WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Mitch w to wierzył, bowiem życie nauczyło go, aby nie zamykać się szczelnie w skorupie; aby znaleźć w sobie tyle samozaparcia, by jednoznacznie ruszyć do przodu. Ten najtrudniejszy krok podjął czternaście lat temu, toteż w obecnych czasach jego wola walki zdawała się być niezłomna (chociażby i na tym przykładzie). Chciał żyć, nawet jeśli jego byt był tymczasowo uwarunkowany przez nadrzędną siłę wyższą. Oczywiście, zdarzały się elementy zwątpienia, bo los ludzki nie był usłany wyłącznie różami. Każdy człowiek posiadał swoje osobiste rozterki - te mniejsze jak i większe. Pozostawała tylko kwestia skrupulatnego radzenia sobie z nimi.
Brown zaznajomiony z maszynerią ludzkiej psychiki podchodził do tej kategorii dużo inaczej. Nie uważał się rzecz jasna za lepszego - co do tego nie było nawet wątpliwości; a po prostu odkrył te drugie dno; wtargnął na zaplecze, a to zwykle pozwalało zebrać wszystkie wnioski do kupy. Formując odpowiednie normy spekulacyjnie, był gotowy do podjęcia działania - tak jak teraz, tak jak dzisiaj, gdy oboje z Rain znaleźli się w potrzasku, hen wysoko, nad ziemią.
Już mogli odetchnął z ulgą, posilając się i dawkowanym tlenem. Nadwyrężone organizmy, a także towarzyszące im zmysły wyłaniały się gdzieś zza kotar tymczasowo otumaniającej adrenaliny. Dopiero teraz pojawił się ból oraz wszechogarniające zmęczenie. Lecz pomimo tego niekorzystnego dyskomfortu, Mitch nie potrafił tak jednoznacznie odwrócić się od innych. Tych, którzy również byli obecni na młynie.
Z trudem przełykając swoją ślinę, odetchnął jakby z ulgą na słowa sanitariusza, a one odnalazły już po chwili odzwierciedlenie w istniejącej rzeczywistości.
- O wilku mowa - usłyszał jeszcze, zanim to wyczuł delikatne szarpnięcie doprowadzające do bezwzględnej bliskości. Ciepło drugiego ciała, a także zapach: kwiatowa nuta przedzierająca się przez mankamenty sadzy i swądu spalenizny sprawiły, że na moment go zamroczyło. Nie spodziewał się bowiem takiej reakcji - szukania poczucia bezpieczeństwa oraz wsparcia, a może jawnego dowodu wdzięczności.
- Udało nam się - zdobył się jedynie na te krótkie zdanie, nim jego ramiona otoczyły drobną sylwetkę Rain. Widocznie oboje tego potrzebowali. Tej minimalnej formy czułości; przez to postanowili uśpić swą czujność, kompletnie nie wyłapując na horyzoncie postaci im się przyglądającej.
Nieco niechętnie zezwolił na dystans, z wdzięcznością jednak przyjmując butelkę z wodą. Od razu upił jej kilka łyków, by zwilżyć obolałe gardło. Dym przecież naruszył jego strukturę, powodując raczej małe komfortowe odczucia przy samym przełykaniu śliny.
- Widzisz może gdzieś mojego brata? Tego bruneta, który niczym superbohater pojawił się znikąd, aby uratować wszystkich na młynie? - zdobył się na dość słaby żart, który sprowokował kąciki ust do uniesienia się ku górze.
