WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Chłodne październikowe popołudnie miał już dawno zaplanowane. Obiecał dzieciakom swojego kuzyna i swoim że pojadą do kina i „na kulki”. Nic nadzwyczajnego ale mimo wszystko obiecał więc nie zamierzał się z tego wykręcać. Po obiedzie zebrał wszystkie dzieciaki, zapakował je do samochodu i pokierował się w stronę atrakcji które obiecał. Kino minęło szybko i sam Mika nawet kilka razy uśmiechnął się pod nosem oglądając jakąś animację po czym ruszyli do sali zabaw. Tam Mika miał już mniej do powiedzenia bo wystarczyło puścić dzieciaki „samopas” i tylko zerkał co chwilę czy wszystkie są całe i zdrowe. Kuzyn z pewnością nie miałby do niego pretensji gdyby jego dzieciaki miały mały wypadek ale Mika jakoś wolał tego nie sprawdzać.
Po udanej i wyczerpującej zabawie odwiózł dzieciaki do rodziców i kiedy to ze swoją pociechą wracał już do domu zobaczył jak kilka aut przed nim jeden z samochodów potrącił jakiegoś szczeniaka. Rozsądek podpowiadał mu ze z psinki nic już nie będzie ale młodsze pokolenie nie dawało za wygraną. Po chwili zastanowienia zjechał na pobocze i wyciągając jakiś kocyk/ręcznik i zebrał z pobocza ledwo żywego szczeniaka do samochodu. Miał go pochować ale jak zobaczył ze stworzenie żyje to uznał że lepiej zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego więc pojechali całą ferajną do najbliższej lecznicy. Najwyżej ktoś ulży temu stworzeniu i humanitarnie go uśpi. Wparował z dzieciakami i zwierzakiem na rękach do rejestracji i warcząc na dziewczynę tam siedzącą wymusił na niej wręcz że niezależnie co się dzieje on i tak za chwile wejdzie do tego gabinetu niezależnie jaka jest kolejka.
-
Jedynym rozwiązaniem, które dawało jej odrobinę ulgi to skupienie się na pracy i wolontariatach, dlatego też to robiła. W związku z jakimś brakiem w kadrach potrzebowali wsparcia w jednej z klinik weterynaryjnych, a ona ze swoim wykształceniem i bagażem doświadczeń nadawała się do tego całkiem nieźle. Bez zastanowienia zaszywała się tam po godzinach wspierając zatrudniony tam na stałe personel. Spiesząc się do pracy zahaczyła na szybko o kawiarnię zamawiając sobie kawę i pączka na wynos, po czym wbiła do przychodni, a jej oczom ukazał się widok zbulwersowanego mężczyzny domagającego się jakiejkolwiek reakcji ze strony personelu. Chyba jeszcze nigdy nie widziała tak roztrzęsionej recepcjonistki, ale w tej chwili mało ją to obchodziło, bo liczył się fakt, że to nie pierwszy lepszy mężczyzna, a Mikael… z dziećmi, których twarze widziała na jednym ze zdjęć, kiedy wylądowała w jego… w ich domu. Poczuła jak gardło się jej zaciska i przez moment nie była w stanie powiedzieć żadnego słowa, jedynie podeszła do niego i przejęła od niego psa.
Powinna powiedzieć dzień dobry, a może cześć, czy może najlepiej udawać, że się nie znają? Cóż, wolała wybrnąć pomijając ten krok i bezpośrednio zapytała. — Co się wydarzyło? — wędrując z psem do pierwszego wolnego gabinetu w pierwszej kolejności zapominając w ogóle o fartuchu i całej reszcie, jakby to teraz było ważne. Położyła zwierzę na stół wyswobadzając z tego w czym był owinięty, wyregulowała lampę i od razu sięgnęła do szafy z lekami, by zadziałać na podłożu uspokajająco-przeciwbólowym. Nie mogła teraz skupiać się na nim i jego dzieciach, kiedy stan zwierzaka pogarszał się z każdą chwilą.
-
Początkowo nawet nie zauważył jej obecności. Nie dlatego że miał to gdzieś ale dlatego że miał to gdzieś ale dlatego że w jego głowie zaczynały składać się fakty takie jak to że ma pod opieką dzieciaki które nie omieszkają matce powiedzieć że zebrali z drogi prawie jakieś truchło, że ma na rękach szczeniaka który ledwo dycha i jak umrze to będzie musiał świecić przed dzieckiem oczami jak i to ze cholera wie ile czasu im tu to zajmie a miał być na kolację w domu.
