WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Do kina wybrałam się dzisiaj z misją. Pracuje tam taki jeden Wyatt Leicester, chłopak niezmiernie sympatyczny, ale przesadnie skryty, nawet ukryty. Czasami mam wrażenie, że całe życie przesiaduje w schronie przeciwosobowym ze swą roślinnością. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy czuje się komfortowo w tych samych sytuacjach, w których ja się tak czuję, nie każdy ma te same upodobania, jednak niektórzy (a Wyatt zdaje się być jednym z nich) swoją strefę dyskomfortu nazywają strefą komfortu i za cholerę nie chcą jej opuścić nawet na krok. Nic na siłę, nie wezmę go podstępem na imprezę pod pozorem odwiedzenia schorowanej babci, którą niby to ucieszy doniczka trzykrotki. Nie traktuję go jak zwierzątka. Tak tylko trochę go wyciągam do świata, chcę mu pokazać różne możliwości, oswoić go.
Chcę go dzisiaj dokądś zabrać.
Wpadłam więc już do środka i popędziłam do kasy (nie miałam daleko). Co dalej?
- Cześć, Wyatt! - drę się być może nieco za głośno. - Coś tak czułam, że trafię na końcówkę. Jakieś plany na wieczór?
Wieczór już dawno minął, ale on wie, o co mi chodzi. Patrzę beznamiętnie na te jego akrobacje butelkowe, wywracam jedynie mentalnymi oczami.
- Bierzmy ten popcorm i chodźmy się gdzieś zabawić - proponuję entuzjastycznie. W głowie słyszę już jego odmowę. Ech, Traver, źle to rozegrałaś.
Ale jakaś cząstka mnie ma nadzieję, że chłopak się zgodzi i poszukamy zaraz na mieście czegoś, co uwolni nas od ciągłej codzienności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrzył na Gretchen ze stoickim spokojem, jakby był przyzwyczajony do jej sposobu bycia. Była od niego o kilka lat starsza, ale on nigdy tego nie zauważał. Szczerze powiedziawszy nie specjalnie przywiązywał wagę do wieku, chyba że ktoś był dużo młodszy i miał strasznego ojca. W każdym razie Gretchen do takich osób nie należała, więc Wyatt mógł być rozluźniony i w relatywnie dobrym nastroju. Przynajmniej dopóki koleżanka nie zaproponowała imprezy, na którą on ani trochę nie miał ochoty. Marzył o odrobinie snu i zabraniu się do nagrywania kolejnych ekscytujących filmików w jego piwnicy. Rozpoczynał właśnie nowy projekt, w którym rolę główną odgrywała coca cola i mentosy.
Właściwie to mam plan, który uwzględnia podróż do domu, ciepłe mleko i łóżko — odparł, spodziewając się, że jego słowa raczej nie ostudzą jej zapału. Zapakował popcorn, po czym pożegnał się z kolegą, który miał jeszcze trochę roboty. Gdy podszedł do Gretchen, przyjrzał się jej uważnie. Zastanawiał się ile mocnych argumentów przygotowała sobie na tę okazję i czy użyje wszystkich, aby go przekonać.
Ale możesz mnie… odprowadzić — zaproponował, wiedząc że może nie jest to specjalna atrakcja, ale być może dziewczyna się zgodzi i jakoś ją udobrucha. Przynajmniej będzie miała jeszcze trochę czasu, aby próbować namówić go na jakąś imprezę, czy inne dzikie spotkanie w równie dzikim towarzystwie. Poza tym było już dosyć późno i kto wie co czyha na niego w ciemnościach. Idąc z nią miał jakieś tam szanse na przeżycie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Teraz już wywracam oczami naprawdę. Z tym mlekiem to już naprawdę pojechał! I to jeszcze przy koledze. Wyatt, Wyatt, jak ja cię uwielbiam.
- No weź, przecież nawet nie będziesz musiał się ruszać. Myślisz, że po co się dokądś wychodzi? - Daję mu pół sekundy na zastanowienie. Żartuję, ćwierć. - Żeby odpocząć, chłopie. Możesz robić, na cokolwiek przyjdzie ci ochota.
Wiem, że to takie mówienie do ściany. To walka z silnymi stereotypami utrwalonymi w jego głowie. Wydaje mu się, że odpocząć może tylko we własnym domu, we własnym łóżku, sam. Przez jakieś fatalne zbiegi okoliczności prawdziwa rozrywka kojarzy mu się z przymusem, z konkretnymi oczekiwaniami względem jego zachowania. Błąd! On naprawdę nie rozumie, że ja się zadaję z kochanymi ludźmi, że ja chodzę tylko na prawdziwie wyluzowane imprezy.
Też zrobiłam błąd, ale brnęłam dalej w przekonywanie go. Bez sensu, bez nadziei na zwycięstwo - dla zasady. Pora naprawdę odpuścić.
