WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Romy biła się właśnie z myślami nad powrotem do Atlanty. Brała pod uwagę zostanie w Seattle, jej mąż również, więc może jeszcze wszystko się ułoży, a nowy początek będzie dla nich naprawdę dobrym pomysłem?
Jednak w międzyczasie jej brzuch tylko rósł i rósł, a ona w Seattle nie miała nic dla dziecka. Ani wózka, ani jednej pary śpioszków ani pół pampersa. Niby nie było to konieczne, bo wciąż jeszcze zdążyłaby wrócić do swojego miasta, ale lepiej być zabezpieczonym.
Wzięła spory koszyk na kółkach, zaczęła przechodzić między alejkami, szukając tej z akcesoriami dla najmłodszych. Już raz te zakupy robiła, ale właściwie, to było ją stać na to, aby mieć niektóre rzeczy podwójnie! Wybierała malutkie ubranka, butelki i tak dalej. Poniekąd wnętrze jej wózka można było sobie uświadomić, że rychło w czas przypomniała sobie o tym, że należy coś tam kupić dla malucha, który ma się urodzić lata dzień. W sumie nic bardziej mylnego i prawdziwego w tym samym czasie.
-
Travis jest kochanym dzieckiem i coraz bardziej widać, że odziedziczył cechy wyglądu oraz charakteru. Co prawda miał dopiero dwa lata, ale już było to widać gołym okiem. Kocha tego dzieciaka najbardziej na świecie i choć nie planował dziecka w swoim życiu to jest zadowolony, że ten maluch pojawił się w jego życiu. Serce mu rosło za każdym razem, kiedy jego dziecko uśmiechnęło się do niego. Tak chyba powinno być, prawda? Miał teraz sporo czasu na przebywanie z małym, bo był na zwolnieniu lekarskim. Miał jakieś dziwne przeczucie, że za szybko do swojej pracy nie wróci. Nie miał pojęcia co innego by mógł robić, ponieważ całe swoje życie marzył o tym by być strażakiem i kiedy mu się udało to zdarzyło się coś takiego. Życiej jest naprawde do dupy.
Musiał dzisiaj wybrać się z Travisem na zakupy, bo powoli wyrastał ze swoich ciuchów. trochę wstyd, że dzieciak chodzi w za krótkich spodenka, prawda? Nie było to zrobione specjalnie tylko po prostu dzieciak rósł jak na drożdżach. Z racji, że Dom miał teraz sporo czasu to wybrał się z synem na zakupy.
Dojazd na miejsce nie zajął mu dużo czasu. Wziął koszyczek, chłopca złapał za rękę i powoli przemierzali sklep spoglądając co mają ciekawego. Szedł z małym i w pewnym momencie chłopczyk go puścił i nie zauważył ciężarnej blondynki i po prostu wpadł na nią.
- Bardzo panią przepraszam. - powiedział biorąc syna na ręce.
-
Przebywanie non stop z dzieckiem musiało być trudne i choć Romy nie miała na ten temat zielonego pojęcia ... jeszcze. Myślała jednak o tym dużo, bo musiała się zastanowić czy ma siłę chociaż próbować jako samotna matka. Raczej nie była, więc trzeba było chyba ugryźć się w język i wybaczyć niewiernemu mężowi. Decyzja jednak nie została podjęta.
-Nic się nie stało-powiedziała odwracając się i zerkając na to, co ją uderzyło. Na początku była nieco zdezorientowana, bo nie był to koszyk na kółkach, wydarzyło się to na dość dziwnej wysokości... Dopiero jak zauważyła, że mężczyzna zgarnia dzieciaka i bierze go na ręce, to wszystko nabrało sensu.-Nic Ci się nie stało, mały?-zapytała z uśmiechem. Aż się rozczuliła na widok malucha, to pewnie te wszystkie hormony które w niej buzowały w związku z wielkim brzuchem. -Przyszedłeś po nową zabawkę?-uśmiechnęła się.
