WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- To jakieś specjalne piwo, czy takie zwykłe? - zapytała, dla podtrzymania rozmowy, no ale stresowała się, okej. Tym co powiedziała, co chyba trochę zamierzała zrobić… więc musiała się napić!
I to też zrobiła.
- Mieszanie to chyba nie jest dobry pomysł - odpowiedziała po chwili, marszcząc brwi i sięgając po kolejnego shota. Co też chyba nie było aż takim super pomysłem - i zawsze w barach pijasz piwo? - dopytała jeszcze, plątając się w piramidzie głupich pytań i głupich zachowań. Ale nieważne!
- Przyszłam się napić, zapomnieć i… uprawiać seks. Skoro się zgodziłeś to no… to przecież się zgodziłeś - wyjaśniła, kiwając głową z lekką paniką w spojrzeniu, chociaż nie wiedziała czemu miałaby panikować. Chyba po prostu głupiała od tego alkoholu!
- Nie, nie mam swojego stada, chce od niego odpocząć. Ale nie zawsze mi wychodzi, wiesz? Raz próbowałam w barze zostać na jedną noc stewardessą, ale… to też nie wyszło zbyt dobrze - dodała, kiwając powoli głową. A potem zerknęła na niego - ej to seksistowskie. Kobiety też mają prawo iść same do baru, wiesz? - zmarszczyła brwi, oburzając się z opóźnieniem, no ale trochę już wypiła!
-
- Ciemne, irlandzkie, bardzo dobre, polecam Malcolm O'Malley - rzucił uśmiechając się do niej, bo może nie był jakimś znawcom, ale to było naprawdę bardzo dobre i mógł je szczerze wszystkim polecić.
- Racja, nie najlepszy - sam tego nie chciał robić. - No zazwyczaj, nie jestem wielkim fanem wódki... lubię jeszcze whisky, ale to nie jest dobry trunek na samotne picie - bo szybko się kończy i jest jednak trochę droższa, To odpowiednie na jakieś spotkanie z przyjaciółmi, gdzie jest warto coś świętować i cieszyć się ze spotkania. Na samotne siedzenie w barze Malcolm zawsze wybierał piwo. - No tak, zgodziłem się. Ale mi nie zaśniesz w trakcie po takiej ilości alkoholu? - zapytał, bo tego się jednak obawiał, a skoro tak otwarcie zaczęli rozmowę to co się miał krępować .
- Stewardessą? W sensie jak? - zapytał ciekawy, bo za bardzo nie wiedział o co chodzi. - Mają prawo, ale korzystają z niego dość rzadko - rzucił, bo jakby się teraz rozejrzała to nie zobaczyłaby ani jednej samotnej kobiety. - I się nie dziwię, bo niektórzy mężczyźni zapominają, że istnieje prawo do przestrzeni osobistej i podejmowania własnych decyzji - dodał, bo co to mało się słyszało o tym, że jakiś typ czegoś dosypał lasce do drinka, albo, że ją zmacał na imprezie, chociaż tego nie chciała.
-
- Ej ale to całkiem łatwe. Ta tania śmierdzi, często jedzie spirytem i czuć ją nawet jak zjesz pizzę po wypiciu, a ta super droga, to właściwie bez smaku jest - przypomniała mu, bo ej, tak przecież było, tani alkohol zawsze człowiekowi zostawał ciężko na żołądku. Najbardziej wina… i inne słodkie, tanie gówna.
- Czy to że jest irlandzkie ma dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie? - zapytała zaintrygowana, czy ten alkohol z tego rejonu był jakiś specjalny, czy akurat dzisiaj takie pił, więc… no zapytała, kto pyta, ten podobno nie błądzi!
