WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Zastanowiła się na moment, jeszcze myśląc o tym, co kobieta jej powiedziała o kwiatach.-Może ma pani rację. Pomyślałam o tym, że te kwiaty, które mam w domu, są już przekwitłe-cóż, Stany są olbrzymie, w każdym stanie jest inny klimat, a to przecież od niego zależy kiedy kwiaty rozkwitną. Katherine znała się na swoim ogrodzie, to był doskonały tego przykład. Jej wiedza o ogrodnictwie nie była wcale taka olbrzymia.
Niech Clover się nie przejmuje tym, co miała w ręce, ani tym, że książka upadła - na szczęście to nie porcelana, ani szkło. Wheterby mniej więcej wiedziała, co znajduje się na półkach, wiec tanich harlekinów było mnóstwo, bo jeszcze kilkanaście lat temu, był to niesamowicie popularny gatunek literacki wśród kobiet. Nie ma się czego wstydzić, literatura (pseudo) erotyczna zawsze była obecna na rynku literackim.
-Tak, mogę w czymś pomóc?-zaciekawiła się, odkładając naczynie, które do tej pory trzymała w ręce. Cóż, lubiła zadania specjalne, nawiązywać kontakt z klientami i tak dalej. Do układania przedmiotów wróci później, to naprawdę żaden problem.
-
- Gdzie wola, znajdzie się sposób. Znam dziewczynę, która używa tych takich… nawilżaczy? I ma takie różne lampy, które doświetlają rośliny i może hodować co chce. I są też szklarnie - zauważyła, bo jak jest wola, znajdzie się sposób. Inna sprawa, że każda roślina musi trochę przezimować i się zregenerować, bo takie wieczne zakwitanie nie jest dla niej zdrowe, ale… no to chyba jak z ludźmi było. Nikt nie może być radosny i szczęśliwy przez cały czas. Bo… bo to może znaczyć, że ma guza mózgu.
- Szukam książek o wielkich bitwach. Wojnach. Bitwach i wojnach - odpowiedziała pierwsze co wpadło jej do głowy, a było całkowitym przeciwieństwem tego, co właśnie upuściła na ziemię. I spróbowała nawet przywołać na twarz totalnie niezobowiązujący uśmiech. - Zawsze chciała mieć pani antykwariat? - zapytała zaraz potem, bo ta cisza jakoś ją… no przeszkadzała jej, musiała ją zapełnić słowami. Głupimi, ale słowami.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Do odważnych świat należy, a jak człowiek nie będzie wywierał na sobie presji, że musi się udać, to będzie łatwiej podejmować różne decyzje... Choć wiadomo, o takich rzeczach najłatwiej się mówi, trochę trudniej się je robi. Jednak pozytywne nastawienie jest na pewno pomocną w życiu cechą.
-Oczywiście, że tak. Z resztą, to że u nas jest środek lata, to nie znaczy, że gdzieś na Alasce nie ma idealnie wiosennych warunków, aby takie kwiaty sprowadzić. Wtedy będą pięknie u nas kwitły-przyznała, bo naprawdę w temacie florystyki to wystarczy po prostu chcieć, bo zawsze jakieś rozwiązanie się znajdzie. Choć czy Katherine aż tak zależało na tych kwiatkach do osłonki, aby bawić się w lampy i tak dalej? Raczej nie...
-Książki poświęcone wojnom i generalnie historii powinny znajdować się na tym regale-odpowiedziała, wskazując na półki po drugiej stronie sklepu. Na całe szczęście pracownica tego antykwariatu miała znacznie więcej serca do książek niż jego właścicielka. Dlatego też uzupełniały się idealnie.
-Nie, długo nie wiedziałam, czym chcę się zająć. Moje studia z historii sztuki niespecjalnie ułatwiały wybór-uniosła kącik ust, bo cóż, trochę nieżyciowy był to przedmiot, lecz na pewno interesujący. Mógł otworzyć wiele drzwi, ale mnóstwo też zamykał, choć często pracodawca nie patrzył na papierek, a na umiejętności... Których w trakcie takich studiów za wiele też się nie zdobyło. -Ale lubię otaczać się rzeczami z duszą, a odwiedzanie targów staroci to po prostu moje hobby. -stwierdziła. Mogła jeszcze dodać, że jej mąż był szczęśliwy, że tym wszystkim rzeczom, które kupowała, szukała nowego domu, zamiast chować po szafkach w kuchni w ich domu.
