WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">006.
<div class="ds-tem4">Perry & Otis</div></div>
</div></div></div></table>
Z uwagi na to, że miała wolne popołudnie (co nie zdarzało się często), wolnym krokiem przemierzała ulice Seattle, rozkoszując się możliwością chwilowego odetchnięcia od obowiązków. Tak wiele spoczywało obecnie na jej barkach, że zaczynała zapominać czym jest odpoczynek. Bo choć zdarzało się, że miała trochę czasu dla siebie, zwykle nie miała pomysłu, na co go przeznaczyć. Na szczęście, mimo wszystkich trudów codzienności, nie straciła optymizmu, wciąż nosząc na nosie różowe okulary, które chroniły ją przed popadnięciem w ramiona obłędu. <br>
Nucąc pod nosem piosenkę, która aktualnie rozbrzmiewała w słuchawkach, kątem oka dostrzegła znajomą postać. Zatrzymała się raptownie i zbliżyła do okna restauracji, by upewnić się, że wzrok nie płata jej figla! Bez większego namysłu cofnęła się o kilka kroków i weszła do restauracji, od razu kierując się do stolika, przy którym siedział Otis. Bez pytania usiadła naprzeciwko przyjaciela i uśmiechnęła się do niego zadziwiająco promiennie – tak, pewnie była to reakcja na widok zniewalająco pachnącej pizzy! <br>
— Nie masz nic przeciwko, prawda? — spytała i nie czekając na odpowiedź, sięgnęła po kawałek wypełnionego po brzegi sercem przysmaku. Ugryzła kawałek i westchnęła z błogością. — Nie miałam pojęcia, że właśnie tego potrzebowałam — przyznała, nie bacząc na rozbawienie, które dostrzegła na twarzy mężczyzny. — No co? Ubrudziłam się gdzieś? — spytała. Odłożyła pizzę na talerzyk i przetarła usta wierzchem dłoni, choć mogłaby przysiąc, że niczego na twarzy nie czuła. <br>
— Nawet się nie przywitałam. Chyba na nikogo nie czekasz, co? Masz randkę? Powinnam się zmyć, zanim przyjdzie tutaj jakaś piękna blondynka? — spytała, ale na przekór własnym słowom, zdjęła płaszcz i rozsiadła się wygodniej.
-
-Ja miałbym mieć coś przeciwko?- roześmiał się w odpowiedzi, bo powiedzmy sobie szczerze. Czy Otis byłby w stanie jej odmówić? Gdyby planowała szaloną nocną eskapadę po wszystkich okolicznych barach, może wziąłby pod uwagę nieroztropność tych działań, choć ostatecznie pewnie nawet by do tego całego bałaganu dołączył. Także, nie. Nightingale i jego zerowa asertywność były jak najbardziej na tak. -Ależ skąd. Doceniam twój entuzjazm po prostu. Do twarzy ci z uśmiechem. Takim, wiesz szczerym Perry.- zauważył rozbawiony, bo hej trochę już się znali. Widział ją praktycznie w każdym stanie doskonale wiedział kiedy coś nie grało. A, że ostatnio coraz częściej w jej życiu było raczej niezbyt cukierkowo to i nie mógł ukryć rozbawienia, gdy udało mu się wywołać choć trochę radości na twarzy przyjaciółki, nawet jeśli chodziło tylko o głupią pizzę z serem. - Ciebie też miło widzieć i nie nie czekam na nikogo. Sam jak palec, czyli po staremu. Jeśli chcesz, możesz być moją piękną blondynką, tego popołudnia, nawet podzielę się pizzą. I doceń to moja droga, bowiem nie każdemu proponuję taki układ.- wzruszył ramionami, bo tego dnia zdecydowanie nie planował wyrywać piękności z tindera, które jakimś cudem nie dały mu jeszcze w lewo. Cóż, to był dopiero przekomiczny temat, który pewnie nie raz już poruszali. Kiedy oczywiście Otis był na tyle cierpliwym, by zdusić w sobie podejrzane ukłucia zazdrości, gdy Perry wspominała jakichś przystojniaków. Zresztą, gdyby miał w sobie, choć odrobinę tej pozornej odwagi, którą tak epatował ku uciesze wszystkich, to może któreś z ich spotkań faktycznie byłoby randką, nie tylko przypadkowym spotkaniem dwójki przyjaciół?
