WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Pierwsza wiadomość od blondynki nieco go zaskoczyła i początkowo wzbraniał się przed tak spontanicznym wyjściem. Był środek tygodnia, a on zdążył jedynie wziąć prysznic i przygotować sobie szybką kolację. Zanim jednak się oporządził po cięższym dniu w warsztacie, jego telefon zawibrował po raz kolejny. Możliwość spędzenia czasu z blondynką wydawała się być kuszącą propozycją, choć sam nie był pewien czy babski wieczór to coś w czym chciał brać udział, bo w końcu komu był tam potrzebny? Postanowił jednak wskoczyć w swój czarny outfit, wykończony skórzaną, czarną kurtką z którą nie rozstawał się nigdy i zaryzykować.
Wychodził z domu kiedy dostał smsa, który totalnie zbił go z pantałyku. Zapomnij. Nie pisać byłam powinna. Nie ciężko było się domyślić, że Paddington była pijana - trzeźwy człowiek nie potrafił przecież mówić i pisać na wspak niczym sam Mistrz Yoda, podpitym udawało się to niemalże za każdym razem - dlatego zignorował to i wsiadł w auto, którym od razu skierował się na miejsce. Minęło może piętnaście minut i już wchodził przez główne wejście do klubu, w którym aż robiło się od naprutych ludzi, którzy obijali się o niego jak o ścianę. Nie lubił brać udziału w imprezie kiedy sam był trzeźwy ale nie zamierzał długo gościć w jej towarzystwie. Wypije piwo, może dwa i sam będzie uciekał do domu, by rano wstać i na pełnych obrotach zacząć pracę w warsztacie. Nie znalazł dziewczyny przy barze, zlustrował też wzrokiem parkietale nie było po niej śladu. Być może wróciła do siebie? Postanowił sprawdzić jeszcze na tyłach, gdzie większość lubiła sobie przykopcić. Udało mu się w końcu zlokalizować blondynkę, która choć prezentowała się szałowo to przypominała raczej nieporadną owieczkę, która leciała z nóg. Zaszedł ją w końcu od tyłu, układając dłoń na jej biodrze.
- To tequila Cię tak załatwiła? - zapytał, uśmiechając się i lustrując ją wzrokiem. Wcześniej miał okazje widywać ją jedynie w szpitalnym kitlu i casualowych strojach, nigdy wcześniej w przykrótkiej spódniczce i krótkim topie, który jedynie podkreślał jej walory. - Wyglądasz.. nieźle - odpowiedział po chwili namysłu, nie wiedząc jak dobrać słowa - Nawet więcej niż nieźle, pierwszorzędnie - dodał w końcu, chcąc dopieścić swoją wypowiedź. - Co to za okazja? - zapytał, rozglądając się po towarzystwie, które przerwało imprezę na rzecz papierosa. Sam przeszuka kieszenie kurtki w poszukiwaniu paczki i zapalniczki, którą w końcu odpalił kopciucha.
-
Potrzebowała świeżego powietrza; wyjście na zewnątrz i odetchnięcie pełną piersią sprawiało, że przez chwilę poczuła się lepiej.
Gdy poczuła dotyk obcej dłoni, momentalnie odwróciła głowę, by sprawdzić, kto do niej podszedł. Rozpoznając twarz Westona, rozpromieniła się, a wcześniejsze wątpliwości bardzo szybko zepchnęła w przepaść własnego umysłu. Więc jednak przyjechał.
— Tequila — odparła jednym słowem, potakując głową w niezgrabny sposób. — I barman. Polewał. Dużo i często. Za często — dodała, robiąc pauzy między kolejnymi słowami, jakby musiała się dwa razy zastanowić czy na pewno chce, by cokolwiek wyszło spomiędzy jej ust, na których widniały resztki pomadki niepoprawianej przez cały wieczór.
Po jego słowach odruchowo się wyprostowała, bo choć rzeczywiście przed wyjściem czuła, że zrobiła się na bóstwo, tak teraz jej pewność siebie dość gwałtownie spadła.