-
Więc chyba tak, trzeba wierzyć we własne decyzje i swoją intuicję. I w to, że to co się robi jest dobre dla nas teraz, w tym momencie. A potem? No potem co będzie to będzie. I tak nie ma magicznego ctrl+z, które by to cofnęło. Nie ma też łańcucha, który człowieka przywiązuje na stałe w jednym miejscu, więc zawsze jest szansa na zmiany.
- Tak, magia samolotów - pokiwała głową, a potem zmarszczyła brwi - skoro ludzkie narządy mogą pokonywać setki kilometrów, to czemu nie kwiaty - dodała, bo jednak była przez swoją pracę związana ze szpitalami i wiedziała jak często jakaś nerka sobie gdzieś leciała helikopterem. Albo serce. Sama nie mogłaby być transplantologiem, czekać na śmierć jednego pacjenta, żeby uratować tuzin innych. To było makabryczne.
- Świetnie, znajdziemy sobie teraz jakiegoś generała... - zaczęła i zmarszczyła brwi - to znaczy ja znajdę i o nim poczytam. Albo o jakiejś wielkiej wojnie, najlepiej takiej sprzed... no przynajmniej trzystu lat - pokiwała głową, zastanawiając się czy jej próby wychodzą chociaż odrobinę naturalnie.
- A co sprawiło że je wybrałaś? - zapytała z zaciekawieniem, bo chyba nie znała nikogo, kto po prostu studiował sztukę. Mimo że przecież i ona właśnie sztuką zaczęła się zajmować. Hobbystycznie, ale jednak, wchodziła w ten świat. Więc mogła się o nim czegoś dowiedzieć.
- Byłam na takim pchlim targu kilka razy, ale trochę mnie to przerasta - przyznała szczerze, unosząc brwi. - Jak coś znaleźć w takim natłoku przypadkowych przedmiotów? - dodała, bo cóż, co prawda była tam będąc w kiepskim stanie psychicznym, ale totalnie ją tamto miejsce przytłoczyło.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Na pewno kwiaty są mniej wrażliwe niż ludzkie organy-przytaknęła, choć nie da się ukryć, że pierwsze wspomnienie o samolotach, trochę skołowało Katherine, bo totalnie nie rozmawiały o samolotach. To, co Clover szybko dodała jednak sprawnie wyjaśniło całą sytuację. Pewnie, że hiacynty można było sprowadzić, może brunetka powinna o tym pomyśleć. Lecz czy to nie będzie za drogie? O to trzeba będzie zapytać już kwiaciarkę, bo ona na pewno będzie wiedzieć co i jak.
-Na pewno coś się znajdzie. Choć jak mam być szczera, odkąd wystawili Hamiltona, to temat powstania Stanów jest popularny, wiec sporo osób szuka książek na ten temat-zauważyła. Musiała przyznać, że sama przez tyle lat historii w szkole (a była dość dobrą uczennicą), nie poznała tego okresu aż tak dobrze, aby znać wszystkie tematy, wątki i tak dalej. Nic dziwnego, że tyle osób zainteresowało się tym tematem.
-Z perspektywy czasu? Brak planu na siebie, a ta dziedzina wydawała się chociaż ciekawa-zaśmiała się. W college'u szukała siebie, pomysłu na przyszłość i tak dalej. Czy to właśnie wtedy to znalazła? Raczej nie, dopiero wychowując dziecko w domu wpadła na ten pomysł, który okazał się być strzałem w dziesiątkę. Była zadowolona z tego co robi i sprawiało jej to dużą przyjemność.
-To jest trudne. Najlepiej podejść z czystą głową i nie myśleć, co by się chciało kupić. Jak coś wpadnie w oko i będzie w odpowiedniej cenie to brać, bo jak się wróci do stoiska to może tego nie być. Jednak wiele pchlich targów jest dość specyficznych i wiele przypadkowych osób tam nic nie znajdzie dla siebie.-O pchlich targach też potrafiła wiele mówić, bo lubiła je odwiedzać, ale raczej unikała tych na terenie miasta, wolała pojechać godzinę w głąb stanu, bo tam zawsze ciekawsze rzeczy się zdarzały.
