WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Sarah zdecydowanie nie miała nastroju na spotkanie z kimkolwiek. Od ponad tygodnia leżała nieustannie w łóżku, jadła lody i oglądała łzawe komedie romantyczne, bo dotarło do niej to, że naprawdę się rozstała z Jacksonem, w czym utwierdzał ją brak pierścionka na palcu – bo pewnie zostawiła go wychodząc z Dragona – i najchętniej to w ogóle by umarła. W międzyczasie szukała sobie jakiejś pracy, bo skoro nie była z Russellem i zwolniła się ze szpitala, to wypadałoby jakąś pracę znaleźć, prawda? Niestety, nikt nie miał ochoty zatrudniać ciężarnych więc miała tyci problem. Zapisała się dziś do ginekologa bo zaniepokoiły ją te bóle brzucha, który towarzyszyły jej od incydentu z trumienką. Weszła sobie grzecznie do gabinetu a tam... wparował Jackson. Nie robiła afery, przynajmniej na razie. Na usg dowiedziała się, że maluszek ma strasznie słabe tętno i stres jest niewskazany (przy tych słowach spojrzała pewnie morderczo na Jacksona) no i ogólnie musi się oszczędzać, bo jest szansa że łożysko się odklei. Oczywiście, popłakała się jak dziecko, a po badaniu szybko wymknęła się ze szpitala do auta, ale jak to bywało z jej byłym narzeczonym – musiał za nią iść.
– Zostaw mnie – wymamrotała przecierając łzy z twarzy, w końcu się zatrzymując i odwróciła się od niego. Prawdopodobnie była dziś bez ochrony, bo spławiła ich wielką awanturą. – Skąd w ogóle wiedziałeś o wizycie, co? Prosiłam Cię o przestrzeń, samotności i tak dalej. W zupełności wystarczają mi te twoje bezmózgie yeti non stop! – niemal krzyknęła, splatając dłonie na piersi. Chociaż była zła, to najbardziej na świecie po prostu się chciała teraz przytulić, szczególnie wiedząc, że z dzieckiem nie do końca jest okej.
-
– Może się rozstaliśmy, ale nadal nosisz w sobie moje dziecko Sarah, dziecko które kocham i na którym mi zależy i to, że ty się na mnie wkurwiasz nie oznacza, że magicznie zniknę i nie będę w jej życiu – powiedział spokojnie, bo nigdzie się nie wybierał. Zaraz oczywiście zaoferował jej chusteczkę.
– Może ty mi kurwa lepiej powiedz, gdzie te moje yeti są? Poszłaś sama. Narażasz siebie i moje dziecko, bo sama się jak dziecko zachowujesz do kurwy nędzy. Naprawdę nie rozumiesz jak wysoka jest tu stawka? Nie mieszkasz ze mną, w porządku, nie chciałaś mieszkać sama w willi, okej, ale w takim razie kurwa bierz ze sobą ochronę – wycedził przez zęby bo to jednak go wkurwiło. Swoją drogą pewnie właśnie ochrona go poinformowała, że Sarah ich spławiła, ale na szczęście miała gpsa w samochodzie zamontowanego czy coś.
-
– Chciałam Ci wysłać zdjęcie z usg – pociągnęła nosem, grzecznie biorąc od niego chusteczkę i wzięła kilka głębszych oddechów. Nie chciała komentować słów o dziecku, bo póki co, ta mała istota była w jej macicy, więc to ona miała ostateczne zdanie o jej życiu. Jak się wykluje, to wtedy będą mogli przeprowadzić negocjacje, chyba że Jackson zastosuje się do tego, co powiedziała ostatnio. Zgarnęła swoje przyciemnione włosy za ucho i zmrużyła oczy, gdy zaczął swój wywód. – Skoro tu jesteś, to i tak pewnie są gdzieś obok. Albo mam gdzieś gps. Od Ciebie się nie da uwolnić, prawda? – i chociaż głos miała przez chwilę twardy, tak zaraz zaczął się jej łamać i na nowo wybuchła płaczem. Oparła się plecami o mur obok, chowając buźkę w dłoniach i płacząc chyba jeszcze bardziej niż w szpitalu. Wahania nastrojów ją wykańczały, choć ostatnio głównie płakała albo krzyczała. A gdzie inne emocje? Radość czy coś?
– Nie mam nawet pracy! – powiedziała przez łzy, wpadając niemal w fazę histerii i włączyło jej się ciężkie oddychanie połączone z połykaniem łez. Musiała wyglądać naprawdę żałośnie.