-
Odetchnęła z ulgą, słysząc syreny strażackie. No dobra — próbowała, bo przez kłęby dymu trudno było oddychać. Zacisnęła mocniej ręce na konstrukcji, licząc w myślach sekundy które jeszcze musi spędzić w tym miejscu, ale gubi się chyba w połowie ze stresu. Słyszy jak strażacy gaszą płomienie przez co robi się odrobinę chłodniej niż kiedy ogień szalał pod nimi. I w końcu pierwszy komunikat. Muszą zejść niżej. Zerka niepewnie na Ethana, który kiwa jej głową, żeby wykonała polecenie. I to robi. Powoli kieruje się na niższe szczeble, modląc się w duchu, żeby nie zawaliły się pod nią. Pewnie miałaby pecha i nie złapałaby się belki niżej, spadając po prostu na sam dół. Chyba zawsze w takich chwilach w jej głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Przed zejściem na ostatni szczebel zatrzymuje się w miejscu przez strach, który nagle postanowił sparaliżować całe jej ciało. Zamrugała kilka razy przez łzy napływające jej do oczu. Odwróciła głowę w stronę Browna, kręcąc nią na boki. — Ja nie… ja… boję się… — wyszeptała, ukrywając twarz w zgięciu łokcia. W uszach jej szumiało, więc nie wiedziała czy Ethan coś do niej mówi i czy ktokolwiek w ogóle próbuje ją przekonać do ruszenia się dalej. Ale musiała to zrobić. Wszyscy chcieli zejść i to ona ich zatrzymywała w miejscu. Dasz radę, Holly. No dalej. Powtarzała sobie, pociągając nosem, zanim niepewnie przesunęła się dalej. Nic się nie zawaliło, więc zaczęła opuszczać się w dół, stawiając stopy na ostatnim i najniższym szczeblu na jaki mogli wejść. Odsunęła się, żeby reszta mogła do niej dołączyć i następne co pamiętała to to, że ma skoczyć. No chyba se jaja robicie? Ale co miała zrobić? — Błagam, żeby to był koniec… — mruknęła pod nosem, wyciągając niepewnie rękę, żeby musnąć dłoń Ethana. — Lepiej, żebyś za mną skoczył. — powiedziała, tonem nieznoszącym sprzeciwu i skoczyła w dół, dociskając sukienkę do swojego ciała. Co ją podkusiło, żeby tak się ubierać? Nigdy więcej. Wylądowała na czymś miękkim z czego pomógł jej wygramolić się jeden ze strażaków. W końcu mogła odetchnąć czystszym powietrzem, które gwałtownie wtargnęło do jej płuc, wywołując kolejny napad kaszlu. Uparła się, żeby poczekać na Ethana, który powinien być tuż za nią. Widząc go na dole całego i zdrowego rzuciła mu się na szyję. — Obiecaj mi, że następne na co mnie zabierzesz to karuzela dla dzieci. — wyszeptała, kładąc dłonie na jego policzkach. Wpatrywała się w niego przez chwilę, próbując opanować kolejny potok łez przez które pewnie jej makijaż wyglądał tragicznie i przypominała teraz pandę. Niewiele myśląc złożyła na jego ustach krótki pocałunek, po którym już dała się zaciągnąć do karetki, gdzie owinięto ją kocem termicznym i podano wodę. Nawet nie słuchała za bardzo co się do niej mówiono. Myślami była po prostu już daleko stąd w bezpiecznym łóżku.
-
Był z niej tak cholernie dumny, że w takim momencie potrafiła przezwyciężyć swoje demony i gdy kazali jej skakać, musnął tylko delikatnie jej dłoń.
- Będę zaraz za Tobą – wyrzekł tak, żeby go usłyszała. Patrzył tylko jak ta skoczyła na podstawiony skokochron, on wysłał jeszcze przed sobą rodzeństwo, żeby mieć pewność, że Ci skoczyli i dopiero potem zrobił to sam. Udało się im. Nawet nie mógł w to uwierzyć, przez moment zamroczyło go i gdy stanął nareszcie na ziemi wziął głęboki wdech, nie trwało to jednak długo bo coś a raczej ktoś uwiesił się na jego szyi i o mało co jej nie przewrócił, bo Ethan ledwo trzymał się na nogach. Teraz gdy adrenalina powoli opuszczała jego ciało czuł tylko i wyłącznie zmęczenie, oraz nikły ból w klatce piersiowej, ale tym się nie przejmował. Objął dziewczynę w pasie wtulając się do niej, przez swąd spalenizny dało się wyczuć jej delikatne perfumy, których zapach uwielbiał. Zwłaszcza wtedy gdy opuszczała jego mieszkanie, a one nadal unosiły się w jego gabinecie. Z jednej strony go rozpraszały, ale z drugiej pozwalały mu się skupić na wielu rzeczach.
