WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
kawiarnia
-
A jednak służbista miał jakieś sentymenty. Tylko trzeba było go bliżej poznać.
Zaraz obok mieszkał jego kumpel z dzieciństwa, tak samo szalejący na punkcie jazdy jednośladami. I latynoska kumpela, która stanowiła ich prywatny „osiedlowy monitoring”, płosząc Samaelowi wszelkich adoratorów, gości i potencjalne randki. Gdzie indziej ciężko byłoby stać po przeciwnych stronach korytarza i obrzucać się wiązkami najbardziej obelżywych słów, jakie istniały w hiszpańskim słowniku. Znał każdą uliczkę i każdy zaułek South Park, umiał rozpoznać każdy gang, wiedział co mówić, żeby nikomu się nie narazić. To był jego dom. Patologiczny, ale znajomy. Całkiem jak dzieciństwo.
Był poniekąd przyzwyczajony do zagrożenia. Możliwość oberwania kulki nie robiła na nim większego wrażenia, tak samo opowiadanie o swoich przeżyciach z pracy niespecjalnie przywoływało nieprzyjemne wspomnienia, nie pogarszało mu w żaden sposób humoru. Był uzależniony od adrenaliny i gdyby tylko był odrobinę bardziej autodestrukcyjny, zapewne zacząłby szukać zaczepki na własną rękę. Zamiast tego miał okazję co jakiś czas narazić życie i jeszcze mu za to płacili. A że nigdy go nie ciągnęło do łamania prawa (w życiu co najwyżej pił przed osiągnięciem pełnoletniości, jak to wkraczający w dorosłość nastolatkowi miewali w zwyczaju; ewentualnie parę razy przekroczył prędkość i przeszedł przez ulicę w niedozwolonym miejscu – ot, delikatne wykroczenia), to policjantem był wręcz z powołania. Choć nie brakowało wiele, żeby został strażakiem. Tam też ryzykowało się dość często, ale jednak wybrał inną opcję. Może to jakaś chęć poczucia władzy, wzbudzanie szacunku samym służbowym uniformem. Albo możliwość przywalenia komuś bezkarnie pałką.
De Ville miał pokaźną kolekcję blizn. Drobniejszych i tych głębszych, niemal niedostrzegalnych i takich, które bardziej przykuwały wzrok. Nigdy ich się nie wstydził, bo każda z nich była osobną historią. Głupszą czy poważniejszą, ale historią. I jego integralną częścią. A kiedy trafiał się jakiś fetyszysta blizn to przynajmniej było o czym porozmawiać i z czego się pośmiać.
– Nigdy nie odmawiam dobrej zabawy – odparł odprowadzając Prescotta wzrokiem i znów się lekko uśmiechając, tym razem w jakiś bardziej zaczepny sposób, z tajemniczym błyskiem w oku. Im więcej minut trwało spotkanie, tym mniej Samael miał wrażenie, że jest to jakaś pułapka czy żart. Czujność i napięcie rozmywały się powoli, dopuszczał do siebie coraz bardziej myśli, że jednak to wszystko dzieje się naprawdę i nie ma się czego obawiać. Zwłaszcza, gdy na krótką chwilę został sam. Na ziemię sprowadziło dopiero ciche stuknięcie szklanki poprzedzone dźwiękiem stawianej filiżanki, od której dość szybko dobiegł do niego zapach świeżej, gorącej kawy. Już to wystarczyło, żeby delikatna mgiełka senności usunęła się w cień. A jeszcze Zachary pobudzał go dodatkowo swoją mową ciała. I mową ogólnie. Prześledził ruch palca, wysłuchał kolejnych słów.
– Czyżby? – zamruczał, opierając łokieć na blacie stolika. Palce podtrzymały jego głowę, gdy brązowe oczy wpatrywały się w twarz rozmówcy. – A gdzie mieszkasz? Może jak okolica ładna to wybiorę się na… wycieczkę.
fotograf
na zlecenie
sunset hill
W życiu takich, jak de Vill, Zachary doszukiwał się jakiejś desperacji; nieustannej walki prowadzonej od postawienia nogi poza łóżkiem, wysupłanej nad ranem z pościeli, aż po zmierzch. Mieli problemy zupełnie innego kalibru; takie, jakimi Zachary nie tylko nie musiał zaprzątać sobie głowy, ale z jakich nie zdawał sobie nawet sprawy. Tylko że ten rodzaj zdziczenia, przekonywał się Prescott, miał w sobie coś ekscytującego. Pociągającego. Coś, co dobrymi manierami mogło się przypudrować, ale nie okiełznać.