Tak czy siak już stąd wychodzimy. Macham do jego kolegi na pożegnanie, kierujemy się w stronę wyjścia z kina.
- No dobra - odpowiadam z rezygnacją. Myślę teraz o tym, że mogę go odprowadzić, że możemy posiedzieć we dwoje u niego w bezpiecznej bazie, coś tam sobie popalić, pogadać, posłuchać jakiejś muzyczki. Może następnym razem będzie bardziej chętny, by włączyć w to więcej ludzi? Nieznanych ludzi?
- Idziemy z buta?
Wychodzimy w świetlisty mrok nocnego Seattle. Kierunek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrzył przez chwilę na dziewczynę z niezmienną miną. Jakby jego twarz nie wiedziała co to mimika. Jej pytanie w połączeniu z wcześniejszym zdaniem sprawiło, że musiał się chwilę zastanowić. — No tak, jasne. Znaczy… mam iść się zabawić, żeby odpocząć? — spytał, aby się upewnić czy dobrze zrozumiał. Czasami miał wrażenie, że jest trochę taką amebą, która za bardzo wtargnęła w swój własny świat i momentami traci kontakt z rzeczywistością. Nie był pewien czemu Gretchen dalej ma zapał, aby się przy nim kręcić i spędzać z nim czas, ale był jej za to wdzięczny. Może i był nudny i ciągle jej odmawiał, ale nie chciałby, żeby w końcu się na niego wypięła i zwiała do innego towarzystwa.
Ruszył z Gretchen w stronę wyjścia, zadowolony że dziewczyna zgodziła się na jego propozycje. Obiecał sobie, że kiedyś to on zgodzi się na jej pomysł. Prawdopodobnie nigdy do tego nie dojdzie, chociaż właściwie kto wie? Nie bez przyczyny istnieje powiedzenie “nigdy nie mówi nigdy”. Skinął głową, gdy spytała, czy idą na piechotę. Często chodził na piechotę, nawet jeśli miał spory kawałek do przejścia. Nie lubił tracić kasy na przejazdy, skoro był młody, zdrowy i pełny sił do używania własnych nóg.
Może coś obejrzymy? Ściągnąłem ostatnio kilka dobrych horrorów, no i popcorn już mamy — powiedział po chwili marszu i uśmiechnął się lekko, zachęcająco. O tej porze nie było tu dużego ruchu i ulica świeciła pustkami. Głośny dźwięk silnika zwrócił więc jego uwagę i zdawało się, że kierowca zwalnia. Wyattowi wydawało się, że auto jest głośniejsze niż inne, ale być może związane to było z faktem, że wokół panowała martwa cisza. Nie zawsze było tak cicho, gdy wracał do domu, ale nie był pewny od czego to zależało. Dnia? Pory? Jakiegoś dziwnego zbiegu okoliczności?
Ostatnio zmieniony 2020-10-21, 07:02 przez Wyatt Leicester, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciało odpoczywa najlepiej podczas snu, ale oprócz ciała mamy też duszę. No niech nikt nie żartuje, że duszy nie ma, bo jakaś tam przecież jest. Dla mnie to coś bliżej nieokreślonego, powiązanego z psychiką, ale nie z nią tożsame, już prędzej ze świadomością. I ta dusza też potrzebuje odpoczynku, wyczilowania. Z doświadczenia wiem, że od życia powinnam brać coś więcej niż tylko dobre odżywienie organizmu, sen, brak nadmiaru stresu. Potrzebuję być sobą, jakoś się wyrazić, uchwycić - idę o zakład, że Wyatt też tego potrzebuje. Jeszcze mu kiedyś pokażę, udowodnię!
- Oj, Wyatt, Wyatt - mówię tylko, i wiem, że już nic nie wskóram. Uśmiecham się do niego i nawet kładę mu rękę na ramieniu, bo to fajny chłopak, tylko trochę nierozruszany. Moja dusza i jego dusza nieźle się dogadują, mimo że temperamentem mocno od siebie odbiegamy. Idziemy.
- Dobrych horrorów? - powtarzam za nim, rozpoczynając wędrówkę. Oksy… Okse... Wiedziałam, jak się nazywa takie zaskakujące zestawienie słów, ale akurat zapomniałam. - Zobaczymy.
Najwyżej zostanę u niego na noc, żeby się nie posrać w drodze powrotnej. (I to niby ja miałam być tą bohaterką, co to ludzi po nocach odprowadza.)
Nagle podjeżdża do nas jakiś samochód i facet ze środka proponuje podwózkę. Dziwne - myślę. Jakoś wydaje mi się to dziwne, mimo że nie raz korzystałam z podwózek obcych ludzi. Gościowi jednak jakoś tak źle z oczu patrzy, poza tym zatrzymał się tu tak totalnie z dupy, nie jesteśmy przecież autostopowiczami. Jest mega wyluzowany, niby z mojej bajki, z głośników dudni mu przyjemna muzyczka (jakiś hitech psytrance), człowiek najwyraźniej jest zwyczajnie miły, otwarty, znudzony przedłużonym wieczorem w samotności. Ale mimo wszystko...
