WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-01-25, 21:34 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

━━ 1 ━━

Praca dla Dextera skończyła się tego dnia wyjątkowo wcześnie, bo już przed godziną dziewiętnastą. Spodziewał się, że dogrywki, mające pojawić się w następnym programie zajmą mu więcej czasu, lecz ekipa okazała się być nie dość, że profesjonalna to jeszcze bardzo zgrana, dzięki czemu wszystko po prostu poszło sprawnie. Z takimi to aż miło się pracowało i Dex nie wyobrażał sobie, że na tym jednym przedsięwzięciu mieliby zakończyć współpracę. Z tego też powodu już planował, jak zagadać do osób postawionych wyżej, coby zastanowili się na jakimś etatem dla tej grupki, a nie jedynie epizodycznym występem. Co prawda, powątpiewał, że się zgodzą, ale spróbować zawsze było warto, czyż nie? Godzina była jeszcze wczesna, lecz zarządzających już z pewnością nie było, więc przełożyć to postanowił na dzień następny. Skoro nie miał nic więcej do zrobienia w pracy to logicznym było, że najlepszą opcją byłby powrót do domu. Jednakże nie w przypadku Dex’a, który w nim zmuszony by był do siedzenia ze swoją żoną, która to miała swoje “głośne dni”. Dosłownie czepiała się go o wszystko i to tonem, sugerującym, że chce rozpocząć kłótnie, na które Pearson zwyczajnie nie miał najmniejszej ochoty. W takich momentach zazdrościł facetom, których kobiety zamiast krzyczeć zamykały się na cztery spusty i chodziły obrażone po mieszkaniu, nie odzywając się na słowo. Oddałby prawdopodobnie wszystko, no dobrze, prawie, byle i u niego tak było, ale niestety nie. Na tym przykładzie doskonale widać, że nie wszystko można załatwić sobie pieniędzmi. Jak zatem można było dostrzec - do domu nie miał zamiaru wracać, a przynajmniej nie o tej godzinie. Znajomych męczyć również nie zamierzał, więc w takiej sytuacji pozostawało mu tylko jedno – sprawdzenie jak mają się bary w Seattle, po raz chyba czwarty w tym miesiącu, co warto zauważyć. Mężczyzna uwielbiał wynajdywać coraz to nowsze dla niego miejsca, w których w spokoju mógł napić się piwa lub czegoś więcej i na szczęście, w tak dużym mieście jak to, w którym mieszkał nie kończyły mu się one tak szybko. Seattle dawało mu możliwość spędzenia każdego piątkowego wieczoru w innym barze i czemu miałby zatem z tego nie korzystać? Tego dnia, za poradą współpracowników, postanowił udać się do Easy Street Records and Cafe. Nazwa coś mu się kojarzyła, lecz gdy zajechał na miejsca taksówką, bo oczywiście trzeźwy wracać nie zamierzał, uświadomił sobie, że wcześniej w głowie miał inne miejsce, a to było dla niego kompletnie nowe. Wyglądało ciekawie, tyle był w stanie powiedzieć w pierwszym momencie, gdy jeszcze z zewnątrz przyglądał się lokalowi. W środku jego zdanie się nie zmieniło. Podszedł prosto do baru, przy którym parę osób już siedziało i zamówił pierwsze piwo, które okazało się być wstępem do jego dużo większej ilości.

Po trzech godzinach przy barze Dex miał już parę promili we krwi, nowych znajomych i chyba ugadaną kartę stałego klienta, ale co do tego nie był jeszcze pewny. Zresztą, nawet, jeżeli nie udałoby mu się zdobyć jej tego wieczoru to wiedział, że przy następnej okazji tak się stanie, bo już teraz mógł mówić, że to nie była jego ostatnia wizyta w tym miejscu. ━━ Jeszcze jedno ━━ powiedział do barmana, mając oczywiście na myśli drinki. ━━ Dla mnie, dla niego, dla niej ━━ mówił, wskazując przy tym na przypadkowych ludzi. ━━ I dla tej pani ━━ zakończył, spoglądając w kierunku siedzącej niedaleko kobiety, z którą rozmowę chciał zacząć już chwilę temu, bo wyglądała na taką, która lubiła spędzać wolny czas tak, jak on, czyli na dobrej zabawie. ━━ Bo skusi się pani na drinka, prawda? ━━ zagadał w końcu wprost.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Ivy O'Malley jak zwykle większość dnia spędzała w jakimś barze, jak nie w pracy to na dobrej imprezie. Zdecydowanie jednak wolała być tą, która zamawia i pije, niż tą która musi stać za barem osiem godzin, a czasem i dłużej, dodatkowo będąc dość miłą dla wszystkich pijanych starych dziadów, którzy przychodzili zobaczyć nagie panienki. O' Malley pracowała w końcu w klubie ze striptizem i jakoś specjalnie się tego nie wstydziła, w końcu to nie ona występowała na scenie bez ciuszków, Ivy tylko tam polewała i jak najbardziej jej taka rola odpowiadała. Dopóki nie musiała ściągać koszulki i dostawała dość sporą wypłatę to nie miała na co narzekać. Co prawda pracowała zazwyczaj w nocy i wieczorami, ale czasem zdarzały się takie momenty jak dzisiaj, gdy kończyła robotę o wiele wcześniej. Nie miała zbyt wiele możliwości jak spędzić dzisiejszy wieczór... mogła albo iść na miasto i postarać się zabawić, albo wrócić do domu siostry i słuchać ciągłego płaczu jej małego dziecka. Ivy doceniała to, ze Lola starała się jej pomóc i dzięki temu mogła z nią trochę pomieszkać po tym jak gościu od którego wynajmowała mieszkanie wywalił ją na zbity pysk. Decyzja w tym wypadku była bardzo prosta, kochała swoją siostrę, ale była młoda i rządna przygód, siedzenie w domu nie było dla niej.