Zmarszczyła oczy, przyglądając się poczynaniom Bowsleya. Nie wiedziała, że palił. Właściwie to niewiele o nim wiedziała, ale uświadomienie sobie tego wcale nie było takie oczywiste – szczególnie gdy była w takim stanie. Przestąpiła z nogi na nogę, starając się zachować równowagę najlepiej jak potrafiła. Wyciągnęła rękę i zabrała mężczyźnie odpalonego papierosa. Wsunęła go między wargi i spróbowała się zaciągnąć. Momentalnie się skrzywiła, czując nieprzyjemny, gorzkawy posmak. Zakaszlała, podtrzymując się ramienia Westa. — Obleśne — mruknęła i oddała mu papierosa. Powąchała nawet swoje palce, by sprawdzić, czy przeszły zapachem tytoniu.
— Okazja jest taka, że… w sumie właściwie nie ma okazji żadnej — odpowiedziała, gmatwając się trochę we własnych słowach. — A może jest jakaś. Świętujemy wolność i równouprawonienie — rzuciła i nie wiedzieć czemu dumnie wypięła pierś. Coraz turniej było się jej skoncentrować. A zapach perfum Westona wcale nie pomagał się jej skupić, przeciwnie, wyraźnie ją rozpraszał.
— Fajnie, że jesteś — wyrzuciła z siebie, patrząc na niego i uśmiechając się nieco głupkowato.
-
- I to wcale nie było tak, że sama go o to prosiłaś? - roześmiał się, znając odpowiedź na pytanie zanim jeszcze wydostała z siebie jakikolwiek dźwięk - Czyli masz już dosyć na dziś, tak? - zapytał, upewniając się, że gdy odwróci wzrok, nie zastanie jej przy barowej ladzie. Nie uważał wcale, że miała problem z alkoholem ale przecież sam doskonale wiedział jak funkcjonował podpity człowiek. Wlewał w siebie ten alkohol dopóki nie zasnął na stole bądź nie zwrócił wszystkiego w toalecie. Wolał jednak by blondynka nie doprowadziła się do takiego stanu i wróciła do domu cała i zdrowa, tego zamierzał za wszelką cenę dopilnować.
Nie palił często, w zasadzie odkąd wyszedł ze szpitala zdarzało się to sporadycznie, jednak powoli wracał do dawnego uzależnienia, sięgając po papierosa coraz to częściej. Nie zrzucał winy na problemy z Hazel i całe te skoki napięć między nimi, bo w rzeczywistości po prostu lubił palić. Przyglądał się z uwagą Paddington, która dość chętnie chwyciła po fajkę, która dość szybko okazała się być kiepskim pomysłem, bo dziewczyna zaczęła się krztusić i krzywić.
- I dobrze, więcej tego nie zrobisz - odpowiedział, wsuwając sobie papierosa muśniętego jej pomadką z powrotem do ust. W zupełności wystarczyło, że doprowadziła się do stanu w którym nie była w stanie zapanować nad własną koordynacją ruchową. Dym papierosowy jedynie pogarszał sprawę, dlatego cieszył się, że zrezygnowała z tak nierozsądnego pomysłu.
- Chyba Twoje wyzwolone koleżanki o Tobie zapomniały. Czemu stoisz tu sama? - zapytał i zaczął zdejmować z siebie skórzaną kurtkę, którą ułożył na jej ramionach. Było dość chłodno, a ona miała na sobie zaledwie spódniczkę, krótki top i kurteczkę jeansową, która stanowiła jedynie dodatek w całej stylizacji. - Masz, ubierz - dodał w końcu i zaciągnął się papierosem, wypuszczając dym w drugą stronę i wcisnął wolną dłoń do kieszeni spodni
- Dawno nie byłem w takim miejscu. Od wypadku zdążyłem zaliczyć jedynie festiwal, który zakończył się dla mnie totalną klapą i zaważył na moim związku z Haz - wyjaśnił, wzruszając ramionami, jednak wcale nie chciał teraz o tym rozmawiać, więc szybko zmienił temat - No i chciałem Cię zobaczyć. Tak, poza szpitalem i moim warsztatem - uśmiechnął się łobuzersko i ponownie zbliżył papierosa do ust.
-
— Nie stoję tutaj sama, głuptasie. Przecież stoisz tu ze mną — zauważyła, lekko wzruszając ramionami. Ten drobny gest spowodował, że skórzana kurtka nieco się osunęła, ale zaraz złapała ją i ponownie naciągnęła na siebie. — Pewnie piją. Lisa podrywa barmana. Może tańczą — zaczęła się głośno zastanawiać, ale w rzeczywistości nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Choć może powinna była udowodnić niedowierzającej koleżance, że napisanie do Bowsleya wcale nie okazało się takim złym pomysłem, jak jej sugerowała.