-
— To może chociaż zamówię drugą, co? — zasugerowała, zerkając na pizzę, która pachniała tak obłędnie, że Perry zaczęła podejrzewać, że byłaby w stanie zjeść całą całkiem sama. Pewnie skończyłoby się na przechwałkach i potwornym wzdęciu, ale czego się nie robi dla pizzy z serem?
— W takim razie na tym uśmiechu się skupmy. Jeśli choć wspomnisz o nowotworze, skręcę ci kark, a twoje zwłoki zakopię w ogródku i posadzę na nich, no nie wiem, choćby marchewkę — ostrzegła, nawet nie siląc się na poważny ton głosu. Naprawdę miała doby humor i nie chciała, by cokolwiek go zepsuło. Wprawdzie za kilka godzin i tak będzie musiała wrócić do mieszkania, by zająć się matka oraz dopilnować zamówień świeżych produktów do restauracji, jednak teraz nie zamierzała zaprzątać sobie tym głowy. Wiedziała, że Otis doskonale ją zrozumie.
Dostrzegłszy przechodzącą obok kelnerkę, Perry poprosiła o dodatkowe nakrycie. Poza tym zamówiła dużą porcję frytek oraz dwa owocowe koktajle, którymi chciała odkupić część pizzy, którą podkradła.
Nie zamierzała mówić tego głośno, ale ucieszyła się, że mężczyzna nie czekał na żadną dziewczynę, która przegnałaby ją z zajmowanego właśnie miejsca przy stole. Perry pogodziła się z tym, że przyjaciel pozostanie przyjacielem – rzeczywistość wciąż udowadniała im, że przekształcenie tej relacji nie będzie możliwe. Ponadto jedna z wróżek, które Perry odwiedzała, zdradziła jej, że przyjaciel nigdy nie odda jej serca. Pizzę owszem, serca nigdy. Może Whitlow nie powinna ufać przepowiedniom za dziesięć dolarów?
— Oczywiście, że zostanę twoją randką! — powiedziała. Wzniosła oczy ku górze, udając zawstydzenie, i powachlowała twarz dłonią, jakby na samą myśl zrobiło się jej gorąco. — Właściwie, co stało się z Tiną? Tą rudowłosą, która przymilała się do ciebie na urodzinach u Willa. Nie odezwałeś się do niej? — spytała, starając się ukryć szczerą ciekawość pod pozorem kontynuowania tematu. Dla niepoznaki pochwyciła kolejny kawałek pizzy, który zaczęła starannie pokrywać sosem pomidorowym.
-
-Jedzenia nigdy za wiele.- stwierdził, wgryzając się z miejsca w jeden z serowych trójkątów. W końcu kto odmówiłby czemuś tak bezkreśnie cudownemu jak kaloryczna bomba, o smaku równie kuszącym co cheeseburger pałaszowany podczas porannego kaca. No, kto?