Dlatego właśnie udała sie w małe tournee po jej ulubionych barach i klubach. W każdym spędziła trochę czasu, wypiła szota lub drinka, sprawdziła czy jest ktoś znajomy, albo przynajmniej ktoś na kim można byłoby oko zawiesić, a później szła dalej. Tak oto znalazła się w Easy Street Records gdzie usiadła sobie przy barze i wypiła powoli jedno piwko rozmawiając wesoło z jakimś barmanem, aż tu nagle usłyszała męski głos, który się do niej zwracał. - Hmmm... darmowy alkohol, chyba nie potrafiłabym odmówić - rzuciła uśmiechając się delikatnie do mężczyzny. - Ale nie mów do mnie Pani, bo czuje się jak własna matka - westchnęła wywracając oczami. - Jestem Ivy - przedstawiła się wyciągając rękę w jego stronie. Może była trochę staroświecka i wolała wiedzieć z kim się pije!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Powrót do domu nie był wcale tak prosty, jak mogłoby się jej wydawać, chociaż na pewno czuła się tutaj o wiele lepiej. Po prostu jak u siebie. Niezależnie nawet od tego, że już na samym starcie wpadła wprost na Briana, nie mogąc się nawet dobrze przygotować do tego spotkania. Ale może to i lepiej? Wbrew jej wszystkim obawom, to spotkanie z nim przebiegło naprawdę... dobrze. I naprawdę spokojnie, lepiej niż sama sądziła. I to ją w gruncie rzeczy cieszyło, bo potrafili przejść nad tym do porządku dziennego, mimo, że to co się między nimi wydarzyło wcale nie było takim wybrykiem, który nic nie znaczył. Problem polegał bowiem na tym, że dla Any znaczył i to nawet całkiem dużo, ale musiała to w sobie mocno zdusić, a przynajmniej udawać, że jej się to udaje. Ciężko było być tak blisko Briana i po prostu udawać, że wszystko jest tak jak było kiedyś - bo z całą pewnością nie jest. Nie patrzy już na niego jako tylko na brata jej zmarłego męża, patrzy na niego jak na mężczyznę, który naprawdę mógł skraść jej serce, dać poczucie bezpieczeństwa, czułość i uwagę, to wszystko czego tak bardzo potrzebowała po stracie ukochanego. Nadal jednak wydawało się jej to być czymś okropnie złym i niewłaściwym, on nadal jest jej rodziną, mężczyzną, którego zna od dawna i który towarzyszył jej w życiu nieustannie, gdy była jeszcze żoną jego brata. Była niemalże pewna, że absolutnie nikt nie zrozumiałby tego, że mogliby razem stworzyć coś dobrego, a ich ewentualna relacja na pewno nie byłaby pochwalona przez ich bliskich. Dlatego czuła, że zdecydowanie nikt nie może się dowiedzieć o tym co się wydarzyło ani tym bardziej, nie mogło się to teraz powtórzyć. Jednak wystarczyło, aby tylko znalazła się w jego ramionach pierwszy raz po powrocie, a dosłownie zapominała o wszystkich swoich wcześniejszych ustaleniach. Wobec czego czuła, że ten powrót naprawdę nie będzie prosty. Widzieli się zaledwie wczoraj, zdążyła się rozpakować, nieco na nowo urządzić dom, który Brian się zajął, a dzisiaj załatwiała sprawy związane z pracą, do której chciała jak najszybciej wrócić. Odwiedziła też rodzinę, a wieczorem umówiła się z przyjaciółką w barze. Pech chciał, że gdy dotarła już na miejsce, kobieta odwołała spotkanie, bo coś jej wypadło, a że Ana już tutaj była, postanowiła wejść na moment i wypić jakiegoś drinka. Bo nie uśmiechał się jej powrót do pustego domu. Docierała już do baru, gdy nagle jakiś wstawiony mężczyzna się zachwiał i niemalże się zderzyli. - Hej, uważaj... - mruknęła od razu, zatrzymując się gwałtownie, a gdy się obrócił, zamarła na moment. Spojrzała zaskoczona na Briana, który najwyraźniej pijany wpatrywał się w nią z równie dużym zdziwieniem. - Brian... - zaczęła cicho, patrząc w jego błyszczące od alkoholu oczy - Co Ty tutaj robisz? Jesteś sam? - spytała nieco zmartwiona jego stanem, ale podeszli razem do baru, o który się oparł, chcąc zamówić znowu coś do picia - O, nie nie. Tobie już na pewno na dzisiaj wystarczy alkoholu - zakomunikowała od razu, łapiąc jego rękę, którą chciał skinąć na barmana, ale mu to uniemożliwiła. Spotkała się z jego niezadowolonym spojrzeniem, ale nieszczególnie się tym przejęła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pojawienie sie Annabelle było nagłe i niespodziewane. Niby nie okazywał tego, że wstrząsnęło nim to spotkanie, ale w gruncie rzeczy było inaczej. Z jednej strony był zadowolony, cieszył go widok jej twarzy, ten uśmiech i jej cudowne oczy, a z drugiej gdzieś tam stojąc nad grobem swojego brata, wiedział że tak naprawdę postąpił nie fair wobec niego. Miał się jedynie zaopiekować jego żoną, a nie wpadać w tak pokręcony wir relacyjny. Nie mógł nazywać jej przyjaciółką, a może po prostu nie chciał jej tak nazywać? Tyle pytań, a wprawdzie żadnej odpowiedzi. Męczyło go to, nie potrafił się na niczym skupić, wziął sobie wolne, bo potrzebował odpocząć. Nie był pozbawiony emocji, chociaż tyle już widział, że powinien podchodzić do każdej rzeczy na chłodno. Z pomocą przychodził alkohol, jak w większości sytuacji. Kojący, nieco chłodny trunek, był uzupełnieniem codziennego jadłospisu w jego życiu. Nie chciał jednak dzisiaj upijać się w samotności, chciał poszukać towarzystwa, picie do lustra mu się znudziło. Często po spożyciu łapał doła, rzadziej był zadowolony i szczęśliwy. Nie był wrakiem człowieka, miał przecież w miarę dobre życie, awans na zastępce znaczył, że faktycznie zna się na robocie. Praca też go przytłaczała, nie potrafił się dogadać z niektórymi funkcjonariuszami, ale wiadomo wymiana zdań bywa różna, a Brian nie był osobą, która łatwo odpuszcza. Stąd konflikty słowne się zdarzały.