Wbiła wzrok w czubki butów, kiedy Weston wspomniał o dziewczynie, której imienia Teddy wyjątkowo mocno nie chciała dziś słyszeć. Wywróciła oczami i nagle ponownie nabrała ochoty na tequilę.
— Nie ma użalania się, okej? Kończ tego papierosa — powiedziała i niewiele myśląc ponownie zabrała fajkę spomiędzy palców mężczyzny, po czym rzuciła ją na ziemię i energicznie przydepnęła. — Idziemy się bawić. Albo pić. Albo jedno i drugie, bo noc wciąż jest młoda, a ty zdecydowanie zbyt trzeźwy — oznajmiła. By nie dać mu chwili na możliwość odmowy, chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę wejścia do klubu. Po drodze trafiła na wysoki (właściwie ledwie dwucentymetrowy, ale dla pijanego umysłu wysoki!) próg, o który się potknęła i prawdopodobnie gdyby nie to, że mechanik trzymał jej dłoń, zaliczyłaby pierwszą tego wieczoru glebę. Zaraz jednak ustabilizowała krok i wspólnie przedostali się do baru, przy którym wciąż stały dwie dziewczyny zawzięcie flirtujące z barmanem. Teddy sięgnęła po dwa kieliszki, jeden podsunęła Westonowi, a drugi ochoczo opróżniła. Odstawiając puste szkoło, chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego czknęła. W reakcji na to zaśmiała się głośno i machinalnie poprawiła włosy, które drażniły jej policzek.
— Och — westchnęła, zaraz znowu dając dojść do głosu męczącej ją czkawce, którą postanowiła zignorować. — Uwielbiam tę piosenkę! — zaszczebiotała i uwiesiła się na ramieniu mężczyzny. Zdecydowanie nie zachowywała się, jak typowa Teddy, która zazwyczaj była o wiele poważniejsza. Gdyby nie alkohol, prawdopodobnie nie zdecydowałaby się na taką poufałość.
-
- Kto się użala? Ja? - zapytał zdezorientowany i wskazał palcem na siebie, nie mając pojęcia do czego piła. Owszem, wspomniał o Hazel - co wcale potrzebne nikomu nie było - ale nie zamierzał się dąsać bo i po co? Pewien był, że sama spędzała teraz wieczór w towarzystwie znajomych bądź Thompsona; nie zamierzał być gorszy. Wyprostował się w końcu i szybko stracił papierosa, którego dziewczyna pospiesznie mu zabrała. - Hej! - odparł i przyglądał się jak fajka ląduje na betonie i pod obcasem Paddington. Więcej nie zdołał powiedzieć, bo blondynka chwyciła go za dłoń i pociągnęła za sobą do środka. Nie planował ordynarnego picia, wcześniej postanowił wypić jedynie piwo lub dwa ale nie dostał zbyt dużego wyboru, kiedy przed jego twarzą pojawił się wypełniony tequilą kieliszek. Chwilę pogrymasił, jednak w końcu przechylił szkło i szybko przegryzł cytrynę, która przyćmić miała smak alkoholu. - Jutro idę do pracy, nie mogę pić. Przyszedłem tu na piwo, może dwa - wyjaśnił kręcąc głową, choć spodziewał się, że Teddy raczej nie przyjmie jego odmowy do wiadomości - Tobie też już wystarczy - odparł, próbując odsunąć ją od baru, jednak zanim mu się to udało, dziewczyna uwiła na jego szyi. Nie był fanem tańca i na pewno nie próbował tego na trzeźwo, więc w myślach jedynie przeklinał się w duchu i w końcu ułożył dłonie na jej talii. - Jestem trzeźwy i nie umiem tańczyć, to zły pomysł - powiedział głośniej, przysuwając twarz do jej policzka, tak by zdołała cokolwiek usłyszeć. Starał się na moment nie myśleć o swoich kalecznych ruchach i cieszyć jej obecnością, bliskością, której nigdy wcześniej nie miał okazji doświadczyć. Po chwili udało mu się nieco bardziej rozluźnić i zsynchronizować ruchy z rytmem muzyki do której teraz kołysali swoje ciała. Podobało mu się, choć nie powinno. Hazel. Pamiętaj o Hazel.