- Obiecuję, że zabiorę Cię tylko i wyłącznie na kawę. Nigdy więcej Diabelskich Młynów czy nawet karuzeli – wyrzekł prosto do jej ucha, po czym odchylił lekko głowę do tyłu, żeby spojrzeć jej w twarz. Mógłby tak stać godzinami, ale ratownicy chcieli zabrać ich do karetki dlatego chwycił jej dłoń i pociągnął za sobą. Dostali tam tlen, który musieli wdychać przez parę minut, podczas których nie odstępował dziewczyny nawet na krok siedząc obok niej. Zbadali ich jeszcze szybko.
- Wie Pan może gdzie jest niewidomy facet, który był na Młynie? – zapytał, ratownika który odpowiedział, że siedzi w drugiej karetce, Brown odwrócił się przodem do Patterson.
- Muszę zobaczyć co z moim bratem, jak wrócę to odwiozę Cię do domu, ok? – zapytał, muskając delikatnie jej policzek dłonią i z westchnieniem na ustach wstał i skierował kroki do drugiej karetki gdzie przebywał blondyn wraz z nieznaną Ethanowi jeszcze dziewczyną. Terapeuta ucieszył się na widok swojego brata, który na pierwszy rzut oka był cały i zdrowy.
- Matko Mitch, nic Ci nie jest? – może im przerwał, a może nie, w sumie to w tym momencie mu było wszystko jedno bo Ethan po prostu objął brata, tak jakby nie widział go z parę miesięcy. Na jego szczęście blondyn nie mógł zobaczyć, że starszy z Brownów miał łzy w oczach.
- Dziękuję, że mu pomogłaś – gdy go puścił odwrócił się w kierunku Rain z delikatnym uśmiechem w kącikach ust.
-
— Udało — przyznała z lekkim uśmiechem. Również nie zauważyła, aby ktokolwiek specjalnie im się przyglądał, była zbyt rozemocjonowana.
Mąż Rain jak widać postanowił zachować wszystko, póki co, dla siebie, bo po dłuższej chwili zniknął z pola widzenia.
Sięgnęła po parę klapków, tych mniejszych, gdyż jej stopy były stosunkowo małe, z resztą tak jak cała ona. Wsunęła je na stopy i uniosła wzrok. Może jeżeli nie będzie na nie patrzeć, to staną się mniej kiczowate? Pewnie nie, ale przynajmniej nie będzie musiała ich oglądać, aż do momentu, gdy wywali je do śmieci, po powrocie do domu
Zerknęła na blondyna, gdy wspomniał o swoim bracie. Szczerze powiedziawszy nie spodziewała się tego. Myślała raczej, że to dobry znajomy, może nawet przyjaciel, ale brat? Nie byli specjalnie podobno do siebie, chociaż w dzisiejszych czasach różnie z tym bywa. Przecież nie będzie teraz rzucać pytaniami na temat pokrewieństwa mężczyzn.
— Całkiem niezły z niego superman — przyznała z lekkim uśmiechem, rozglądając się za nim. — Tak, jest. Właśnie tu leci — wyrzuciła z siebie, gdy tylko zobaczyła z oddali wspomnianego bruneta. Odsunęła się nieco, aby dać braciom chwilę dla siebie. Sama może też powinna dać znać rodzinie, że z nią wszystko w porządku? Sięgnęła do torebki po telefon, ale jedyne nieodebrane połączenia wychodziły od Perry’ego i Mullera, śledczych przydzielonych do sprawy Ducha. Przygryzła lekko wargę, mają dziwne wrażenie, że to coś ważnego. Uniosła głowę, słysząc słowa Ethana, które skierował do niej. Wsunęła telefon na moment z powrotem do torebki.