-
– To nie to samo i doskonale o tym wiesz – powiedział spokojnie i spojrzał jej w oczy, bo mimo wszystko chciał być obecny w życiu tego malucha i doskonale o tym wiedziała. Wiedziała jak bardzo chciał przy tym wszystkim być i nie fair było to, że go od tego chciała w jakikolwiek sposób poniekąd odciąć.
– To nie ma znaczenia, S. Po prostu się dowiedziałem i najwidoczniej całe szczęście że przyjechałem, skoro jesteś bez ochrony – odetchnął mimowolnie i wyciągnął dłoń w jej stronę, by pogłaskać ramię kobiety. Był niepewny, ale chciał ją w jakikolwiek sposób pocieszyć, dodać jej otuchy.
– Nienawidziłaś tej pracy. Jeśli chcesz, mogę ci coś załatwić. Niekoniecznie w Dragonie, jeśli nie chcesz, ale gdziekolwiek indziej, nie musisz się tym martwić skarbie[/n] – powiedział ciszej i stanął naprzeciw niej, układając obie dłonie na ramionach i odsłaniając zaraz jej twarz. – Oddychaj – szepnął, patrząc jej w oczy, bo już widział, że to wszystko prowadzi do ataku paniki, a tego zdecydowanie nie chciał.
-
– Wiem – odpowiedziała cicho, przez chwilę również patrząc mu w oczy i niewątpliwie w jej spojrzeniu mógł się doszukać ogromnego smutku. Nawet jeśli była wredna albo go ignorowała, nadal cholernie go kochała i widzenie go w niczym nie pomagało. Odwróciła więc zaraz wzrok i westchnęła cicho. – Wszystko jest w porządku, Jack. Nie chciałam ich ze mną na usg. Uważam na siebie, patrzę gdzie idę, zanim wsiadłam do samochodu to go sprawdzili, noszę też gaz pieprzowy – przymknęła oczy, gdy poczuła jego dotyk na swoim ramieniu i delikatnie przygryzła swoją dolną wargę. Była czujna, może nie wystarczająco, ale sądziła, że nikt nie zamorduje je w biały dzień, nie? Przynajmniej taką miała nadzieję. A potem dostała typowej dla siebie histerii i kiedy położył dłonie na jej ramionach, mimowolnie je strzepnęła i się w niego wtuliła. Zaczęła głęboko i powoli oddychać, ale to nie oddechy sprawiły, że powoli zaczęła się wyciszać – zapach Russella zadziałał na nią lepiej niż jakiekolwiek leki by mogły.
– Może być Dragon, byle zdalnie. Potrzebuję pieniędzy – wymamrotała w jego ramie, szczelnie oplatając go w pasie ramionami. Wiedziała, że powinna się odsunąć, ale w tym momencie potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek. – Tak bardzo martwię się o małą, J. Nie chcę żeby była chora albo żeby... – urwała z lekkim szlochem i wcisnęła nos w zagłębienie przy jego obojczyku. Tkwiła tak w jego ramionach i chyba na ten moment nie zamierzała się odsuwać. Potrzebowała się najpierw uspokoić, szczególnie że miała zaraz prowadzić auto.
-
– Więc właśnie – burknął pod nosem, bo jednak nie zamierzał tak tego wszystkiego tolerować i wkurwiało go to, że nie do końca chyba Sarah rozumiała, że fakt, że naprawdę chciał być obceny w życiu tego dziecka i miał do tego pełne prawo, bo jednak był ojcem. Uniósł jedną brew i pokręcił glową.
– Nie jest w porządku. Wiem, że wydaje ci się, że masz to pod kontrolą, ale nie masz, S. Chciałbym, żebyś miała, ale skoro ktoś dotkliwie pobił Alexa, który jest rosłym chłopem, to z łatwością mógłby cię porwać albo coś zrobić. Wiem, że nie chcesz ze mną być, ale nie mogę cię stracić, okej? – i wcale tutaj nie chodziło o tracenie w sensie związkowym. On nie mógł pozwolić, żeby cokolwiek jej się stało, bo kochał ją jak szalona. W każdym razie, westchnął sobie mimowolnie i przytulił ją mocno do siebie.
– W porządku, będziesz pracowała w dragonie – wyszeptał, wtulając policzek w czubek jej głowy i gładząc blondynkę delikatnie po plecach. – Hej, hej, hej. Wszystko będzie w porządku. To mała fajterka po mamie, na bank będzie dobrze – wyszeptał, całując ją w czubek głowy i delikatnie nawet zaczął kołysać się z Sarah w ramionach.