- Whisky strasznie szybko człowieka upija, nie wiem jak to robią… - przyznała, a potem przechyliła lekko głowę w bok - ale to nie jest wódka, tylko tequila. Lubisz? - zapytała zaraz potem, no i przechyliła kolejną porcję, zagryzając limonką i krzywiąc się nieco z tej okazji. A potem… no potem nie wiedziała co mu odpowiedzieć - najwyżej mnie obudzisz, po drzemce się ma więcej sił - rzuciła głupio i nie do końca zgodnie z prawdą, ale nieważne. Próbowała tutaj wyjść na uwodzicielkę, na pewną siebie kobietę, która wie czego chce! A chciała seksu z Malcolmem, okej.
- No.. właściwie to tylko tyle, powiedziałam że nią jestem, podałam inne imię, które zaraz zapomniałam - przyznała, marszcząc lekko brwi - i chyba nie powinnam ci tego mówić - dodała, zamawiając jeszcze kilka szotów, bo cóż, może i już była pijana, ale chciała być bardziej!
- Więc… więc nie należy ich wyśmiewać i traktować tego jako taką… dziwną rzecz! Bo dopiero pochodzenie do tego, jak do normalnej sprawy sprawi naprawdę, że będzie…. normalne - podsumowała, już z nieco plączącym się językiem, ale nieważne. A potem przechyliła lekko głowę w bok.
- A takich facetów to widzimy wszędzie, niestety - dodała, wzdychając sobie cicho i sięgając po kolejnego szota. - Czasami podejmuje taką decyzję tuż przed ołtarzem, zamiast kobiety... - dodała, ciszej.
-
- Nie wydam Cie - rzucił z uśmiechem, a gdy zaczęła mówić mu o kobietach w barze to kiwnął tylko głową, bo nie miał nic więcej do dodania. Tak samo jak wolal się nie wypowiadać na temat ołtarzy i po prostu napił się kolejnego łyka piwka. Nie był najlepszym człowiekiem do rozmowy o nieudanych ślubach. - No jakiś musiał być ślepy i głupi - rzucił tylko próbując ją tym jakoś pocieszyć.
-
- Długo studiowałam - wyjaśniła, z rozbawieniem - poza tym jestem inżynierem biomedycznym, biologia towarzyszy mi od lat - dodała, przechylając lekko głowę w bok. Lubiła kiedyś to mówić, że jest inżynierem. I powinna mówić to częściej, w końcu to fajniejsze niż mówienie, że jest niedoszłą panną młodą, porzuconą przed ołtarzem.
- Ale nie wiadomo, czy ta receptura naprawdę jest z Irlandii, albo czy chociaż robi ją Irlandczyk - zauważyła, przechylając lekko głowę w bok, a potem zaśmiała się cicho. - To curacao chyba po prostu, jest niebieskie ale w połączeniu z piwem zmienia się w zieleń - zauważyła, przechylając tym razem głowę w drugą stronę. Tak, zdecydowanie była już pijana.
- Bo jest drogie, więc lepiej mniej? - zapytała, przechylając lekko głowę znów w lewo. Nie wiedziała czemu nagle z tym wypaliła, ale co to ma jakieś znaczenie? No nie bardzo, bo po chwili i tak była zajęta kolejnym shotem.
- To dobrze, bo w razie czego to wiesz… - zaczęła, ale że w ręce miała tylko kawałek limonki, to lekko ją ścisnęła, trochę go nią opryskując. - No, to już wiesz - podsumowała, tak jakby to miała być jakaś groźba, ale dodała groźną minę, udając że to prawie jak podrzucenie głowy konia, jak w Ojcu Chrzestnym.
A potem westchnęła - no… nie wiem, to co, idziemy na ten seks? - zapytała, unosząc brwi, kończąc ostatniego drinka, jednocześnie nieco chwiejnie zsuwając się ze stołka. - Jeśli się oczywiście nie rozmyśliłeś, bo jak nie chcesz to wiesz, nie musisz - dodała, unosząc brwi i mierząc go swoim pijackim wzrokiem.