-Marchewkę? No wiesz? Liczyłem na coś bardziej poetyckiego. No nie wiem... Krzew, który, ilekroć rozkwitałyby na nim kwiaty, przypominałby ci o wspaniałym młodzieńcu, którego dane ci było poznać. - prychnął, niby t oburzony jej wypowiedzą, jak gdyby selerowaty przysmak króliku był dla niego czymś, o co warto się dąsać. Zupełnie jakby reszta jej wypowiedzi nigdy nie została wypowiedziana. Ulżyło mu, gdy brunetka sama nakreśliła tabu, którego tego dnia nie należało przywoływać w dyskusji. Być może powinien czuć się nieco strapiony, tym jak ochoczo przystaje na unikanie tematu, który z całą pewnością rozdziera serce jego przyjaciółki. To nie tak, że nie chciał być przy jej boku w momencie, w który bez dwóch zdań należało jej się wsparcie. Mimo całej sympatii, którą przez lata darzył Perry, nie potrafił się przemóc. Znał swoje możliwości, wiedział, jakim jest człowiekiem. Czuły się totalnie bezsilny, widząc jak jedna z najpozytywniejszych osób, jakie przyszło mu poznać, jest rozbita i zupełnie nie do poznania. Bał się, że nie byłby stanie tego udźwignąć. Nieco to egoistyczne, ale grunt to mierzyć siły na zamiary.
-Nawet nie wiesz, jak cieszy mnie twoja odpowiedź.- nawet nie wiesz, ile znaczyłaby dla mnie, gdybyś powiedziała to na poważnie. Trudno powiedzieć, kiedy to błędne koło miało swój początek. Kiedy po raz pierwszy zrozumiał, że w ich relacji już zawsze będzie rozdartym między tym kim byli a między tymi, za których chciał ich mieć? Nie potrafił długo się tym zadręczać. Z czasem postanowił przejść ze swym skołatanym sercem do porządku dziennego, uznając przyjaźń z Perry za coś, czego nie ma prawa zaprzepaścić. Nawet gdy zazdrość stawała się nie do zniesienia, a żal ustępował tylko, gdy wikłał się w kolejne absurdalne relacje.
-Nazywała się Tina? Cholera. To by tłumaczyło, czemu przestała się odzywać. Nie mam głowy do imion, a ona szczęścia do mężczyzn.- skwitował rozbawiony, na wspomnienie pamiętnej imprezy. Cóż można rzecz. Było miło, ale najwyraźniej szybko się skończyło. Czy było to w porządku? Najpewniej nie, ale jak już zostało wspomniane, Otis do niezbyt wielu kwestii podchodził na serio.
-
— W pierwszej kolejności musiałabym mieć ogródek — zauważyła odkrywczo, bo zakopanie truchła w niewielkiej doniczce mogłoby okazać się znacznie bardziej problematycznym przedsięwzięciem niż posadzenie marchewki. Znając towarzyszące kobiecie szczęście, któryś z nieprzychylnych sąsiadów (czytaj Brando mieszkający piętro niżej) z pewnością by na nią doniósł. A Perry była zdecydowanie zbyt atrakcyjna, by spędzić resztę życia za kratami! — A co powiesz na kremację? W restauracji mam sporych rozmiarów piec. Masz mniej więcej metr osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, więc wystarczyłoby zrobić z ciebie trzy kawałki — ciągnęła dalej swój jakże niewybredny żart, jednocześnie zajadając się serowym przysmakiem. — Brzmi jak całkiem niezły plan — przyznała, zanosząc się dumą. Była wdzięczna Otisowi za to, że przynajmniej w jego towarzystwie mogła porzucić zmartwienia na rzecz odrobiny rozrywki. Jej zawzięty charakter nie pozwalał jej zrzucać własnych problemów na karb przyjaciół. Wolała oszczędzić im smutków, które należały wyłącznie do niej.
Gdy kelnerka postawiła przed nimi pozostałą część zamówienia, Perry przetarła dłonie w serwetkę i chwyciła pierwszą z brzegu frytkę, którą ochoczo zanurzyła w owocowym koktajlu i wsadziła sobie do ust. Anielska radość pokazała się na jej twarzy. — Boże, jakie to dobre — mruknęła, unosząc oczy ku górze w chwalebnej podzięce za taką mieszankę. Oblizała usta i powtórzyła cały rytuał.