-
– Jak dziecko przyjdzie na świat, będziesz mógł widywać je nawet codziennie, jeśli będziesz miał ochotę, ale teraz... to widywanie się ze mną. – odpowiedziała, spokojnym tonem wyczuwając jego zdenerwowanie, ale nie mogła nic poradzić na to, że takie były fakty. Zamierzała informować go o każdej zmianie w funkcjonowaniu malucha, dawać zdjęcia z usg jeśli będzie miał ochotę albo nagranie z biciem serduszka, ale widywać się powinni jak najmniej, przynajmniej jej zdaniem.
– Nie stracisz – musnęła palcami jego ramię, ale zaraz cofnęła dłoń. – To jednorazowa sytuacja i więcej się nie powtórzy. Jeśli poprawi Ci to nastrój, możesz mnie odwieźć do domu a po samochód najwyżej wyślemy któregoś z ochroniarzy, dobrze? – postanowiła się z nim dłużej nie przekomarzać, bo nie miało to najmniejszego sensu. On miał swoje racje, ona swoje i nie było tu z czym handlować. Pokiwała delikatnie głową gdy zgodził się na jej pracę w Dragonie. – Przynajmniej póki nie znajdę nic innego – a poza tym chciał jej dawać pieniadze, ona za darmo brać ich nie chciała, więc teraz będzie wszystko wyrównane. – Mam nadzieję, bo kocham ją tak strasznie. Jak to możliwe kochać kogoś tak bardzo zanim go poznasz? – zapytała, ledwie słyszalnie i powoli wyswobodziła się z jego ramion, biorąc ponownie głęboki oddech. Poprawiła bluzkę. – Dziękuję. – uśmiechnęła się delikatnie, mając na myśli to, że pomógł jej się uspokoić. Teraz, gdy była w ciąży, takie napady histerii miała częściej, a gdy brakowało jego obok, ciężej było je poskromić.
– Czy ty w ogóle odpoczywasz? – zapytała nagle, dopiero teraz zwracając uwagę na jego cienie pod oczami, przez które mocniej było widać maleńkie zmarszczki w okolicy jego oczu.
-
– Z jednej strony tak, ale mówiłem ci, że chcę być przy usg. Nigdy tego nie doświadczyłem i wiem, że to dla ciebie ciężkie. Dla mnie też, bo cholernie tęsknie, ale maleństwo jest dla mnie równie ważne – powiedział spokojnie i delikatnie położył dłoń na brzuchu kobiety. Kiedy zapewniła, że jej nie straci, uśmiechnął się smutno i podniósł na nią udręczone spojrzenie jasnych tęczówek. To, że nie była przy nim, gdy się zasypiał i budził było jak pierdolony koszmar, ale jakoś sobie radził. Pokiwał głową.
– Chętnie cię odwiozę, jak najbardziej. Nie powinnaś prowadzić, gdy jesteś tak roztrzęsiona – uniósł dłoń do jej twarzy i odgarnął włosy z policzka kobiety w niezwykle czułym geście. On nie zamierzał respektować tego, że się rozstali. Znaczy jasne, nie nachodził jej ani nic, ale nie mógł się powstrzymać przed tego typu gestami.
– Nie musisz się tym martwić. W ogóle nie musisz się martwić kwestiami finansowymi, S –obiecał z delikatnym uśmiechem, bo serio chciał jej dać absolutnie wszystko, dla niej by góry przenosił, gdyby tylko tego chciała. – Ja też. I nie mam pojęcia, chyba tak już jest z dziećmi – uśmiechnął się uroczo, chociaż nawet to nie było w stanie ukryć jego zmęczenia. Istotnie, miał spore cienie pod oczami, bo prawie nie sypiał.
– Zdarza mi się, nie ma co się przejmować – machnął niedbale ręką, totalnie zbywając temat. Nie chciał, żeby się o niego martwiła, bo naprawdę czuł się w porządku, poza tym miała wystarczająco dużo problemów na głowie.
-
– Kolejne jest trzy tygodnie. Wyślę Ci potem smsem dokładnie datę i godzinę, dobrze? – wolała przemilczeć słowa o tęsknocie, bo nie potrafiła o tym mówić. Sarah nie należała do obrażalskich osób ani takich, które mają zbyt dużą dumę ale w tym temacie... wolała milczeć. Czuła się lepiej chowając uczucia niż rzucając w niego nimi bo to wcale nie ułatwiałoby decyzji którą ostatnio podjęła. Kiedy położył dłoń na jej brzuchu, na krótką chwilę położyła dłoń na jego. Pewnie jej brzuch zaczynał powoli rosnąć.