-
Minnie, nadal nie wiedziała, co tak naprawdę robi w Seattle i czy dobrze zrobiła, przylatując tutaj. Tak, chciała, aby ojciec jej córki, spędził z nią trochę czasu. I zrobiła to tylko dla swojego dziecka, prawda? Naprawdę, chciała tak myśleć, chociaż uczucia do tego mężczyzny nie zgasły, pomimo tych kilku miesięcy, które już minęły. Starała się żyć dalej, ruszyć do przodu, ale niekoniecznie potrafiła, coś ją wciąż blokowało, aby móc to zrobić. Dziś był ten dzień, który nastolatka miała tylko i wyłącznie dla siebie. Rzadko zdarzały się takie dni. Mieszkając jeszcze w Nowym Yorku, starała się dzielić czas pomiędzy studiami, Nefi, a własnym życiem i wtedy, nieoceniona była pomoc opiekunki. Jednak w ostatnim czasie zrezygnowała z jej pomocy, a skupiła się na przeprowadzce i pożegnaniu wcześniejszego miejsca.
Asmo, zabrał ich córkę do siebie, a Minnie, starała się znaleźć sobie zajęcie. Na początku, nie wiedziała, co chce zrobić. Nie lubiła zimy, chłodnego wiatru, ujemnych temperatur, ani marznięcia na dworze, a w hotelowym pokoju również nie chciała już siedzieć. Po kilkunastu minutach, analizując za i przeciw w końcu zdecydowała się wyjść na obiad, do pobliskiej restauracji, która miała naprawdę świetne opinie. Poza tym był to odpowiedni moment, na zwiedzenie trochę miasta. Kiedy, następny raz, będzie miała tak wiele czasu dla siebie? Okej, niekoniecznie lubiła robić to w samotności, ale w mieście również nikogo nie znała. Dlatego, po skończonym obiedzie, udała się na krótki spacer. Chciała zrozumieć, dlaczego jej były narzeczony wybrał właśnie to miasto, ale nie potrafiła tego zrozumieć. Była nieobiektywna, wychowując się całe życie w gorącym Los Angeles i każde miasto, które miało troszkę zimniejszy klimat, od razu było przez nią skreślane.
Tak samo, jak w jej myślach była cały czas jej córeczka. Martwiła się o nią, kilkukrotnie chciała też wyciągnąć telefon i napisać jak sobie radzi, ale nie chciała wyjść na przewrażliwioną matkę, z których jeszcze nie tak dawno, tak bardzo się śmiała. Westchnęła tylko cichutko, chowając telefon do torebki. Zamiast zwiedzania, które wcześniej miała w planach, udała się na zakupy. Bo nic, nie poprawiało humoru nastolatce, jak wydanie sporej kwoty z karty i wrócenie do domu, w tym wypadku do pokoju hotelowego z nowymi rzeczami. Plan był idealny. Minnie, poprawi sobie humor i przez dłuższą chwilę, nie będzie myślała o niczym innym. Szkoda tylko, że ostatnio jej plany, ani trochę nie wychodziły, tak jak tego chciała. I nastolatka, zamiast wchodzić do drogiego butiku, jaki miała zamiar, przekraczała próg sklepu z rzeczami i zabawkami dla dzieci.
Niedługo będą święta, może znajdzie coś odpowiedniego dla dziecka? A jeśli nie na święta, to na pewno, ucieszy się z nowej zabawki, może jakiejś przytulanki. Jeszcze nie tak dawno, takie miejsca ją przerażały, teraz było już troszkę lepiej, chociaż chwilami, nadal czuła na sobie dziwny wzrok, zwłaszcza gdy przychodziła z wózkiem. Czy się tym przejmowała? Ani troszkę.
Po kilkunastu minutach wybrała kilka cieplejszych bluzeczek i swoje kroki skierowała do półek, gdzie znajdowały się zabawki. Było ich pełno, najchętniej kupiłaby je wszystkie i bardzo, musiała się powstrzymać, aby tego nie zrobić.
