WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
Lily & Jason
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Hej, przyniosłyśmy ci kawałek sernika. G-E-N-I-A-L-N-Y - powiedziała od wejścia z rozbawieniem, Maddie wpadła do domu pierwsza i od razu na cały głos zawołała:
- TATA WRÓCIŁ! - i oczywiście od razu wpadła w Jasona, który siedział na kanapie razem z Markiem, Tedem i Joe. A kiedy Lily ich zobaczyła, a także to jak wyglądał salon - a wyglądał jak jakiś zjebany szpitalny polowy - skrzywiła się. - Co wam się stało? - zapytała Maddie, paluszkiem dotykając policzka Jaya, a Lilianne aż się zagotowała z irytacji. I nerwów jednocześnie w zasadzie.
- Wpadli pewnie na ścianę. Albo kilka ścian. Nie przejmuj się Maddie - powiedziała, zaciskając usta. - Pójdziesz się pobawić? - poprosiła, a mała zmarszczyła czoło.
- Chcę zostać z tatą - powiedziała marudnie, a Lilianne odetchnęła głęboko.
- Tatuś później do ciebie przyjdzie - odparła, bo widziała, że wszyscy miny mieli nietęgie, zresztą to nie widok dla małego dziecka, tak?
właściciel
Rapture
belltown
- No hej, księżniczko –mruknął cicho, pozwalając młodej się na siebie wspiąć. Mimo to słyszał późniejsze słowa i wymianę zdań i chociaż bardzo ochotę miał młodą zatrzymać, tp mu się zacięły życiowo wszystkie myśli, kiedy zobaczył Rzym i wiedzał, że całej listy nie ogarnie na pewno.
– Jak tam, Lils? –spytał niewinnie, uśmiechając się, ale leciutko. Cóż.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Hej, Lils. Spadam do domu, cześć! - machnął do wszystkich, mijając blondynkę która zlustrowała go niezadowolonym wzrokiem.
- Joe, możesz... nie wiem, iść do siebie, pobawić się z Maddie, poruchać panienki, cokolwiek? - zapytała poważnym tonem, spojrzenie w tym momencie skupiając na Jasonie. Była zła za to jak wyglądali, bo właśnie tego chciała uniknąć. Nie chciała widzieć ich z poobijanymi buźkami, ryzykujących chuj wie co. Zignorowała jego pytanie, siadając na kanapie obok niego i złapawszy go za podbródek, zaczęła oglądać z każdej strony jego buźkę.
- Musiałeś pojechać, co? - nawet już nie ze złością na niego patrzyła, tylko z tyci rozczarowaniem, eh. - Maddie nie powinna cię takiego oglądać. W ogóle nie powinieneś w ten sposób wyglądać i nie powinieneś jeździć w pierdolony teren, ale zakładam, że twoje zjebane ego musiało po prostu postawić na swoim - puściła jego twarz, wstając z kanapy. Eh, nawet nie miała weny na niego krzyczeć.
właściciel
Rapture
belltown
– Oki, to idę – ramionkami wzruszył i puścił jej oczko, a kiedy złapała Jasona za podbródek, ten westchnął ciężko i spojrzał na nią.
– Musiałem, doskonale wiesz, że musiałem bo bym tu nie wysiedział. Poza tym nic poważnego mi nie jest, kilka obić, da sobie z tym emocjonalnie radę, słuchaj – westchnął cicho, bo naprawdę uważał, że da młodej tym sposobem emocjonalny komfort, przyzwyczai się i pojeźdzuć megła mu mówić.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Co się w ogóle stało? - zapytała, siląc się na emocjonalny spokój, ale mimo wszystko dreptała obok niego o jednego końca kanapy do drugiego.
właściciel
Rapture
belltown
– Wiesz dobrze, że znalezienie odpowiedzi jest kwestią priorytetową – inna sprawa, że Ness nie chciała ich puścić, to oni się uparli. – Może nie – westchnął cicho, ale obawiał się, że istotnie, rysunek z nim zakrwawionym poleci na lodówkę jak nic.
– Pojechaliśmy w jedno miejsce, ci ludzie tam byli no i wywiązała się bójka, tylko tyle – no albo aż tyle mając na uwadze jego posiniaczony ryj, Nie?
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Nie, Jason. Dla mnie priorytetem jest to, żebyś był bezpieczny - powiedziała wprost, zatrzymując się w końcu ze swojego dreptania. - Ron nie żyje i nawet jeśli znajdziemy tych skurwysynów to nie sprawi, że nagle znowu będzie obok. A nie chcę stracić ciebie kosztem jakichś zjebanych odpowiedzi, rozumiesz? - jej spojrzenie zmiękło w tym momencie i patrzyła na niego po prostu z ogromnym smutkiem i stresem. - Módl się o to - rzuciła tylko, bo jak zobaczy taki rysunek to mu chyba go w tyłek wsadzi, eh.