- Olejmy go - szepczę do Wyatta. Chcę iść dalej i nawet nie wyobrażam sobie opcji, żeby mój kolega nie przyznał mi racji. Po prostu biorę to za pewnik.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że istnieje dusza i różnorodne cechy, które ją określają, czyli takie które określają również danych ludzi. Nie ma dwóch dokładnie takich samym osób. Istnieje zbyt dużo czynników, które nas różnią. To jest chyba najpiękniejsze co może być. Gdyby wszyscy byli tacy sami, byłoby nudno. A czego ludzie nie lubią najbardziej, oprócz braku podstawowych czynników potrzebnych do przeżycia? Nudy. To nie było jednak tak, że Wyatt w ogóle się nie wyraża. On ma swoje hobby, swoje zainteresowania i zajęcia, które sprawiają mu radość.
Zerknął na Gretchen, gdy ta położyła mu dłoń na ramieniu. Dzikus, który w nim siedział rzadko komu pozwalał się dotykać, ale ona była zaufana i dobrze znana. Niespecjalnie się tym więc przejął. Wiedział, że dziewczyna go toleruje, mimo jego flegmatyzmu i pesymizmu, także obecnie było w porządku. Uśmiechnął się zwycięsko, słysząc co odpowiedziała. Już wiedział, że właśnie tak przebiegnie reszta ich wieczoru. Horrory, pojadanie i spanie w niewygodnym łóżku przy akompaniamencie chrapania reszty Leicesterów. Może mieli ciasna kawalerkę i zamieszkaiwali ją w dużo osób, ale mimo to nigdy nie odmówili innym noclegu ani ciepłego posiłku. Chyba, że trafili na podejrzanego nieznajomego, wtedy wykopywali go z chałupy na dupę. Byli życzliwi, ale nie głupi.
Gdy auto zatrzymało się obok nich, a z wnętrza wychylił się uprzejmy facet, proponując podwózkę, Wyatt się zachwycił. Nie chciało mu się iść taki kawał, więc darmowa taksówka spadła mu z nieba.
Jasne. Jedzie Pan do South Parku? — zapytał, otwierając tylne drzwi i wskakując do środka. — Co mówiłaś, Gretchen? Wsiadaj, nie będziemy do jutra czekać — zawołał dosyć entuzjastycznie, zachęcając ją do wejścia do auta. Mężczyzna za kierownicą przytaknął jego słowom i zaśmiał się całkiem naturalnie. Jak to szło? Leicesterowie byli życzliwi, ale nie głupi? Cóż... Z tym drugim różnie bywało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wierzę własnym oczom i uszom! Czy ten wariat robi mi teraz na złość? To zemsta za moje marudzenie na jego nieimprezowość i fatalny gust filmowy? Odwracam się wściekła z bezradności. Przecież go tak samego nie zostawię z typkiem, który oczywiście jedzie do South Parku, a gdyby Wyatt zapytał o Florydę, to on pewnie też by akurat przypadkiem się tam wybierał.
A może faktycznie przesadzam? Ej, Traver, ty hipokrytko.
Staram się nie ociągać zanadto, choć nadal wcale nie podoba mi się to całe podwożenie. Zdecydowanie łatwiej idzie mi korzystanie z pomocy nieznajomych, gdy jestem pijana.
- Heh, jak to dobrze, że chodzą po tym świecie jeszcze jacyś spoko ludzie - mówię, zatrzaskując za sobą tylne drzwi auta.
Ruszamy.
Nieznajomy przedstawia się, Alex. Ja mówię:
- Traver - choć Wyatt zdradził już moje prawdziwe imię, mimo że nieraz prosiłam go, żeby mnie nie ośmieszał przy obcych.
Zerkam na kierowcę od czasu do czasu, czy to bezpośrednio, czy za pomocą lusterka. W sumie nie wygląda tak podejrzenie, jak mi się na początku wydawało. Ja, najbardziej wyluzowany człowiek na świecie, miałam obawy? Tylko dlatego, że za mało we mnie altruizmu i raczej nie podwiozłabym jakichś zupełnych randomów z ulicy, gdybym miała samochód. Ale czy to znaczy, że ktoś inny nie może z nudów zechcieć pomóc takim dwóm jak my?
- Fajna muzyka - zagaduję już zupełnie pozbawiona obaw, przynajmniej w głosie. - Możliwe, że się skądś znamy?