-
— No przecież, że nie ja! Zdążyłam już zapomnieć, więc zamierzam się bawić — odparła bez zająknięcia. Dzisiejszy wieczór miał pomóc. Potrzebowała wyznaczyć pewną granicę, dzień, po którego upływie już nie będzie wracała do wspomnień i płakała za kimś, kto zdecydował się odejść. Domyślała się, że nie była to prosta decyzja. Niestety została podjęta i teraz musiała mierzyć się z jej konsekwencjami – jakiekolwiek by one nie były.
Miała na tyle zaćmiony umysł, że pytanie o to, czy Weston przyjechał własnym samochodem lub czy następnego dnia pracuje, w ogóle nie przyszło jej do głowy. Bo kto o zdrowych zmysłach przyjeżdża na imprezę z zamiarem opuszczenia jej trzeźwym? Nikt. Chyba.
Wyjaśnienia mężczyzny skomentowała jedynie poprzez lekceważące machnięcie dłonią. Piwo nie było dobrym alkoholem – trzeba było wypić go zdecydowanie zbyt dużo, by poczuć szum w głowie. Tequila sprawdzała się w tej roli o wiele lepiej. Mniejsza objętość, większe otępienie.
Powinna była wciąć jego słowa do serca – rzeczywiście nie powinna pić więcej. Jutrzejszego dnia ją również czekała praca. Miała nocny dyżur, ale gdyby się zastanowiła, już teraz wiedziałaby, że niełatwo będzie pozbyć się kaca przed wybiciem osiemnastej.
Zmusiła go? Prawdopodobnie. Ale nie potrafiła sobie odmówić tej chwili przyjemności, kiedy mogła mieć go na wyciągnięcie ręki. Dzięki alkoholowi nie czuła się niezręcznie. Przeciwnie, kiedy tylko poczuła na sobie dotyk jego dłoni, wątpliwości zniknęły. Trzeźwość nie pozwalała na taką swobodę. A może nie chodziło o trzeźwość, a samą świadomość tego, w jakiej oboje znajdowali się sytuacji. W jakiej on znajdował się sytuacji. — Nie jest źle — odparła, na moment wspinając się na palce, by wypowiedzieć te słowa do jego ucha. Zaraz też odezwała się czkawka, którą blondynka usilnie ignorowała, a która jak na złość nie dawała o sobie zapomnieć. — Kręci mi się w głowie — powiedziała nieco ciszej, więc nie mogła mieć pewności, że Bowsley ją usłyszał. Zamiast tego przymknęła na chwilę oczy (co mogło być błędem) i oparła głowę o tors chłopaka. Wprawdzie muzyka nie była odpowiednia do takich kroków, ale Teddy niespecjalnie to teraz przeszkadzało.
-
- Nie pij więcej - odparł, przystawiając usta do jej ucha - Niedługo wrócimy do domu - dodał, nie chcąc jednak schodzić z parkietu. Swoją dłonią powędrował nieco wyżej, układając ją na gładkiej skórę dziewczyny. Nie pchał łap tam gdzie nie powinien, o nie nie! Jej krótki top pozwalał jednak na to by gładził ją opuszkami palców, bez konieczności naruszania jej górnej części garderoby. Szybko jednak odezwało się sumienie, które nakazało brunetowi, wypuścić dziewczynę z uścisku i ściągnąć ją z parkietu. - Chodź, muszę się czegoś napić - dodał, chwytając ją za dłoń i ciągnąć w stronę baru - Ale Tobie już wystarczy - wyjaśnił i kiedy tylko udało mu się dopchać pod samą ladę i zdobyć uwagę barmana, zamówił sobie drinka, którego odebrał po krótkiej chwili oraz szklankę wody. Wraz ze szklankami i Paddington przecisnął się między równie spragnionymi ludźmi i wypatrzył pustą lożę, którą od razu postanowił zająć. Przyda jej się chwila odpoczynku, a on będzie mógł spokojnie wypić zawartość szklanki. Nie chciał pić, jednak skoro już zaczął i był zmuszony zostawić auto pod klubem, postanowił nieco uciszyć głos, który teraz powtarzał mu, że wcale nie powinien tu być. Kiedy zajęli miejsca, Bowsley usiadł bokiem, by móc przyglądając się dziewczynie i powoli upił kilka łyków whisky, która szybko rozgrzała go od środka.
