//zt. x2 i dziękuję!
-
Odstawiła się. Po raz pierwszy od dawna. No… właściwie to ostatni raz się odstawiła, kiedy założyła na siebie suknię ślubną i zamierzała wyglądać super wyjątkowo w tym super wyjątkowym dniu. Ale jak wiadomo, ten plan się za bardzo nie udał, no tak że aż wcale. A potem miała gips i nie mogła się odstawiać, a poza tym nie miała za bardzo nastroju spotykać się z ludźmi. Wylądowała ze dwa razy na chlaniu z kimś poza domem, ale nie można tego nazwać “wyjściem na miasto” w tym typowym znaczeniu, żeby wyjść i się po prostu dobrze bawić. A MUSIAŁA się dzisiaj dobrze bawić, takie miała postanowienie, więc… najwyższy czas było je wcielić w życie. Po spotkaniu z Theo, po rozwaleniu łazienki, która miała teraz jej… próbę układania kafelek (4/10, ale nic nie odpadało!) na sobie, musiała odreagować w inny sposób. Musiała pokazać, że nic jej nie jest, że wszystko gra, że sytuacja po niej spłynęła, że jej nie zależy… no dość spora była lista, a kiedy wymieniała te wszystkie słowa, nawet we własnej głowie, brzmiała coraz bardziej histerycznie. Ale że sama nie zamierzała sobie zdiagnozować załamania nerwowego, którego przecież wcale teraz nie przechodziła, to poszła do baru. Ot co! W szatni zostawiała płaszcz, a potem skierowała się do baru, siadając na krzesełku obok faceta, którego jak się okazało, znała! - Malcolm? - wypowiedziała jego imię zaskoczona, a potem zamówiła dyszkę szotów tequili. Znali się, bo już na siebie gdzieś wpadli, chociaż wtedy nie powiedziała mu że jest panną porzuconą przed ołtarzem. A teraz… teraz, jak tylko tequila stanęła przed nią, sięgnęła po jednego szota i drugiego, a potem wypiła raz z prawej, raz z lewej ręki. Skrzywiła się bardzo, sięgnęła po limonkę i spojrzała takimi lekko zaszklonymi oczami na mężczyznę - chcesz ze mną dzisiaj uprawiać seks? - i zapytała, sama zaskoczona tym co mówi, ale najwyraźniej właśnie tak chciała pokazać, ŻE NIC JEJ NIE JEST.
-
Co może robić facet, który przed kilkoma dniami spotkał się zarówno ze swoją byłą narzeczoną jak i dziewczyną, z którą tą narzeczoną zdradził? Oczywiście, że musiał jakoś przetrawić to wszystko, a alkohol przecież doskonale w tym pomagał. Tak więc kilka kolejnych wieczorów spędził chodząc po różnych barach i klubach, a później cały dzień odsypiał i tak jakoś się kręciło. Całe szczęście nie miał jakiś większych zleceń i musiał tylko zrobić edycje kilku sesji, a to mógł zrobić leżąc sobie wygodnie w łóżku. Nie było problemu! Dzisiejszy wieczór planował spędzić właśnie w taki sam sposób jak ten poprzedni i jeszcze wcześniejszy. Nikt w końcu go w domu nie trzymał... nawet nie miał zwierzaka, który potrzebowałby jego atencji. Czy czuł się samotny? Trochę tak. Czy było mu z tym źle? Sam tak do końca nie wiedział. Może to był ten czas, w którym powinien być sam żeby przemyśleć całe swoje zachowanie i jakiś wyjść na prostą? No było to prawdopodobnie, ale na razie się tym nie martwił, bo przecież ważniejsze było to żeby się zebrać i wyjść na miasto.
Siedział właśnie przy barze pijąc już kolejne piwo, nie spodziewał się, że ktoś zakłóci jego pozorny spokój. - Clover cześć- rzucił i uśmiechnął się trochę jak tak patrzył ile alkoholu dziewczyna w siebie wlewa. - Widzę, że ciężki dzień- rzucil przyglądając się jej, jednak jej kolejne pytanie kompletnie zbiło go z tropu. Spojrzał na nią z lekko zmraszczonym czołem i szybko obciął ja wzrokiem od stóp do głowy. - No w sumie mogę - odpowiedział wzruszając lekko ramionami, bo co mu tam! Był wolny, nie mógł już narzeczonej zdradzić, bo żadnej nie miał, a skoro dziewczyna chciała to jak mógł jej odmówić?
-
Nie miała też całej serii chlania i odsypiania, ale jednak w jej pracy nie można się obijać! Chociaż no, jak Malcolm jakiejś aktorce przypadkiem tam utnie nogę to cóż, też będzie przypał, a nie takie fotoszopowe wpadki się zdarzały.
- Ehe - przytaknęła, bo owszem, dzień był ciężki. Dzień, tydzień i miesiąc, jak już komuś mówiła, też przed pójściem na wódkę, swoją drogą. A potem poczuła się trochę idiotycznie przez te kilka sekund, jak marszczył brwi i oceniał ją, jak jakąś krówkę na targu. A potem uniosła brwi - okej, no to fajnie. No ale nie musimy tak teraz, alkohol jeszcze trzeba wypić, prawda - pokiwała głową, bo przecież zamówiła i sobie tak stały te shoty, więc no, nie zostawi ich tutaj samych przecież! Będzie im smutno! Dlatego sięgnęła po kolejnego, żeby się napić, skrzywić i zjeść limonkę. - Chcesz też? - zapytała go, głównie żeby nie nastała teraz między nimi taka niezręczna cisza….
-