WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Coraz częściej lądował w miejscowych barach, zaglądając w różne zakątki miasta i coraz częściej, jego wyjścia na miasto nie kończyły się dobrze. Ba, nie można nawet było powiedzieć, że zaczynały się dobrze, bowiem wchodził do lokalu już nieco zaprawiony tym, co zostało mu właśnie w lodówce. Nie inaczej było dzisiejszego wieczoru. Wyglądał jeszcze na tyle dobrze, aby barman bez zastanowienia lał mu szklankę za szklanką. Zresztą, czy ten młody człowiek stojący za barem miał odpowiadać za decyzje Abrahama? Tak długo, jak płacił za to, co zamawiał, nie powinno to być problemem. I podejrzewam, że nie było. Do momentu, w którym Abraham wszedł w tę fazę. Moment, w którym alkohol przyćmiewał resztki zdrowego rozsądku, a Herschel stopniowo tracił kontrolę nad sobą. Kiedy jego umysł nie był jeszcze otumaniony przez trunku wysokoprocentowe, łatwiej było mu zapanować nad złością, która potrafiła pojawiać się niespodziewanie i równie niespodziewanie znikać. To kilka szklanek szkockiej sprawiało, że Abraham tracił ostatki samego siebie, oddawał kontrolę komuś innemu, człowiekowi, którego praktycznie nie znał. I tak się stało tym razem. Nawet nie pamiętał, dokładnie kto i w którym momencie zdenerwował go swoją obecnością. Ważne było, że mimo stosunkowo młodej godziny, jak na początek weekendu, Abraham został wyproszony z lokalu. Chociaż nie, to duże niedomówienie. Został z niego wyprowadzony. Naładowany, odepchnął od siebie niczemu niewinnego mężczyznę, który miał to nieszczęście, że wpadł akurat na Abrahama. Czy wiedział, że właśnie znajduje się w zasięgu wzroku swojej dobrej przyjaciółki? Oczywiście nie.
-
Dla takich ludzi każdy kolejny dzień był walką o przetrwanie. Takim ludziom ciężko było wstać z łóżka i mierzyć się z rzeczywistością. To nie tak, że byli słabi – po prostu dźwigali zdecydowanie więcej niż wszyscy dookoła. Po prostu sprowadzili na siebie sporo problemów, z którymi nie potrafili sobie poradzić. Po prostu tkwili gdzieś na granicy wytrzymałości. Zazwyczaj samotnie. Kurczowo trzymając się butelki oraz innych używek, niejednokrotnie tracili kontakt z rzeczywistością – ale do tego przecież dążyli. Bo o ile łatwiej było poddać się?
Adore należała do tej grupy, chociaż nadal, resztkami sił, trzymała się powierzchni; mając nadzieję, że nie zatonie całkowicie. Zdarzały jej się gorsze oraz lepsze dni; takie, kiedy wylegując się w łóżku sięgała po tabletki nasenne i takie, gdy pełna energii wychodziła z domu, stawiając światu czoła i rzucając swoiste wyzwanie. Dzień obecny należał do tej drugiej grupy – zdecydowanie lepszej zarówno dla niej, jak i dla otoczenia. Jednak kiedy ona walczyła sama ze sobą, inna, dobrze jej znana osoba, walczyła przeciw komuś innemu, w zasadzie od samego początku znajdując się na przegranej pozycji. Obserwowała to z boku, w głowie powtarzając głucho och, Abe i wracając myślami do starych czasów, kiedy to oboje byli szczęśliwi. Dlaczego wszystko się posypało? Dlaczego musiała go oglądać w takim stanie? Zataczającego się i krzyczącego, by bramkarz wpuścił go z powrotem. Cholera. Nie wahała się zbyt długo, zanim do niego podeszła; wyglądał w końcu jak siedem nieszczęść i zdecydowanie potrzebował pomocy (nawet jeśli ona sama nie była najodpowiedniejszą osobą, żeby jej udzielić). – Abraham? – powiedziała, uspokajającym tonem. Po chwili powtórzyła jego imię nieco głośniej, jako że w piątkowy wieczór przed lokalem panował gwar.