Często fani podobnej muzyki chodzą w te same miejsca. Czyżby facet za kółkiem postanowił się zatrzymać, bo wypatrzył na chodniku znajomą? Staram się ruszyć mózgownicą, ale zupełnie nie mogę sobie przypomnieć Alexa. On odpowiada tajemniczo, że może się znamy, a może nie i zaczyna się śmiać. Patrzę więc pytająco ma Wyatta. Skoro nie ze mną, to może z nim kiedyś gadał?
Nagle tracę równowagę. Ostry zakręt zmusza mnie do uderzenia w drzwi. Mogłam zapiąć pasy! Następny zakręt i znowu lecę jak szmaciana lalka. Orientuję się, że jedziemy bardzo, naprawdę bardzo szybko. Chyba wciąż przyspieszamy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nikomu nie chciał robić na złość, chociaż jak zwykle pakował się w kłopoty i to z pozoru nieświadomie. Czy aby na pewno nie wiedział czym może grozić wsiadanie do auta nieznajomego? W końcu tyle się mówiło o tym jakie to niebezpieczne, ryzykowne i ogólnie głupie. Najlepsze, albo właściwie najgorsze, w tym wszystkim było to, że sam Wyatt nie bardzo wiedział co nim kierowało. Co innego jak pakujesz się w kłopoty, unikając ich, a co innego jak robisz wszystko, by w nie wpaść, a potem nie wiesz co takiego się właściwie stało. A może Wyatt faktycznie miał coś z głową. Kto normalny tak robi?
Uśmiechnął się, gdy dziewczyna wsiadła do auta i nawet pochwaliła kierowcę za jego “spoko” podejście.
Ja jestem Wyatt — powiedział. uznając, że skoro oni się przedstawiając, to on zrobi to samo. O mało co nie wywrócił oczami, słysząc jak Gretchen przedstawia się nazwiskiem. Nie miał pojęcia czemu wstydzi się swojego pięknego imienia i zastępuje je czymś innym. Z resztą, nie chciał też tego tak surowo oceniać. Każdy ma swój gust.
Nie wtrącał się w ich rozmowę o muzyce i znajomościach. On gościa na pewno nie znał i nigdy wcześniej nie widział. W każdym razie był po wrażenie, że ten odważył się wziąć dwóch autostopowiczów i to nawet takich, którzy nie łapali stopa.
Alex spojrzał na Gretchen w lusterku i mrugnął do niej odrobinę obleśnie.
Takiej buźki bym nie zapomniał — odparł, sugerując, że widzi ją po raz pierwszy.
Wyatt szturchnął ją ukradkiem, jakby chciał powiedzieć, że się jej niezły adorator trafił. W pewnym momencie też poczuł, że z każdą chwilą jadą coraz szybciej. W końcu nie było to już ani ekscytujące ani zabawne.
Przepraszam, Panie Alexie. Mógłby Pan zwolnić? — zapytał grzecznie, po czym zerknął na towarzyszkę kątem oka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ogólnie jestem na tak jeśli chodzi o podryw, flirt czy przelotny seks z nieznajomym. To nie jest jakieś moje hobby - znak rozpoznawczy, po prostu nie potrzebuję nie wiadomo czego, żeby dać się zbajerować. Taka podwózka mogłaby być super pretekstem do podobnej przygody. Zbyt śmiałe mruganie mi nie przeszkadza, jest w tym nawet coś, co mnie przyciągnęło. Moglibyśmy położyć spać nasze piąte koło i pojechać w jakieś ustronne miejsce tylko we dwoje. Mogłoby się tak stać, gdyby facet nie wypalił nagle tekstem poniżej wszelkiej normy, chociaż właściwie jego bliżej nieokreślone bycie creepem od samego początku mnie nie zniechęcało - jednakże do tej pory Alex miał cień, powtarzam, cień szansy u mnie. Prawie każdy świr może okazać się fajny. Ten już nie.
Zaniemówiłam, choć moje usta rozchyliły się, jakby spodziewały się, że zaraz wypalę z ripostą, ale nie. To jest takie dziwne, że aż nie mogę wydusić słowa! Obrzucam Wyatta spojrzeniem pełnym rozczarowania. Bawi cię to? Serio?
Jeśli podejrzaność i teksty o ładnych buźkach to niewystarczający argument przeciwko bliskim kontaktom z typem, oto powód ostateczny: czuję się teraz jak worek ziemniaków. Prośba przyjaciela pewnie w innych okolicznościach by mnie rozśmieszył, ale właśnie zaczynam się bać. Creepowatość i moje początkowe obawy nabierają coraz więcej sensu. Wysiadam! (Gdybym tylko mogła.)
- Hej, myślę, że już dość nas poturbowałeś. Fajna zabawa, ale uderzyłam się w rękę - próbuję przemówić mu do rozsądku i nawet pokazuję przedramię, znacząco je pocierając. Może nie boli aż tak bardzo, ale próbuję na prędce wzbudzić w nim litość, żeby mnie już zostawił - a przy okazji Wyatt by się uwolnił.