– Jestem roztrzęsiona tylko dlatego, że ty tu jesteś i mogę sobie na to pozwolić – stwierdziła z lekkim rozbawieniem w głosie i poruszyła się trochę niespokojnie gdy jego dłoń musnęła jej twarz. Takie małe gesty były wizytówką ich związku, przez co jeszcze bardziej rosła w niej potrzeba bliskości. – Zerwałam z tobą i miałabym tak po prostu brać od Ciebie pieniądze? Nie wygłupiaj się, J. – uśmiechnęła się do niego odrobinkę blado, odrobinę nadal mając zapłakane spojrzenie. Wiedziała, że wystarczyłoby słowo i spróbowałby ogarnąć jej gwiazdkę z nieba, ale nie mogła tego robić. Lubiła jego pieniądze, ale nie na tyle, by go po rozstaniu wykorzystywać. Pozwoliła sobie na dotknięcie skóry w okolicy jego oczu i westchnęła, próbując przybrać maskę lekkiej obojętności.
– Zacznij odpoczywać, bo gdy urodzi się mała, nie będziesz miał na to czasu. – uniosła lekko brew w górę, zdając sobie sprawę że jeśli nic się nie zmieni, to wtedy nadal będą osobno i nie będzie miał możliwości być przy dziecku non stop tak jakby tego chciał i ta świadomość nieco zakuła ją w środku. Ona na swój sposób się o niego martwiła, nawet jeśli nie zamierzała tak do końca mu tego pokazywać. – Zjemy coś? Jestem głodna. – zapytała nagle, przekrzywiając głowę lekko na bok i patrząc na niego pytająco. No skoro miał ją odwieźć, to mogli po drodze zahaczyć o jakieś jedzonko, prawda?
-
– Nie wątpię, ale spokojnie. Teraz możesz się zachowywać tak jak zechcesz, tylko bierz ze sobą ochronę, to naprawdę bardzo ważne. Rozumiem, że nie jest to najbardziej komfortowa sytuacja, ale jest poważnie i dopóki nie złapiemy tego skurwiela, chcę być pewien, że jesteś bezpieczna – powiedział spokojnie, chcąc złożyć na jej ustach czuły pocałunek. Nawet nachylił się odrobinę i tak nad nią zawisł, ale musnął tylko nosem jej nos i grzecznie się odsunął, szczególnie, że wspomniała o zerwaniu.
– Nie miałbym z tym problemu. Jesteś matką mojego dziecka, S. Chcę, żebyś się czuła jak najbardziej komfortowo – oświadczył spokojnie i nie chodziło o to, że był głupim naiwniakiem, ale też o to, że po prostu Sarah zasługiwała na to, by jak najlepiej się nią zająć. Zaśmiał się pod nosem na jej słowa.
– Gdy się urodzi, chciałbym być obok. Mogłabyś rozważyć przeprowadzkę do Queen Anne albo nie wiem, kupiłbym coś nowego, bo mimo wszystko chciałbym być blisko. Mogłabyś mieć oczywiście osobny pokój i w ogóle – zaproponował, bo nie chciał na nią naciskać, ale to byłoby chyba dobre rozwiązanie.
– Oczywiście, na co masz dzisiaj ochotę? – spytał cicho i spojrzał jej głęboko w oczy, gotów spełnić absolutnie każdą jej zachciankę.
-
– Będę czuła się komfortowo zarabiając pieniądze. Półtora dziecka już raz utrzymałam, więc teraz też dam radę – doceniała jego troskę i tak dalej, ale nawet jeśli przemawiała przez niego miłość i chęć niesienia jej pomocy, to nie mogła się na to zgodzić. Jej zasady moralne po prostu na to nie pozwalały. – Ile właściwie będę zarabiać? – nagle przyszło jej do głowy, że nawet nie wiedziała ile Jackson płaci swoim księgowym czy kim tam by miała być. Miała nadzieję, że nie wyskoczy z jakąś nadzwyczajną stawką, bo nie chodziło o to, żeby płacił jej kilkaset tysięcy dolarów miesięcznie. Chciała uczciwej wymiany – praca na pieniądze. Położyła dłoń na jego policzku.