-
- Ale jest słodkie, a to zmieniałoby trochę smak piwa, a nie jest jakieś słodkie wiesz.. - powiedział marszcząc nieco czoło, bo się musiał nad tym więcej zastanowić. - A właściciela nie znam, ale może ma coś z irlandczyka - no nie wiedział więc pozostały tylko spekulacje na ten temat.
- Czyli nie ważne co, ważne że kopie? - zapytał unosząc brew z rozbawieniem i westchnął sobie, a później nieco zmrużył oczy obserwując jej poczynania, które w końcowej fazie i tak wywołały u niego lekki uśmiech. - Możemy iść, o ile mi nie zaśniesz po drodze - bo tak też przecież mogło być! No i w sumie to pewnie poszli i zrobili co chcieli zrobić, bo dorośli ludzie to już tak mają, że mogą robić co chcą... o ile nie krzywdzą innych, a w tym wypadku chyba oboje po prostu korzystali.
2xzt
-
- Chyba rzadko przebywasz w towarzystwie ludzi, bo zupełnie nie wiesz jak się funkcjonuje w społeczeństwie, co? No wylał się, zdarza się, ale nie musisz od razu na nikogo się wydzierać. Mam propozycję, jeśli chcesz zrobić przysługę światu, po prostu wróć do domu, włącz telewizor i pokrzycz sobie na niego- powiedziała na jednym wydechu, trochę się czerwieniąc, bo wbrew pozorom nie lubiła publicznych wystąpień. Potem obróciła się w stronę chłopaka i dwóch studentek.- A jedna z nich próbuje zwędzić Ci portfel- dodała, łypiąc groźnie na dziewczynę. I nie, wcale nie wymagała za to drinka. Po prostu sama przyszła się napić, a nie mogła patrzeć jak komuś działa się „krzywda”.
- Napijemy się?- zapytała wzruszywszy ramionami. Odgarnęła włosy za ucho, czując się nieco idiotycznie w całej tej sytuacji.
-
Założyła obcasy i wyszła do baru. Po raz pierwszy od przyjazdu do Seattle, od.. od powrotu, założyła obcasy i poszła do baru, spędzić czas wśród obcych ludzi. Zostawiła pracę w domu, zostawiła tam też wszystkie zmartwienia i zdecydowała, że czas się napić. Dużo napić. A nawet i bardzo dużo. Czemu miałaby się ograniczać? Wciąż była młoda, nie mogła też się wieczne martwić swoją pracą, analizować i zastanawiać się co zrobi, jak skończy to zlecenie i nie będzie miała nowego na horyzoncie. Teraz firma była tylko jej, odpowiedzialność nie spoczywała na jej szefowej, musiała sobie sama radzić! I nie pozwolić na to żeby zabrakło jej na czynsz i inne rachunki, bo jednak co to za organizatorka przyjęć, która nie może sobie zorganizować dachu nad głową? Nie byłaby to dla niej najlepsza referencja, a rozmowy z potencjalnymi klientami przy kartonowym pudle pod mostem raczej by jej nie pokazały w najlepszym świetle. I nie mogłaby pewnie zapłacić za telefon i tak dalej. Więc tak, musiała pracować, ale nie miała siły się dołować i wgapiać w telefon, albo po raz setny poprawiać swoją stronę, żeby zachęcić klientów. Nie, musiała się wyluzować. Dlatego przyszła do baru, usiadła sobie przy barze, zamówiła sobie tequilę i wypiła dwa szoty zanim odwróciła się do mężczyzny siedzącego obok i pijącego solo. - Na smutno czy na wesoło? - zagadnęła, bo czasem trudno było się domyślić na pierwszy rzut oka. Poza tym łatwiej nie myśleć o swoich problemach jak się z kimś gada, więc same plusy!