— Wiesz — zaczęła, trzymając frytkę między placami. — Nawet się cieszę, że wam nie wyszło. Rude dzieci z twoją urodą? Słabe połączenie — zawyrokowała z szerokim uśmiechem, który miał załagodzić ten subtelny przytyk. W zasadzie naprawdę cieszyła się, że Otis nie skupił się na owej dziewczynie. Perry – całkowitym przypadkiem – prześledziła jej media społecznościowe i uznała, że kobieta była wręcz idealnie niedopasowana do Nightingale. Nawet Whitlow lepiej wyglądałaby przy jego boku.
-
-Jeśli odczuwasz jakieś ogrodnicze ciągoty to mam trochę tataraku i trzciny do wycięcia w porcie. Cholerstwo utrudnia cumowanie.- roześmiał się na wspomnienie swej nieco zapuszczonej, portowej dzielni. Oboje z całą pewnością nie mieli ręki do kwiatów i szeroko pojętych roślin, w każdym razie tak przynajmniej tłumaczył to sobie Otis. W końcu fajniej być beztalenciem w duecie niż w pojedynkę. Co nie? Tak, więc on nie miał zadatków na ogrodnika, ale Perry również nie wyhodowałaby zbyt wielu marchewek. Slow life nie dla nich. -Brzmi nieźle. Tylko wtedy chcę fajną urnę. Muszę jeszcze wymyślić jakieś czadowe miejsce, w którym mogłabyś mnie rozsypać. Byle nie zbyt wilgotne. Jak ty bidulo ogarniesz włosy w klimacie równikowym.- zaniepokoił się, pijąc najpewniej do tej nastoletniej manii prostowania włosów, którą przed laty napędzały się wszystkie nabywczynie pierwszej życiu prostownicy. -Mam same dobre pomysły.- nie wcale nie miał. No, ale o tym Perry z pewnością przekonała się niejednokrotnie na przestrzeni tych długich lat, przez które szli jako przyjaciele. -Najlepsza pizza. Gdyby nie to, że nie mam tu zbyt po drodze, to przesiadywałbym tu codziennie. Następnym razem moja randko, zabieram cię do tej burgerowni, którą odwiedzaliśmy w liceum.- ożywił się, bo kto by się nie ożywił, mówiąc o jedzeniu. Nie chodziło nawet o smak tej bezsprzecznie przepysznej pizzy. Każdy lokal, który Nightingale odwiedzał wraz z przyjaciółmi miał dla niego szczególne znaczenie. Wspomnienia, które były na wagę złota, wracały wraz z każdym gryzem buły, którą konsumowali, zrywając się z piątkowej lekcji matematyki.
-Z moją urodą każde dziecko byłoby piękne. Niemniej fakt, słabe połączenie. Czasem trudno mi dorównać, co zrobić.- wzruszył ramionami, jak przystało na prawdziwego skromnisia. Całe szczęście dla świata, do zakładania rodziny to on się jeszcze nie garnął. Gdyby jednak coś się przydarzyło to Perry miałaby na głowie nie tylko Daphne i Otisa, ale i te nieszczęsne pociechy, które blondyn nieprzemyślnie sprowadził na świat.
-
— Chyba nie sądzisz, że bym cię rozsypała?! Zwariowałeś!? Postawiłabym sobie urnę w sypialni i miała cię zawsze przy sobie — odparła, szczerząc zęby w głupkowatym uśmiechu. — Ale na urnę zostaw mi pieniądze. Będzie czadowa, obiecuję. Będzie miała podświetlenie ledowe i wgraną muzykę z Gwiezdnych Wojen, co myślisz? — zasugerowała, sądząc, że to byłaby naprawdę wyjątkowo tandetna, ale jednocześnie cholernie oryginalna urna. Zaś co się tyczyło jej włosów, to była KOREANKĄ, wprawdzie tylko połowicznie, jednak zyskała część dobrych genów matki, w tym właśnie proste włosy, na których żadne loki nie trzymały się dłużej niż dwie godziny. Równik czy nie równik, dałaby sobie radę! Aczkolwiek miał rację, prostownicę posiadała!