Poza tym, pomyślał, że to całkiem urocze; z tą drobną złośliwością nakazującą wolno poklepać interlokutora po ramieniu albo po głowie, zacmokać, a potem szczerze się roześmiać. Samael naprawdę nie wyciągał pochopnych wniosków. I Zacharemu w gruncie rzeczy zrobiło się całkiem miło – dla odmiany spotkać kogoś (czy może się – z kimś), kto nie próbował mu prosto w twarz pluć sugestiami. Że wystarczy na Zacharego spojrzeć, żeby domyślić się, że mieszka na-
– Queen Anne. Nie mówię, że to obok, ale... zdecydowanie bliżej. Chyba że ta twoja maszyna ma problemy z podjazdem pod górkę? – Zasugerował w nieszkodliwej złośliwości; i z następującym po niej, cichym siorbnięciem napoju. W efekcie, po podniebieniu chłopaka rozlał się wyziębiony, owocowy posmak, który skwitował krótkim wzdrygnięciem ramion. – Więc… jeśli rozważasz wycieczkę, to… chętnie cię oprowadzę – zaproponował, odrywając na moment usta od plastikowej słomki. Gdzieś pomiędzy słowami zahaczył czubkiem buta o łydkę chłopaka. – Może nawet nalegam. – Z niejednoznacznym uśmieszkiem zabłąkanym w kąciku ust.
Obydwoje posiadali swoje wątpliwości; jakby na to nie spojrzeć, ich sytuacja opierała się na raczej koślawo akcentowanym zaufaniu. Na zasadzie słowa przeciwko słowu. Bo o ile ze strony Zacharego, faktycznie, mógł to być niskolotny żart – tak i on powiedział Samaelowi bardzo personalną i intymną część siebie. Tą, którą nie chwalił się na lewo i prawo. Gdyby tylko chciał, de Vill mógłby odpowiednio to wykorzystać przeciwko Prescottowi. Wszakże też ryzykował. Na różnych płaszczyznach; choćby i teraz, wiązką spojrzenia (w odpowiedzi na to, którym bezpardonowo wczepił się w niego brunet) powoli wplątawszy się pomiędzy palce mężczyzny. Potem we wspinaczce dłoni, z potknięciem o drobną wypukłość przyciemnionej błękitem żyły. Nadgarstkami, ramionami, wcięciem szyi, policzkiem. Gdyby nie ta nieszczęsna soda – chyba zaschnęłoby mu w gardle.
– No dobra. – Odchrząknął. – Dajesz, trzy najlepsze filmy w historii kina według ciebie. Jedziesz. – Trudno tylko określić, czy próbował odwrócić jego, czy własną uwagę. – Muszę wiedzieć czy masz dobry gust. Nie zapraszam do siebie byle kogo. A już na pewno nie do-
Urwał, pokusiwszy się o trzy krótciutkie, rytmiczne łyki napoju. Ale kontaktu wzrokowego nie zerwał.