- Wypije i zadzwonię po taksówkę, co? - spytał w końcu, widząc, że to był odpowiedni moment na to by imprezę zakończyć. Miała wypite i najwyraźniej nie czuła się najlepiej, więc palcem przesunął wodę w jej stronę, by przed wyjściem zdążyła pozbywać się alkoholu z organizmu. - Ty też pij, zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Co prawda to nie tequila ale teraz nada się bardziej - uśmiechnął się i zwilżył wargi zawartością swojej szklanki.
-
Czując jego ciepły oddech na swojej szyi, zgodziłaby się na wszystko. Dlatego skinęła głową. Nie powinna była więcej pić. Musiała zacząć trzeźwieć, jeśli zamierzała przeżyć jutrzejszy dyżur w szpitalu. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że obowiązki – które zwykle stawiała na pierwszym miejscu – teraz niewiele dla niej znaczyły. Mocniej wtuliła się w ciało chłopaka, pozwalając sobie na coraz śmielsze ruchy dłonią, którą przesuwała po jego torsie. Gdyby nie to, że nagle złapał ją za rękę i pociągnął w stronę baru, najprawdopodobniej zacisnęłaby palce na jego czarnej bluzce i po wspięciu się na palce pocałowałaby go. Ot tak. Niestety nim się zorientowała, już stali przy barze, czekając na zamówione przez Westona napoje.
Siedząc, wyciągnęła rękę po szklaneczkę wypełnioną whisky, jednak widząc wzrok Bowsleya, cofnęła dłoń i chwyciła szkło z wodą – zimną, pozbawioną procentów, ale za to wypełnioną poczuciem winy, wodą. Zrobiła kilka łyków, krzywiąc się przy tym, niczym dziecko zmuszone do jedzenia szpinaku. Woda smakowała mdło, była bez smaku, bez wyrazu. Nie to, co tequila! Ale przynajmniej pomogła w problematycznej walce z czkawką. — Na pewno nie chcesz zostać dłużej? — spytała, unosząc brwi ku górze. Mogła próbować go zachęcić, ale chyba brakło jej odwagi, co mogło być objawem zbyt małej ilości alkoholu we krwi.
— Wracajmy — rzuciła, uśmiechając się lekko. — Chce mi się spać — dodała. Odstawiła pustką szklankę na stolik i obserwowała, jak chłopak wyciąga telefon – dzięki za wszystkie aplikacje, które przy pomocy kilku kliknięć umożliwiały zamówienie taksówki. Minęło kilka długich minut, w czasie których Teddy głównie milczała, nie chcąc, by przypadkiem coś poza słowami wyszło spomiędzy jej ust, po czym oboje wstali i ruszyli w stronę wyjścia z klubu. Blondynka nie pożegnała się z koleżankami, ale prawdopodobnie i tak by ich nie znalazła w tłumie. Dlatego odebrała swój ciemny płaszcz z szatni – o dziwo nie zgubiła numerka – i razem wyszli. Teddy, która wciąż nie stała pewnie na nogach, przez cały czas trzymała Westona za rękę. Nie chciała go puścić.
-
- Zostałbym do końca imprezy gdyby nie to, że jutro z samego rana startuje w warsztacie - westchnął cicho delikatnie rozczarowany. Chętnie pozwoliłby sobie na spożycie większej ilości alkoholu i zabawę od której zmuszony był separować się przez naprawdę długi czas. Nikt jednak nie mówił, że nie mogli tego powtórzyć, prawda? Chociaż kto wie, dziewczyna pewnie będzie leczyła kaca do świąt!
- Już wzywam taksówkę - rzucił, biorąc większe łyki alkoholu. Sięgnął dłonią do kieszeni spodni z której wyjął telefon i po chwili dostał powiadomienie o wysłanej taksówce. Wcale nie podobało mu się to, że jutro będzie musiał odebrać swój samochód ale teraz nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy. Kiedy pospiesznie opróżnił literatkę, ruszył z Paddington w stronę szatni z której odebrali jej płaszcz. On sam wciągnął na siebie kurtkę, którą zwróciła mu Teddy i ruszyli przed klub gdzie za niedługą chwilę podjechać miała taksówka.