Nagle nie wiadomo skąd zorientował się że ktoś mu tego małego biedaka zabrał z rąk i bez słowa odszedł kawałek. Jedyne co był w stanie wydukać to odwrócić się na pięcie do dzieciaków i dość srogim a raczej spanikowanym głosem oznajmić im że mają siedzieć na tyłku i nie ruszać się z krzesełek póki on nie wróci. Mało to było co prawda wychowawcze ale na chwilę obecną nie specjalnie umiał inaczej.
-Nie wiem... Znaczy wiem tyle że ktoś go potrącił i tyle. Zebrałem TO z pobocza i przyjechałem tam gdzie było najbliżej- powiedział niby stanowczo ale jednak dość niepewnie bo sam cholera nie wiedział co tu robi. Nie chciał tu być. Nie chciał jej spotkać w chwili kiedy jest otoczony dzieciakami i nie chce tłumaczyć dzieciakom że piesek może nie żyć. Dlatego właśnie nie mieli zwierzaków w domu bo żadne z nich nie było w stanie powiedzieć że zwierzak może umrzeć mimo ze to naturalne ale Mika sam by pewnie bardziej odchorował to bardziej niż same dzieciaki.
-
— TO to pies — skomentowała krótkie zeznanie Mikeala od razu wyłapując określenie, nie mogąc się powstrzymać przed poprawieniem go nawet teraz, kiedy skupiła całą swoją uwagę na uratowaniu psa, bo wciąż nie wiedziała jak poważne są obrażenia. Czy to szok i stłuczenie, czy wewnątrz wzbierały się już strumienie krwi. Do tego potrzebowała szybkiego podglądu usg, a przecież niewiele zdziała jak wpierw go nie znieczuli nieco i uspokoi. Dlatego też na pierwszy plan poleciały igły, a dopiero później zaczęła układac psa dogodnie, by zobaczyć, czy wewnątrz nie dzieje się coś niepokojącego. — Ma maksymalnie 9 miesięcy, to jeszcze szczeniak — poinformowała Mikaela tak poza całą sytuacją, jakby go to w ogóle interesowało. Nie mówiła nic więcej o jego stanie, bo sama jeszcze niewiele wiedziała. W tym czasie, kiedy znajdowali się w gabinecie sami nie szczędziła czułych słów przepełnionych troską, ale były one kierowane do wystraszonego biedactwa, które powoli coraz mniej kontaktowało - nie z powodu wypadku, a raczej tego, że nieco go stłumiła lekami. Dopiero po chwili (wydłużającej się niemiłosiernie) odetchnęła z ulgą. — Nie krwawi, będzie żył — powiedziała głaskając go nieco za uchem i dopiero wtedy zerknęła na Mikaela. — Nie jest ciekawie mimo wszystko, ale przy dobrej opiece się z tego wyliże — poinformowała wciąż skupiając się tylko i wyłącznie na poszkodowanym zwierzaku, bo przecież z tego powodu stali przed sobą jakby nigdy nic, a za drzwiami gabinetu czaiły się jego dzieci. Zrzuciła w końcu z siebie płaszcz chowając do pobliskiej szafki, po czym wyciągnęła pracowniczą koszulę zarzucając na siebie.— Z tego co zrozumiałam tylko go znaleźliście, więc nie wiem czy interesują cię konkretne informacje co dalej czy wystarczy ci fakt, że będzie żył? — zapytała, bo przecież wcale nie musiał podejmować się opieki nad porzuconym psem. Prawda była taka, że ludzie często przynosili tu poranione stworzenia, którym później szukali schronienia lub trafiały do schroniska, gdy doszły do siebie.