-
- Zależy które i czyje - zauważyła, bo cóż, jej wykształcenie mówiło jej coś innego. Wiedziała jak się narządy wewnętrzne dosłownie rozrywają przy wypadkach samochodowych, mimo że ciało jest niby całe. Krwotok wewnętrzny to było najgorsze co mogło człowieka spotkać, a nie zawsze od razu człowiek wiedział, że do niego doszło. Adrenalina go trzymała i cóż, nie wiedział o skali swoich obrażeń. Tak, Clover zdecydowanie zbyt wiele czasu spędzała w szpitalach i wśród ludzi, którzy ze szpitalami byli powiązani.
- I jest? - zapytała, chociaż po chwili się trochę zawahała, czy to jednak nie było trochę wredne, pytać w ten sposób. Może i dla niej taka praca nie była interesująca, ale nie można być egoistą i narzucać tego przekonania innym.- Rodzinny biznes? - dopytała jeszcze, żeby jakoś… no jakoś zabić tą niezręczność, która się mogła pojawić, nawet jeśli w sumie nie wiedziała, czy było niezręcznie czy nie. Clover chyba zbyt długo uciekała od kontaktów z ludźmi i chowała się w mieszkaniu, razem ze swoim wstydem po nieudanym ślubie.. i totalnie odwykła od ludzi i socjalizacji z nimi.
- Słyszałam że jak się szuka czegoś konkretnego, to się i tak tego nigdy nie znajdzie - przyznała z rozbawieniem, a potem powoli pokręciła głową. - I znalazłaś kiedyś jakąś perełkę? - zapytała, biorąc jakąś książkę o wojnach Peloponeskich, bo akurat była najbliżej.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Myślę, że każde. Jednak się nie znam-stwierdziła. Wiedziała, że są jakieś bardzo wrażliwe kwiaty, które muszą mieć odpowiednią temperaturę i oświetlenie bo inaczej z miejsca umierają. A z drugiej strony, chwasty, których nawet chemią nie dało się wyplenić wiele do życia nie potrzebowały. A organy, zwłaszcza te, które można wymienić, wymagały zawsze ściśle określonych warunków i procedur. Znajomość medyczna Wheterby opierała się głównie jednak na serialach medycznych, na które czasem zerkała, zwłaszcza w przeszłości.
-Tak, jestem zadowolona-przytaknęła. Nie uznała tego, za wredne pytanie, ale ona generalnie była pozytywnie nastawiona do życia i nie główkowała nad tym, czy dana osoba chciała jej dopiec, dogadać czy co. -Nie, sama się tym zajmuję-stwierdziła. Jej naprawdę było to na rękę, bo przecież robiła co chciała, sprowadzała do sklepu to co się jej podobało, nikt nie miał do gadania. Spędzała tyle czasu, ile mogła i ile chciała, a przy okazji poznawała ciekawych osób w trakcie pracy. A jak nie było ruchu, to nikt nie miał pretensji, że sobie włączyła serial na laptopie!
-Dokładnie to miałam na myśli. -przytaknęła, ale to chyba nie tylko domena pchlich targów, bo jak człowiek idzie po konkretną rzecz do galerii handlowej, to też to trudno znaleźć, prawda? -Znalazłam kiedyś piękny wazon ze znanej huty dosłownie za kilkanaście dolarów. Pani, która wyprzedawała bibeloty po rodzicach nie miała pojęcia, co to było. Normalnie taka rzecz kosztuje raczej bliżej kilkuset-powiedziała. Dany wazon znajdował się na półce w salonie, więc nie będzie miała jak pokazać super znaleziska.-Ale mniej znane rzeczy, a po prostu piękne i ciekawe znajdowałam częściej-zaznaczyła z rozbawieniem.-Jeśli potrzebowałabyś czegoś konkretnego, czy to książkę, czy cokolwiek innego, to możesz zostawić swój numer telefonu, a ja z moim pracownikiem porozglądamy się za tym na rynku-zaproponowała, nawiązując do książek o wojnach, o które Clover pytała wcześniej. Oni mieli więcej doświadczenia i znajomości, mogło być im łatwiej znaleźć szukaną rzecz.
-
- Wygląda naprawdę fajnie - pochwaliła, chociaż nie miała porównania, bo nigdy nie zwracała aż takiej uwagi na wnętrza antykwariatów. No ale chciała być miła dla kobiety, żeby jak najszybciej zapomniała o jej małej wpadce.