- Sprawdziłaś kieszenie? - zapytał, zerkając na jej płaszczyk. Różne sytuacje miały miejsce, dlatego wolał by upewniła się, że niczego nie zgubiła. - Masz klucze od domu? - dodał jeszcze, przyglądając się dziewczynie, która nieporadnie sięgała dłońmi do swoich kieszeni. Gdyby gdzieś się zawieruszyły pewnie wziąłby ją do siebie ale wizja opuszczenia jej nad ranem wcale niczego by nie ułatwiła.
- Twoje koleżanki - zaczął, rozglądając się przez ramie za transportem - pewnie będą Cię szukały. Napisz im, że wyszłaś - dokończył i zrobił krok w przód, chcąc tym samym zaznaczyć swoją obecność. Towarzystwo które kręciło się przed budynkiem łakomie zerkało na Teddy, która nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
-
— Ach! Praca to najgłupszy z ludzkich wynalazków. Nic, tylko psuje zabawę, nie? Kto to wymyślił? Jakieś bzdurne obowiązki! — zaczęła marudzić, widocznie niezadowolona z odpowiedzi. Gdyby ktoś powtórzył jej własne słowa, nie uwierzyłaby, że wyszły z jej ust. Bo przecież była bardzo obowiązkową osobą, która wręcz kochała swoją pracę. Natomiast kac z pewnością nie opuści jej przez długi czas, a podczas święta dziękczynienia zamiast ajerkoniaku będzie piła bezalkoholową margaritę.
— Kieszenie? — powtórzyła po nim i machinalnie wsunęła do nich dłonie – prawdopodobnie zrobiłaby teraz wszystko, co by zasugerował. Pod wpływem alkoholu była podatna na sugestie. — Telefon – jest. Klucze – są. Portfel — ucięła na chwilę, przeglądając zawartość torebki — jest.
Podniosła wzrok i z nieco lubieżnym uśmiechem spojrzała na Bowsleya. — Martwisz się — stwierdziła z niemałym zadowoleniem. Podobało jej się to. Pytanie tylko, czy martwił się dlatego, że była wstawiona i potrzebowała opieki, czy rzeczywiście nie chciał, by o czymś zapomniała.
Nagle, bez widocznego powodu, zaczęła chichotać pod nosem. Zrobiła krok w stronę chłopaka i stojąc obok niego, oparła głowę o jego ramię. — Bo wiesz co? Mój samochód wtedy wcale się nie zepsuł. Sama go zepsułam. Właściwie nie ja, a mój kolega, ale kazałam mu to zrobić. Może nie kazałam mu zmienić go w piszczącą choinkę, ale no wiesz, poprzestawiać coś — mówiła, jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, że jutrzejszego dnia będzie tego żałowała. Bardzo żałowała. — Chciałam cię zobaczyć, więc to wymyśliłam. Głupie, co? — dodała, wciąż śmiejąc się cicho. Pijany umysł z łatwością przyzwał się do błędów. Na nikogo innego nie zwracała uwagi – kiedyś z pewnością cieszyłoby ją to, że mężczyźni nie odrywali od niej spojrzenia, ale teraz? Teraz miała w głowie tylko jedną osobę. I to w zupełności jej wystarczało.
-
Odetchnął z ulgą kiedy zawartość kieszeni kurtki była na swoim miejscu. Szukanie czegokolwiek w tak zatłoczonym miejscu z pewnością nie przyniosło by efektu i tym samym naraziło by dziewczynę na poważne straty. Tak się jednak nie stało.
- Trochę tak - odpowiedział z uśmiechem, nie chcąc przyznawać się do tego, że faktycznie tak było. Nie chciał by była stratna, nie chciał by marzła i nie chciał by cokolwiek jej się stało. Sam kolejny raz przyłapał się na tym, że poświęcał jej sporą część uwagi, choć wcale nie powinien. Nie czuł się jednak specjalnie winny całej sytuacji bo przecież niczego złego nie zrobił, prawda? Nawet teraz był wierny Hazel, która jak się spodziewał wkrótce pozbędzie się z palca pierścionka zaręczynowego i zniknie z jego życia na dobre.