-
Dzisiaj pił sam i zdecydowanie nie w milczeniu. Bramkarz nie chciał się z nim cackać, a Abraham chyba nie był już w kondycji, aby zaprezentować mężczyźnie kilka dobrych ruchów, które - ostatecznie - nie doprowadziłyby do niczego dobrego. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś może go wołać. Nie tego się spodziewał bo umówmy się, zapuszczał się w dalsze rejony Seattle, żeby nie natknąć się na nikogo znajomego. A tu proszę. - O! Addie - wykrzyknął, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nieco mętny wzrok spoczął na Adore. - A co ty tu robisz? - wybełkotał, kiedy już do niej podszedł. Zachowywał się zupełnie tak, jakby przed chwilą nie wywołał wielkiej sceny.
-
-
-
Na jego słowa pokręciła jedynie głową, delikatnie uśmiechając się pod nosem. Nie irytowało jej to pijackie zachowanie; potrafiła utrzymać całkowity spokój i powagę. Nie przejmować się głupimi komentarzami; zwyczajnie je ignorując. Chwyciła jego ramię, myśląc o tym, że ten wychodzący od niego dżentelmeński gest pozwoli jej prowadzić go w miarę prosto, z odpowiednią równowagą. – O proszę, to wcale nie było takie ciężkie – skomentowała fakt, że bez niczego zgodził się z nią iść. – Więc jak, chcesz iść do domu? Czy po prostu przejść się po okolicy i sprawdzić razem ze mną, jak bardzo Seattle zmieniło się przez ostatnie dwa lata? Chyba nie jest tak źle, hm? – niby widziała jakieś drobne różnice, ale też nigdy nie była fanką pieszych wędrówek przez miasto, więc nie można powiedzieć, że znała je jak własną kieszeń. Po cichu liczyła, że Abe wybierze pierwszą opcję, dzięki której będzie mogła bezpiecznie odprawić go do domu.
-
To właśnie dla takich momentów się upijał; takich, w których żarty ze swobodą wychodziły z jego ust, a on bez skrępowania wyginał wargi w zaczepny uśmiech. Wtedy przypominał dawnego siebie, człowieka, którym znowu chciał się stać, nawet jeżeli nadal w tym dziwnym stanie wyparcia uznawał, że wszystko jest w porządku. Może dlatego po spożyciu takiej ilości alkoholu łatwiej mu było wytrzymać z samym sobą i przetrwać kolejny dzień, nawet jeżeli do końca nie wiedział tak właściwie po co. - Przez wzgląd na stare, dobre czasy nie mogłem odmówić - w końcu zanim jeszcze dziwny splot wydarzeń doprowadził do tego, że Adore powiedziała Walterowi tak, można powiedzieć, że to Abraham był jednym z kandydatów starających się o serce Adore. Przez moment rozważał wszystkie za i przeciw. Ostatecznie - co może nie do końca było dobre w jego obecnym stanie - w domu gdzieś jeszcze kryła się jakaś butelka z alkoholem, której już raczej nikt mu w sklepie nie sprzeda. - Skoro nalegasz, ale wchodzisz na własne ryzyko - rzucił, szczerząc przy tym zęby. Po czym zaczął się nieporadnie trochę macać po kieszeniach w poszukiwaniu - a jakżeby inaczej - papierosów. - Kurwa, zostały w środku - mruknął zawiedziony i niepocieszony tym faktem.