Bar dobrze mu znany, właściwie mógłby mieć tutaj wejściówkę stałego klienta, zostawiał tutaj mnóstwo pieniędzy, a doskonale wiedział, że powinien oszczędzać. Może w głowie miał, że po wyremontowaniu tego domu swojego brata, będzie mógł go sprzedać? Prawnie należał do Annabelle, ale kto wie czy znowu gdzieś nie ucieknie? Zastrzyk gotówki nigdy nie zaszkodzi, pod warunkiem, że nie przeznaczy tego na kolejne butelki złocistego alkoholu. Siedział przy stoliku, gdzie jedna z butelek z czarną etykietą była już opróżniona. Chciał więcej, podniósł się, ale nie zrobił tego zbyt starannie, dlatego zaraz niemal przewrócił jakąś bogu ducha winną kobietę, karcąc się, że zachowuje się jak kompletny pijak.
- Ouuu, Ana...hah - jego reakcja była komiczna, ale nie wiedział co zrobić, przejechał ręką po swojej brodzie, zastanawiając się co w takiej sytuacji zrobić. Nie chciał jej tutaj spotkać, nie chciał się pokazywać w takim stanie, nie świecił przykładem - Właściwie to z kolegą z pracy, ale musiał się zwinąć nieco wcześniej - skłamał, mówiąc że był tutaj sam, pokazałby jej, że ma problem z alkoholem, po pracy jego życie prywatne nie powinno nikogo interesować. Nie zwracając na nią uwagi, przeszedł do baru, gdzie chcąc zamówić kolejną butelkę został zablokowane przez panią Rodgers, nieźle.
- Będziesz mi robić za matkę? Przyjechałaś i będziesz się rządzić? Oddaj to! - wyrwał się z jej uścisku i spojrzał na nią przepitym wzrokiem, nie podobało mu się to, ale barman też podtrzymał stronę blondynki i tym samym wrócił z pustymi rękami do swojego stolika, wyciągając świeżą paczuszką papierosów, o której kompletnie zapomniał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To spotkanie bez wątpienia nimi wstrząsnęło, ona również to wszystko mocno przeżywała i właściwie nie mogła przestać o tym rozmyślać. Tak samo jak i o nim, nie była w stanie wyrzucić go ze swojej głowy i przeczuwała, że tak właśnie będzie. Powrót jawił się jej jako naprawdę kiepski pomysł, może głównie dlatego powinna była zostać tam gdzie uciekła, nie rozważając już powrotu w rodzinne strony. Tęsknota była jednak na tyle silna, że po prostu musiała wrócić tu, gdzie czuła się najlepiej. I nie chodziło jedynie o miejsce czy o dom, w którym czuła się najlepiej, ale także o bliskich, o rodzinę, no i oczywiście o Briana. Mimo, iż czuła, że zrobili źle, że i ona zdradziła własnego męża, chociaż nie było go już tutaj z nimi, to i tak nie była w stanie tak całkowicie przestać myśleć o mężczyźnie, który tak wiele dla niej zrobił. I uratował jej życie, za co zapewne nie odwdzięczy mu się nigdy, bo nie będzie w stanie tego zrobić. Zamiast więc być przy nim i wspierać go tak, jak on wspierał ją, uciekła jak zwykły tchórz, w momencie, w którym sytuacja zaczęła się komplikować. Tłumaczyła sobie wtedy, że tak będzie dla nich najlepiej, ale z biegiem czasu zrozumiała, że to była bardzo zła decyzja. Krzywdziła tym wszystkich, a pewnie i tak najbardziej samą siebie, decydując się na życie poniekąd na wygnaniu, do którego nie mogła się przyzwyczaić. Nie dało się uciec od wspomnień, dlatego postanowiła wrócić. Spotkanie z Brianem, tak niespodziewane, przebiegło i tak lepiej niż przypuszczała, chociaż nawet się na nie zdążyła na niego przygotować. Wystarczył jednak jeden jego uśmiech, by zapomniała o tym co złe, tym bardziej, gdy znalazła się w jego ramionach, mogła poczuć się wreszcie bezpiecznie. I tego jej brakowało. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to właśnie on nie radził sobie w ostatnim czasie, że częściej zaglądał do kieliszka. Nie miała pojęcia. Przypuszczała, że po awansie radzi sobie wręcz doskonale, robiąc to co naprawdę kocha, nawet pomimo tych komplikacji w ich relacji. W dodatku wyglądał równie dobrze jak zawsze, więc nic nie wzbudziło jeszcze wtedy jej podejrzeń. Pojawienie się dziś w barze też było całkiem przypadkowe, bo w zasadzie wolała zostać w domu, a w takich miejscach jak to, bywała bardzo rzadko. Jednak, gdy już znalazła się w środku i zderzyła się z postawnym i dużym męskim ciałem, wszystko nagle się zmieniło. Widząc przed sobą tą przystojną twarz, niemalże na moment zaniemówiła, ale nagle wylano