-
– Ale proszę… Queen Anne… – Czy się spodziewał? Może nieco podejrzewał. Obstawiał właśnie Magnolię, ewentualnie Northwest lub centrum. Zdecydowanie nie takie wygwizdowo, z którego sam pochodził, tanie Chinatown czy niesamowicie wymieszane Southeast, które chociaż miało w sobie jakiś urok, wydawało się równocześnie chaotyczne przez te zderzenia różnych, niepasujących do siebie kultur. Samael, czując jak jakaś noga niemalże kocim zwyczajem go dotknęła, podparł twarz na dłoni, wyglądając jakby się zastanawiał. Choć przez trzy sekundy mógł udawać, że wcale nie jest łatwy i trzeba się postarać, żeby go do siebie zwabić, ale żeby dobrze to odegrać, musiałby przede wszystkim zmienić opis na Tinderze – ten wprost mówił, że raczej nie oczekuje pięciu randek, po których może wreszcie zgodzi się na intymność w postaci złapania kogoś za rękę. – Kusisz, Zachary. A ja chyba nawet ulegnę tym namowom. – Dodał nieco ciszej. I niby to jego przezywali od diabłów, a tu kusiciela miał dosłownie na wyciągnięcie ręki. Ale cóż, nie miał za często okazji do odwiedzania dzielnicy, w której mieszkał Prescott, więc byłby skłonny przejechać się z czystej ciekawości. Wraz z przyswajaną kofeiną zauważał jednak coraz więcej sygnałów wysyłanych z tej drugiej strony, a im bardziej się rozbudzał, tym łatwiej się tym sygnałom poddawał. I nawet ta niespodziewana zmiana nurtu rozmowy nie zdołała go skołować. Nie po tych kilku łykach czarnego jak kopyta Baphometa napoju.
– Tylko trzy? – To nie było wbrew pozorom najłatwiejsze zadanie. Kino historię miało dość długą, wybór był ogromny. Zwłaszcza, że Samael najczęściej sięgał po filmy starsze, o ile już w ogóle cokolwiek oglądał. Rzadko miał czas czy chęci na pójście na jakąś nowość w okolicach premiery, a ze znajomymi też prędzej wyskoczyłby na piwo niż do kina. – To… Pierwsza część Ojca chrzestnego, Skazani na Shawshank iii… czy trylogia Władcy Pierścieni w wersji reżyserskiej może liczyć się jako jeden? – Dwanaście godzin filmu mogło rozłożyć na łopatki każdego, ale nie potrafiłby wybrać, która część jest najlepsza. Widział to po prostu jako integralną całość. – Jeśli nie, to rozważałbym jeszcze Lśnienie albo Gladiatora. – Raczej niespecjalnie znał się na wybitnych dziełach kultury, mógłby jeszcze rozważyć kandydaturę kilku innych filmów, ale na pewno nie nic mniej znanego. Dzieciństwo spędził na ucieczkach z domu i włóczeniu się po mieście, nie na zgłębianiu historii sztuki czy podziwianiu dzieł wybitnych reżyserów.
– Trzy najlepsze zespoły muzyczne. Bo wiesz, nie mogę pozwolić, żeby mnie oprowadzał ktoś, komu słoń przydeptał uszy. – Może odrobinę złośliwy uśmieszek zawitał na jego twarzy zanim nie upił kolejnego łyku kawy. Przyszła pora na rewanż i teraz on chciał się czegoś dowiedzieć. Wyczekując odpowiedzi, powoli przesunął opuszkiem palca po krawędzi swojej filiżanki, przyglądając się Prescottowi. Właściwie nigdy nie osądzał nikogo po guście muzycznym. Może było parę gatunków, które niekoniecznie mu się podobały, ale wszystko było dla ludzi i jeśli ktoś czegoś słuchał, to coś w tym jednak wartościowego dostrzegał.
Striptizerka
Little Darlings
south park
Już i tak musiałam wymyślać w CV gdzie wcześniej pracowałam...
Z drugiej strony nie czułam się wyspana, często spałam za dnia, nie w nocy jak dziś. A co za tym szło: tym bardziej potrzebowałam kawy. Ogólnie musiałam zrobić zakupy, ale najpierw kawa.
Od razu wiedząc czego chcę nawet nie patrzyłam na menu, zbyt zajęta poszukiwaniem ofert kursów. Na pewno jakaś fundacją musiała coś mieć. Plus obecnej pracy był taki, że na pewno godzinowo nie będzie mi kolidowała z ewentualnym kursem.
Wspomniałam o podwójnym espresso na rozbudzenie, nawet nie patrząc na kelnerkę. Oczywiście, nie chciałam być niemiła, akurat jeden z kursów przykuł moją uwagę.
