#5
Wypatrzył go jak rozbitek, który dramatycznie poszukiwał lądu. Jak sim, skazany na śmierć głodową wyłącznie przez widzimisię swojego
pana, ogrodzony płotkiem i jednocześnie widzący lodówkę, oddaloną od niego zaledwie o dwie kratki i ten nieszczęsny płotek, który zamknął go w minimalistycznej przestrzeni nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak. Jak Karyna, buszująca po Sinsayu w poszukiwaniu ostatniej eski.
Mogliby stwierdzić, że był szalony i pewnie by się z tym zgodził. Kto normalny zachowywał się tak jak on? Wypatrywał sobie ofiary jak psychopata z dokumentalnych filmów kryminalnych, tak uwielbianych przez singielki, ale czy naprawdę zasługiwał na takie miano, skoro nie miał nic złego na myśli? Ludzie go fascynowali – gorliwie zastanawiał się nad tym, co skrywali pod swoimi czaszkami, jak gdyby z nadzieją, że, cokolwiek to było, okaże się gorsze niż cały ten bałagan, jaki pielęgnował we własnej głowie. Jedno spojrzenie rzucone na kelnera w jakimś barze, którego nazwy już nie pamiętam wystarczyło, aby zyskał przekonanie, że chłopak mógł okazać się równie posrany co on. Nie podszedł jednak, nie zagadał – takie ludzkie zagrywki nie były w jego stylu. Musiał wymyślić coś większego, coś bardziej spektakularnego, żeby później, gdy coś ewentualnie z tego wyjdzie, móc opowiedzieć mu tę historię i widzieć w jego oczach przestrach naznaczony podziwem – mieszanka, która niesamowicie działała mu na zmysły.
Lisa była łatwym celem. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby wiedział, że z wdzięcznością przyjmowała każdą oferowaną jej, męską uwagę. Kiedy ją zobaczył, przeszło mu przez myśl, że taki stan rzeczy musiał spowodować jej ojciec, a raczej jego brak, ale nawet to ukłucie współczucia, które poczuł na to wyobrażenie, nie było w stanie odwieść go od jego planu.
Naprawdę nie musiał specjalnie się starać, aby zyskać jej zaufanie. Na początku wydawała się trochę niepewna, chyba wątpiąc w to, że jakikolwiek mężczyzna faktycznie mógłby uznać ją za interesującą (czyżby na ogół to ona się o nich starała?), ale wystarczyło trochę smsów i jedne czekoladki (kwiaty były zbyt żałosne), aby całkowicie ją do siebie przekonać. A kiedy po paru tygodniach zaprosiła go na
nieformalne spotkanie ze znajomymi z pracy, już wiedział, że wygrał. Co, swoją drogą, wcale go nie zdziwiło, bo zawsze wygrywał. Osiąganie celów miał we krwi, jak wszyscy w jego rodzinie. Oprócz matki oczywiście, ale ona się nie liczyła albo tak przynajmniej próbował sobie wmawiać.
To, czego nie przewidział, to jej słaba głowa. Miał nadzieję, że weźmie go ze sobą w ramach ozdoby i zajmie się porywającymi rozmowami ze swoimi przyjaciółmi, ale nie, uczepiła się go jak rzep psiego ogona i nawet nie miał chwili, aby zwrócić na siebie uwagę prawdziwego powodu, dla którego znalazł się w Emerald City Bar. Czy mu się wydawało, czy typek patrzył na niego z czymś na kształt znudzenia? Niedobrze, ale wciąż miał szansę zrobić coś, żeby zmienić bieg rzeczy. Gdyby tylko Lisa przestała wieszać się na nim, brudząc go tą straszną, czerwoną szminką, której jaskrawy odcień w ogóle nie pasował do jej urody…
Moment, w którym Tessa czy inna Maria zabrała ją do łazienki, był jego wybawieniem. Korzystając z tego, że reszta siedzących przy stole facetów była zajęta emocjonowaniem się ostatnim meczem jakiejś beznadziejnej, lokalnej drużyny piłkarskiej (zapewne amerykańskiego odpowiednika Arki Gdynia), ześlizgnął się ze swojego krzesła i ruszył w stronę wyjścia, gdzie chwilę temu zniknął Cosmo. Miał nadzieję, że nie postanowił nagle opuścić baru – to byłaby jego największa porażka od czasu tamtej randki z Anthonym, która nie uświadomiła mu, iż Ethan wcale nie był miłością jego życia, a jedynie trzymającym go w klatce wieśniakiem.
Na szczęście jednak Cosmo był tam, stojąc naprzeciwko gablotki z wygniecionymi karteczkami od klientów, którzy w pijackim amoku zdecydowali się zostawić po sobie jakiś ślad. Rozmawiał przez telefon, więc Cadence wspaniałomyślnie nie zaszedł go od tyłu od razu. Poczekał, aż się rozłączy i wreszcie dostrzeże jego obecność.
–
Tak myślę – przytaknął, przesuwając dłonią po policzku i z niezadowoleniem odkrywając na niej ślady czerwonej szminki. Kurwa, dalej? –
Poszła do łazienki i jeszcze nie wróciła – mówił tak, jakby zniknęła za białymi drzwiami co najmniej dziesięć minut temu. Jednocześnie stanął obok Cosmo, tuż naprzeciwko brudnego lustra, i zaczął ścierać z siebie pozostałości po zauroczeniu Lisy. To naprawdę było łatwiejsze niż sądził. –
A więc wszyscy jesteśmy twoimi rówieśnikami ze szkoły – podsumował, bo dlaczego miałby udawać, że wcale nie słyszał jego rozmowy? Kłamstwa czyniły ludzi bardziej interesującymi i Cadence zapragnął wiedzieć, kogo i dlaczego chłopak oszukiwał. Ot tak, zupełnie bez powodu. –
Kim konkretnie jestem ja? – Uniósł brew, patrząc na niego w lustrze w taki sposób, jakby chciał powiedzieć:
zaskocz mnie.