— Och tak! — zaklaskała na wspomnienie o knajpce z burgerami, do której chodzili, gdy zrywali się z najgorszych zajęć. Nic dziwnego, że Perry nigdy nie poszła na żadne studia, skoro tak przykładała się do nauki. Dziwne, że udało jej się zachować niezłą figurę. — Szkoda, że nie masz już tego grata, którym mnie wtedy wodziłeś. To by dopiero była randka — powiedziała, pozwalając sobie na chwilowe zachłyśnięcie się wspomnieniami. Wprawdzie w szkole średniej najtrudniej było jej zapanować nad nieszczęśliwą miłością do przyjaciela, ale matka powtarzała jej, że cierpienie uszlachetnia. Jeśli tak, Perry niedługo będzie niczym szlachetny kamień!
Rzuciła w niego frytką umoczoną w koktajlu, kiedy zaczął się chełpić. — Nie przesadzasz trochę? Jesteś przystojny, ale bez przesady — rzuciła, przewracając oczami. Tak, był przystojny. Bardzo przystojny. Aby nie powiedzieć nic więcej, Perry zapchała sobie usta pizzą i frytkami.
-
-Nawet odrobinki? Przemyśl to, może wyszłoby to nam na dobre. Takie instant paranormal activity dla osób, które zalazły ci za skórę. Zawsze do usług.- rozmarzył się, choć w jego wydaniu byłyby to raczej popisy na poziomie duszka Kacperka, a nie jakiegoś niebezpiecznego bytu z zaświatów. Za każdym razem gdy chciał zgrywać charakter spod ciemniej gwiazdy, po pewnym czasie wychodziła jego prawdziwa bezkonfliktowa natura lekkoducha. No, ale od czego są marzenia! Tak czy inaczej, był przekonany, że nawet zza grobu stanowiliby świetny duet, który nie nudziły się w swoim towarzystwie. - O tak! Taką chcę koniecznie! Jak przestaną się spóźniać na popołudniową audycję, to może odpalą mi jakąś premię i zacznę odkładać. Te ledy mnie kupiły!- roześmiał się, bo, mimo iż były to tylko żarty to jego gadżeciarksa natura już poczuła ten klimat. Gdyby był bardziej spostrzegawczy to pewnie, skumałby także, że to właśnie geny były kluczem do nieskazitelnych włosy Perry, których to tak jej zazdrościł za każdym razem, gdy jego jasne pukle niczym puch stroszyły się na jego skroniach. Co tu dużo mówić, świadoma pielęgnacja nigdy nie była w bliskim kręgu jego zainteresowań.
-Musiałem go sprzedać. Przyczynę go sąsiadce, żeby mogła nim zawieść syna na zawody tenisa stołowego. Zapomniała dodać, że kaszojad cierpi na chorobę lokomocyjną. Kolejny powód, żeby nie mieć dzieci. Psują nam randki nawet kiedy nie są nasze.- skrzywił się przy tym nieznacznie, trudno powiedzieć czy to z niechęci do rodzicielstwa, czy do własnego usposobienia, które już od szkolnych lat wpędzało go w coraz do większy zawód miłosny. Było to dla niego co najmniej niedorzeczne, co tylko potęgowało, narastającą w nim frustrację. Nie miał najmniejszego problemu, by nawiązać jakąkolwiek znajomość, bez jakiegokolwiek wstydu czy zakłopotania ładując się w się w rzycie obcych ludzi. Nigdy też nie owijał w bawełnę, zawsze mówiąc to, co uważał za słuszne. Z wyjątkiem chwil, które dzielił z Perry. Gdy przyjaciółka była w pobliżu potrafił wyznać jej wszystko to, co leżało mu na sercu, ale tylko w kolejnym nierealnym scenariuszu rozgrywającym się gdzieś w jego głowie. Zupełnie jakby w mgnieniu oka każde kolejne słowo wydobywało się z jego krtani z niewyobrażalnym wręcz trudem.