- Nie polecam tych zabawek, gdzie jest pełno elementów, lub magnesów. Gdy tylko coś się zgubi, usłyszysz, więcej płaczu, niż możesz się tego spodziewać - zwróciła się bezpośrednio do kobiety, która stała obok niej. Wystarczyło, że chwilkę jej się przyjrzała, a widziała, że raczej, nie bywa zbyt często w takich miejscach. - Bardziej ucieszy się z tych interaktywnych zabawek. Są super i nie powodują tyle hałasu - sięgnęła po jedną z takich zabawek właśnie z myślą o Nefi. I dopiero po chwili, uśmiechnęła się delikatnie w kierunku nieznajomej. NIe chciała wyjść na przemądrzałą, po prostu chciała być miła i pomocna, co w życiu Minnie, zdarza się bardzo rzadko.
malarka
cały świat
columbia city
Choć od kilku lat kojarzyły się z dwoma głównymi pojęciami - pieniędzmi i prezentami - to jednak Charlotte lubiła ten przesycony komercją czas. Nigdy nie była wysłanniczką Boga i jego oddanym sługą, dlatego daleko jej było do duchowego celebrowania tych kilku ostatnich dni grudnia, ale podobała się jej atmosfera i cała otoczka towarzyszące świątecznemu szałowi.
W wielkim mieście już sam proces przygotowań był spektakularny; wszechobecne choinki i przyozdobione lampkami wystawy sklepów nie dawały zapomnieć o tym, z jakim dokładnie czasem w roku miało się do czynienia. Radiowe stacje także bombardowały słuchaczy największymi hitami - Hughes nie była zniechęcona nawet do Last Christmas, którego tekst znała na wyrywki, toteż mruczenie pod nosem w rytm melodii stanowiło nieodłączny element codziennych podróży do pracy. Zwieńczeniem tego wszystkiego mógłby stać się śnieg, który - przez wielu nienawidzony - był dla Charlotte czymś niezwykle urokliwym. Jak nic na świecie lubiła długie wieczory spędzane przy parapecie okna, przez które mogła obserwować, jak rodzinne miasto pokrywa się grubą warstwą białego puchu. Było w tym coś uspokajającego, co w połączeniu z kubkiem gorącej czekolady oraz ciepłem bijącym od kominka sprawiało, że czuła się niemal jak w prawdziwym, rodzinnym domu.
Niestety - były blaski, ale także cienie. Tymi świątecznymi regularnie okazywała się kwestia wyboru prezentów. Charlotte lubiła obdarowywać swoich bliskich, ale jednocześnie za każdym razem musiała głowić się nad tym, co kto mógłby dostać. Wykazywała, mimo artystycznej duszy, raczej praktyczne podejście do kwestii upominków; chciała, by były przydatne. Niespodziewanie pojawiło się dodatkowe utrudnienie - ciąża koleżanki. O ile kupowanie prezentów dla dorosłych można było obejść, decydując się na wygodnictwo w postaci szalików, książek czy krawatów, o tyle wybranie czegoś dla kilkumiesięcznego dzieciaka wydawało się być zadaniem zwyczajnie niemożliwym.
Przekraczając próg jednego ze sklepów, Charlotte niemal od razu podjęła się próby odszukania tęsknym, błagalnym wręcz spojrzeniem którejkolwiek z ekspedientek. Nie zamierzała udawać, że na czymkolwiek się znała. Kiedy chodziło o dzieci, była zielona jak szczypiorek na wiosnę.
Mimo to - nie chcąc wyjść na osobę co najmniej podejrzaną - niechętnie spacerowała między kolejnymi półkami, co jakiś czas zawieszając oko na zabawkach, ciuszkach oraz licznych akcesoriach; ilość kolorów oraz projektów sprawiała, że dwoiło się jej w oczach.
Podskoczyła, kiedy usłyszała czyjś głos; przyjemny dla ucha, ale zupełnie obcy.
- Przepraszam? - mruknęła, nie kryjąc zaskoczenia związanego z faktem, że ktoś postanowił się nią zainteresować. Niestety - blondynka nie wyglądała jak ekspedientka. Charlotte westchnęła. - Tak? Kilkumiesięczne dziecko też? - rzuciła, z podejrzliwością lawirując spojrzeniem między wskazaną przez nieznajomą zabawką a samą zainteresowaną. Nie spodziewała się pomocy ze strony całkiem obcej, postronnej osoby, ale w sytuacji, w której się znajdowała, nie mogła wybrzydzać. - Znasz się na tym? To nawet nie dla mojego dziecka. Koleżanka niedawno urodziła córkę - wyjaśniła pokrótce, licząc, że to mogłoby ułatwić wybór.