- Aż tyle - westchnęła ciężko, siadając teraz na stoliku kawowym przed nim i biorąc głębszy oddech. - Uważam, że wszyscy powinniśmy dać z tym spokój. Nesta też. Tropiąc ich ściągamy na siebie ich uwagę, dlaczego nikt z was tego nie widzi? - zaczynało ją to wszystko wkurwiać, okropnie. Ale sięgnęła do jego dłoni, oplatając ją swoimi palcami i głaszcząc delikatnie.
właściciel
Rapture
belltown
– No ale przecież byłem bezpieczny. To nie tak, że się narażam i narażam specjalnie – westchnął ciężko i spojrzał na nią. Pięknie wgylądała. Kurwa.
– Wiem, że nie żyje i nie zwróci im to wszystko życia. Ale jednocześnie chyba wszyscy y chcemy odpowiedzi. A to była tylko głupia bójka – wyjaśnił spokojnie, bo naprawdę nie chciał się kłócić, a widział, że ona trochę chciała.
– Powinienem cię słuchać. Przepraszam – powiedział cicho, patrząc na nią z lekkim smutkiem, jak niewinny szczeniaczek.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Dobrze, niech tak będzie. Byłeś bezpieczny. Nie narażasz się. Okej - rozłożyła dłonie w poddańczym geście. To nie tak, że Lilianne chciała się kłócić z nim w tym momencie. Absolutnie nie chciała, tęskniła za nim przez te kilka dni, chciała się po prostu przytulić, spędzić z nim czas ale dostawała kurwicy widząc to jak wyglądał i mając w głowie że to nic strasznego w porównaniu z tym co stać się mogło. Zacisnęła usta. - Wszyscy? - zapytała, marszcząc czoło. - Kto wchodzi w skład wszystkich? No słucham - złapała go teraz za nadgarstki unosząc jego dłonie w górę. - Nie chcę przez te odpowiedzi dostać któregoś z tych dziesięciu palców w ramach prezentu urodzinowego - powiedziała patrząc na niego z żalem, bo ona nie chciała tego wszystkiego. Nie chciała kolejnych dowodów przypominających o tym że Elias i Ron nie żyli. Nie chciała patrzeć jak Nesta wraca z przestrzeloną skórą na ramieniu, jak Mark i Jay wracają poobijani, zastanawiać się czy jak Charlie wyjedzie to potem nie będzie musiała mówić Cami, że zginął. A prowokowanie tych skurwysynów... nie tędy droga.
- Nigdy nie słuchasz, co za różnica? - wzruszyła ramionami. Powinna się po prostu przyzwyczaić, cóż.
właściciel
Rapture
belltown
– No… Ness, ty, Mark… – zaczął wyliczać, ale gdy odpowiedziała, że nie chce znać odpowiedzi, jeśli ceną miałyby być jego palce, odetchnął głęboko. Spojrzał na nią ze smutkiem, gdy powiedziała, że nigdy jej nie słuchał.
– Zazwyczaj cię słucham, po prostu nie zawsze robię to, czego chcesz albo czego ode mnie oczekujesz – odparł spokojnie, bo osobiście nie uważał, że trzeba było robić wielką dramę z tego, co się stało.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- No tak, to faktycznie wszyscy - pokiwała głową, puszczając jego nadgarstki które trzymała w trakcie poprzedniej demonstracji i sama wzięła głęboki, cholernie głęboki oddech próbując się ani nie rozpłakać ani na niego nakrzyczeć.
- Najgorsze jest to, że jakbym mówiła o jakimś pierdolonym gównie to byś mnie poparł. Poparłbyś mnie tak po prostu, nawet dla samej zasady, dla samego poparcia żeby wyjść na cudownego i niewinnego - wycelowała w niego teraz palcem. Nie robiła żadnej wielkiej dramy póki co, próbowała mu racjonalnie wyłożyć swoje argumenty. Nawet głosu nie podnosiła, ot co! - Ale teraz, gdy mówię o czymś poważnym, to masz to po prostu w dupie. Potrzebujesz adrenaliny? Skocz z pierdolonego spadochronu i... zresztą, jebać to. Nie musisz robić już niczego czego mogłabym chcieć albo od ciebie oczekiwać. - powiedziała finalnie, wzruszając ramionami bo chyba właśnie jej się tym ulało. - Za bardzo cię kocham, żeby na to wszystko patrzeć i martwić się czy i w jakim stanie wrócisz. Pierdolę to. Nie zrobię sobie tego znowu - pokręciła głową, podnosząc ze stolika butelkę z tequilą, którą panowie pewnie sobie rany jak ostatnie zjeby przemywali i pociągnęła z niej kilka łyków, nawet nie zdając sobie do końca sprawy co powiedziała.