-O, nie nie nie! Nie ma w tym przesady. Jako dwójka atrakcyjnych osobników powinniśmy mięć tego świadomość, nie bądź taka skromna kochanieńka!- robiąc nieudolny unik przed frytką, roześmiał się perliście. Wiedział jak wygląda, nie potrzebował ku temu zapewnień. Dodatkowo zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko on wlepia maślane spojrzenie w pannę Whitlow. Już nie raz nie dwa obmyślał w głowie przebiegłe plany pozbycia się konkurencji, która nawet nie zdawała sobie sprawy, że Otis jest częścią jakiejkolwiek rywalizacji o względy Perry. W pewnym sensie i on do pewnego czasu nie był tego świadomy, ale to już inna sprawa.
-
— Jak restauracja wreszcie zacznie przynosić zyski, to sama ci taką sprezentuję. Tak w ramach inicjatywy „na wszelki wypadek”. Nie żebym życzyła ci śmierci, Otis, ale wypadki chodzą po ludziach. Wiesz jak jest, ani się obejrzysz, a wyskoczy na ciebie jakiś wariat z kosą! Dosłownie! — ostrzegła. Seattle wcale nie odstawało od innych wielkich miast pod względem ilości przestępstw. Peraldine ze swoją wschodnią urodą odziedziczoną po matce niejednokrotnie doświadczyła przytyków na tle rasowym. Kogo obchodziło, że nigdy nie była w Korei i miała wyłącznie amerykańskie obywatelstwo? Liczyło się jedynie to, co można było dostrzec na pierwszy rzut oka. Ot, amerykańska powierzchowność.
— Czy zrobiłam się jakoś bardziej sentymentalna? — spytała nagle, odnosząc się do rozmowy o samochodzie, którym niegdyś woził ją przyjaciel. Może zbyt często uciekała we wspomnienia a za rzadko myślała o przyszłości, szczególnie tej własnej. Dużo myślała o tym, co będzie czekało jej siostrę, co stanie się z jej niewielką rodziną, kiedy będzie musiała spojrzeć prawdzie w oczy i zaakceptować to, że ich matka umrze. Za to niezwykle rzadko rozważała o tym, co stanie się z nią. Co zrobi, czym się zajmie i na czym się skupi? Czy będzie chciała rozbudowywać restaurację? Czy może zacznie myśleć o założeniu rodziny? W końcu miała już prawie trzydzieści lat. Młodsza z pewnością już nie będzie. — Nieważne — mruknęła i uśmiechnęła się szeroko, by zamieść temat pod dywan. Za to ponownie sięgnęła po frytkę, którą przed zjedzeniem zanurzyła w koktajlu. Głupi zwyczaj, który przylgnął do niej już w dzieciństwie.
Przełknęła jedzenie o mało się nie krztusząc.
— Tylko daruj mi opowieści o swoich podbojach, przystojniaku — poprosiła, udając, że to z powodu znudzenia tematem nie ma ochoty tego słuchać. Z podobnego powodu nie wspomniała również o tym, że niedawno dwa razy wpadła na byłego partnera. Zanotowała sobie, że Otis nie przepadał za Joquinem, więc po co miałaby go zadręczać opowieściami o spotkaniach, które prawdopodobnie nie miały żadnego znaczenia? Z trudem przychodziło jej przyznawanie tego, że ten związek dobiegł końca, ale przy Otisie rzadziej myślała o sercu, które sama sobie złamała. — Właściwie to muszę cię odwiedzić na tej twojej łajbie. Wyobraź sobie, że pierwszy raz w życiu coś wygrałam. Butelkę whisky, która ma czterdzieści lat, dajesz wiarę? Czytałam, że wyprodukowano tylko dwa tysiące butelek. To chyba jakiś skarb, nie?