jej kubeł zimnej wody na głowę. Był pijany. I to dość mocno, a to zdecydowanie sprawiło jej przykrość. Nie wyglądał najlepiej, a przy tym chciał pić dalej. Zmrużyła oczy, gdy na nią naskoczył, bo tak naprawdę nigdy tego nie robił. - Nie Brian, nie robię Ci za matkę. Jestem Twoją przyjaciółką i się martwię, naprawdę wystarczy Ci już na dzisiaj alkoholu - westchnęła, gdy próbował zamówić mimo wszystko kolejną butelkę, ale spojrzała błagalnie na barmana i ten stanął po jej stronie. Odetchnęła z ulgą i odprowadziła mężczyznę wzrokiem do stolika. Był zły, nie miała tylko pewności czy to ona jest tego powodem. Podeszła niespiesznie do niego i przysunęła sobie krzesło, siadając tuż obok niego. - Nie cieszysz się, że wróciłam? - spytała całkiem wprost, skoro już wypomniał jej, że wraca i się rządzi, w zamian za to otrzymała również nieprzyjemny papierosowy dym, którym wypuścił z ust niemalże wprost na nią, chociaż wiedział doskonale, że tego nie znosi - Dlaczego tak się zachowujesz? Pijesz tutaj... sam. To nie jest do Ciebie podobne. To nie jesteś Ty... - spojrzała na niego zmartwiona i chciała dotknąć dłonią jego policzka, ale jej na to nie pozwolił. Cofnęła więc dłoń i westchnęła, milcząc przez krótką chwilę. Bolało ją jego zachowanie i to, że traktował ją w ten sposób, chociaż do tej pory nigdy nie widziała go w takim stanie. Gdy nieco ją ignorował, paląc dalej papierosa, pogładziła dłonią jego udo, aby zwrócić na siebie jego uwagę. - Wróć ze mną do domu. Proszę...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 24 — ..........Nie spodziewała się deszczu. Kiedy wychodziła ze swojego domu, na niebie jasno świeciło słońce, a prognoza pogody pokazywała, że taki stan ma się utrzymywać aż do jutra. Nic dziwnego, że nie wzięła ze sobą żadnej parasolki, ciesząc się z pięknej pogody i nie przewidując, aby cokolwiek się w tej kwestii zmieniło.
..........Sęk w tym, że kiedy wreszcie wychodzi od znajomej, u której spędziła kilka kolejnych godzin, czuje, jak z nieba sączy się delikatna mżawka, która nieprzyjemnie przykleja się do jej policzków, jak i włosów. Ale hej, to tylko mały deszcz, tak? Co złego może się stać? Nasuwa więc na głowę kaptur od kurtki, po czym rusza w kierunku najbliższej stacji metra, która (niestety) znajduje się aż piętnaście minut drogi od miejsca zamieszkania koleżanki. Nie sądzi jednak, aby w tym czasie pogoda nagle się pogorszyła — i tutaj znowu się myli. Wystarczy pięć minut, aby mżawka zamieniła się w mocniejszy deszcz, a po kolejnych pięciu rozpętała się ulewa.
..........Klnie cicho pod nosem i przyspiesza kroku, tym razem już nie kierując się na stację metra, a do jakiegokolwiek lokalu, który jest otwarty, by tam móc przeczekać to nagłe urwanie chmury. Jest już jednak późna godzina, więc nic dziwnego, że niemal wszystko jest już pozamykane. Dopiero po kilkudziesięciu metrach, kątem oka, zauważa, że w jednym z budynków świeci się światło. Nawet nie przygląda się, co to za lokal — jakiś bar, sklep, czy może kawiarnia — po prostu pociąga za drzwi, które na szczęście bez problemu się otwierają, by zaraz czym prędzej wsunąć się do środka.
..........Przepraszam, wiem, że pewnie jest już zamknięte, ale na dworze strasznie leje, a ja… — urywa w połowie zdania, gdy mężczyzna za barem odwraca się w jej kierunku. Frederick. Przez jej ciało przechodzi fala gorąca, a na policzkach w mig pojawiają się rumieńce i to wcale nie od ciepła, które panuje wewnątrz. Minął ponad rok odkąd bez słowa urwała z nim kontakt. Myślała, że już o nim zapomniała, że jej przeszło, ale wystarczyło, że znów go zobaczyła, by część z tych uczuć wróciła. Nie były one nigdy poważne — ot, zwykłe zauroczenie, ale tylko tyle trzeba było, aby prędko się od niego odcięła. Dlaczego? Ze strachu; ze strachu, że znowu się do kogoś przywiąże, a potem zostanie ze złamanym sercem.
..........J-ja… Nie powinno mnie tu być, przepraszam — wyrzuca z siebie wreszcie po chwili milczenia, która dla niej wydawała się być wiecznością. Robi nawet krok do tyłu, ale zamiast odwrócić się na pięcie i uciec, gapi się na niego z przerażaniem i poczuciem winy, a na jej język cisną się słowa, które boi się wypowiedzieć.