— Nie ma za co, taki mój obowiązek — odparła odrobinę kulawo, chociaż faktycznie czuła się w obowiązku pomagać niewinnym i potrzebującym. Głównie robiła to poprzez oskarżanie przestępców i pilnowanie, by trafili za kratki, ale kiedy miała okazję pomóc komuś bezpośrednio, jak dziś, to nie wahała się, aby z tego skorzystać. Pominęła niewielki, ale prawdopodobnie znaczący, szczegół, że pomagania Mitchowi nie traktowała już tylko jako obowiązku. Kierowało nią coś jeszcze, coś, czego nie potrafiła nazwać.
— Przepraszam na chwilę, muszę zadzwonić — mruknęła, po czym oddaliła się i wybrała numer Perry’ego.
-
On wiedział już na pewno, że jego noga nigdy więcej nie przekroczy terenu tym podobnych wydarzeń kulturalnych; nie wspominając już o atrakcjach rodem z wesołego miasteczka.
To był ten pierwszy raz po wypadku, gdy odważył się na dumne kroczenie wśród tłumów, jakoby posiadany defekt nie przeszkadzał mu w dobrej zabawie. Szkoda tylko, że przez pieprzone zrządzenie losu znalazł się w meritum jakiś koszmarnych mistyfikacji.
- W rzeczy samej - odpowiedział na stwierdzenie towarzyszącej mu kobiety z uśmiechem, którego nie zamierzał nawet maskować. Przecież byli cali i zdrowi, a te tandetne żarty rozpraszały jednoznacznie ich uwagę, odciągając tym samym myśli od całego rozgardiaszu mentalnego. Adrenalina gdzieś tam była wciąż obecna, a drżenie ciała wciąż wyczuwalne. Dopiero solidny odpoczynek, reset myśli mógłby faktycznie postawić ich na nogi; niczym mocna kawa wypita z samego rana. Zastrzyk cholernej kofeiny, aby odgrodzić się od świata zmęczonych śmiertelników.
Chwilę po tym, Brown usłyszał znajomy głos swojego starszego brata. Zaraz też wyczuł, jak ten otacza go swymi ramionami, w geście czysto braterskim i szczerze? Nieco zdziwił się z takowego obrotu sprawy, bowiem Ethan był raczej dość oszczędnym osobnikiem przy tego typu formach czułości. Nie skomentował jednakże owego zjawiska, bo w dobie obecnych komplikacji nikt nie musiał przecież myśleć nader racjonalnie. Jeszcze kwadrans temu wisieli na stalowej konstrukcji Diabelskiego Młyna, a teraz doznawali tymczasowego ukojenia we wnętrzach karetek.
- Jestem trochę skołowany, tak jak każdy chyba - nie potrafiąc dobrze ubrać własnych przemyśleń w słowa, nieco motał się z odpowiednimi co do okoliczności określeniami - Ale nic poważniejszego mi się nie stało - przyznał, zaraz też chwytając ciemnowłosego mężczyznę za ramię - A Tobie? Wszystko w porządku? - wolał wierzyć na dostarczone słowo, skoro nie mógł dostrzec ewentualnych skaz - Poza tym, Ethan to jest prokurator Rain Evans - Hayes. Pracujemy razem i jak widać, razem uciekamy z diabelskich młynów - zaśmiał się krótko i nieco nerwowo - Rain, to mój starszy brat Ethan Brown i przy okazji najlepszy terapeuta w mieście. Superman też z niego całkiem dobry...