właściciel
Rapture
belltown
– Nie no, nie chodzi o wychodzenie na kogokolwiek w tym momencie. Chodzi o to, że sądziłem, że się rozumiemy. Lubię swoją pracę, nigdy wcześniej nie przeszkadzało ci chyba, że robimy co robimy. To nie jest też zapewne pierwszy raz, kiedy wracam z obitym ryjem, więc… Co się zmieniło, Lily? Zawsze ryzyko było takie samo – zauważył spokojnie, patrząc jej w oczy, bo naprawdę chciał wiedzieć, o co jej chodziło w tym momencie. Tak po prostu.
- Czekaj… Nie rozumiem chyba, o co ci chodzi. Też cię przecież kocham, kurwa, Lily. Nie musisz się martwić, ja… Naprawdę na siebie uważamy – powiedział cicho i spojrzął na nią ze smutkiem w oczach. Chwycił ją delikatnie za dłoń.
– Nesta i tak stwierdziła, że nie będziemy już nigdzie jeździć – dodał, jakby to miało ją pocieszyć, eh.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Wszystko się zmieniło - powiedziała cicho. - Na przykład to, że miał wrócić, mieliśmy znowu razem zamieszkać i to wszystko poukładać. - jezu, ile ona wkładała życiowej siły, żeby nie zajebać płaczem w tym momencie to tylko ona wiedziała, ugh. - Nie chcę zastanawiać się czy ty wrócisz. Nie chcę panikować za każdym razem jak pojedziecie sobie świetnie się bawić przy obijaniu ryjów czy strzelaniu do innych ludzi. Nie chcę oglądać cię poobijanego, postrzelonego, nieprzytomnego albo martwego. Jak mam ci to wyłożyć, żebyś zrozumiał? - zapytała lekko drżącym głosem. Odkąd wróciła z Kuby zastanawiała się nad oddaniem tej ciemnej strony biznesu Joe, bo wcale już nie chciała tego świata, nie po tym co jej zabrał, eh. Zabrała jednak dłoń, bo nie miała ochoty na bliskość w tym momencie, szczególnie po jego kolejnych słowach.
- Dobrze, że chociaż słuchasz swojej szefowej. - powiedziała, oblizując nerwowo usta. - W łazience jest maść na siniaki, powinieneś posmarować to zaczerwienienie pod okiem, może unikniesz lima - dodała, spokojnym głosem, patrząc na niego trochę... chłodno. Przez to, że tak bagatelizował to co do niego mówiła to mimowolnie znowu zrobiła emocjonalny krok w tył w jego temacie. Cóż.
właściciel
Rapture
belltown
– Masz na myśli Rona? – spytał cicho, zaciskając usta. – Rozumiem, że nie chcesz mnie takiego ogladać, ale w takim razie chcesz, żebym zupełnie zrezygnował z pracy? Lily… To zawsze było jej częścią - mó1)ił to jak najbardziej delikatnie. Wstał z kanapy, delikatnie łapiac ją za dłonie, ale gdy je zabrała, nie naciskał.
– Okej, ja… Pójdę po nią. Ale naprawdę to nie tak, że ignoruję twoje zdanie – westchnął cicho, bo on tak tego naprawdę nie widział.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Tak, mam na myśli Rona - odparła, na chwilę przenosząc wzrok na jakiś bliżej nieokreślony punkt za nim, żeby troszkę zebrać się do kupy. - To nie jest twoja standardowa praca. To jest pierdolone pchanie się na minę. Poza tym, według statystyki w mojej głowie, może z raz wróciłeś do domu z obitym ryjem. RAZ NA DŁUGI OKRES MIESZKANIA RAZEM - i w końcu podniosła głos. - A teraz, pojechałeś pierwszy raz od dawna i jaki mamy efekt? - podparła się pod boki, bo przecież kurwa, nie wracali wiecznie z obitymi ryjami czy postrzeleni, come on. - Pracę można zniwelować do poziomu, w którym terenu będzie mniej. Nie wiem. To twoja sprawa, powiedziałam ci to przed wyjazdem i teraz powtórzę, całkowicie poważnie i więcej do tematu tematu nie wrócę, Jay. Rób co chcesz. - i naprawdę nie zamierzała tego więcej poruszać. Na ten moment nie zamierzała z nim rozmawiac, póki jej ten lament egzystencjalny nie przejdzie.
- To nigdy nie jest tak. Wiem, spokojnie. - powiedziała cicho, obejmując się w tym momencie ramionami.