imie i nazwisko
Lilith Connor
pseudonim
Lilka
data i miejsce urodzenia
12.12.1989; Los Angeles, USA
dzielnica mieszkalna
Sunset Hill
stan cywilny
rozwódka
orientacja
hetero
zajęcie
pielęgniarka
miejsce pracy
Meridian Center For Health
wyznanie
należy do ewangelików, jak reszta rodziny, ale nie jest religijna
jestem
w sumie miejscowa
w Seattle od:
od 12 roku życia, ale z przerwą
Tym sposobem, dwunastoletnia Lilith znalazła się w Seattle. Nastolatka z LA, której rodzice właśnie się rozwiedli, czuła się tutaj totalnie obco i nieswojo. Inny klimat, ludzie, nowe miejsca, szkoła. Na dodatek dziadkowie nie mieszkali w centrum miasta, a raczej na jego obrzeżach. Niby blisko wody, ale to była zatoka a nie ocean jak w LA. Bywała tutaj u dziadków na wakacje, ale inaczej patrzyła na to miejsce gdy miała lat sześć, a inaczej jak skończyła te nieszczęsne naście lat. Miała żal do matki nie tylko o to, że wybrała karierę, ale też o to, a może głównie o to, że nawet nie próbowała o nią zawalczyć. Oddała Lilith ojcu, jakby była jakąś rzeczą. Lilka uwielbiała swojego tatę, mieli wspólne zainteresowania, ulubione filmy, czy nawet podobne poczucie humoru. Ale nastolatka potrzebuje matki. Przecież lada moment miała dostać pierwszy okres, a tutaj nie miała nawet przyjaciółki, która by jej pomogła.
Mimo trudnych początków Lilith jednak odnalazła tu przyjaciół i wkrótce poczuła, że Seattle to jej dom. Mocno zżyła się z dziadkami i za przykładem babci, która kiedyś była pielęgniarką, sama zechciała wykonywać ten zawód.
A potem poznała jego i totalnie odleciała. Była zakochana i szczęśliwa. Nic więc dziwnego, że gdy się oświadczył powiedziała tak. Życie Lilith może na pierwszy rzut oka wydawało się dość nudne czy zwyczajne - żona Maverica, pielęgniarka w niewielkim ośrodku zdrowia, żadnych ekscesów i udziwnień, ale jej to życie odpowiadało. Dwunastoletnia Lilith pewnie nie mogłaby uwierzyć, gdyby ktoś jej powiedział, że pokocha życie na północy kraju.
Wyjazd do Los Angeles na casting do ulubionej opery mydlanej babci Connor był formą żartu, wygłupów, bo dziwnym trafem otwarty casting miał być akurat w urodziny Lilki. Rola miała być epizodyczna więc nawet jakby Lilka ją dostała, to nic się zmienić nie powinno. A babcia miałaby kupę radości widząc ukochaną wnuczkę na ekranie. Tylko to co było niewinną zabawą, okazało się być totalną zmianą w życiu Lilith. Rolę dostała. I tak spodobała się producentom, że zaproponowano jej jedną z głównych ról w innym serialu. Widocznie geny Anabelle były dość silne w Lilith, bo zgodziła się na propozycję. Przez jakiś czas tkwili z Maverickiem w związku na odległość, ale robiło się coraz trudniej, a ona miała coraz mniej czasu na przyjazdy do domu. Wciągnęło ją na nowo życie w wielkim mieście, jej kariera, popularność. To było uzależniające. Chętnie przyjmowała role w reklamach, pozowała na ściankach na różnych wydarzeniach i nawet pojawiała się w innych serialach czy filmach np. w świątecznych filmach Hallmark'a (jednym z tych gdzie śnieg wygląda jakby był z waty).
Nic więc dziwnego, że jej mąż miał dość i postawił warunek. Gdy wybrała karierę, powiedział, że jest zupełnie jak swoja matka, co przelało czarę goryczy. Lilith nienawidziła Anabelle za to, że ją kiedyś porzuciła i mocno zabolało ją to porównanie. Wiedziała jednak, że było boleśnie prawdziwe.
Rozwód był szybki. Nie mieli dzieci, nie było potrzeby walczyć o majątek czy dom. Lils przepłakała kilka kolejnych dni, bo kochała Mavericka i trudno jej było się z nim rozstać, ale on nie chciał przenieść się do LA, a ona nie chciała wrócić do Seattle.
Życie jednak toczyło się dalej. Lils żyła w Los Angeles, miała swoją karierę, nawet próbowała stworzyć związek z kimś innym. Żaden jednak nie był nawet w połowie Mavem, więc najczęściej kończyło się na kilku randkach. Pewnie ten stan by trwał nadal, gdyby nie fakt, że u ojca Lilki wykryto raka. Nie było co prawda zagrożenia życia, ale Lils mocno się tym przejęła. Tym bardziej, że dziadkowie też byli coraz starsi i trzeba było się nimi zająć. Próbowała namówić ich na przeprowadzkę do Los Angeles, ale żadne nie chciało opuszczać miejsca, gdzie spędzili całe życie. Sama skapitulowała, gdy zobaczyła Maverica. Jej serce zadudniło w piersi tak ogłuszająco, że przez chwilę nie słyszała nic innego. Musiała podjąć ważną decyzję - przedłużyć kontrakt w serialu czy nie. Kontraktu nie przedłużyła. Musiała zagrać jeszcze tylko w kilku odcinkach, by zamknąć wątek swojej postaci.
Kilka tygodni temu wróciła do Seattle. Oficjalny powód - dbanie o rodzinę. Nieoficjalny - chęć odzyskania męża. Postanowiła, że nie będzie robić nic na siłę. Najpierw odzyska jego zaufanie, zaprzyjaźni się z nim na nowo i może któregoś dnia... Udało jej się też odzyskać pracę pielęgniarki w centrum medycznym. Starsze pacjentki wołają na nią Elisabeth - jak jej postać w serialu, ale się nie obraża. Mieszka w domu w który zamieszkała gdy miała dwanaście lat, z ojcem, dziadkami i słodkim pieskiem rasy maltipoo, imieniem Luna. I musi to przyznać - pasuje jej powrót do tego życia. Do szczęścia brakuje jej już tylko Mavericka.
Nie lubię: przemocy, kłamstwa, znęcania się nad zwierzętami, ostrych potraw, horrorów, zbyt szybkiej jazdy samochodem, gdy ktoś jej mówi, że jestem za stara na coś tam, odkurzania
Ciekawostki: mam pieska rasy maltipoo, imieniem Luna; jeśli nie oglądasz telenoweli czy reklam to pewnie nawet nie wiesz, że zagrałam w kilku serialach, w tym w jednym miałam główną rolę; fani telenoweli mnie znają i czasami zagadują; uwielbiam Disnayland; chciałabym kiedyś pojechać do Paryża... tak, wiem, że to oklepane, ale czasami nie ma nic złego w oklepanych rzeczach; byłam na koncercie w ramach każdej jednej trasy koncertowej Taylor Swift od Fearless po Reputation i tak, mam bilety na The Eras Tour + uwielbiam fakt, że jestem jeden dzień starsza od Taylor (tak, to jedna z tych rzeczy na które niby jestem za stara, według niektórych); śpiewam sobie pod prysznicem, albo jak się szykuję na jakieś wyjście, publicznie zdarzało mi się w serialu, czy na karaoke (według niektórych mam niezły głos, ale nie sądzę, żebym się nadawała na wokalistkę).