- Kazałaś komuś zepsuć swój samochód? - popatrzył na nią zdezorientowany i roześmiał się głośno, kompletnie nie spodziewając się wyznania blondynki. Nie miał pojęcia dlaczego to zrobiła i musiał przyznać, że wcale nie wiedział co z tą informacją zrobić. Cieszył się i naprawdę mu to schlebiało ale czy to faktycznie oznaczało, że Teddy chciała czegoś więcej? Teraz kiedy on miał niewyjaśnione sprawy z Butler, a ona sama zmagała się z ciężkim rozstaniem? - I serio zaplanowałaś to wszystko tylko po to by zobaczyć mnie? Dlaczego? Znaczy się.. - zapytał i urwał, marszcząc czoło i powstrzymując śmiech. Kiedy ułożyła głowę na jego ramieniu, po raz kolejny szczelnie objął ją w swoich ramionach, czując delikatny zapach jej perfum. - jeśli naprawdę tego chciałaś to czemu nigdy nie zadzwoniłaś? - zadał kolejne pytanie, nie wiedząc dlaczego tyle się z tym kryła. Co prawda jego relacja z Hazel na pewno stanowiła swego rodzaju barierę, której sam nie próbował wcześniej przeskoczyć ale przecież sam wcale się nie spostrzegł, że Paddington była nim bardziej zainteresowana.
-
— Zaraz tam zepsuć — mruknęła, trochę zawstydzona tym, że to wypomniał. — Tylko trochę uszkodzić. Tak trochę, troszeczkę — wyjaśniła, pokazując między palcami niewielką odległość. — Ale wyszło, jak wyszło i trochę zmieniło się w jeżdżącą katastrofę — zaśmiała się. Bo mimo iż nie postąpiła najrozsądniej, w tej chwili bardzo ją to bawiło. Pierwszy raz w życiu uciekła się do takiego podstępu! Może była nawet nieco dumna z tego, że wszystko się udało? Wprawdzie nie podobało jej się to, że ich krótka rozmowa zeszła wówczas na związkowe komplikacje, przez które oboje przechodzili, ale tylko dlatego, że bała się, iż mechanik uzna ją wyłącznie za przyjaciółkę, której można powierzyć najgorsze sekrety. A tego nie chciała. W tej chwili była tego pewna, bo dzięki tequili nie bała się tego przyznać, choćby przed samą sobą.
— Dobrze wiesz czemu — odpowiedziała, znacząco przewracając oczami. Zaraz jednak spokorniała, bo poczuła, że Weston szczelniej zamyka ją w ramionach. Nie rozumiała tego. Nie rozumiała swojego zachowania, kiedy chodziło o kontakt z Bowsleyem. Jednocześnie miała nieodparte wrażenie, że kiedy był przy niej, był na właściwym miejscu, ale z drugiej strony, kiedy była trzeźwa, wiedziała, że wcale nie postępuje właściwie. Może byłoby łatwiej, gdyby nie wiedziała o Hazel? Może wtedy nie byłaby taka ostrożna? Może szybciej puściłaby w niepamięć to, że sama borykała się ze złamanym sercem, licząc na to, że właśnie on je uleczy. — Dobrze zrobiłam? Nie licząc tego, że popsułam samochód i musiałeś go naprawiać. W dodatku za darmo — spytała, trochę poważniejszym tonem, zadzierając głowę do góry, by móc na niego spojrzeć.
-
- No właśnie nie wiem - spróbował pociągnąć ją za język nieco bardziej - bo przecież ostatecznie to ja zaproponowałem opychanie się pizzą i wino, a Ty się nie odezwałaś - zauważył, nie mając jej tego za złe. Teraz jednak uznał, że skoro zdobyła się na tak odważny krok jak majstrowanie przy własnym aucie po to by się z nim spotkać to powinna także przystać na jego propozycję i po prostu się z nim umówić. Zamiast tego zadzwoniła w połowie imprezy, mocno podpita. - Pomysł był niezły, chociaż wykonanie dość słabe ale to jedynie przez to, że Twój znajomy więcej namieszał niż pomógł - na pewno nie chodziło jej o to by dotrzeć pod jego warsztat niczym pozytywka na kółkach - ale udało nam się spędzić aż dwadzieścia minut i wypić kawę. Nie jest źle - uśmiechnął się pod nosem i pogładził dłonią materiał jej kurtki. Po kilku minutach pod klubem pojawiła się zamówiona wcześniej taksówka.
- Chodź, wsiadamy zanim ktoś nam się wepchnie - rzucił i odsunął się od dziewczyny, ciągnąć ją tym samym do taksówki. Otworzył drzwi auta i przetrzymał je na tyle długo by blondynka zdążyła na spokojnie wsiąść do środka.