- To mam tak samo z życiem - dodała, w ramach żarciku, chociaż wcale nie żartowała, bo jej życie naprawdę było małą porażką. Ale nie chciała się użalać przy nieznajomej, skoro już zmieniała swoje życie i... no już tego nie robiła przy nieznajomych, okej. Zwłaszcza jak była w pełni trzeźwa.
A była.
- Łał, brzmi świetnie. To dobrze że go po prostu nie wywaliła do kosza, słyszałam że niektórzy tak robią - przyznała. Przez moment zastanawiała się, czy umiałaby tak inną osobę ograć i wziąć za grosze coś cennego i drogiego... ale chyba nawet by mogła.
- Chyba za mało czasu poświęcam na zapełnianie swoich wnętrz - przyznała szczerze, mrużąc lekko oczy - ale pewnie te książki się zaliczają do czegoś wyjątkowego i z własną historią - dodała, bo to już jakiś pierwszy krok był w dobrym kierunku! Poza tym i tak lubiła robić remonty, więc czemu nie i w ten sposób zmienić wnętrza.
- Macie naprawdę wspaniała obsługę klienta, ale póki co wezmę chyba tylko te dwie pozycje - wyjaśniła, podając jej dwie książki o wojnach, których Clover chyba nigdy nie przeczyta. I skierowała się do kasy.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Naprawdę nie ma się co bać, Katherine nie miała naprawdę problemów z tym, co Clover powiedziała wcześniej. Sprawa zapomniana, nie ma się czym przejmować.
-To nic, zawsze może się to odmienić-powiedziała z sympatią. Nie chciała zapewniać, że to przejściowe, że będzie lepiej, bo skąd miałaby o tym wiedzieć? To jedno zdanie naprawdę niewiele mówiło. A odmienić się zawsze może. I to na lepsze, oraz na gorsze, ale lepiej o tym nie wspominać, nie kusić losu. No i nie dobijać bogu ducha winnej klientki przemyślaniami Kath.
-Jakbyś miała ochotę, to wpadaj. Dość często zmienia się asortyment, a tak jak wspominałam, zawsze możemy się za czymś rozejrzeć-zapewniła. Nie wszystkie książki trzeba czytać, niektóre służą do tego, aby ładnie wyglądały, niezależnie od tego, jak żałośnie
to brzmi. Autorzy czy wydawcy naprawdę skupiają się na tym, aby okładki wyglądały ładnie. -Jasne, już pakuję-powiedziała, podchodząc do stanowiska, gdzie miała laptopa i kasę. zapakowała książki, dała paragon i dwie wizytówki - antykwariat nie miał nawet strony na fejsbuku, byli starodawni. A na tym świstku papieru było sporo informacji: adres, godziny otwarcia i dane kontaktowe w razie potrzeby.
-
- Taak… - mruknęła, ale nie wiedziała, czy się z nią zgadzała. W ogóle, niewiele już wiedziała, miała tylko nadzieję, że kobieta już zapomniała na czym ją tutaj przyłapała na samym początku i przy jakich książkach. Bo ona sama już prawie zapomniała.
- Jasne, z chęcią - pokiwała głową, chociaż nie była pewna czy skorzysta z zaproszenia. Bo… no zrobiła z siebie debila, a była bardzo skupiona na tym, żeby jednak trochę swoją reputację podratować w najbliższym czasie. I tak, poczekała aż dziewczyna spakuje jej wszystko, a potem posłała jej ładny uśmiech - dzięki, książki na pewno są świetne - zapewniła ją, a potem się pożegnała, czując trochę ulgę, że już stamtąd wyszła. Preferowała zostawianie po sobie lepsze wrażenie, niż takie ale no cóż, ostatecznie i tak to było lepsze, niż bycie porzuconą przed ołtarzem, prawda?
No, chyba!
/zt x2!