-
Jednak w tym roku, wcale nie cieszyła się z tych dni. Miały być inne, samotne, pierwszy raz od dwóch lat, miała spędzić je w rodzinnym domu i z rodzicami. To wcale nie podobał jej się ten pomysł. Nawet nie chciała myślec o pytaniach, którymi ją zasypią, więc najchętniej, wyjechałyby gdzieś na ten okres. Niestety, tego też nie mogła zrobić ze względu na córkę. Miały być to pierwsze święta Nefi, nie będą one takie jak planowała, ale i tym, będzie musiała się zadowolić. Nie miała wpływu na wszystko, nieważne, jak bardzo by chciała. Chyba dlatego, nie do końca potrafiła się cieszyć z nadchodzących świąt, a wszystkie lampki i ozdoby, przypominały jej bolesne już teraz wspomnienia. Jakaś jej część, zazdrościła innym, którzy są teraz tacy szczęśliwi, radośni, nie mogący się doczekać, aby spędzić z najbliższymi czas przy choince.
Może też dlatego, postanowiła zrobić dzisiaj jakiś dobry uczynek? Minnie, rzadko kiedy zagadywała do obcych, nie czując takiej potrzeby, wcale nie dlatego, że była wstydliwa, wręcz przeciwnie. W każdym innym dniu roku, po prostu wzięłaby zabawkę, która spodobałaby się Nefi i poszłaby do kasy, ignorując zastanawiającą się kobietę. A jednak, coś jej dzisiaj kazało się zatrzymać.
- Zależy ilu miesięczne - wzruszyła delikatnie ramionami, podążając wzrokiem na zabawki, na które wcześniej patrzyła kobieta. Co z tego, że była od niej starsza, nie miała nigdy problemu, aby ominąć oficjalną formę per pani. - Nie jestem żadnym ekspertem w dziedzinie zabawek. Wiem, co sprawdziło się u mojej córki, a których zabawek nawet nie tknęła, bądź przyniosły odwrotny efekt niż powinny. Akurat te uwielbia - oczywiście, że mówiła o tej, którą trzymała w dłoni, a przez przedramię miała przewieszone kilka ubranek dla niej. Minnie, kupowała zabawki co chwilę, które tylko jej ktoś polecił, bądź zobaczyła reklamę. Szkoda, że później nie były wykorzystane ani razu, ani nie miała kogoś, kto mógłby ją powstrzymać przed kolejnymi zakupami.
- Bezpieczną opcją zawsze są maskotki, kto ich nie lubi? Ale jeśli chcesz coś innego, mogę Ci w tym pomóc, może wspólnie szybciej uda nam się coś wybrać. Dziewczynka, tak? - spojrzała najpierw na nieznajomą, a następnie na półkę z zabawkami. Niby, taki prosty wybór, kupić zabawkę dla dziecka, a gdy stało się przed tymi wszystkimi półkami, potrafiło wprowadzić to w zamieszanie i dobrze o tym wiedziała. - Ile ma? Będzie nam łatwiej, coś dla niej znaleźć - sama nie wiedziała, skąd w niej ta uprzejmność i otwartość. Może to te miasto i fakt, że oprócz byłego narzeczonego nikogo więcej nie znała? Może to ta świąteczna muzyka puszczana w radiu? Tak, na pewno to były poprawne odpowiedzi, nawet jeśli nie przyzna się do tego na głos.
malarka
cały świat
columbia city
- Ehe. Cóż, opinia innej matki to chyba najlepsza z możliwych form pomocy. Zwłaszcza matki innej dziewczynki - zawyrokowała, brzmiąc przy tym naprawdę neutralnie. Już dawno przestał robić na niej wrażenie fakt, że na macierzyństwo - mniej lub bardziej świadomie - decydowały się osoby dużo młodsze od niej. Charlotte wiedziała, że średnia wieku, w którym kobiety postanawiały postarać się o pierwsze w życiu dziecko, oscylowała prawdopodobnie między dwudziestoma pięcioma a ośmioma latami. I choć w ostatnich latach liczba ta nieco podskoczyła, to jednak Hughes i tak czuła się jak swego rodzaju dinozaur, który na rodzicielstwo zdecydowałby się chyba dopiero za milion lat. Nie nadawała się do tego i wybór prezentu dla córki koleżanki był tylko jednym z wielu przykładów potwierdzających tę tezę. - No nie wiem. Pewnie ma sporo przytulanek. Na lalki jest chyba za mała? - zagaiła, bardziej pytając niż stwierdzając. Czuła się jak - o ironio - dziecko błądzące we mgle. Nigdy nie miała okazji chodzić po sklepach lub chociaż alejkach przeznaczonych właśnie dla najmłodszej klienteli, dlatego tym bardziej zmieszana się czuła.