..........No i co teraz?
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#10

Fred naprawdę lubił swoją pracę. I w ogóle, lubił to miejsce. Odkąd dostał awans na managera, pozmieniał trochę w wystroju, usprawnił kilka rzeczy i musiał przyznać, że możliwe, że za jakieś 10 lat, jak trochę jeszcze podrośnie, może nawet zdecyduje się kupić to miejsce. Ewentualnie jak wcześnie spłonie, albo stanie się jakaś inna nieprzyjemność losu (bo 10 lat to jednak spory kawał czasu!), to pomyśli o jakimś swoim lokalu, tak po prostu. Nie rozmawiał o tym jeszcze z nikim, bo nie był osobą, która na prawo i lewo wykazywała się ambicjami. Wręcz przeciwnie, większość znajomych znała go jako pana wygodnickiego, który lubił wszystko tak jak jest, nie szukał okazji żeby dorosnąć, czy… no zrobić cokolwiek poważnego. A przynajmniej poważniejszego, niż wypełnienie zeznania podatkowego, czy opłacenie rachunków. Oczywiście zamieszkanie z Gabby, które skończyło się już… no pół roku temu, więc prawie o nim już nie myślał, było jakimś tam krokiem w dorosłość i odpowiedzialny świat tych tajemniczych dorosłych, ale skoro to nie wyszło, nie zamierzał ryzykować, że coś jeszcze sknoci w najbliższym czasie. Zwłaszcza, że ewidentnie jeszcze się nie nadawał do żadnych poważnych relacji, o wiele lepiej wychodziły mu te niepoważne, lekkie i niezobowiązujące. I tak zamierzał żyć, dlatego już wiedział co odpowie na bardzo, ale to bardzo dziwaczną propozycję pewnej kobiety, z którą jakiś czas temu przespał się po pijaku.
Ale póki co, był w pracy, a dzień był całkiem luźny, bo jednak był środek tygodnia i to w zimie, wszystkie zmarzluchy wolą w kiepską pogodę chować się w ciepłych domach. W końcu to Seattle, tam leje non stop, więc zimą albo leci śnieg, albo mieszanka śniegu z deszczem, albo lodowaty deszcz! I dlatego Fred się nie spieszył do wyjścia.
- No zaraz zamykamy - odpowiedział, słysząc, że ktoś wszedł, nie podnosząc początkowo wzroku z papierów, które tam teraz wypisywał, podsumowując ostatnią imprezę. Był w końcu menago, nie rozstawał się na miejscu ze swoim planerem. Ale, głos który usłyszał był jakiś taki znajomy, więc podniósł z ciekawości wzrok i.. no zauważył bardzo znajomą, mokrą kurę.
- O, Sage. To na mój widok? - zapytał zaczepnie, bo nawet taka zmarznięta i zmoknięta wyglądała wciąż pięknie, poza tym dwuznaczne żarty były częścią jego natury!
- Bo jesteś syrenką i zaraz zmienisz się w swoją prawdziwą formę, jak w tamtym serialu? - zapytał, przechylając lekko głowę w bok - jak chcesz uciekać, to nie będę cię zatrzymywać, ale po Twoim wyglądzie zgaduję, że to nie jest najlepszy pomysł. Za to tutaj mamy herbaty i rum do herbaty, co działa całkiem nieźle jako rozgrzewka. Mamy też automatyczne suszarki w toaletach - dodał, uśmiechając się lekko. Był ciekaw, czemu tak nagle się przestała odzywać, ale przecież jej tego nie powie, bo to byłoby totalnie niemęskie pokazywać, że wtedy się tym przejął! Nawet jeśli niedługo potem zaczęło się robić poważnie z Gabby, więc miał inne rzeczy na głowie...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-
Ostatnio zmieniony 2021-07-22, 16:20 przez Pola Hudson, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Outfit Odkąd Corina wróciła na dobre do rodzinnego miasta, minęło zaledwie kilka dni. Kobieta tak naprawdę, zdążyła tylko odwiedzić swojego starszego brata. Nie miała żadnych konkretnych planów, poza tymi długofalowymi, które miały zatrzymać ją w Seattle już na dobre. Choć nie było to dla niej łatwe, tym razem chciała zrobić coś dobrze i na sto procent. Poważnie podejść do powierzonego samej sobie zadania. Otwarcie szkoły tańca sygnowanej jej własnym nazwiskiem, było jej marzeniem. Owszem, kosztownym lecz mimo wszystko, nadal w zasięgu jej ręki. Panna Richards nie miała problemu z tym, aby zrezygnować z wystawnego życia na salonach. Jeśli dzięki temu, mogła w końcu spełnić swoje dziecięce marzenia, to dlaczego by nie?
Brunetka dzisiejszego dnia nie miała żadnych istotnych planów. Chris spędzał romantyczny wieczór w towarzystwie swojej Rosie. Wiedząc o tym, Ina nie zamierzała im się wcinać. Dlatego też, już od rana udała się najpierw na siłownię, potem na drobne zakupy, gdyż jej nieużywana latami lodówka świeciła pustkami. Następnie buszowała resztę popołudnia w Internecie, szukając idealnego miejsca, które nadawałoby się na realizację założeń kobiety.