-
-To nie wiem nawet czy żyje- odpowiedział jej. Nie znał się w ogóle na psach, ba! Nie znał się na zwierzakach w ogóle. Kiedyś jak był dzieciakiem to miał swoje w domu ale od tamtej pory minęły lata świetlne i bardziej ogarniał kiedy z dzieckiem musi jechać na pogotowie albo na szycie a kiedy wystarczy tylko jego interwencja pierwszej pomocy. I to nie tak że on nie ma uczuć teraz czy coś takiego bo on w środku trzęsie się jak galareta i z pewnością ma z głowy kilka nocy w których nie będzie w stanie zmrużyć oka bo ilekroć zamknie oczy będzie widział tego malca. On teraz wie że musi trzymać fason bo jak dzieci wyczują że coś jest mocno nie tak i on sam się denerwuje to nie zapanuje nad nimi i cała gromada będzie siedziała w samochodzie i wyła jak wilki do księżyca. -Ma jakiś chip? Tatuaż albo cokolwiek takiego?- on nie wie co i jak. Wie jedynie ze psy mają adresy na obroży ale ten psiak obroży nie ma więc raczej nie specjalnie łatwo będzie znaleźć dziada co szczeniaka nie pilnował.
-No dobrze ale co mu jest? Połamany? Jakaś operacja? Leki?- chciał wiedzieć. Nic nie rozumiał ale chciał wiedzieć bo pewnie sobie jakoś to w głowie będzie umiał łatwiej poukładać. Nie oszukujmy się, w tej chwili całe show skradł ledwo ciepły szczeniak a nie to jak oni na siebie działali. -Ja nie wiem... W sensie on teraz u was zostaje czy ja mam go zabrać? Co ja mam dzieciakom powiedzieć? W sensie wiem że to jednak już jest w mojej gestii co im powiem ale... Z resztą co masz na myśli mówiąc „odrobina opieki”?
-
— Jeszcze żyje i będzie żyć, pewnie tylko dlatego, że go tu od razu przywiozłeś — poinformowała spokojnie, bo na obecną chwilę wiedziała, że choć stan psa do najlepszych się nie zaliczał ostatecznie i tak wydobrzeje. Gdyby ktoś go tam zostawił i nie udzielił pomocy, więcej niż pewne, że zdechł by w męczarniach na poboczu. Spóźniona reakcja mogłaby się wiązać ze stałym kalectwem, może nawet amputacją tylnych łap. — Nie ma nic, ale wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby ktoś go na tym poboczu porzucił. To typowe, nawet nie wiesz ile szczeniaków lub schorowanych staruszków trafia do nas, bo ktoś je potrącił na poboczu ruchliwej ulicy… a skąd się tam wzięły? Bo ludzie to banda nieczułych drani, co bezbronnym zwierzętom wyrządzają krzywdę. W końcu one nie wykrzyczą im prosto w twarz, że są skończonymi dupkami tylko jeszcze będą biec za samochodem z nadzieją, że to jakieś nieporozumienie — z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez Hudson dało się słyszeć coraz większe zdenerwowanie, a na końcu mówiła wręcz przez zaciskane zęby. Zawsze przy takich sytuacjach budziła się w niej złość, a za nią uderzała bezsilność, bo nic nie mogła na to poradzić. Ten świat miał w sobie zbyt wiele złego, a ona robiła co mogła, by było więcej dobrego. Czemu to powiedziała? Bo miała przed sobą Mikaela, przy jakiejś przypadkowej osobie pewnie bardziej uważałaby na słowa i nie dała się ponieść złości czającej się gdzieś głębiej. Jednak przy nim nigdy nie udawała, teraz też nie czuła potrzeby by to robić. Była sobą i nie kryła frustracji jaka w tej chwili ją dopadła.
— Na pewno tu zostanie, muszę mu poskładać łapy z tyłu — poinformowała tym samym mając na myśli operację — leki z całą pewnością, będzie też przez jakiś czas miał je unieruchomione, by się zagoiły. To oznacza robienie pod siebie, początkowo brak samodzielnego przemieszczania, które z czasem się pojawi, ale będzie utrudnione. Miną miesiące nim dojdzie do siebie, a pierwsze tygodnie będzie wymagał nieustannej opieki — bez niej spałby w swoich własnych odchodach. — Ciężko też na tą chwilę powiedzieć jak będzie wyglądała sprawa z karmieniem. Początkowo może nawet nie będzie chciał jeść, a to oznacza kroplówki i z czasem dokarmianie — trochę jak z dzieckiem, a nawet i gorzej momentami.
— Myślę, że dwie lub trzy doby będzie musiał zostać tutaj, a później… to już zależy od ciebie — zwróciła się bezpośrednio do Mikaela zdając sobie sprawę, że to nie zależało tylko od niego, więc poprawiła się od razu. — Od was. Powinnaś to skonsultować z… — nie chciało jej to przejść przez gardło, a jednak w końcu to z siebie wydusiła —… żoną. To spora odpowiedzialność, a nie odrobina opieki. Powiedziałam, że będzie potrzebował dobrej opieki, ale w sporych ilościach — sprostowała, bo wcześniej najwyraźniej źle ją zrozumiał.