- Tak, dziewczynka. Ma sześć miesięcy. I na imię Lydia, o ile to ma jakiekolwiek znaczenie - przeciągłe westchnięcie wyrażało zwyczajną niechęć i rezygnację. Nienawidziła być w sytuacjach takich jak ta konkretna; kiedy była zagubiona i zmuszona do tego, by skorzystać z pomocnej ręki kogokolwiek. Nie chodziło o jakąś wyimaginowaną ujmę na honorze, ale o zwyczajną przyzwoitość - nie lubiła zawracać ludziom głów swoimi sprawami.
- Naprawdę jestem w tym beznadziejna. Nie mam dzieci; ani własnych, ani w rodzinie. Ostatnie niemowlaki, z jakimi miałam do czynienia, to moje młodsze rodzeństwo. Dzisiaj prawie każde z nich dobija do trzydziestki, więc... - czuła się usprawiedliwiona, choć nie miała pojęcia, dlaczego wspominała o tym wszystkim na głos.
Nie brała pod uwagę świątecznego nastroju. Raczej własne rozkojarzenie.
-
W obecnych czasach były różne priorytety, bycie rodzicem, nie musiało być w planach. Dlatego, nie zdziwiło ją, że kobieta nie miała pojęcia o tych rzeczach. Sama, jeszcze nie tak dawno, miała całkiem inne plany. Kariera była przecież ważniejsza. Nie potępiała ani nie oceniała. Jedyne co zrobiła, to po prostu przytaknęła głową na jej pierwsze słowa. Zmarszczyła delikatnie brwi, obserwując raz półkę z zabawkami, a raz brunetkę, która była obok. Do niej też, musiała zadzierać głowę, aby swobodnie mogła na nią patrzeć. Niski wzrost może i był uroczy, ale miał też swoje minusy, jak na przykład sięganie rzeczy z wysokich półek, nigdy sama sobie z tym nie radziła.
- Sześć miesięcy, to jednak troszkę za mało na lalki. Tym się jeszcze zdąży pobawić. Każde dziecko ma sporo przytulanek, a skoro ma być to prezent, musi być bardziej wyjątkowy - delikatny uśmiech, pojawił się na jej młodej twarzy. Blondynka, pierwszy raz, znalazła się w takiej sytuacji. O ile, nigdy nie była wstydliwa, raczej bezpośrednio, tak również nie należała do osób, które chętnie pomagały innym. To ani trochę, nie było do niej podobne. Słuchała kobiety, jak mówi i przytaknęła delikatnie głową.
- Naprawdę Cię rozumiem. Gdyby nie moja córka, sama nie miałabym o tym pojęcia i żadna siła, nie zmusiłaby mnie, abym weszła do tego sklepu. Razem coś wybierzemy dla Lydii - posłała jej nawet przyjazny uśmiech. Chociaż, pewnie ona postawiłaby na zakupy online w sytuacji kobiety, aby nie pojawiać się w takich miejscach, ale skoro już tutaj były.
Na moment w końcu zamilkła, odkładając swoje zakupy na bok i przeszła się wzdłuż półki, na moment się zatrzymując. Co jej Nefi miała w tym wieku... To już prawie pół roku temu, jak ten czas szybko mijał. Zmarszczyła nosek.
- Ta chmurka do łóżeczka, może niekoniecznie zabawka, ale pomoże jej mamie, gdy mała nie będzie chciała usnąć, może się fajnie sprawdzić - wskazała troszkę niegrzecznie na karton z usypiaczem. - Daje światło, uspokaja dziecko. Miałam coś podobnego - wzruszyła delikatnie ramionami. Jednak nadal, zatrzymując się przy tych zabawkach interaktywnych, Minnie naprawdę miała do nich słabość, bardziej niż do tych klasycznych. - A jeśli chcesz, aby jej mama miała chwilę, zobacz. Wszystkie prawie są od szóstego miesiąca, Lydia może zacząć próbować raczkować, aby złapać maskotkę, gdy ta zacznie się poruszać. Niektóre nawet raczkują, są mięciutkie, kolorowe, na pewno będzie z nich zadowolona. Zwłaszcza że mają spory przedział wiekowy i tak szybko jej się nie znudzą, później nauczy się czegoś, a teraz może cieszyć się różnymi kolorami, melodiami. Naprawdę, postawiłabym na któryś z nich - skończyła w końcu mówić i przeniosła wzrok na kobietę z delikatnym uśmiechem. Jeszcze chyba nigdy, nie mówiła tyle o zabawkach. Ostatnio, była zdana sama na siebie i na swoją intuicję.