Jednak wieczór wcale nie zapowiadał się jakoś szczególnie interesująco, nad czym brunetka szczerze ubolewała. Od powrotu do miasta, ogromnie nudziła się w chwilach, gdy nie miała w co włożyć własnych rąk. Kiedy ciągle była czymś zajęta, nie myślała o tym, jak żle czuła się, będąc otoczoną przysłowiowymi czterema pustymi ścianami.
Nie chcąc dłużej torturować samej siebie ponurą wizją samotnego wieczoru przed telewizorem, Corina zdecydowała się udać do Easy Street Records And Cafe. Był to jej ulubiony lokal, w którym poprzez swój wyjazd nie bywała od wieków.
Kiedy panna Richards, dotarła w końcu na miejsce, uśmiech praktycznie nie schodził z jej twarzy. Kobieta już miała w zamierze złożenie zamówienia, lecz wtedy w oddali dostrzegła znajomą jej postać. Frederick Whiteley - był nie tylko menadżerem tego lokalu, ale i również najlepszym przyjacielem Darwina, jednego z jej ex. W czasie, gdy spotykała się z Johnsonem, czesto widywała wcześniej wspomnianego mężczyznę. Dlatego skoro już tu była, stwierdziła że chyba nic się nie stanie, jeśli się z nim przywita, prawda?
Z tą właśnie myślą, podeszła do stolika przy którym siedział, w towarzystwie przeróżnych papierków. - Oj Fred, Fred, Twoja mina nie wygląda zbyt zachęcająco... - Zacmokała zabawnie, mówiąc pół żartem, pół serio. Liczyna na to, że skutecznie zwóci na siebie jego uwagę. W końcu jakby na to nie patrzeć, picie w samotności było do kitu. Corina potrzebowała do tego towarzystwa i chyba je właśnie znalazła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#16

A Fred chyba powinien trochę częściej zapuszczać się gdzieś poza Seattle, albo może i nawet poza Stany Zjednoczone? Ostatnio jego życie za bardzo kręciło się wokół pracy i… chyba to nie do końca było zgodne z jego młodą, żądną przygód naturą. A do tej trzydziestki jeszcze trochę mu brakowało, więc to zdecydowanie nie był czas żeby zapuszczać jakieś większe korzenie. Czy w ogóle korzenie. Może i miał super pracę i nie potrzebował awansów (i trochę chyba już nie miał jak bardziej awansować, poza kupnem lokalu), miał świetne mieszkanie i nie potrzebował większego (a nie był typem domatora), więc pod tym względem życie miał bardzo poukładane. I tak się właśnie zastanawiał przy barze, co powinien z tym wszystkim zrobić i jak jednak sobie to życie urozmaicić. Miał przy sobie drinka, bo oficjalnie był już dzisiaj po robocie, więc zamierzał się zrelaksować przy ich najlepszej whisky. Ruch nie był dzisiaj specjalnie duży, nie zapowiadało się że będzie jakiś ogień do ugaszenia, więc był dość spokojny i mógł się rozluźnić. Nie spodziewał się za to, że ktoś go tutaj nad tym małym rozważaniu przyłapie!
- Hę? - podniósł wzrok jak usłyszał swoje imię i zatrzymał wzrok na… no tak, byłej Darwina. - Nie kłam, zawsze wygląda fantastycznie, zwłaszcza z tym zarostem - rzucił, przywołując na twarz łobuzerski uśmiech. A potem przechylił lekko głowę. - A ty co tu robisz? Wystawiasz kogoś właśnie na randce z tindera? - zapytał, bo jednak była zbyt ładna żeby to ją ktoś wystawiał. No facet musiałby być ślepy. Albo rozjechany przez autobus, co w miastach czasem się jednak zdarzało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W prawdzie Corina była nieco starsza od Freda, gdyż dzieliła ich dwuletnia różnica wieku z przewagą po stronie brunetki, ale to wcale nie znaczyło, że dobiegająca wielkimi krokami do trzydziestki kobieta, nie miała ochoty na zabawę i życie okroszone odrobiną tak pożądanego przez nią szaleństwa. Panna Richards podczas swojej kilkuletniej nieobecności, zdążyła zwiedzić kawałek świata, a także osiąść na dłużej w samym Hollywood. I choć początkowo, była zachwycona rozpościerającymi się przed nią mozliwościami, to jednak wystawne zycie na dłuższą metę nie wchodziło w grę, przynajmniej w jej przypadku. Właśnie dlatego Corina postanowiła wrócić do rodzinnego Seattle, aby tam złapać odrobinę tak bardzo potrzebnego jej oddechu. Jak widać na załączonym właśnie obrazku, szło jej chyba całkiem nieźle, prawda?
Słysząc słowa wypowiedziane przez mężczyznę, Ina uśmiechnęła się rozbrajająco, kręcąc przy tym głową z wyraźnym niedowierzaniem. - A jeśli nie przepadam za zarostem, to co? - Odbiła piłeczkę, zadzierając przy tym zadziornie podbrudek ku górze. W rzeczywistości, było to drobne kłamstwo, ponieważ akurat tej kobiecie zarost nie przeszkadzał praktycznie wcale. - Wróciłam kilka dni temu do miasta. I nie. Nie mam randki, ale bardzo chętnie napiłabym się czegoś w mojej ulubionej knajpie, więc może znajdziesz dla mnie chwilę? - Zapytała nieśmiało, nie chcąc tak od razu się do niego dosiadać. To byłoby raczej nie na miejscu. Richards nie należała do grona kobiet, które narzucały sie facetom. Ona lubiła inteligentne, a zarazem subtelne zagrywki, dzięki którym koniec końców i tak dostawała to, na czym w danym momencie zależało jej najbardziej...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Fred nigdy by nie powiedział, że dziewczyna zbliża się do trzydziestki, wyglądała na zdecydowanie młodszą. Prawdę mówiąc dałby jej pewnie jakieś… 24 lata maksymalnie, gdyby jej nie znał osobiście i gdyby Darwin go kiedyś nie oświecił. Tak to bywa z przyjaciółmi, czasami się trochę przydają w życiu, na przykład żeby wyciągać ludzi z mroków niepewności. Chociaż znając Freda, pewnie już przy pierwszym spotkaniu już jej coś na ten temat powiedział, okraszając to jakimś żarcikiem o pokazaniu dowodu przed nalaniem jej jakiegoś trunku. Nie był ideałem, czasami rzucał właśnie takimi głupimi tekstami.