-
— Miło mi i dziękuję za pomoc. Dobrze, że nic Panu nie jest. Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało — odparła po tym, jak Mitch ich sobie przedstawił. Nadal nie wiedziała czy ktoś z Młyna spadł czy nie. Pewnie niedługo usłyszy o tym w telewizji bądź radiu. Póki co miała do wykonania ważny telefon. Ruszyła powoli w stronę barierek rozstawionych wokół miejsca, w którym się znajdowali. Znajdowało się to nieco dalej od ścieżek, więc ziemię porastała gęsta trawa. Chodzenie po takiej powierzchni w klapkach nie było najwygodniejsze, ale lepsze to, niż chodzić na bosaka. Nie przepadała za płaską podeszwą, bo i tak była niska. W obcasach przynajmniej dodawała sobie te kilkanaście centymetrów. Zrobiło się chłodno, a kobieta została jedynie w topie bez ramiączek i spódnicy do kolan. Wcześniej nie czuła zimna, zważywszy na to, że znajdowała się w piekle, ale teraz zaczynała powoli drżeć. Przyłożyła telefon do ucha i czekała aż śledczy się zgłosi. Rozmawiała kilka minut, a jej mina wróżyła tylko coś niedobrego. Wyglądało jednak na to, że po tej krótkiej rozmowie całkowicie otrzeźwiała. Jakby wypiła kilka mocnych kaw. Nawet ramię przestało jej aż tak dokuczać.
— Rozumiem. Postaram się przyjechać jak najszybciej — rzuciła do aparatu, po czym się rozłączyła, ścisnęła w dłoniach telefon i zerknęła w kierunku Mitcha. Miała ochotę powiedzieć mu o wszystkim, czego się dowiedziała, a najlepiej zabrać ze sobą, ale nie chciała go fatygować. Nie musiał koniecznie tam być, no i przeżył właśnie coś co najmniej traumatycznego. Do tego dochodził również fakt, że był ranny.
Rain przygryzła wargę, wsuwając komórkę do swojej niewielkiej torebki, przewieszonej przez ramię.
Ruszyła w stronę niewidomego mężczyzny, aby chociaż się pożegnać.
— Dzwonił Perry. Znaleźli… — zaczęła, po czym spojrzała na Ethana najdyskretniej jak umiała. — Coś podejrzanego i chcą, aby natychmiast przyjechała.
Mówiąc, położyła nacisk na słowo “natychmiast”. Do tej chwili marzyła tylko o tym, aby pojechać do domu, wziąć prysznic i się zdrzemnąć, jednak po wiadomości od śledczego jej priorytety nieco się zmieniły. Sprawa seryjnego mordercy była tak ważna i fascynująca, że trudno było zlekceważyć wezwanie na miejsce zbrodni. Swoją droga ciekawe czy cały ten chaos na festynie był po to, aby odwrócić uwagę od kolejnego morderstwa. Jeśli tak, to Duch był niezwykle kreatywną i pracowitą osobą.
Szkoda, że nie mogła posłać Mitchowi znaczącego spojrzenia. Teoretycznie mogła, ale po co, skoro i tak go nie zobaczy. Być może i tak się domyślił o co może chodzić.
— Wezwałam taksówkę… może podwieźć was do domu? Mitch?
Miała dziwne wrażenie, że Ethan nie skorzysta z jej propozycji. Jeśli Mitch się za to zgodzi, to będzie mogła z nim swobodnie porozmawiać o tym co się dzieje.
-
Westchnienie mimowolnie wyrwało się z jego ust i pokręcił przecząco głową na pytanie brata, zdając sobie dopiero po paru sekundach sprawę, że on tego nie widzi.
- Nic mi nie jest, mam tylko kilka obtarć, które zapewne zaczną mnie boleć gdy już adrenalina ze mnie zejdzie, ale tak to nic mi nie jest - uspokoił w ten sposób blondyna, a raczej chciał to zrobić, bo tak naprawdę to psychicznie Ethan był zdruzgotany, ale przecież nie powie tego na głos. Mimowolnie na przedstawienie go przez Mitcha prychnął delikatnym śmiechem, a na jego ustach pojawił się uśmiech, który utworzył miłe dla oka dołeczki.