- Fajna, zgadzam się - odpowiada z rozbawieniem kierowca, niepokojąco długo wpatrując się w lusterko. Przejeżdża na czerwonym świetle duże skrzyżowanie. Cudem puste.
- On. Chyba. Coś. Brał - nie używam głosu, za to najwyraźniej jak potrafię, ruszam ustami i językiem, żeby Wyatt mógł z tego coś wyczytać.
Pisk opon. Znów bezwładnie lecę, tym razem uderzam o towarzysza niedoli, którego znowu zmiotło na drugie drzwi.
- Ał! Alex, a może się jakoś dogadamy? - pytam, próbując przywrócić się do pionu. - Czego byś chciał?
Patrzę, jak świat szybko ucieka za szybą. Musimy działać, nim ucieknie na zawsze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zerknął na Gretchen po raz kolejny i jakby zaczął coś rozumieć. Czasami był powolny, mało spostrzegawczy lub po prostu nieuważny. Czasami zamyślał się i robił rzeczy, których normalnie by nie zrobił. Na przykład przechodził na przejściu dla pieszych na czerwonym świetle, albo zjadał ostatnią bułkę w domu, mimo że wcale nie był tak głodny, jak ojciec lub brat, który zaraz wróci z pracy licząc na solidny posiłek. Teraz też z jakiegoś powodu kompletnie nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia jakie może nieść przebywanie w samochodzie dziwnego typa, który wiózł ich w nieznane. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy nieznajomy, a raczej nowy znajomy Alex, postanowił nie zwalniać na jego prośbę, a wręcz przyspieszyć, zaczęło do niego docierać, że coś tu nie gra. W momencie, w którym przejechali na czerwonym, a potem kierowca zahamował tak gwałtownie, że Wyatt wyrżną w przednie siedzenie głową i rozciął sobie wargę, uznał że zostali porwani. W jego umyśle powoli powstawał film, w którym Alex zabiera ich, oczywiście cały czas złowieszczo się chichrając, na opuszczoną farmę za miastem i torturuje ich, a potem bestialsko morduje, a szczątki rozpuszcza w kwasie, pogryzając przy tym suszoną wołowinę albo żując tytoń i plując nim na dymiące się beczki. W pewnym momencie wizja tak go wystraszyła, że krzyknął i przykleił twarz do szyby.
Pomocy! — wydarł się raz, a potem drugi, pokrywając szybę swoim gorącym oddechem. Szkło zaparowało, ale on nie przestał panikować. W pewnym momencie odwrócił się do dziewczyny z przerażeniem w oczach. — Jak to czego chce? Chce nas wywieść na odludzie i zamordować ze szczególnym okrucieństwem! — wykrzyknął, oddychając szybko i płytko. Podczas, gdy Wyatt się dusił, Alex zaczął się śmiać.
Co za wyobraźnia — pochwalił Wyatta, albo po prostu się z niego nabijał. Skręcił ostro w prawo, a potem w lewo. Chyba nie miał zamiaru się póki co zatrzymywać, a nastolatek nie miał pojęcia gdzie się aktualnie znajdują, bo na pewno nie była to dzielnica, w której mieszka, ani jej okolice.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 20 — ..........Po tym, co wydarzyło się na imprezie Halloweenowej, na którą dała się wyciągnąć znajomym, niemal całkowicie zapomniała o poprzedniej sprawie, która do tej pory zajmowała jej myśli. Nagle całkowicie wypadł jej z głowy fakt, że w każdej chwili banda, która chciała się na niej zemścić, może znaleźć się w Seattle, by zagrozić jej życiu. To, o czym w ostatnich tygodniach myślała zaś, skupiało się tylko i wyłącznie na tym, co zrobiła tamtej listopadowej nocy.
..........Zabiła.
..........Zabiła człowieka. Co więcej, zrobiła to po raz drugi w ciągu paru lat. I chociaż ani za pierwszym, ani za drugim razem nie zrobiła tego specjalnie, a po prostu w ramach samoobrony, wyrzuty sumienia, tak czy inaczej, zjadają ją każdego dnia. A było już lepiej — z każdym dniem miała coraz mniej koszmarów, coraz mniej lęków, nie mówiąc o tym, że czasem potrafiła o wszystkim zapomnieć nawet na parę dni.
..........Teraz wszystko wróciło i to ze zdwojoną siłą. Więcej wyrzutów sumienia, więcej koszmarów. Mimo że próbuje żyć dalej, nie jest łatwo zapomnieć o tym, że ma się na rękach krew drugiego człowieka — że odebrało się komuś życie. Z głowy jej jednak wypadło, że nadal powinna być ostrożna, że wydarzenia z Halloween to nie koniec jej problemów, a tylko kolejna cegiełka w jej popieprzonym życiu. Podświadomie uważała chyba, że skoro przez cztery lata nic jej się nie stało, to już nic jej nie grozi i nie musi się już bać.