-
Adore lubiła go takiego. Rzucającego żartami, spokojnego, normalnego – nawet jeśli chwilę wcześniej wcale nie wyglądał jak człowiek, którego znała i który kiedyś skradł jej serce (pomimo, że nie przyznawała się do tego nawet przed samą sobą). – Stare dobre czasy, huh? – nie potrafiła powstrzymać delikatnego uśmiechu. Ich przeszłość wydawała się paskudnie odległa – jakby miała miejsce w całkiem innym życiu. A chociaż teoretycznie łączyła ich tylko (albo aż) przyjaźń, lubiła wracać myślami te kilkanaście lat wstecz. – Co takiego? – zapytała, bo nie przyszło jej do głowy, że chodzi o papierosy. Sama również nie posiadała paczki; chociaż niejednokrotnie zdarzało jej się zapalić, raczej starała się ograniczać. Przynajmniej w te dobre dni. – Tam już raczej nie wrócisz – skomentowała jeszcze; bo nie, ochroniarz zdecydowanie nie byłby skory wpuścić go do środka. Dlatego też Adore nie zamierzała się zatrzymywać i cały czas trzymając się abrahamowego ramienia, szła w stronę jego mieszkania. – Zresztą nigdy nie mówiłam, że chcę ci towarzyszyć. Potraktuj mnie jako swoją obstawę. Tak mniej więcej do drzwi wejściowych – chociaż może powinna pójść razem z nim? Być może zostawianie go samego, w takim stanie, nie byłoby zbyt odpowiedzialne. Aczkolwiek Adore podjęła ostateczną decyzję - odprowadziła go do do domu, poczekała, aż otworzy drzwi, przypilnowała, żeby położył się do łóżka i wróciła do siebie.
/ ztx2
-
Tym razem szczególnie nie chciało jej się zachowywać jakichkolwiek pozorów, dlatego zdecydowała się ubrać czarną koszulkę na ramiączkach oraz ulubione spodnie z dziurami. Wizerunku dopełniały luźno związane glany do połowy łydki, oraz skórzana kurtka z ćwiekami. Włosy zdecydowała się zapleść z niedbałego warkocza, jedynie nad makijażem spędziła trochę więcej czasu, by przynajmniej on wydawał się być staranny. Typowo kobiecy styl zdecydowanie nie był dla niej, może i czasami zdarzało jej się ubrać sukienkę czy spódnicę, gdy sytuacja tego wymagała lub gdy miała taki kaprys, to zobaczenie jej na wysokich obcasach graniczyło z cudem. Tłumaczyła to tym, że i była dość wysoka, więc nie potrzebowała już dodatkowych centymetrów.
Nie miała żadnych preferencji co do baru, dlatego wybrała się do pierwszego, który przyszedł jej do głowy. Była już tu przedtem sporo razy i jak na razie jej nie zawiódł, serwowali tu dobry alkohol, a to było dla Gabi aktualnie najważniejsze. Jak się spodziewała, o tej porze zdecydowanie nie świecił pustkami, jednak udało jej się znaleźć wolne miejsce tuż przy barze, o który też zaraz się oparła. Czekała, aż barman do niej podejdzie, jednocześnie przysłuchując się rozmowom toczonym wokół. Nie było to nic ciekawego, zwykłe pierdoły, które wylatywały jej z głowy tuż po samym usłyszeniu, dlatego też zaraz porzuciła tę czynność.
- Trzy wściekłe psy. - odparła, kładąc na blat odliczoną kwotę i przyglądając się, jak barman zaczyna przygotowywać zamówione shoty. Na razie zdecydowała się na mocny alkohol z dodatkiem ostrości, czując, że właśnie tego teraz potrzebuje najbardziej. Tego wieczoru liczyła głównie na to, że uda jej się wprowadzić w dobry nastrój, nie miała w planach żadnych ekscesów w postaci znalezienia one night stand czy wywołaniu bójki, bo była do tego zdolna.
-
........Robił to na różny sposób i z cyklicznie zmieniającymi się przy tym ludźmi; czasem wychodził w nocy na miasto sam, a czasem z kolegami – ale zazwyczaj każdy z nich i tak kończył o innej godzinie, w innym mieszkaniu. A jednak wszyscy upodleni do samych granic ludzkiej godności, pijani, z nienaturalnie rozszerzonymi od narkotyków źrenicami i skąpo ubranymi dziewczynami przyciśniętymi do swojego boku; żeby nad ranem się wymknąć i wrócić do swoich związków, rodzin, a nierzadko również do poważnej pracy.