-
— No tak — mruknęła w końcu, przerywając ciszę. W pierwszej chwili zamierzała zacząć się tłumaczyć, ale ugryzła się w język, co – zważywszy na jej stan – było godne podziwu. — Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie — zaśmiała się cicho, chcąc ukryć pogłębiające się zażenowanie. Im dłużej rozmawiali, tym więcej głupot, których się dopuściła, wychodziło na jaw. Powinna nauczyć się trzymać język za zębami, dokładnie tam, gdzie było jego miejsce.
— To była całkiem niezła kawa. Nie to, co ze szpitalnych automatów. Paskudna — wzdrygnęła się na samą myśl. Mimo iż nie była najsmaczniejsza, wiele razy ratowała życie stażystom, ale również lekarzom, którzy często nie mieli czasu na zabawę z ekspresem, który kurzył się w dyżurce.
Gdy taksówka zatrzymała się nieopodal nich, Teddy grzecznie poczłapała w jej stronę. Niezgrabnie wsiadła do środka, obijając się o każdy wystający element. Wewnątrz samochodu poczuła ciepło. Nie wpłynęło to na nią dobrze. Chłodne powietrze skutecznie ją otrzeźwiało, a ogrzewanie sprawiło, że poczuła się słabo. Wymruczała swój adres (nawet się nie pomyliła!) i oparła się o kanapę. Zaraz jednak zaczęła się nerwowo wiercić, bo bała się, że uśnie, nim dojadą na miejsce. Podczas drogi przyglądała się siedzącemu obok chłopakowi. Myślała tylko o jednym – o jego ustach. Cholernie chciała go pocałować. Przez cały wieczór był dla niej dobry, dbał o jej bezpieczeństwo, nie odstępował jej na krok. Troszczył się.
Samochód zatrzymał się pod wskazanym adresem, a Teddy, zamiast otworzyć drzwi, z grymasem na twarzy wyglądała przez szybę. — Addie nie da mi żyć — zaśmiała się, wyobrażając sobie rozdrażnioną przyjaciółkę, której nie zabrała ze sobą do klubu. Obróciła się, by spojrzeć na Westona. — Dziękuję za wszystko — rzuciła, a jej spojrzenie ponownie zatrzymało się na ustach bruneta. Cholera, przestań o tym myśleć, tylko to zrób – zakiełkowało jej w głowie, a pijana dziewczyna wolała działać niż wiecznie się zastanawiać. Dlatego bez ostrzeżenia zminimalizowała dystans dzielący ją od Westona i pocałowała go – zbyt nachalnie, zbyt nieporadnie i zbyt nerwowo, a jednocześnie z wyraźną poruszeniem. Odważyła się i albo okaże się to olbrzymim błędem, albo krokiem milowym.
-
Kiedy w końcu zjawili się pod adresem blondynki, Weston przypatrywał jej się jeszcze przez krótką chwilę. Musiał przyznać, że choć była to krótka impreza to mimo wszystko cieszył się, że udało mu się na nią dotrzeć. - Teraz prosto do łóżka i pamiętaj o piciu wody - poinstruował ją na wszelki wypadek i uśmiechnął się - sporych ilości. Kac pewnie i tak nie da za wygraną ale woda Ci z całą pewnością nie zaszkodzi - dodał, siadając bokiem do dziewczyny. Oparł łokieć na oparciu tylnej kanapy i pragnął odprowadzić ją wzrokiem aż pod same drzwi. - Nie ma za co. Ciesze się, że do mnie napisałaś i.. - urwał w połowie, gdy dziewczyna zbliżyła się i wpiła się w jego usta. Po raz kolejny zdezorientowanie wzięło górę, jednak udało mu się odwzajemnić pocałunek.. tylko po to by od razu odsunąć się i spuścić wzrok. Nie przeszkadzał mu nawet taksówkarz, który obserwował wszystko w lusterku. Przeszkadzał mu jedynie fakt, że wciąż była Hazel. Nie tak sobie wyobrażał te chwilę i choć pragnął pociągnąć to przez dłuższą chwilę to postanowił zatrzymać się i zwolnić. Uśmiechnął się pod nosem i wrócił spojrzeniem do Teddy, która z całą pewnością nie tego oczekiwała.
- Dobranoc, Paddington - rzucił ciepło na do widzenia i po chwili dziewczyna opuściła taksówkę, a on rozkojarzony powrócił do siebie.
- zt