– Mamy jeszcze kilka miesięcy – powiedziała, patrząc mu w oczy. Im dłużej z nim była, tym ciężej było zachować jej dystans. – Jest czas, żeby to wszystko przemyśleć. Póki co, nie mamy dla niej nawet imienia, więc nie ma sensu dyskutować nad tym kto gdzie zamieszka. – miała nadzieję, że do tego czasu w ich życiu coś się zmieni i znowu będą mogli być razem. O ile Jackson nie znajdzie sobie jakiejś młodszej i ładniejszej niż ona.
– Zjadłabym quesadillę Marii – wzruszyła ramionami, początkowo przeciągając spojrzenie, ale zaraz zamrugała kilkakrotnie i zdjęła wzrok z jego twarzy. – Myślisz że zrobiłaby ją dla mnie na wynos? – odrobinę się speszyła tym, że wpadła w ogóle na taki pomysł. Przecież musiałaby jechac do niego a to byłoby... głupie.
-
– Nie musisz sobie dawać rady sama, S. To, że wcześnie faceci zawodzili nie znaczy, że ja też zawiodę. Chcę być w życiu tego dziecka i cały czas podtrzymuję to, co na ten temat powiedziałem. Zamierzam ją utrzymywać – wzruszył ramionami, bo serio zamierzał sprawić, żeby dzieciakowi niczego nie zabrakło. Szczerze nie zastanawiał się jeszcze nad jej płacą, więc na chwilę sobie wszystko przemyślał. – Około 15 tysięcy, oczywiście bez podatku, potem jak awansujesz pewnie będzie więcej – wzruszył ramionami, bo dla niego wcale się nie wydawało to jakąś astronomiczną kwotą, ale wiadomo, że takową trochę była. Tak czy siak, westchnął mimowolnie i pokiwał głową.
– Wiem, ale to zdecydowanie ważniejsza kwestia niż imię. Poza tym fajnie byłoby się spotkać i podyskutować nad imionami, jeśli masz czas, możemy to zrobić nawet dzisiaj – musiał kuć żelazo póki gorące, skoro w końcu się spotkali, a Sarah na niego nie wyklinała, right?
– Nie ma problemu. Myślę, że ją zrobi, ale jeśli chciałabyś, moglibyśmy posiedzieć w salonie i wybrać imie. Nawet mam kilka ksiąg imion, ale jeszcze nie miałem czasu, żeby je przejrzeć – zaproponował spokojnie i odsunął się od niej, by chwycić ją za dłoń i powoli ruszyć w stronę samochodu. Zrobił to zupełnie mimowolnie, tego typu gesty były dla niego totalnie naturalne.
-
– Mam, ale potem muszę jechać odebrać Jasona ze szkoły bo Meg ma dziś pracę do wieczora – zgarnęła kilka kosmyków włosów za ucho, odrobinę niepewna tego czy dobrze robi. Szczególnie słysząc jego kolejne słowa. Źle robisz Sarka, oj źle. – Ale jeśli nie będzie jedzenia, to wracam do domu – zagroziła, żartobliwie oczywiście, zaraz przenosząc wzrok na ich splecione dłonie ale nie potrafiła zabrać ręki. Przecież to tylko trzymanie się za dłonie, prawda? Nic znaczącego. A potem faktycznie pojechali do jego domu.
| ztx2
-
- #2
– Co za kretyn! – warknęła, zatrzymując się przed swoim autem - wspominałam, że darzy je uczuciem? – Mały, wypaczony gremlin. Zablokował mnie! – powiedziała, kręcąc głową. – Mamo, oddzwonię później. Jakiś samochód mnie zablokował, nie mam szans wyjechać. Jak złapię tego skur... – wywróciła oczami. – Dobrze mamo. Zostawię wulgaryzmy na inną okazję. A teraz muszę kończyć. – rozłożyła się sekundę później. Obeszła swoje auto, na szczęście nie było znaków rysy ani niczego niepokojącego! Gorzej, że faktycznie nie miała szans wyjechać. Jej auto, choć miało same zalety, potrzebowało nieco przestrzeni. Drugi pojazd, stojący tuż za nim, skutecznie blokował jej jakikolwiek manewr.
– Napewno baba. Napewno blondynka. – powiedziała do siebie. Przyganiał kocioł garnkowi? Nie, oceniała samą siebie jako wyjątek potwierdzający regułę! Przecież była właściwie świetnym kierowcą. Może jeździła nieco zbyt szybko, ale z niebywałą sprawnością. Oparła się o maskę samochodu, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Czarna, klasyczna ramoneska od Celine tylko podkreślała jej nastrój. Zerknęła znudzona na wyświetlacz telefonu. Zaczęła przeskakiwać po kolejnych piosenkach Iron Maiden, które rozbrzmiewały w jej słuchawkach.