........Nie układało mu się z Sophie, szczególnie ostatnio. Ale to nawet nie dlatego szukał wrażeń, innych ust i innego oddechu na swoim ciele, nóg oplatających go w pasie, innych oczu i dłoni. To była tylko żałosna ucieczka od stagnacji i nudnej rzeczywistości, od monotonii, której tak nienawidził. Dzięki czemu chociaż przez chwilę czuł, że żyje – i że może z tym życiem zrobić wszystko.
........Tego wieczora wyszedł sam, nikomu nie dając znać o swoich planach. Ominął wszystkie ekskluzywne kluby, w których istniało większe prawdopodobieństwo, że ktoś go rozpozna i po raz kolejny jego twarz wyląduje na pierwszych stronach szmatławców w towarzystwie skandalicznych nagłówków wypisanych krzykliwą, czerwoną czcionką. Wybrał więc bar, do którego zazwyczaj się nie zapuszczał – bez jakichkolwiek planów i oczekiwań nawet na przelotny romans, za to z nadzieją na nie rozpoznanie ani jednej twarzy.
........Jakie więc było jego zdziwienie, kiedy przedarł się wreszcie do baru, a jego spojrzenie zatrzymało się wprost na profilu kobiety, którą znał. Choć zdecydowanie wolałby, żeby było inaczej; żeby była wyłącznie kolejną zwykłą, choć całkiem niezłą laską, po której spojrzenie Mavericka ześlizgnie się w dół tylko po to, żeby już nigdy nie wrócić na jej sylwetkę w tłumie ludzi. Nienawidził przegrywać, dlatego porażki zawsze wpisywały się w jego wspomnienia boleśnie wyraźnie – a twarz tej kobiety, która już się odwróciła do niego plecami, ściśle wiązała się jedną z nich. Choć nie potrafił przywołać jej imienia ani nazwiska, Maverick niemal poczuł gorzki smak wściekłości na końcówce języka, ten sam, który towarzyszył mu podczas tamtego poranka.
........Nie wierzył w przeznaczenie, a los był dla niego tylko okazją do kpin z innych. Ale skoro miał okazję skonfrontować się z tą kłamliwą dziwką, nie zamierzał wypuścić tej szansy spomiędzy palców. Przepchnął się w tamtą stronę, nie zważając na delikatność i stanął tuż obok kobiety.
........— Ej, ty — odezwał się dźwiękiem przypominającym szczeknięcie, jednocześnie swobodnie opierając dłoń o blat podłużnej lady, przy której tłoczyli się ludzie chcący złożyć zamówienie u zbyt zajętych barmanów. Mógł wyglądać, jakby po prostu zaczepiał kobietę, która mu się spodobała; gdyby nie wyraz twarzy i coś niebezpiecznie błyszczącego w oczach. — Za to też zapłacisz moją platynową kartą? — wycedził.
-
Lubiła się zakładać, bo wygrywała zakłady, jeśli tylko te były wykonalne. Nie chodziło nawet o jakiekolwiek nagrody, dwadzieścia dolarów czy postawienie drinka stanowiły tylko miły dodatek do poczucia satysfakcji i wyższości, które Gabi odczuwała za każdym razem, gdy udało jej się wykonać co trudniejsze zadania. Te, w których zaangażowani byli faceci, zajmowały szczególne miejsce na liście jej ulubionych. Lubiła dawać im złudne uczucie panowania nad sytuacją i myślenia, że to oni ją poderwali, podczas gdy to ona wodziła ich za nos i pogrywając z nimi po swojemu, by zostawić ich później nad ranem. Chociaż kradzież nie znajdowała się w jej typowym repertuarze, to pożyczenie sobie na stałe portfela śpiącego, pijanego mężczyzny było niczym więcej niż dopełnieniem dzieła.
Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek trafi na Mavericka, tym bardziej nie chciała na niego trafić. Wątpiła, czy był aż tak pijany, by nie pamiętać jej twarzy, a przez to nie skojarzyć jej osoby z zaginięciem portfela. Nie bała się tej ewentualnej konfrontacji, co nie znaczy, że chciała ją przeprowadzać.
Patrząc, jak barman nalewa zamówiony przez nią alkohol, nie zauważyła zbliżającego się do niej mężczyzny. Dopiero, gdy zorientowała się, że ktoś stanął podejrzanie blisko niej, opierając rękę o blat, spojrzała w jego stronę, a na jej twarzy przez chwilę było widać zaskoczenie. Gdy pierwsze zdezorientowanie minęło, nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu. Wyraźna złość mężczyzny dawała swego rodzaju satysfakcję, w końcu nie mogła przejść obojętnie wobec tego, że wzbudza w nim tak silne emocje. Gabi nie podobało jej się to, że Maverick wyraźnie nad nią górował, odruchowo więc wyprostowała się znad baru.
- Jeszcze jej nie zablokowałeś? - spytała, na razie za nic mając sobie ton jego głosu, przenosząc wzrok z powrotem na swój alkohol. - Dobrze wiedzieć. - dodała, wciąż z tym lekkim, nieco aroganckim uśmiechem. Drażniła się z nim, nie mogąc się od tego powstrzymać, bo tak naprawdę, oprócz sprawdzenia zawartości jego portfela, nie zajrzała do środka po raz drugi.
-
........Ostatecznie, wcale nie chodziło o kasę; miał jej przecież w chuj i jeszcze trochę. Poza tym już po zaginięciu portfela czujnie obserwował swoje konta, z których nic nie zniknęło – co z resztą zniweczyło wszelkie próby odnalezienia kobiety, która go oszukała. Nie chodziło również o czas, który musiał poświęcić na wyrobienie nowych dokumentów. Nie. Liczyła się tylko duma, ambicja i gorzki smak porażki, o której nie potrafił zapomnieć. Zemsta, a przynajmniej zadośćuczynienie. Nawet jeśli jeszcze nie wiedział jak, Maverick był pewien, że ta laska zapłaci mu za wszystko z nawiązką.
........Wreszcie odwróciła się do niego, a pierwsza jej reakcja, czyli zaskoczenie wymalowane w oczach było niczym miód na jego serce. Wtedy, kiedy jej ślad się urwał, bo nie popełniła błędu zbyt pochopnego skorzystania z jego kart, założył, że nigdy jej już nie zobaczy. Ale przecież wcale nie zapomniał. I choć nie przyznałby się do tego na głos, nagle poczuł dziką satysfakcję z tego przypadkowego spotkania.
........A mimo że bardzo drażnił go ten sarkastyczny uśmieszek tańczący na kobiecych wargach i wypowiadane jakby od niechcenia słowa, Maverick nie mógł się oprzeć wrażeniu, że w jakiś sposób wszystko to mu się podoba. Sposób, w jaki patrzy na nią z góry. Wrażenie, że tym razem ma szansę na odwrócenie ról.
........— Oczywiście, że ją zablokowałem — prychnął w odpowiedzi, przewracając przy tym oczami. — Czyżby hasło „ironia” nie mieściło się w zakresie słownictwa, którego uczą się irytujące, małe złodziejki?
........Wciąż nie zajął miejsca siedzącego, choć jedno obok nich na moment się zwolniło.