..........Och, w jakim błędzie była.
..........Dociera to jednak do niej zbyt późno. Mniej więcej wtedy, gdy wracając do domu od koleżanki, czuje, jak ktoś łapie ją od tyłu, a potem rzuca na ścianę i przyciska swoim ciałem. Nie ma nawet czasu wziąć poprawnego wdechu, który utraciła w chwili, w której plecami uderzyła o twarde cegły jednego z budynków znajdujących się przy ulicy.
..........Myślałaś, że cię nie znajdziemy, suko?!
..........Te słowa wystarczą, by zorientowała się z kim ma do czynienia. Strach momentalnie paraliżuje całe jej ciało; serce zaczyna bić dwa razy szybciej, a w gardle pojawia się supeł, który odbiera jej mowę.
..........J-ja nie chcia-ałam — jęcz cicho, słabo, walcząc o oddech, gdyż mężczyzna przenosi swoje ramię na jej gardło, jeszcze bardziej odcinając jej dopływ powietrza. — P-proszę, puść m-mnie — charczy ledwo wyraźnie, dłońmi próbując odsunąć od siebie ciężkie cielsko oprawcy.
..........Gówno nas to obchodzi! — Po tych słowach czuje, jak łokieć przygniatający jej gardło nagle znika i na moment pojawia się ulga, ale nie na długo. Raptem parę sekund później zostaje złapana za włosy i z impetem rzucona na chodnik. W ostatniej chwili udaje jej się wyciągnąć ręce przed siebie, aby nie wylądować na twarzy, a dłoniach.
..........Czy właśnie tak będzie wyglądał jej koniec?
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

4

Sanders też miał na rękach krew. Tych winnych i tych zupełnie winy pozbawionych. Pierwsi niegdyś napawali go dumą, kiedy jeszcze ślepo wierzył, że dokłada swoją cegiełkę do pokoju na świecie, o tych drugich, przypadkowych ofiarach, starał się nigdy nie myśleć. To by go zniszczyło. Wojna, bycie zawodowym żołnierzem nie było dla ludzi słabych, przechodzili selekcję, gdzie odsiewano tych z psychiką grożącą załamaniem. On był twardy, a jeśli nie był, to potrafił świetnie grać.
To właśnie nad tą psychikę obok sfery fizycznej musiał zadbać, jeśli kiedykolwiek chciał wrócić na front. To z psychologiem pracował równie mocno, co z fizjoterapeutą. To przed nim udawał, że podoba mu się to całe uzewnętrznianie się i rozmawianie o problemach przed czym najchętniej by uciekł. Najgorsze było to, że człowiek przesłuchujący go trzy razy w tygodniu wiedział jak to robić. Nie był przypadkowym człowiekiem na przypadkowym miejscu. Wojskowy psycholog doskonale wiedział, kiedy kłamali, kiedy zatajali pewne fakty, czasami wyłapywał to, nim w ogóle zdążyli o czymś powiedzieć. I chcąc czy nie, Brian musiał być szczery. A szczerość męczyła.
Po tych spotkaniach do domu wracał pieszo, spacer pozwalał mu się uspokoić szybciej niż rozmowa. Dzisiaj było to coś więcej. Być może miał się tutaj znaleźć? Być może był w odpowiednim miejscu, o idealnym czasie? Bowiem już z daleka dostrzegł dziewczynę szarpiącą się z mężczyznami, co samo w sobie nie było normalne. Ciężko nazwać to czymś zwyczajnym, gdy ktoś znacznie większy kłóci się i szarpie z kobietą. We własnych czterech ścianach czy na ulicy - nie stanowiło to różnicy.
- Hej - krzyknął, przyśpieszając, gdy zbliżał się do napastników i ich ofiary. Zignorowali go. - Powiedziałem hej - przystanął w odległości dwóch kroków, przekrzywiając głowę. - Zostaw ją - ryknął złowrogo, uderzając jednego z napastników pięścią w twarz, co spowodowało nieopisywalny słowami ból w jego ramieniu. Skrzywił się, zacisnął zęby, a gdy drugi przewracał kobietę na zimny, ośnieżony chodnik, złapał go od tyłu, obezwładnił bez większego problemu i przycisnął do ziemi, dociskając kolanem jego krtań na tyle, by go nie zabić, ale jednocześnie pozbawić przytomności. - Kiedy mówię, żebyście przestali, to nie żartuję - pochylił się nad blondynka, przerażoną i roztrzęsioną, odgarniając przyklejone do jej twarzy włosy.