- Miło mi poznać - kiwnął głową w kierunku Rain zapamiętując sobie jej imię w razie czego. - Nie przesadzaj, daleko mi do dobrego terapeuty, zwłaszcza że na tym Młynie była ze mną moja klientka. Obawiam się, że już jej nie zobaczę - skrzywił się tylko delikatnie na te słowa. Kiwnął delikatnie głową w kierunku Rain, kiedy ta obwieściła, że ma telefon i musi na chwilę ich zostawić, oczy Ethana spoczeły ponownie na Mitchu, gdy nareszcie go puścił i dał mu odetchnąć. Może był to gest trochę nie podobny do Browna, ale po prostu ucieszył się, że temu nic nie jest. Zamienili jeszcze parę słów i gdy wróciła do nich kobieta, mimowolnie przeniósł na nią swoje jasne oczy.
- Musze odmówić, obiecałem Holly, że ją odwiozę do domu, jestem to jej winny bo ten cały Diabelski Młyn to był mój pomysł - poklepał delikatnie Mitcha po plecach.
- Zobaczymy się w domu stary - po czym kiwnął głową w kierunku brunetki i oddalił się w stronę drugiej karetki z zamiarem opuszczenia tego cholernego miejsca jak najszybciej.
zt x2 [Holly i Ethan]
-
Poza tym, nie tak przejrzyście rozrysowywał się koniec. Oprócz sanitariuszy wokół tłoczyły się inne służby umundurowane - w tym policja przede wszystkim. Zbierali oni wszelakie informacje, choćby te szczątkowe, aby ustalić jednoznaczny powód festiwalowego chaosu. Oceniali oni skutki katastrofy, doszukując się potencjalnych winnych w zgromadzeniu.
Mitch jednakże nie miał ochoty na tego typu pogawędki. Nie teraz, skoro umysł miał przeciążony odczuciami. Tymi, które przypominały mu o wydarzeniach z młyna. Przez swój defekt nie mógł też wyłapać wsuwających się na teren dziennikarzy, którzy jak hieny próbowali się dorwać do ochłapów padlin. Kamerzyści starali się zarejestrować niemalże każdy szczegół, byleby wyciąć z tego odpowiedni materiał. Także, wkrótce i jego matka miałaby się dowiedzieć o jakże szaleńczych wyczynach syna. Nie do końca odznaczających się osobistym wyborem; lecz jednak.
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy to posłyszał reakcję brata. W głębi duszy cieszył się, że udało mu się choć tym niedołężnym sposobem, głupim komentarzem, a raczej formą przedstawienia nieco rozładować te napięcie. Nerwowość udzielała się każdemu, toteż dobrze było na moment oscylować myślami na zupełnie innej płaszczyźnie - byleby uzyskać choć względną wewnętrzną harmonię.
- Widzę, że nie tylko ja przyniosłem pracę na teren tego pieprzonego festiwalu - odparł odnosząc się do słów wypowiedzianych przez Ethana. Może w obu przypadkach były one swoistą maską, bo Mitch tak nie do końca traktował Rain w nurcie czysto służbowym. W szczególności nie teraz, nie po aktualnych wydarzeniach.
Kiedy wspomniana kobieta powróciła do towarzystwa, by podzielić się nowymi informacjami, to Brown momentalnie skupił na owych faktach swą uwagę. Młyn przestał być istotny, nawet jeśli organizm przypominał mu o niebezpiecznej przeprawie z samej góry.
- Jasne, spotkamy się później - rzucił jeszcze na pożegnanie do brata, po czym głowę swoją obrócił w kierunku Rain. Słyszał jej głos przecież, więc siłą dedukcji mógł dopasować jej stanowisko.
- Nie wybieram się do domu - blondyn rzucił dość twardo, po czym bez pardonu zsunął się z noszy. Nie uśmiechało mu się ślęczenie w czterech ścianach, skoro mieli punkt zwrotny przy prowadzonej sprawie - Więc lepiej pomóż mi się dostać do tej cholernej taksówki - te ostatnie dodał ze słyszalnym rozbawieniem. Swoją laskę utracił podczas głupiego startu diabelskiego młyna, toteż potrzebował teraz małej pomocy przy transporcie.
zt x2