........— Prawie mi szkoda, że nie użyłaś jej wcześniej. Chętnie odprowadziłbym cię na salę rozpraw w ramach rewanżu za niezły seks — warknął, pochylając się lekko do przodu. A choć ruch ten nie był znaczący, zawierał w sobie coś jawnie agresywnego i Maverick miał nadzieję, że kobieta tego nie przeoczy. Ale nie zamierzał tylko prężyć się jak kot w jakimś idiotycznym pokazie sił. — Powiedz mi coś: okradłaś mnie, a jednak nie skorzystałaś z pieniędzy. Z tego co udało mi się ustalić, nie wykorzystałaś też tego pierdolonego portfela w żaden inny sposób. Takie masz hobby? — mówił cicho, spokojnym głosem, który niemal nikł w gwarze głośnych rozmów i sączącej się w barze muzyki, ale spojrzenia nawet na moment nie oderwał od siedzącej przed nim kobiety.
........Była, oczywiście, że była w nim cholerna ciekawość. Gdzieś tuż obok wściekłości i potrzeby zrewanżowania się za to poniżenie.
-
- Irytujące, małe złodziejki uczą się takich haseł jak "prawy sierpowy". - to określenie nie uderzyło jej szczególnie mocno, zajmując się na co dzień większym bagnem niż kradzieże portfeli, zdążyła się już niejako przyzwyczaić do łatki przestępcy.
Bez słowa przesunęła jeden kieliszek w stronę Mavericka, sama zaraz po tym wypijając na raz shota i starając się nie skrzywić, czując ostry smak tabasco. Sama nie zastanawiała się, czemu to zrobiła, być może chciała tym gestem pokazać, że nie bierze na poważnie tej ich całej konfrontacji, chcąc się tylko napić; a może wręcz przeciwnie, zamierzała pozwolić, by alkohol bardziej wzmocnił targające nimi emocje. Niezależnie od tego, przyszła do baru się napić i nie zamierzała z tego zrezygnować tylko dlatego, że wpadła tu na kogoś, na kogo nie planowała wpadać. A to, czy Maverick zamierzał stać tu nad nią o suchym pysku czy nie, to zależało już tylko od niego.
- Mogłeś powiedzieć wcześniej, że kręcą cię kobiety w kajdankach. - rzuciła, za nic mając sobie jego groźby. Dopiero, gdy ten nachylił się w jej kierunku, odruchowo na chwilę spięła mięśnie ramion. Nie podobało jej się, że mógł patrzeć na nią z góry, ale to było za mało, by odpuściła. Nie bała się go, bo była przekonana o tym, że nie jest w stanie nic poważniejszego jej zrobić.
- Jak to nie wykorzystałam? Położyłam go sobie w honorowym miejscu na półce, żebym każdego dnia mogła przypomnieć sobie, jak łatwe i satysfakcjonujące jest pogrywanie z takimi frajerami. - odezwała się, również nie odrywając spojrzenia od Mava, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu. Chęć dalszego prowokowania go była zbyt silniejsza od niej, nie byłaby sobą, gdyby nie skorzystała z takiej okazji, nawet jeśli z boku mogło się wydawać, że w jej zachowaniu nie było ani grama logiki.
-
........I tak, przesunięcie jednego z kieliszków w jego stronę było tym, co nieco zbiło go z pantałyku. Na moment oderwał spojrzenie od twarzy kobiety, żeby zerknąć na alkohol w kieliszku i ledwie powstrzymał brzydki grymas cisnący mu się na usta wraz z mało wyszukanym przekleństwem.
........Gdyby miał do wyboru zaufanie tej kobiecie albo wygłodniałej lwicy, z entuzjazmem rzuciłby się w szpony zwierzęcia.
........— Akurat w twoim przypadku to jeszcze nic straconego — odparł natychmiast na słowa o kajdankach i jeszcze przez kilka sekund patrzył na alkohol, ale w końcu po niego nie sięgnął. Zamiast tego złapał przechodzącego wzdłuż lady barmana i zamówił kolejkę shotów whiskey.
........A potem mógł znów skupić się tylko na tej dziwnej konwersacji, która zdawała się podobać coraz bardziej obojgu z nich.