-
Lara była częstą bywalczynią barów, klubów i tak dalej. Nie robiło to z niej nie wiadomo jakiej imprezowiczki, bo z reguły wpadała, napiła się drinka lub dwa, często z kimś, z kim się tutaj umówiła i wychodziła. W młodości (czyli jeszcze kilka lat temu, za czasów college'u) zdarzało się jej kilka razy zamykać taki przybytek. Bo potańczyć też lubiła, ale tylko od czasu do czasu.
Czy się jakoś specjalnie wystroiła? Zmieniła bluzkę, na taką... mniej oficjalną i wybrała się na drinka, choć nie była z nikim umówiona. Nie miała zdolności kulinarnych, a w to zaliczały się także umiejętności mieszania drinków, a miała ochotę na coś innego niż wino. Niedawno wprowadziła się do mieszkania, jeszcze jej barek, czy tam szafka, którą przeznaczyła na ten temat, jeszcze była dość pusta. Pewnie stała tam jakaś wódka, może brandy? Na pewno daleko było do tego baru, który wyglądał imponująco!
Blondynka przyglądała się kolorowym butelkom, zastanawiając się czego by się napiła. -Sex on the beach, poproszę-uśmiechnęła się do młodego barmana. Nie było to nic zdrożnego, po prostu ten słodki drink był jednym z jej ulubionych.
Słysząc pytanie obok siebie, aż spojrzała zaciekawiona, co było dobrym ruchem, bo okazało się być do niej. -Hm... Jeszcze nie wiem. Mam jakiś taki... dziwny nastrój. Jak się upije, to może dowiem się, czy będę szczęśliwa, czy będę płakać w kącie-zaśmiała się, odrzucając swoje długie blond włosy za ramię. Trochę żartowała, ale tak naprawdę nie potrafiła by odpowiedzieć, czy jest szczęśliwa, smutna, zawiedziona, czy jaka konkretnie w tym momencie. Eh, bycie kobietą jest ciężkie.
-
Będąc bowiem na studiach, Addams pozostawał w dręczącym poczuciu świadomości tego, że mniej lub bardziej musiał się do nich przykładać, a przynajmniej na tyle, ażeby przypadkiem nie skreślono go z listy studentów, gdyż wtedy sprawy mogły się nieco skomplikować. Skończyłoby się opłacanie studiów i akademika przez ojca oraz drobne kieszonkowe, a gdyby jeszcze powinęła mu się noga i, przykładowo nie znalazł żadnej pracy przez dłuższy czas, a jego "spotkania sponsorowane" przeżyły mały kryzys, musiałby wrócić do matki, do Salem, czego za żadną cholerę nie chciał. W świetle tego więc, mimo całej swojej awersji do wszelako pojętego systemu edukacji, wolał już pompować ojcowskie ego o wyższe wykształcenie najmłodszego syna, niźli rzucić to wszystko i martwić się, czy któregoś dnia nie będzie zmuszony wrócić z podkulonym ogonem do "Miasta Czarownic", błagając o przebaczenie.
Ach, właśnie, staruszek napisał smsa, żebym nie zapomniał, że Olivier kończy dzisiaj trzydziestkę. Żeby tak wszyscy się przejmowali mną, kiedy to ja mam urodziny, westchnął w myślach i wyjął niespiesznie swoją komórkę z kieszeni tylko po to, aby wystukać bezpłciowe "najlepszego" w jednym z defaultowych dymków na messengerze, a następnie rozejrzał się po wnętrzu lokalu. Zaczynało robić się naprawdę późno i klienci powoli znikali zza stolików, sprawiając, że lokal pustoszał z minuty na minutę coraz bardziej. Aczkolwiek bardziej kameralna atmosfera nie przeszkadzała brunetowi w żadnym stopniu, bo wówczas obchodziło go tylko to, aby wypić jedno, drugie, a może i piąte piwo w ramach lichego pocieszenia przed niechętnym powrotem do akademika. Chyba kelnerka nie zapyta mnie, ile mam lat, co?