malarka
cały świat
columbia city
- Wyjątkowy. Ja... nie jestem zbyt oryginalna, jeżeli chodzi o prezenty. Moja rodzina co doku dostaje komplety czapek i szalików albo paczkę skarpetek ze śmiesznymi wzorami - przyznała się bez bicia, nie widząc sensu w udawaniu eksperta. Nie miała pojęcia, czym mogłoby bawić się sześciomiesięczne dziecko. Właściwie nie wiedziała, czym bawiłoby się jakiekolwiek dziecko.
Nie brała pod uwagę potencjalnego macierzyństwa czy nawet bycia ciocią. Najczęściej była stawiana przed faktem dokonanym, a o własną wygodę dbała osobiście; regularnie przyjmowane tabletki były świętością, z której nie zamierzała zrezygnować nigdy. Nie widziała więc miejsca w swojej codzienności na biegającego, rozkrzyczanego brzdąca. I chociaż nie ingerowała w to, jak jawiła się rzeczywistość innych, to sama nie chciałaby być postawiona na ich miejscu.
Nie inaczej było w przypadku drobnej blondynki. Dziewczyna sprawiała wrażenie naprawdę obeznanej z tym, co robiła; najwidoczniej rola matki przychodziła jej łatwo. Lub była to kwestia doświadczenia? O cokolwiek by nie chodziło, Charlotte cieszyła się z tej przypadkowo nawiązanej rozmowy.
- Jejku, czego to ludzie nie wymyślą - westchnęła raz jeszcze, sięgając po pudełko ze wspomnianą zabawką. Ten wybór brzmiał bardzo sensownie, szczególnie ze względu na interaktywny charakter produktu oraz dość spory wybór kolorów. To mogło się udać. - Chyba nie mam wyjścia i muszę Ci zaufać - podsumowała, obracając kartonowe opakowanie wokół jego własnej osi. Musiała zapoznać się z tym potencjalnym zakupem z niemal każdej strony. - To się jakoś pierze? Odświeża? - zagaiła jeszcze, nie chcąc, by pozornie idealny prezent okazał się powodem dodatkowej roboty dla koleżanki.
- Dziękuję za pomoc. Naprawdę, sama nie wybrałabym chyba niczego. Jestem Charlotte - dodała, uśmiechając się do blondynki w ciepły, naprawdę przyjazny sposób. Doceniała to, że poświęciła jej aż tyle czasu i pomogła z karkołomnym zadaniem, nawet jeżeli dla niej nie było to nic skomplikowanego.
- Jejku, jest już tak późno. Muszę lecieć. Ale naprawdę, naprawdę dziękuję za pomoc! - dodała pospiesznie, kiedy zegarek zdobiący jej nadgarstek pokazał godzinę sugerującą, że kończyła się jej przerwa.
Wybraną wspólnymi siłami zabawkę złapała w dłonie w biegu i tak samo szybko regulowała rachunek, by zdążyć ominąć największe korki.
zt.
-
- jeden
— Wiesz — po wskazaniu matce z uśmiechem odpowiedniego sklepu, przerwał w końcu ciszę, nawet jeśli to, co miał powiedzieć, nieco go zawstydzało. — Trochę inaczej to sobie kiedyś wyobrażałem. Byłem pewny, że każdy ojciec na wieść o dziecku samodzielnie buduje mu kołyskę — wyjaśnił z rozbawieniem, otwierając przed Olivią drzwi i czekając, aż pierwsza wejdzie do środka. Te zakupy może były przedwczesne — po pierwsze, nie znali jeszcze płci dziecka, a po drugie Remy nasłuchał się licznych opowieści, wedle których tak prędko organizowana wyprawka, zapesza jedynie i utrudnia wszystko. Tyle że on już potrzebował tego wszystkiego, tak naiwnie uznając, że nic złego się nie stanie — że to dziecko przyjdzie na świat zdrowe, że wszystko będzie dobrze, że on sam zazna szczęścia, o którym nawet nie marzył.