-
-Nawet mi tego nie mów...- nie chciał słuchać takich rzeczy. Trochę wygodnie było mu udawać że nic takiego nie ma miejsca. Wolał nie dopuszczać do siebie takich faktów bo wtedy z pewnością by się nimi przejmował a tego nie chciał. Z drugiej strony zawsze jak widział jakieś zwierzaki w schroniskach to go ściskało w gardle i oczy się załzawiły. Samiec alfa tak nie robił i on nie chciał żeby ktokolwiek wiedział że on ma taki odruch i nie chciał żeby ktokolwiek podburzał jego ego które i tak było w dużej mierze udawane i robione na pokaz. On nie umiał zajmować się zwierzakami bo nigdy chyba żadnego nie miał więc sam siebie nie widzi w roli opiekuna ale z drugiej strony kiedyś nie miał też dzieci a jakoś żadnego nie zabił przypadkowo więc nie powinno być tak źle ale mimo wszystko on w tym temacie czuje się totalnie bezradny.
-Ja nie mogę go zabrać... W sensie nikogo nie ma w domu całymi dniami i nie mogę się nim zajmować tak jak tego wymaga.- powiedział chcąc się wytłumaczyć bo mimo wszystko czuje się trochę odpowiedzialny za to żeby się tą kupą nieszczęścia zajmować. I o ile jakoś by to wszystko załapał to nie ma logistycznie jak tego zrobić bo musiałby rzucić pracę a tego nikt nie chciał. Żona i tak w pewnym sensie uważa go za nieudacznika więc nie chciał dokładać do pieca jeszcze dodatkowo.
-Akurat ona będzie to miała gdzieś o ile ja się będę nim zajmował- powiedział między jej słowami. Zauważył pewną dozę niechęci z jej strony ale nic nie poradzi na to że dalej ma żonę, przynajmniej na papierku.-Nie no, zabiorę go... za jakiś czas. Teraz nawet gdybym chciał to nie mam warunków- i warunki to ma ale siebie nie jest w stanie poświęcić na tyle żeby psiak miał odpowiednią opiekę. Teoretycznie jest w stanie zaplanować życie codzienne tak że zawsze któreś z dzieciaków będzie w domu ale nie może ich tak obarczać tym bardziej że to on podjął się ratowania zwierzaka a nie jego dzieciaki. Co prawda, wymusiły to na nim ale to nic nie zmienia. To on jest dorosły a nie one i sam zdecydował.
-
Na jego kolejne słowa przytaknęła tylko, a może aż? Nie krytykowała, nie oceniała, a rozumiała. Pomógł zabierając go z drogi, ale to nie wymuszało na nim dalszej opieki nad porzuconym psem. — W porządku — odparła — póki co i tak zostanie tutaj, a później będziemy się zastanawiać co dalej — tym nie musiał się już martwić. Była ostatnią osobą, która wymagałaby od niego rzucenia wszystkiego w cholerę i zajęcia się tym zwierzakiem. Najczęściej trafiały one do schroniska lub sami deklarowali, które się nimi zajmie do czasu wylizania się z problemów i poszukiwali im domów. No dobra, najczęściej robiła to ona sama, bo reszta miała jakieś swoje życie, a ona na daną chwilę oddawała się tylko swojej pracy, ale tego nie musiał wiedzieć.
— Jak trafi do schroniska po hospitalizacji nie dam gwarancji, że nie znajdzie się dla niego dom — a wtedy nie będzie czekać na to, aż on zabierze go za jakiś czas. Trzy razy ugryzła się w język, ale mogła to robić w nieskończoność, a i tak nie powstrzymałoby jej to przed wyduszeniem z siebie kolejnych słów. Spojrzała na Mikaela jakby chciała mu czytać w myślach i dodała. — Jeśli jesteś pewien, że chcesz go przygarnąć - ale tak na poważnie, sto procent i ani trochę mniej - mogę go zabrać i zająć się nim do czasu, aż nie wydobrzeje — poinformowała czekając na jego reakcję. Sama nie chciała przygarnąć zwierzaka na stałe, bo miała ogrom podopiecznych, którymi się zajmowała - czy to w lecznicy, w oceanarium czy w schronisku, gdzie odbywała wolontariaty - ale mając świadomość, że ten znajdzie wkrótce swój dom była skłonna przygarnąć go pod swój dach, tymczasowo.