-
- Szczęść Boże - zaczął uprzejmie, równo z oparciem się łokciami o pracowniczą, wysoką ladę, za którą schowała się, w jego opinii, drobna szatynka, kiedy dojrzał jej czubek głowy. I choć doskonale Gabriel zdawał sobie sprawę z tego, iż jego przywitanie mogło ją trochę speszyć, tak jakoś przywykł już do częstokroć rzucanych mu, zdziwionych spojrzeń po podobnych słowach. O, albo na widok koloratki, z którą nie rozstawał się prawie w ogóle, wedle poszanowania zasad płynących z etyki towarzyskiej duchownych. Nie mówiąc już o sutannie, jaką nosił najczęściej, choć może nie akurat nie tamtego dnia, gdyż zbierało się na deszcz, a ziemia była wilgotna jeszcze od porannej porcji opadów. Bo stety lub niestety, to nie było tak krótkie, jak szkocki kilt. - Ceramika. Filiżanki, tak konkretniej. Gdzie mógłbym znaleźć? - zagaił konkretnie do Wheterby, równocześnie uciekając wzrokiem w głębię antykwariatu, mając nadzieję, że znalazłby odpowiedni "dział" na własną rękę, bez fatygowania Katherine, ale... Im szybciej by go odszukał, tym lepiej, a kto wiedziałby dokładniej, gdzie co leżało, niż obsługa? Dodatkowo, Gabriel jakoś nigdy nie był w tym konkretnym antykwariacie. Niby ta sama strona miasta, niby dzielnica obok jego wikariatu, ale jak to mawiają - pod latarnią najciemniej. Wolał odwiedzać te pozamiejskie, gdzie konkurencja na ewentualne antyki nie była tak duża, jak w Seattle.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
To nie był dobry dzień, nie w domu Wheterby'ch. Katherine szykowała się do pracy, obawiając się, że będzie spóźniona, jej mąż również nerwowo szykował się do wyjścia... Cóż, poprzedniego wieczoru nie spędzili miło czasu. Mieli swoje problemy, jak każde małżeństwo w którym się nie układa. To nie tak, że się nie kochali, czy nie mogli znaleźć wspólnego języka. Po prostu ich starania o dziecko były coraz bardziej frustrujące. A pierwsze dziecko dawało im popalić. Na dodatek niania, która tego dnia miała zająć się dziewczynką w ostatniej chwili odwołała.
Brunetka nie miała wyboru, lecz zabrać swoją córkę do antykwariatu ze sobą. Choć miała liczną rodzinę i wielu przyjaciół, nie było odpowiedniej osoby, której można by podrzucić dziecko tak z zaskoczenia i bez zapowiedzi. Choć oczywiście, próbowała znaleźć lepszą opiekę dla Lydii niż siedzenie za biurkiem swojej matki, która próbowała pracować. A przynajmniej planowała.
-Dzień dobly-rzuciła rezolutna sześciolatka, nie podnosząc wzroku znad kolorowanki, kiedy bardzo starała się nie wyjść poza linię, lecz średnio jej to wychodziło. Katherine zajmowała się innymi rzeczami, nieco bardziej na zapleczu, skoro jej biurko i tak było zajęte. -Szczęść boże-odpowiedziała nieco zmieszana, nie przyzwyczajona do takich powitań. Nie była zbytnio religijna, żeby nie powiedzieć, że wcale i czuła się nieswojo, ale chyba tak wypadało. Nie miała najmniejszego problemu z obsłużeniem księdza, pastora czy kogokolwiek, ale zachowanie w jego obecności... Zupełnie inna sprawa.
-W głębi jest witryna z różnymi naczyniami. Coś tam mam jeszcze na zapleczu. Szuka pan czegoś konkretnego?-Cóż, nie była w stanie na szybko sformułować pytania w taki sposób, żeby totalnie ominąć formę osobową, która mogła być problematyczna. Miała tylko nadzieję, że Baskerville nie był nawiedzonym zakonnikiem, który zrobi jej aferę, wyklnie i będzie starał się nawrócić ją za pomocą prysznica ze święconej wody, za to że powiedziała do niego per pan. Cóż, gdyby to ostatnie nastąpiło, córka właścicielki miałaby na pewno wielką radochę. W zupełnym przeciwieństwie do jej matki.
-
- Słoneczko, jest tutaj ktoś z tobą? Nie powinnaś siedzieć w takim miejscu sama - zapytał troskliwie dziewczynkę za ladą, choć czas pokazał, że zupełnie niepotrzebnie się spiął, ponieważ jakiś dorosły był wówczas w pobliżu. Nawet na tyle blisko, iż słyszał jego każde słowo, ponieważ krótko po jego wypowiedzi, zza jednych drzwi (najpewniej prowadzących do jakiegoś zaplecza), wysunęła się kobieca sylwetka. Gabriel odetchnął.