- Do której dzisiaj macie? - rzucił niewyraźnie do jasnowłosej kobiety za barem, jednocześnie, zupełnie nieświadomie, bawiąc się nieco nerwowo własnoręcznie zrobionym breloczkiem przytwierdzonym do jego czerwonego case'a. Z nim to w zasadzie dłuższa historia. Nie wiem czemu nie potrafię się pozbyć tej grawerowanej zawieszki z jego imieniem, choć prezent od niego, jako całość, rozpadł się na dobre już parę miesięcy temu...
-
...tego na przykład, że jedynym, co jej rodzony ojciec mógł jej aktualnie zafundować, były zszargane nerwy przesolone frytki w przywięziennej kantynie, w której mogli się czasem spotkać, jeśli otrzymał przepustkę za dobre sprawowanie. Opłacenie studiów? Boże, choćby mieszkania? Papa Walker, jakkolwiek poczciwy starał się względem starszej z córek nie być, na choćby cień tego typu sugestii chyba nie wyrobiłby, i po prostu parsknął jej rozpachnionym najtańszymi szlugami śmiechem prosto w twarz.
Nie dało się przy tym ukryć, że praca w dość popularnym wśród studentów barze była dla płomiennowłosej dziewczyny niesłychanie cenną lekcją cierpliwości, i treningiem wytrzymałości w jednym. Ile to razy bowiem w ciągu jednego choćby wieczora dane jej było podchwycić niewinną wymianę zdań, w której jakaś Lucy żaliła się jakiemuś Johnnowi, jak to ma na jutro dziesięć esejów do napisania, trzy artykuły do przeczytania, a w dodatku zajęcia na ósmą - i wszystko to w procesie osuszania siódmego kieliszka po wzmocnionym mojito. Ile to razy łypała na wystające z nabitych portfelików i portmonetek legitymacje studenckie, uśmiechając się uprzejmie i myśląc, że zabiłaby, żeby być na miejscu ich właścicieli? Ile to razy wykorzystywała swoją zbyt krótką pracowniczą przerwę, by zaszlochać bezgłośnie w rękaw narzuconej na barowy uniformik bluzę, dwóm łzom frustracji i gniewu pozwolić wypalić w chłodnych od wiatru policzkach gorący ślad?
Wiele.
Ale cóż było robić? Czasem musiała po prostu odwrócić perspektywę i pomyśleć, że nie było aż tak najgorzej. Ona przynajmniej była... Chociażby...
...trzeźwa?
W przeciwieństwie - zdawać by się mogło - do młodego chłopaka samotnie okupującego barowy hoker, i szukającego teraz wyraźnie jej atencji. Było późno (nie nosiła zegarka, ale rozpoznawała po bólu stóp i kręgosłupa, osiągającym aktualnie mniej więcej 7 stopień na 10-poziomowej skali), dzieciak zaś nie wyglądał, jakby spieszyło mu się gdziekolwiek, a już na pewno nie do domu.
Cokolwiek dla kogokolwiek oznacza w ogóle Dom.
- Do... - pospiesznie rzuciła okiem na ściągawkę przytwierdzoną do bocznej ścianki pod linią lady; wciąż jeszcze uczyła się realiów pracy w Seattle Lite, zastanawiając się przy tym, ile tę akurat pracę uda jej się utrzymać... - Teoretycznie do drugiej, ale to pobożne życzenia. Zwykle kończymy jakoś o świcie - nie oponowałaby, gdyby chłopak wstał i wyszedł - w końcu im klientów mniej, tym większa szansa na prędki fajrant. Z drugiej strony... Czy ona w ogóle miała dokąd dzisiaj pójść? - Chcesz jeszcze jedno? Czy jednak spieszy ci się do wyjścia?
No cóż. Nie wyglądało na to.