- Coś ci zrobili? - zapytał, jednocześnie wybierając numer policji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Za pierwszym razem obyło się u niej bez psychologa. Zwyczajnie nie miała do tego głowy, gdyż po powrocie do Seattle próbowała się najpierw z powrotem zaaklimatyzować — znaleźć pracę, ułożyć sobie życie. Przede wszystkim jednak zapomnieć. Nie chciała roztrząsać tej nocy, nie chciała rozmawiać o tym, co zostawiła za sobą w Nowym Jorku i jak się czuje znowu w rodzinnym Seattle, gdzie musi udawać kogoś innego.
..........Teraz jednak, za drugim razem, zastanawia się, czy rozmowa ze specjalistą to nie byłby dobry pomysł. Może on pokazałby jej drogę? Może on podpowiedziałby jej, jak z tym wszystkim żyć? Z drugiej strony jakoś sobie radzi, z podkreśleniem na słowo jakoś. Jest lepiej, ale wciąż nie jest dobrze. Liczyła jednak na to, że to już koniec niespodzianek, że wydarzenia z końca listopada, to szczyt — ale jak bardzo się myliła, dowiaduje się właśnie teraz.
..........Trzęsąc się jak osika, powoli przekręca się na plecy, by zobaczyć nad sobą tego samego mężczyznę, który przed chwilą przyciskał ją do ściany. Nie jest to jednak pierwsze ich spotkanie, o nie. Doskonale pamięta go z Nowego Jorku — tej twarzy prawdopodobnie nie zapomni już nigdy. Na początku śniła jej się co noc, ale chociaż teraz zastąpiła ją inna, mężczyznę rozpoznałaby wszędzie.
..........T-to był wypa… — przerywa w połowie słowa, gdy dłoń mężczyzny ląduje z impetem na jej policzku, w akompaniamencie głośnego milcz! Czuje, jak po jej policzkach zaczynają spływać łzy, a z kącika ust powoli sączy się coś ciepłego, co najprawdopodobniej jest jej własną krwią. Zaciska mocno powieki, w duchu modląc się, aby to wszystko skończyło się jak najszybciej.
..........Wystarczy krótkie i ostre hej wypowiedziane głosem obcego mężczyzny, by w mgnieniu oka mogła poczuć ulgę. Wciąż jednak nie otwiera oczu, wsłuchuje się jedynie w odgłosy, jak mniema, walki, która po kilku długich, ciągnących się w nieskończoność minutach, wreszcie ustaje. Dopiero wtedy jest w stanie rozchylić powieki i spojrzeć na nieznajomego, który nagle znalazł się tuż obok niej. W milczeniu zerka przez jego ramię na nieprzytomnych mężczyzn, próbując uspokoić swoje roztrzęsione ze strachu ciało.
..........Ch-chyba nie — odzywa się cicho, niepewnie, a jej dłoń momentalnie wędruje do jej ust, z których spływa niewielka strużka krwi. Oprócz rozwalonej wargi, jak i zapewne sińców na szyi, które dopiero się pojawią, jest jednak cała i zdrowa — a wszystko dzięki niemu. Dzięki nieznajomemu, który jakimś cudem, dziwnym zbiegiem okoliczności, pojawił się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. — Dziękuje — szepcze cicho, ze ściśniętym gardłem, bo dopiero teraz w pełni dochodzi do niej powaga sytuacji. Mogła zginąć. Gdyby nie on, najprawdopodobniej już by nie żyła, a jej ciało leżałoby gdzieś w śmietniku i gniło, dopóki ktoś, jakimś cudem, by go nie znalazł. Wzdryga się mimowolnie na tę myśl, po czym spogląda na swojego wybawcę opuchniętymi od płaczu, pełnymi ulgi i przerażenia oczami, które gdzieś w międzyczasie próbuje otrzeć z łez.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

->

Madame Rodriguez – jak wszystkie pozostałe wieszczki, o których przepowiednie błagała – okazała się oszustką, wierutną kłamczuchą żerującą na ludzkiej potrzebnie poznania przyszłości. Nie zaskoczyło jej to. Prawdę mówiąc, doskonale wiedziała, że każda próba rozwikłania tajemnic przyszłych wydarzeń, kończyła się fiaskiem. Nie martwiła się tym. Od czasu do czasu wychodziła z podobnych gabinetów z roześmianą twarzą, dowiadując się, że czeka ją wielka miłość, ogromne pieniądze, szczęście i zdrowie. Niestety bywały wróżki, które – zdaniem Perry nie znały się na kluczowym elemencie swojej pracy i zamiast poprawiać ludziom nastroje, niszczyła je.