- Tak, właściwie to tak. Macie może coś sprowadzanego z Wielkiej Brytanii? Albo chociaż tak ogólnie, z Europy? - doprecyzował, zwracając się do Wheterby. I nie, absolutnie nie zwrócił uwagi na tytulaturę, bo pozwalał ludziom zwracać się do siebie jakkolwiek, byle z szacunkiem. Ba, właściwie tytulatura kościelna trochę go uwierała, szczególnie przy samym pojęciu "Ojciec Baskerville", gdzie Gabriel uważał, że nie zasługiwał na nazywanie go per "Father", kiedy był jeszcze przed trzydziestką i nawet wujkować by sobie nie kazał, gdyby jego starsza siostra żyła i, przykładowo, dorobiłby się dzięki niej bratanka lub bratanicy.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Jestem, jestem. Proszę się nie martwić-odpowiedziała, wychodząc do klienta i lekko się uśmiechając -Dopóki nie opanuje dodawania i odejmowania, to nie ma szans, aby została tutaj sama-zażartowała, że jej córka póki co nie nadaje się na sprzedawcę w antykwariacie. Oczywiste było to, że tak małego dziecka w żadnym miejscu nie wolno zostawiać samego. No chyba, że ktoś chce, aby opieka społeczna odebrała prawa rodzicielskie. A to nie do końca było w planach Wheterby. Nawet jeśli chciała mieć nowe dziecko, to nie planowała pozbyć się starego.
-Co do Wielkiej Brytanii to nie jestem pewna, w każdym razie nie mam ich tak skatalogowanych. Rozumiem, że chodzi o filiżanki do herbaty, cienka porcelana... Jakiś komplet jest potrzebny, czy pojedyncza sztuka?-zapytała, zerkając do gabloty. Miała zestawy nawet na 12 osób, to znaczy może jeden taki miała, ale sporo miała na przykład w komplecie po 2 sztuki i nie chciała ich rozparowywać, bo wielu klientom zależało, aby móc poczęstować gościa napojem w takim samym naczyniu.
-
- Wydaje mi się, że na chwilę obecną nadawałaby się bardziej na jakieś ASP, niż dziedziczkę antykwariatu - zażartował, czując zarówno na sobie, jak i na kobiecie, czujny, dziecięcy wzrok, którego to właścicielka zapewne nie pojmowała większości rzuconych przez Gabriela i Kath słów. - Tak, tak, chodzi o filiżanki. Miałem sześć, popękała mi połowa i teraz ten zestaw wygląda, jak wygląda. Przyszedłem w zasadzie po nowy komplet, ale jakby udało się coś dobrać to byłbym chyba nawet bardziej zadowolony. Nie wiem tylko, czy znalazłoby się coś takiego, chwileczkę... - rzucił, szukając w telefonie zdjęć rozbitej zastawy, aby Wheterby mogła rzucić na nią okiem. Szczęśliwie, pomyślał wcześniej o takiej sytuacji i po paru sekundach znalazł w galerii zdjęcie nadpękniętej filiżanki, ba, nawet na jednej fotografii postanowił uwiecznić spód, na którym widniał grawer starej, angielskiej marki.
- Tyle tylko, że wzór jest bardzo charakterystyczny i chyba coś słyszałem, że ta firma już od wielu lat nie produkuje niczego, także... - doprecyzował, pokazując palcem na charakterystyczne, czerwone zdobienia na białej porcelanie, której nie miał serca wyrzucać. Skleił ją tak, jak umiał, stawiając za szkłem domowej witryny, jako ozdobę, bo jako całość nie nadawała się do żadnego podjęcia gości. I choć niektórzy, będąc po podobnych przeżyciach z domu rodzinnego co Gabriel, zapewne pozbyłaby się każdej pamiątki, tak on nie potrafił odpuścić żadnej ze stosu głupich filiżanek, przy których wciąż widział ręce swojej ukochanej mamy.
- Niech się pani nie czuje zobowiązana. Jak się uda to dobrze, jak nie to też zrozumiem, chociaż to pamiątka rodzinna i mam do tego lekki... sentyment?