-
Nie znała takiego dnia. Nie znała takiej nocy. Nie znała tylu barw, choć nie mogła powiedzieć, że w jej życiu brakowało kolorów. Poranki miały kolor kawy z mlekiem, pitej naprędce między dyżurami, pieluchami, szkołą, przedszkolem i zajęciami dodatkowymi dorastających dzieci. A potem? Potem był lazurowy ocean i żółte, piaszczyste plaże ze zdjęć Austina przysyłanych rodzicom z egzotycznych podróży. Z czasem w jej palecie pojawiła się mistrzowska kombinacja kolorowych szarf, brązu, srebra i złota odbijająca się od medali Lisbeth. Pojawiła się również czerń. Ciemność nocy wymieszana z bladym światłem salonowej lampki, którą Olivia włączała za każdym razem, gdy martwiła się o Remusa i nie mogła spać. Wciąż się martwiła, o całą trójkę, ale jaki miała już wpływ na dorosłych ludzi? Mogła ich tylko wspierać i zamierzała robić to tak długo, jak tylko córka i synowie będą jej potrzebowali.
Kolory różowy i niebieski nie były jej obce, ale po raz pierwszy miały pojawić się w życiu najbliższej rodziny Olivii w kontekście kogoś innego. Myśl o tym, że zostanie babcią, choć do niedawna jeszcze tak szalenie abstrakcyjna i napawająca ją lekkim przerażeniem, a jednocześnie pokorą wobec upływającego czasu, zdefiniowała jej życie na nowo. Nic dziwnego, że z wielką radością wybrała się z Remusem na poszukiwania idealnych akcesoriów dla dziecka.
- Spokojnie. Jeszcze nic straconego. Masz mnóstwo czasu i jeśli tylko będziesz chciał zrobić coś własnego, to na pewno ci się uda. Chociaż z drugiej strony... Dopiero teraz zobaczysz, jak szybko potrafi biec czas i nawet nie zauważysz, kiedy minie tych kilka miesięcy - uśmiechnęła się. Tyle tylko, że w środku, w sklepie, już od drzwi uderzył w nią ogrom nowiutkich kołysek: kolorowych, grających, świecących, z napędem kosmicznym i nawet takich, które z pewnością same przewijają dzieci! Za jej czasów takich nie było i... Może to dobrze, bo z pewnością nie potrafiłaby zdecydować się na żaden konkretny model.
- Nikt nie powiedział też, że dziecko nie może mieć dwóch kołysek - podeszła do jednej z nich. Ta miała akurat wbudowaną grającą karuzelę, którą Olivia od razu włączyła. Cudo. Po prostu cudo.
-
— A myślisz, że Stanley byłby w stanie mi pomóc? — zaśmiał się, uznając to za sporą niedorzeczność. Kto inny miałby mu wskazać, jak wyciosać w drewnie odpowiednie elementy? Wszyscy mieli inne specjalizacje, którym się poświęcali; zastanawiał się więc, czy ktokolwiek z nich wiedział, jak odpowiednio trzymać młotek w dłoni. W kwestii tego zaś, że nazwał ojca po imieniu — zdarzało się mu. Chyba przestał rodziców tytułować wyłącznie matką i ojcem po drugiej misji, gdy w nawyk weszły mu pewne zwyczaje. A oni rozsądnie uznali, że nie ma sensu zwracać mu na to uwagi, bo nie umniejszał im tym wcale — nikogo nie darzył tak wielkim szacunkiem, jak Olivię i Stanleya. Poza tym, gdy ma się już te trzydzieści lat skończone, czasem tak niepoważnie jest mówić „mamo” czy „tato”... — Nie musisz mnie straszyć, jestem już wyjątkowo mocno przerażony. Chcemy się z Jane wybrać w weekend do księgarni i kupić jakieś porządne książki, bo wiemy tylko tyle, że musimy na szafkach zamontować jakieś zabezpieczenia — podzielił się z nią tym wszystkim, by jasno wskazać, że wie naprawdę nic. I że lekko panikuje, bo faktycznie chociaż był to dopiero trzeci miesiąc, ten czas zlecieć miał raz dwa. — Podoba ci się? Myślisz, że jest bezpieczna? — spytał poważnym tonem, traktując tę sprawę jak najważniejszą kwestię na świecie. — No, to zawsze mogą być bliźniacy, prawda — zaśmiał się, a potem jednak zbladł, bo ten żart wcale śmieszny nie był. Co zrobią, jeśli dostaną w pakiecie aż dwójkę dzieci? W końcu Jane miała siostrę bliźniaczkę, więc było to całkiem prawdopodobne...
