WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Petra & Leander | 19.09.2023

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
20
191

student literatury

university of washington

hansee hall

Post

Wrzesień nadszedł nagle. Zbyt nagle. Leandrowi nadal bowiem towarzyszyło to nieodparte wrażenie, jakby ledwie parę dni temu pakował walizki w pokoju nowojorskiego mieszkania. Był to zresztą ten sam wrzesień, który dwudziestolatek uważał za miesiąc szczególnie mętny – trochę niezdecydowany, ciężki do zdefiniowania i, na domiar wszystkiego, nienoszący w sobie zbyt wiele stałości, które dałoby się uprzednio przewidzieć, i na które dałoby się przygotować. Wrzesień w głowie Leo figurował pod mdłą aurą niedopowiedzeń i leniwych, a jakby nigdy niedokończonych spraw (w tym roku nawet bardziej, niż w jakimkolwiek poprzednim). Polepszeniu takiego stanu rzeczy nie pomagały także coraz krótsze dni (ale nie krótkie tak po prostu, tylko zerwane z nieba w pół myśli – w jakimś niezdecydowanym, newralgicznym punkcie doby, co samego Powletta wprawiało w fałszywe przeczucie, że noc – być może – jednak nie nadejdzie; a potem wystarczyło mrugnąć, żeby znaleźć się pośrodku tej brudnej martwoty deszczowego popołudnia). Późnym wrześniem, oczywiście, ruszały też zajęcia – najbliższe dwa tygodnie, wiedział, miały podlegać amplifikacji tego jeszcze ledwie odczuwalnego napięcia; i chociaż od studentów już teraz wymagałoby się może pierwszego wysiłku w tworzeniu nowych i rozgrzewaniu starych szlaków neuronowych, tak początki roku – i nauki – bywały przecież rozwlekłe i podatne na rozproszenie tak długo, dopóki na dobre nie weszło się w akademicką dyscyplinę i rytm tego nadętego molocha – organizmu z komórek i tkanek sal wykładowych, stosu książek i spisywanych do późnych godzin notatek.
Bardzo źle to wygląda?
– Ummm… Nie wiem, pamiętasz choinkę? – „Choinka” w ustach Victora, w rzeczy samej, brzmiała raczej jak tytuł albo legenda, niżeli zwykła, świątecznie przystrojona chojka. – No, wiesz, tą ustawioną w holu zeszłego roku.
Przezabawne. – Zmrużył oczy. Jasne, Leo – oczywiście – pamiętał choinkę; brzydkiego iglaka, który nie dość, że musiał połamać się podczas transportu (wskazywały na to wszystkie znaki na niebie i ziemi), to jeszcze z natury prezentował się dość nieurodziwie – strosząc te swoje przerzedzone i ususzone gałązki. – Dobra, czekaj. Przecież nie może być aż tak źle, huh? Chodź, pomóż mi to poprawić.
– Nu-uh. Mnie w to nie mieszaj. Od początku mówiłem, że zajmie ci to więcej czasu niż-
Niż gdybym poszedł do fryzjera. Mówiłeś też, że Dostojewski pisał w osiemnastym wieku, i że Kafka był Czechem. Tak po prostu – Czechem! Zupełnie pomijając fakt, że-
– Bo był!
Ugh- Ty naprawdę niczego nie rozumiesz – stęknął, parę razy pacnąwszy potylicę dłonią – czesząc ją palcami i pod tymi właśnie palcami czując nierówności własnego cięcia. W drugiej ręce trzymał nożyczki. Chyba fryzjerskie – w sumie nie był pewien – zwykle i tak korzystał z nich tylko w sytuacjach awaryjnych. Victor – notabene także będący studentem literatury, którego plan zajęć pokrywał się z planem Leo w punkcie stycznym, między innymi, modernizmu w literaturze, został zmuszony do operowania lusterkiem – obydwoje wciśnięci w prawie klaustrofobiczny kubik łazienki dołączonej do pokoju trzysta trzynastego. Wszystko: pod nieobecność pozostałych współlokatorów.
Okay, wiesz co, po prostu pójdę do… do kogoś innego. – Wywrócił oczami.

Tym kimś była Petra. Pewnie, że Petra. Bo kto inny. Przez lata znajomości (nawet jeśli dozowanej niewielkimi partiami wciśniętymi pomiędzy szkolne semestry) widywała go w zdecydowanie bardziej krępujących wydaniach: od tej paskudnej wysypki, której dostał latem dwa tysiące dziesiątego, przez pawia puszczonego za budką z hot-dogami na Coney Island (z nieimponującym wynikiem butelki wina w takim tempie osuszonej do dna bez precedensu) i całą resztą potknięć charakterystycznych dla rozstrojonego hormonami organizmu w okresie dojrzewania.