-
- Nie. Jak i wam się nie spieszy, to mi w zasadzie też nie... A, no i może być to samo, co twój przystojny koleżka ze zmiany podawał wcześniej - zagaił z lekko znudzoną miną, pukając palcem o trzymany kufel w miejscu, gdzie widniało logo jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek piwowarskich, choć chwilę później, jakby doznając oświecenia, zreflektował się i pokręcił głową na boki. - Albo wiesz co, nie, jednak wolę drinka. Obojętnie jakiego, byle jakiegoś mocnego, bo chciałbym pogadać na temat jakichś głupot, a nie jestem dostatecznie rozpity, żeby mieć później dobrą wymówkę - odparł pół żartem, pół serio, przez chwilę rozpogadzając swoje dość dobite oblicze.
Bo nie, uwaga o urodzie kolegi z pracy Johnnie nie stanowiła wyżyn czczej gadaniny subtelnie podchmielonego Addamsa, a w zasadzie opieszały wstęp do stosunkowo luźnego pomysłu na rozweselenie się. Przykładowo jakimś mniej lub bardziej udanym flirtem, ponieważ młodszemu nie dość, że doskwierało okrutne znużenie oraz zmęczenie, tak i lekka samotność, którą lubił wypełniać byle czym. Ilościowo, nie jakościowo. Do Seattle Lite trafił przecież zupełnym przypadkiem, bo miał na ten wieczór zupełnie inne plany, ale... uległy one drobnym modyfikacjom.
- Swoją drogą, trochę go chyba wystraszyłem, skoro się tak nagle schował się na zapleczu, co? Niech zgadnę, Pan Blondyn w bliźniaczym fartuszku ma dziewczynę? - uśmiechnął się z lekkim politowaniem w stronę panny Walker, patrząc na jej pracowniczy uniform. Ciekawe, czy jej praca jest jakaś bardzo ciężka. Może gdyby nie wyszło ze studiem, to też mógłbym-... Stop. Po co się teraz tym zamartwiać? Wszystko jeszcze przede mną.
-
Dobre jedzenie, a nawet alkohol to dobre połączenie. Tego jej w sumie brakowało, bo w sumie nie za wiele zjadła dzisiejszego dnia. A skoro zamierzała się napić po jakże pobudzającym locie, to jednak lepiej, żeby szybko nie zakończyć tego picia przez pusty żołądek. Także dobrze, że jej nowa koleżanka Gabi zaproponowała i taką opcję.
Odprawa i pobyt na lotnisku poszedł dość gładko. Z westchnieniem ulgi mogła po raz ostatni (miejmy nadzieję) zobaczyć matkę z dzieckiem, które tak dokuczało podczas lotu i nie tylko. Niby widać było, że się w samolocie ogarnął, jednak gdy tylko opuścili samolot i weszli na teren lotniska, młody na nowo poczuł się jak w żywiole – przyprawiając pewnie nie jedną kolejną napotkaną osobę o zawrót głowy.
Cóż, niektórzy się nie zmieniają, nawet po jakichś przeżyciach czy uwagach. Oby jednak młody wyniósł z tego jakąś lekcję. Teraz już jednak dla niej poszedł w zapomnienie i skupiła się na zabraniu swojego niedużego bagażu, jak i na Moreno z którą opuszczała teren lotniska.
Dotarły tutaj taksówką.
Seattle Lite wydawało się przytulnym miejscem, zarówno na picie, jak i dobre zjedzenie. Nie było za głośno, by nie móc usłyszeć własnych słów, ale i tak miało to miejsce jakiś swój klimat z dobrą muzykę i… przyjemnymi zapachami.
- Jestem głodna jak wilk. Nawet nie wiedziałam o tym, dopóki nie poczułam tutaj tych zapachów – rzuciła do niej, jak tylko weszły i zajęły jeden z wolnych stolików w rogu Sali.
- Dziwny był ten taksówkarz. Przez moment myślałam, że wywiezie nas zupełnie gdzieś indziej – dodała jeszcze z innym tematem, rzucając wierzchnie ubranie na oparcie swojego siedzenia. Uśmiechnęła się następnie biorąc do rąk kartę z menu. Co by tu zjeść i czego by się tu napić?