-
No, chyba że chodziło akurat o sprawienie jej pierwszego wnuka (lub wnuczki!). Wtedy można spełnić kilka marzeń za jednym zamachem.
- Na pewno ze wszystkim ci pomoże - odparła z uśmiechem. Kto, jak nie tata, nad tym wszystkim zapanuje? W jej głowie narodził się już nawet pewien plan: Remus przyjdzie do nich z Janey. Panowie będą robić kołyskę, a panie po prostu sobie posiedzą i porozmawiają. O tak, trzeba będzie przedstawić synowi ten pomysł. Niech młodzi to przemyślą.
- Jeśli chcesz, to możesz zajrzeć kiedyś do mnie do pracy. Mam tam kilka poradników, pożyczę ci. A kiedy dziecko już się urodzi, dam wam coś w rodzaju mini wyprawki. Nawiązaliśmy współpracę z fundacją, która prawdopodobnie będzie sponsorować małe paczki z prezentami dla każdego noworodka. Musimy jeszcze dograć wszystkie szczegóły, ale powinniście się już na to załapać.
A jeśli nie, to ona i tak we wszystkim im pomoże. Co więcej, postara się w nic nie wtrącać i nie udzielać rad, jeśli nie zostanie o nie poproszona. To będzie trudne, ale czego nie robi się dla rodziny?
- Na pewno jest śliczna - zaczęła nieco nią bujać, żeby ocenić ryzyko wypadnięcia dziecka. Na moment zmarszczyła brwi, dokładniej przyjrzała się konstrukcji i chyba miała już gotową opinię. - Wygląda na solidną, ale chyba i tak wybrałabym coś z niego grubszymi szczebelkami - żeby nie poradziły sobie z nimi nawet bliźniaki. - Wtedy też doskonale dacie sobie radę.
To tylko dwa razy więcej kupek, śliny, płaczu, rozlanego mleka i brudnych śpioszków. Co może pójść wtedy nie tak?
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Zbliżał się czas wielkich zmian dla rodziny Wheterby'ch. Ich starsza córka wybierała się na dniach do szkoły podstawowej, do pierwszej klasy, miała także zacząć zajęcia indywidualne z jazdy na łyżwach, aby spełnić swoje największe do tej pory dziecięce marzenie i jeździć na lodzie niczym tancerka. A jakby tego było mało, zbliżał się moment, kiedy mała Lydia zostanie dużą siostra. Jeszcze nie było pewne, czy dla brata, czy dla siostry - Katherine i James wciąż się spierali, czy chcą wiedzieć przed porodem czego się spodziewali.
Nie mniej jednak, to był odpowiedni moment na to, by wybrać się na duże zakupy do sklepu dziecięcego. Pewnie, można było zamówić przez internet, jak to zazwyczaj Katherine robiła, ale wiedziała że matka chrzestna pierworodnej Wheterby'ch też chciała się dorzucić do wyprawki i tak dalej, więc Kath umówiła się z przyjaciółką na mieście, w dzielnicy Downtown, gdzie był spory sklep z dziecięcymi akcesoriami, dla tych nowonarodzonych, ale także dla nastolatków.
Blondynka przyjechała trochę wcześniej niż powinna, bo nie była pewna, czy znajdzie miejsce parkingowe. Na szczęście z tym nie było żadnego problemu, stąd kobieta czekała przed wejściem na swoją przyjaciółkę, już zastanawiając się, czy w okolicy jest jakaś fajna kawiarenka, gdzie będą mogły nieco odpocząć po trudach zakupów. Widząc brunetkę po drugiej stronie ulicy zamachała ręką, że zauważa Lavender i już po kilkudziesięciu sekundach razem weszły do wnętrza klimatyzowanego sklepu.