— Kto wie, Mairee? Ta dziewucha doprowadza mnie czasami do skraju wytrzymałości! Nie zawsze wiem, gdzie wychodzi, z kim przebywa i co właściwie robi. Powinnam zabrać ją do ginekologa, by zaaplikował jej krążek antykoncepcyjny. Albo chociaż kupię jej prezerwatywy — odparła. Daphne miała szesnaście lat. To wiek wręcz idealny na eksperymentowanie i poznawanie nie tylko własnego ciała, ale i każdego, kto odsłaniał przed nią własne. Jeśli jakakolwiek dobra rzecz wyniknęła z dzisiejszego spotkania, to było to uświadomienie Perry, że pewnych kwestii nie należy odkładać na później. — Jak w ogóle mogłam wcześniej o tym nie pomyśleć?! — rzuciła smętnie. Miała za dużo na głowie. Planowanie oraz spisywane obowiązków przestawało zdawać egzamin, gdyż nawarstwiające się zadania wymykały się spod kontroli.
Zgromiła przyjaciółkę złowrogim spojrzeniem. — Chyba nie myślisz, że wzięłabym cię do pierwszej lepszej, niesprawdzonej wróżki?! Za kogo ty mnie masz?! — burknęła, jednak szybko skwitowała swoją wypowiedź szerokim, przepraszającym uśmiechem.
Splotła ramię z blondynką i odetchnęła głęboko, próbując odnaleźć wewnętrzną harmonię utraconą z powodu niekorzystnych przepowiedni. Kierując się w stronę najbliższej kawiarni, cieszyła się, że opuszczają ten obskurny zaułek, na którym jej noga z pewnością nie postanie ponownie!
— Nie, moje drogi rodne zostawiła w spokoju, ale paplała coś o brunecie, który sprowadzi na mnie nieszczęście. Jakbym mało miała problemów z sąsiadem, który, wyobraź sobie, urządza koncerty heavy metalowe w środku nocy. Matka mówi, że jej to nie przeszkadza, ale mnie irytuje jak cholera — wyznała. Po chwili spaceru wzdłuż ulicy otworzyła szklane drzwi kawiarni i wybrała jeden z wolnych stolików, przy którym mogły się wygodnie rozsiąść. Miejsce wyglądało na przytulne i – co ważniejsze – niedrogie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszyscy doskonale wiedzieli, że w takich miejscach można usłyszeć jedynie kłamstwa, ale co z tego? Ludzie w dalszym ciągu łaknęli dobrych przepowiedni. Zapewnień o tym, że życie może się zmienić o 180 stopni, że wszystko będzie lepsze, ciekawsze …. No właśnie. Nie chcieli tych złych; nie za to w końcu płacili. Mieli więc prawo się denerwować, gdy tylko słyszeli o wszelkich niepowodzeniach, jakie na nich czekają (nawet jeśli w 90 procentach były one wysłane z palca).
- Czyli w gruncie rzeczy zachowuje się jak typowa nastolatka – skomentowała. Nie był to może najlepszy wiek, z perspektywy bliskich osób, aczkolwiek zachowanie dziewczyny raczej nie odbiegało od ogólnej normy. Mairead sama niekoniecznie lubiła się spowiadać przez starszym rodzeństwem, gdy wychodziła z domu, mając tyle lat co Daphne. – Ale wizyta u ginekologa może być dobrym pomysłem – stwierdziła, pochwalając przy tym pomysł przyjaciółki. Zdecydowanie lepiej było zapobiegać teraz, niż później żałować, że się czegoś nie zrobiło, prawda? Nawet jeśli podejrzenia wobec Daphne okazałyby się bezpodstawne. – Uhm, pierwszej lepszej może nie – burknęła pod nosem i chciała coś jeszcze dodać, ale Perry bardzo szybko się zreflektowała. Mairead uniosła kącik ust w uśmiechu. Nie zamierzała kiedykolwiek wracać do tego ogromnego zaułka, chociaż miała wrażenie, że jeszcze niejednokrotnie pojawi się w jej koszmarach. W dalszym ciągu miała wrażenie, że czuje smród, który unosił się w tamtym miejscu, brr. – A czy ten sąsiad nie jest przypadkiem brunetem? Może chodziło o tę muzykę, hm? – zapytała, chociaż niekoniecznie komponowało się to w logiczną całość, z czego zdała sobie sprawę już po chwili. Nie żeby cokolwiek w tym wszystkim miało sens! – Próbowałaś z nim porozmawiać? Poprosić, żeby być ciszej? Nie wiem … zadzwonić na policję? – skrzywiła się nieco, ponieważ sama nie była raczej zwolenniczką tego typu rozwiązań. Wiedziała jednak, że w niektórych przypadkach nie istnieje lepszy sposób. Gdy wybrały odpowiedni stolik w lokalu, Mairead podeszła do baru, by złożyć zamówienie – raczej nie było to miejsce, po którym krążył kelner. Kawa z wkładką, jak obiecała, razy dwa. Wróciła po dłuższej chwili i położyła przed przyjaciółką wysoką szklankę, wypełnioną napojem. – A tak poza tym, jak się trzymasz? – zapytała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”