-
-Ja wiem. Ale też nie wiem czy jak ktoś go adoptuje to się nim zajmie na tyle że sytuacja się nie powtórzy. A z drugiej strony jak tamta ekipa która siedzi w recepcji dowie się że nie wezmę tego psiego dzieciaka to z głowy mam najbliższe tygodnie. A wiem też że schronisko nie jest wyjściem bo jest tak samo przyjemne jak dom dziecka...- akurat coś o tym wiedział i dobrze zdawał sobie sprawę że robienie komukolwiek nadziei że się nim zaopiekuje i później oddawanie go do niczego nie prowadziło w sprawie zwierzaków jak i dzieci. A akurat ten temat znał aż za dobrze i zdecydowanie nie chciał skazywać kogokolwiek na to doświadczenie.
-Ja go biorę i to postanowione. Ale też nie mogę skazywać się na to że będziesz poświęcała swój czas i tak dalej na to żeby doprowadzić go do sprawności chociaż częściowej.- powiedział już zdecydowanie spokojniej niż chwilę temu. Nie chciał jej obciążać i nawet nie wpadł na pomysł że wtedy będzie miął więcej pretekstów na spotkania z nią. To zupełnie nie przyszło mu do głowy. No przynajmniej na chwilę obecną. -Możemy o tym porozmawiać jak się okaże co z nim do końca i jak ochłonę trochę i nie będę czuł presji z każdej strony?
-
— Ona zawsze może się powtórzyć, nikt nie da nam stuprocentowej gwarancji nawet jeśli dokładnie sprawdzamy kto adoptuje zwierzęta ze schroniska — nie są wydawane jak na zamówienie i opiekunowie musieli spełnić szereg podpunktów, by przygarnąć pupila, zazwyczaj kochanego, ale zdarzały się sytuacje gdzie ludzie oddawali go z powrotem - i to zdecydowanie była ta lepsza opcja niż porzucenie z dala od domu.
— Skoro to postanowione to będziemy w kontakcie — czy mu wierzyła? Tak, w innym wypadku nie zgodziłaby się na coś takiego i od razu szukałaby mu domu. Skoro jednak zapewniał ją, że pies będzie go miał warto było poczekać, by trafił do miejsca, w którym będą dla niego idealne warunki. — Na nic mnie nie skazujesz, to moja praca, a poza tym to nie pierwszy raz, gdy będę zajmować się powrotem do sił jakiegoś zwierzaka - nie czuj się wyjątkowo — rzuciła żartobliwie i posłała mu wyraźnie rozbawiony uśmiech.
— Teraz muszę go zabrać i się nim zająć, więc w zasadzie nic tu po was na ten moment — przytaknęła, zdając sobie sprawę z tego, że powinien ochłonąć. — Wyślę ci smsa jak już będzie po, dam znać jak poszło — poinformowała jeszcze na koniec. Ona z kolei musiała zająć się psem, którego czekała operacja.
-
-Ja wiem że oddają. Nie pochwalam ale nic nie poradzę. Ale to i tak lepiej że oddają a nie wywożą do lasu albo trują więc wiesz.- w sumie chlapnął jak ostatni idiota. Ale no cóż... niby mamy cywilizowany świat a dalej się słyszy teksty z których wynika że jakieś szczeniaki czy kociaki ludzie topią po urodzeniu albo wyrzucają na pewną śmierć. Ja jestem za tym żeby tym ludziom robić to samo ale sądzę że nie każdy jest na tyle odważny żeby coś takiego powiedzieć na głos a tym bardziej wprowadzić w życie.
-Nie czuje się wyjątkowo. Raczej coś w rodzaju tego że cię wykorzystuję co samo w sobie już nie jest nieodpowiednie a dwa że wolałbym robić zdecydowanie coś innego niż wykorzystywać Cię do takich rzeczy- nie ma oczywiście nic zdrożnego na myśli. Bardziej chodziło mu o to że wolałby spotkać się z nią na głupiej kawie czy pojechać za miasto na kilka godzin niż obarczać ją takim obowiązkiem.
zt