- To nie powinnaś go sobie zapuszczać - odpowiedział z lekkim rozbawieniem. Nie tak łatwo zachwiać jego pewność siebie, był narcyzem. - Ale jeśli mam być szczery, to z wąsem i kozią bródką i tak wyglądałabyś lepiej - a potem dodał to, zgrywając się oczywiście, bo była piękna taka gładka jaka była teraz i nie musiała sobie nic doklejać. Bo wątpił, że byłaby w stanie zapuścić coś widocznego. Jej podbródek był gładki i bardzo ładny.
- Skoro tak ładnie prosisz to może się coś znajdzie. A co ci zrobić? - zapytał, odkładając swoje papiery za bar i rozglądając się po trunkach, czekając aż podejmie decyzję. Tak, obsługa osobista. - A co cię tutaj sprowadza? - zapytał, jak już wybrała sobie drinka. Czy powinien o tym napisać Darwinowi? Czy jednak lepiej nie? Zdecyduje dopiero za moment, jak już się dowie czemu Corina wróciła do miasta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5 + Outfit

Julek zaczynał popadać w jakieś szaleństwo. Prawdopodobnie znowu skończyłby w kolejnym klubie... jednak temu też powiedział dość. Zwłaszcza po wczorajszej akcji, jaką odwalił. Jak się dowiedział, co się wydarzyło ze szczegółami... był tak bardzo tym zażenowany, że aż miał ochotę zapaść się pod ziemię. Naprawdę czas nieco przystopować... w innym wypadku skończy marnie i stoczy się na samo dno, a do tego nie mógł dopuścić. Musiał też patrzeć na swój wizerunek i o niego nieustannie dbać, gdyż swego dobrego imienia zaszargać nie chciał. Boże, gdyby wyszło na jaw, że nie dość, iż wylądował w czyimś ogrodzie, to na dokładkę zalany w trupa... nie, nie chciał myśleć, jakie konsekwencje by to za sobą poniosło. Ponadto najwyraźniej... ktoś dosypał mu specjalnie jakiegoś świństwa, które wywołało halucynacje i to pogorszyło cały efekt. Prezentował się żałośniej, niżeli po spożyciu samego alkoholu. Miał szczęście trafić na wyrozumiałą jednostkę... inaczej mógłby mieć poważne kłopoty. Może nie byłby skończony, lecz to z pewnością mocno odbiłoby się na jego sławie. Zachodził w głowę, kto był takim chujem, by go czymś w ten sposób naćpać...? Nigdy mu się taka beznadziejna sytuacja nie zdarzyła, a skoro już miało to raz miejsce... wolał nie dopuścić do czegoś podobnego ponownie. Obiecał sobie również jeszcze jedno. To właśnie dziś przerwie milczenie między nim a Jeremy’m i sam do niego się odezwie. Koniec z tym pieprzonym olewaniem go! To z jego powodu tak świrował i musiał coś z tym zrobić. Może to głupie, ale zaczęło mu na nim zależeć, mimo iż spotkali się raz i od razu się ze sobą przespali. Dawno nikt nie wywarł na nim aż tak piorunującego wrażenia. Jeśli sam nie przejmie inicjatywy, nigdy nie dowie się, o co mu w istocie chodzi... Najwyżej zostanie spławiony, trudno się mówi. Dłużej tego nie zniesie. Ta cisza go przygnębiała, a zarazem przytłaczała. Owszem, bał się odrzucenia, ale jak to ma tak wyglądać i ciągnąć się w nieskończoność... nie wyszłoby mu to na dobre.
Musiał uspokoić myśli, ponieważ szerzący się chaos w jego głowie nie pomagał. Dodać męczącego go kaca mordercę — podwójna katastrofa. Musiał coś na to zaradzić. Doszedł do wniosku, że najlepiej zrobi, jak wybierze się do kawiarni i wypije odświeżającą kawkę. Kofeina zawsze najlepsza opcja! Nie zastanawiał się zbytnio nad ubiorem, choć on nie posiadał w swojej garderobie tak zwanych szmat, więc czego by nie wybrał i tak będzie dobrze wyglądał. Zawsze dbał o swój wygląd, toteż kupował same ciuchy najlepszej jakości. Padło na taką miejscówkę specjalnie dla artystów. Takie widzimisię, bo mógł! Ciekawiło go jak tam jest, a odkąd przyjechał do Seattle, nie udało mu się odwiedzić dosłownie każdego jego zakamarka.
Po przekroczeniu progu tego konkretnego budynku musiał przyznać — atmosfera tu panująca mu przypadła do gustu, a wystrój wnętrza przykuwał natychmiast oko! Niespiesznie podszedł do lady przy barze zerkając na widniejący na górze spis tego, co ów lokal oferował. Po chwili namysłu zadecydował.