........— Łał. Touché — westchnął i przez chwilę mogło to wyglądać nawet realnie; jakby ta uwaga wycelowała prosto w serce albo męską dumę Mavericka. Mogło, ale tylko dla ludzi, którzy nie wiedzieli gdzie patrzeć; siedząca przed nim kobieta już przecież udowodniła, że z nią jest inaczej. — Naprawdę zraniłaś tym moje głęboko skryte uczucia, skarbie. Jak ja się pozbieram, skoro ktoś znów postawił mi ołtarz w centralnym miejscu swojej nory? — rzucił, ale w głosie nie było śladu ani teatralnej emfazy, ani też rozbawienia.
........Kiedy ona zdawała się doskonale bawić i wciąż posyłała mu aroganckie uśmieszki, Maverick był niczym posąg nie zdradzający na twarzy żadnej z targających nim emocji. Niemal już nad nią wisiał, zmuszając do zadzierania głowy, jeśli chciała mu posyłać to swoje śmiesznie harde spojrzenie. Z satysfakcją obserwował ją w tej średnio wygodnej pozycji, kiedy starała się wyglądać groźnie na przemian z obojętnością.
........— Myśl o mnie za każdym razem, kiedy przed nim klęczysz — dodał po krótkiej pauzie, mrużąc jednocześnie oczy. Choć z tego krótkiego urywka rozmowy Maverick miał – przynajmniej w swojej opinii, a wiadomo, że ta była najistotniejsza – prawo sądzić, że złodziejka średnio łapie sarkazm, to uwaga ta była zbyt jednoznaczna, żeby go przegapić.
........Niepokojąco dobrze się bawił w tej dziecinnej przepychance słownej i może dlatego jeszcze nie potrafił stwierdził, w którą stronę właściwie chciał pchnąć swoją zemstę.
-
Jego słowa skomentowała tylko krótkim spojrzenie, w którym skrywały się iskierki rozbawienia. Kradzież portfela była niczym w porównaniu z tym, czym zajmowała się na co dzień, a jak dotąd nie miała tej wątpliwej przyjemności poczuć chłodu metalowych bransoletek na nadgarstkach. Dlatego w tym przypadku czuła się być całkowicie bezkarna.
- Tak mi przykro, skarbie. - rzuciła krótko. Cholernie nie podobała jej się ta różnica wzrostu, która teraz zdecydowanie nie działała na jej korzyść. Maverick stał blisko, zbyt blisko niej, tak więc ciągłe patrzenie mu w twarz było dla niej niewygodne. Dlatego też, niechętnie, spuściła wzrok, bo zadzieranie głowy do góry było na dłuższą metę męczące, traktując to jako swoją porażkę w tym starciu. Pierwszą i ostatnią.
- Z przyjemnością. - odparła, specjalnie obniżając ton głosu, by po tym poprzez przygryzienie wargi starając się powstrzymać przed wybuchem śmiechu. Nie wiedziała, dokąd zaprowadzi ją ta rozmowa, ale skłamałaby, gdyby stwierdziła, że jej się nie podoba. - Masz jeszcze jakieś życzenia? Mam wykrzykiwać w mantrze twoje imię? - dodała jeszcze, zanim znowu się nie napiła i skinęła na barmana, żeby dał jeszcze raz to samo.
Powstrzymywała się przed odsunięciem się, chociaż stali w niewielkiej odległości od siebie. Może i dla Gabi nie byłoby to wielką przeszkodą, gdyby nie pamiętała tego, co między nimi zaszło. Tamtego wieczoru nie wypiła aż tyle, by ten czas, który spędzili wspólnie, wypadł z jej pamięci. Musiała być względnie trzeźwa, jeśli wtedy wszystko miało pójść zgodnie z wymyślonym na szybko, po części też improwizowanym planem. Dlatego teraz, przypominała sobie wszystko, co było silniejsze od niej - tak samo jak nieprzyjemne uczucie ciepła na policzkach.