Przed drzwiami stanął zawinięty w bluzę – z kapturem zaciągniętym na twarzy tak mocno, że przez niewielki otwór po jej środku łypało wyłącznie jedno oko.
Petra, słońce, ślicznie wyglądasz. Kod czerwony, mogę wejść? – Zamrugał. – Jeśli nie przekonują cię komplementy, to napomknę tylko, że pizza jest już w drodze, więc odmówienie mi teraz, kiedy jestem tak miły, byłoby prawdziwą niegodziwością.

petra chollet

autor

rezz

Your worst sin is that you have destroyed and betrayed yourself for nothing
Awatar użytkownika
20
174

studentka

uow

hansee hall

Post

Podobno istnieli ludzie, których cieszyło niezapowiedziane pukanie do drzwi - goście, których tożsamość dopiero miałeś odkryć, nagła zmiana planów, przerwanie monotonii czwartkowego popołudnia… Podobno istniał też święty Mikołaj. I, zdaniem niektórych, kryzys klimatyczny.
Petrze nie przyszłoby do głowy kwestionowanie istnienia tego ostatniego, nawet jeśli ciężko byłoby udowodnić, że widziała go na własne oczy (z drugiej strony - zwykle dużo trudniej jest przecież udowodnić, że czegoś nie zrobiłeś niż że zrobiłeś), za to istnienie takich ludzi wzbudzało w niej pewną dozę nieufności. Nie przypominała sobie, by spotkała kogokolwiek, kto podczas pierwszych zajęć - w czasie tej znienawidzonej przez nią rundy zapoznawczej, gdy każdy musiał podać swoje imię i opowiedzieć o zainteresowaniach, a ani “książki”, ani “przeglądanie w internecie nowych doniesień o aresztowaniu mojego ojca” nie przysporzyłoby jej na uniwersytecie sympatii - deklarował podobne skrzywienie i opowiadał, że przyjechał z Teksasu, uwielbia szydełkowanie i sztukę feministyczną, a poza tym kocha, po prostu kocha niezapowiedziane wizyty.
W samej Petrze nieoczekiwane odwiedziny wzbudzały więcej popłochu niż niechęci, nawet jeśli to nie był jej - ich, bo zawsze myślała o swoim pobycie na uniwersytecie w liczbie mnogiej - pierwszy rok spędzony w akademiku i powinna już się przyzwyczaić do zdecydowanie mniejszej prywatności niż w nowojorskim apartamencie, gdzie bliscy dość rzadko odczuwali b r a k Petry. Może to zasługa tego, że nie miała w Seattle zbyt wielu przyjaciół i nie mogła się w pełni przyzwyczaić do wszystkiego, co się z nimi wiąże: spontanicznych wiadomości z pytaniem o plany na dzisiejszy wieczór, odwiedzin po zajęciach, ot, tylko po to, żeby ją zobaczyć i długich wieczornych rozmów przez telefon, które odbywasz leżąc na łóżku nad rozłożonymi notatkami, choć zapomniałeś o nauce już dobre trzydzieści minut temu.
Do własnych drzwi podeszła więc raczej niechętnie, a gdy otworzyła, Leander od razu mógł się zorientować, że coś tu nie gra - na tyle, oczywiście, na ile widział przez swój kaptur… Nawet jeśli Petra w rzeczywistości nie wyglądała ślicznie, to z pewnością wyglądała, jakby gdzieś wychodziła, ubrana w sukienkę sięgającą do połowy uda i z wyprostowanymi włosami opadającymi na wyprostowane plecy.
- Dzień dobry - powiedziała tylko, bardziej oficjalnie niż sztywno i przez trzy sekundy wyglądała, jakby naprawdę zastanawiała się nad jego pytaniem. W czwartej sekundzie skinęła głową i cofnęła się w drzwiach, by wpuścić Leo do środka. - Tak, oczywiście. Jaką pizzę zamówiłeś? I czy już za nią zapłaciłeś? - zamknęła drzwi i rozejrzała się po pokoju, by ocenić poziom bałaganu. Dopiero gdy uznała, że interwencja nie jest potrzebna, spojrzała na Lenny’ego, jakby właśnie sobie przypomniała, że ogłosił kod czerwony. I jakby nie widziała niczego osobliwego w tym, że odwiedziła ją zakapturzona postać mówiąca głosem Leandra. - Czy mam zamknąć oczy, kiedy będziesz ściągał kaptur? - zaproponowała, siadając na swoim łóżku.

Leander J. Powlett

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „218”