- Co?
- Do grobu zawsze jest blisko; właśnie z niego wróciłam.
- Wróciłam, myśli.
- Pora na pobudkę - tak mówiła babcia.
W chłodnym błękicie poranka. Stojąc we framudze drzwi, wciąż na sekundę przed przekroczeniem progu dziewczęcej sypialni. Wyprostowana, spokojna, w jednej ze swoich wzorzystych spódnic i z grubym, z każdym rokiem coraz bardziej siwym warkoczem przerzuconym raz przez lewe, raz przez prawe ramię.
- Pora na...
- Ale pamięta też inny smak. Metaliczny, sączący się z rany w zagryzionym policzku. Pamięta...
To musiało być przed...
Boże, myśli. Bastian, myśli. I Miles, myśli.
Gdzie ja jestem?
Gdzie On jest?
Boże.
Może jej się udało.
Może umarła.
(I jak odróżnić jedno, od drugiego?)
Próbuje przełknąć. Boli.
Teraz już pamięta wcześniej? wcześniej - zapomniała czuje ból.
Ból. Czuje ból. Czyli...
- Jestem... - stwierdza, głos mozolnie przeciskając przez śniedź chrypki. Samą siebie tworzy tym jednym słowem. Samej sobie nadaje sens. Jestem. I nie jest sama. Wie, że nie jest sama. Ktoś ściska ją za dłoń, i prosi, by odpowiedziała tym samym, więc robi to. Nieśmiało; ten jeden ruch kosztuje ją niemal wszystkie siły, jakie aktualnie ma. Grzeczna dziewczynka. Roześmiałaby się - gorzko gorzko! gorzko! gdyby była w stanie. Ale nie potrafi.
Zaraz za to marszczy brwi, nadludzki wysiłek wkładając w uniesienie powieki (wybranej losowo - dwóch jednocześnie póki co jakoś nie daje rady) - J-stem...w szp-talu? Czy jestem w... - I dopiero (już?) wtedy ogarnia ją nagła fala paniki. Pamięta. Chryste. Zapomniała, ale już pamięta - Czy on... Cz-czy...