-
Nie, nie była osobą, która stawia ukochanego ponad wszystko, zrywa kontakty i tak dalej. Tylko, ze Violet była jej nową koleżanką, a nie przyjaciółką, dla której wiadomo, że należy znaleźć czas. Nie powinna takich rozważań brać do siebie.
-O tak, też bym coś zjadła, jak tak teraz mówisz-stwierdziła, bo właściwie wcześniej to nawet o tym nie pomyślała, a ona też jadła ostatni raz przed wylotem i to jeszcze w hotelu. W brzuszku jej jeszcze nie zaburczało, ale za chwile na pewno to nastąpi jak poczuje zapachy z kuchni. -No trochę tak wyglądał, jakby nie wiedział, gdzie jechać a GPS próbował go tylko zmylić-stwierdziła. Gabi uwielbiała prowadzić samochód, ale bardziej poza miastem, bo czasem stresowała się tym, że są korki a ona nie wie gdzie skręcić. Ale taksówkarz nie powinien absolutnie mieć z tym problemu, nawet jeśli był to kierowca z jakiejś apki, a nie typowy taksówkarz.
-Dzięki. My poprosimy od razu po drinku. Ja poproszę Mohito.... a ty, Violet?-zapytała nowej koleżanki, gdy kelnerka przyniosła im menu. Nie wiedziała, co zamówi, co ten lokal oferował, ale nie wyglądał za bardzo na taki, który miał długą kartę win, tylko był taki bardziej swojski, jakieś burgery, piwo, cola i niewielka lista drinków, które każdy, nawet niezbyt doświadczony barman jest w stanie zrobić. Jesli jednak to jej zamówienie będzie zbyt trudne, to nie ma sprawy, wybierze coś innego, choćby to piwo, które trzeba tylko otworzyć.
-
Nie było jeszcze wieczora, a one już miały plany picia. No nieźle. Dobrze, że w parze szła przy tym jeszcze potrzeba jedzenia u samej Everdeen. Bo jednak źle by to świadczyło o niej, gdyby miała w głowie tylko picie. Nie była jednak dobrą alkoholiczką, pomimo dobrej głowy do picia. Nie piła za często. Raz na tydzień może, przy jakiejś okazji. Lampka wina to też nic groźnego, nawet jakby była częściej.
- Albo był nowy w tym co robi, albo… miał jakieś niecne zamiary, ale uznał, że lepiej z dwiema nie zadzierać – dodała z przyśmiechem, bo kto wie, co temu kolesiowi w głowie siedziało. Jechanie z takimi ludźmi, którymi się nie zna, zawsze może być ryzykowne. Dobrze, że jechały we dwie, a nie pojedynczo. Bycie gdzieś samej może być łatwym celem dla wielu ludzi. W swoim życiu jednak, podczas podróży może miała jakiś jeden nieprzyjemny epizod z kims, a tak ludzie byli jednak całkiem mili i sympatyczni, przez co miała naprawdę wiele wartych zapamiętania wspomnień i momentów w swoim udręczonym życiu. Czyli nie było w nim aż tak źle. No popatrz Violet, nie możesz powiedzieć, że masz źle, bo do końca nie masz!
- Ja wezmę tequile – rzuciła od razu, nie musząc się za wiele zastanawiać nad swoim wyborem. Po prostu chwilę już za nią chodziła.
Pewnie po chwili miały już przed sobą swoje zamówienie i mogły wypić co miały. Violet miała przed sobą parę kieliszków, jak nie całą butelkę, by nie chodzić potem niepotrzebnie do barmana, a jej nowa koleżanka mogła spokojnie sobie popijać swoje mohito.
- Nie pomyślałabym, że zaraz po wylądowaniu nabierze mnie na picie, jeszcze w samo południe – stwierdziła, nieco kręcąc głową. Uśmiechnęła się.