Poproszę Iced Americano. — złożył zwyczajne zamówienie tym swoim melodyjnym głosem, posyłając jednocześnie szeroki uśmiech do barmanki. Lodowata kawa musi postawić go szybciej na nogi, innej opcji nie przewidywał. Do tego za każdym razem, ilekroć ją wybrał dawała mu potężnego kopa. W zasadzie powinien w tej kobiecie natychmiast rozpoznać znajomą twarz, lecz był tak rozkojarzony, iż nawet się jej dokładnie nie przyjrzał i takie skutki. Trzeba mu wybaczyć jego roztrzepanie, miał dziś ważną misję do wypełnienia!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Dla niej to był zwykły dzień pracy jak każdy inny, choć musiała powiedzieć z dużą szczerością, że przepadała za miejscem, w którym znalazła pracę. Odkąd rzuciła studia i wróciła do Seattle, próbowała zaczepić się na dłużej w różnych miejscach, ale przez tragiczne płace i złe traktowanie zmieniała się w skoczka po ofertach pracy. Nie była głupią gówniarą sprzed kilku lat, która brała z pocałowaniem ręki najgorsze warunki i jeszcze dziękowała, że ma gdzie zarobić. Starała się cenić i to czasami nie było łatwe, bo musiała radzić sobie w życiu kompletnie sama, więc stały dochód był jej potrzebny, ale szukała swojego idealnego miejsca. Znalazła je w Easy Street Records and Cafe. W miejscu panowała artystyczna atmosfera i to było dla niej niesamowicie przyjemne, ponieważ w takim otoczeniu czuła się najlepiej. Ponadto z powodu artystycznego charakteru lokalu przychodzili tutaj bardzo ciekawi ludzie! Dziewczyna pracowała to od kilku miesięcy, a zdążyła poznać kilku znanych muzyków, aktorów i innych fascynujących oryginałów. Z uśmiechem przychodziła do pracy. Czasem wychodziła bez niego, gdy zmęczenie brało górę, ale to nie miało znaczenia. Czuła, że nic lepszego nie znajdzie, więc cieszyła się tym, co ma!
Ostatnio miała dziwne szczęście - nieszczęście do spotykania starych znajomych. Była parę tygodni po przypadkowym wpadnięciu na Tayanga. To było dosłownie wpadnięcie, bo przez zamyślenie prawie się z nim zderzyła na ulicy, a to doprowadziło do niezbyt miłej wymiany zdań. To wcale nie było miłe spotkanie, ale jak Charleigh spodziewała się po spotkaniu byłego partnera, rozbudziło wspomnienia. W jej głowie uchyliły się drzwiczki do niedomkniętego rozdziału z przeszłości. Odżyło dosłownie wszystko, co próbowała w sobie zdławić, kiedy Tay ją porzucił. Ostatnie tygodnie mijały na rozpamiętywaniu przeszłości, formułowaniu nowych zarzutów dla byłego chłopaka i... na tęsknocie, która zamiast gasnąć, rosła. Nic dziwnego, że Char ostatnio snuła się po pracy z kiepskim humorem. Była wściekła na siebie, że wdała się wtedy w rozmowę, na niego za przeszłość i na los, że w tak ogromnym mieście musiał spotkać właśnie ich! Żeby było jeszcze gorzej, dziewczyna zorientowała się, że od ich spotkania zdarza jej się zerkać na swój telefon coś za często. Rzucała się na każdy sygnał nowej wiadomości i w jej podświadomość godziła igiełka rozczarowania, że to ktoś inny, nie Tayang. Nie odezwał się. Zdrowy rozsądek mówił Charleigh, że jest idiotką, jeśli liczy na odzew z jego strony, ale głupie serce chciało mieć nadzieję, że tamto przypadkowe spotkanie obudziło coś nie tylko w niej. Telefon niestety milczał.
Dziś też miała zobaczyć znajomą twarz, której dawno nie widziała, ale to spotkanie zapowiadało się dużo milej. Znowu spoglądała na swój telefon, który położyła po wewnętrznej stronie lady i sprzątała na barze, kiedy dotarł do niej znajomy głos. Był męski, ale wysoki i melodyjnie brzmiący. Julius Harris! Char kojarzyła jego właściciela głównie z pracy zawodowej, ale ów głos był charakterystyczny i bardzo dobrze zapisał się w jej pamięci. Gwałtowniej podniosła głowę niżby zareagowała na zwykłego klienta i uśmiechnęła się. Nie była pewna czy Julius ją poznał, wiec chciała zagadać od razu, jednak nie zapominała, że była w pracy. Musiała najpierw go obsłużyć, zanim pozwoli sobie na prywatę. Na razie zatrzymała na nim tylko dłuższe spojrzenie. Wydawał się zamyślony, może czymś struty, więc zdecydowała, że tym bardziej lepiej najpierw zająć się jego kawą.
Już się robi! — Pogodny uśmiech nie znikał z jej twarzy. Zawsze przyklejała go do twarzy podczas kontaktu z klientami, ale teraz był szczerszy niż jej zwykły zawodowy uśmiech. Odeszła wgłąb baru, po czym zajęła się przygotowaniem Iced Americano, co po tylu miesiącach pracy w takim miejscu na szczęście robiła szybko i wprawnie. Zaparzenie espresso, dużo kostek lodu, zimna woda na wychłodzenie napoju. Po paru minutach wróciła do baru z wysoką szklanką zamówionej kawy. — Iced Americano dla zamyślonego pana Harrisa! — Uśmiechnęła się.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Easy Street Records and Cafe”