— Judith — odpowiedziałam, zapytana o imię, które chciałam by napisać na kubku i dopiero wtedy spojrzałam na baristkę. A kiedy rozpoznałam w niej swoją nową fankę z klubu, aż zamarłam, rozchylając szeroko usta w zaskoczeniu, patrząc na nią oczami jakbym zobaczyła ducha.
Dobrze ją pamiętałam, czułam, że miałam jej szczególną uwagę i nie mogłam narzekać na jej zainteresowanie. Już słysząc jej głos powinnam się zorientować!
Choć co by nie mówić, sama mi się spodobała wtedy, ale teraz byłam poza klubem. W dodatku poznała moje imię.
W pierwszej chwili spojrzałam w stronę drzwi, myśląc o wybiegnięciu z lokalu, ale zaraz przyszła mi do głowy inna opcja. Rżnąć głupa i udawać, że to kompletnie nie byłam ja, a ktoś podobny.
Mniejsza, że w tym samym miejscu na dekolcie miałam pieprzyk. Albo tatuaż na nadgarstku czy ten na łydce.
— Przepraszam, pomyliłam panią z kimś innym — zaśmiałam się nerwowo. — Strasznie duże podobieństwo. W ogóle piękna pogoda dziś, no nie? Biorąc pod uwagę ostatnie ochłodzenia.
A mogłam się po prostu zamknąć. Klasycznie w sytuacji stresu zaczynał się słowotok.
she is the pain
na usługach mafii
portage bay
outfit
Normalny dzień dla Cas... od późnej nocy była poza miastem zajmując się czymś dla szefowej, a raczej kimś. Wróciła do willi koło piątej rano, zmyła z siebie ślady krwi i padła na łóżku chcąc przespać większość dnia, ale niestety to też nie wyszło. Otworzyła oczy kiedy Ketheea postanowiła zajrzeć do jej sypialni i poinformować, że jest potrzebna w innym magazynie, więc Cass nie myśląc wiele zebrała swój seksowny tyłek z łóżka. Jak trzeba to trzeba, a przecież nie mogła marudzić. Znała doskonale swoje miejsce i lepiej było po prostu szefowej nie wkurzać. Chciała mimo wszystko jeszcze trochę żyć.
Najpierw potrzebowała wlać w siebie kawę, bo ledwo widziała na oczy. Ostatnia nocka po prostu dała jej fizycznie w kość. Psychicznie nie bardzo. Ciężko to zrobić kiedy człowiek przyzwyczaił się do skomlenia jednostek o oszczędzenie ich. Można powiedzieć, że Cass była wyprana z jakiejkolwiek moralności, a krzywdzenie innych przychodziło jej z dziwną łatwością.
Obecnie w kawiarni w której była oficjalnie zatrudniona był niezły ruch, więc postanowiła pomóc chociaż trochę i stanęła na kasie. W życiu nie powiedziałaby, że trafi dzisiaj na striptizerkę z klubu w którym ostatnio była. Zresztą wtedy kuła mocno jej uwagę, więc momentalnie ją rozpoznała. -Wątpię że pomyliłaś ale okej. Możemy brnąć w to kłamstewko - uśmiechnęła się zadziornie i uniosła zaraz brew lustrując kobietę wzrokiem. -Judith tak? Będę pamiętać - puściła oczko i pozwoliła by ta przeszła dalej a Cass nabiła jeszcze kilku klientów ostatecznie będąc znudzoną. Poprosiła o własną kawę i gdy gotowa była jej jak i również rozpoznanej kobiety wzięła oba kubki w dłonie by zaraz pojawić się przy kobiecie. -Kontynuując. Piękna pogoda, aż zaprasza na spacer - uśmiechnęła się. Czy to była propozycja? A i owszem. Jasne Cass się nieco śpieszyła, ale nic nie stało na przeszkodzie poświęcić kilku minut osobie, która któregoś wieczoru dawała naprawdę niezły pokaz.
Judith Myers
Striptizerka
Little Darlings
south park
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Blada jak kreda twarz dość szybko zmieniła się w czerwień, kiedy spaliłam buraka i w końcu bez słowa udałam się do stolika.
I aż schowałam twarz w dłoniach. Brnąć w to dalej i liczyć, że to był test? Nie, ten wzrok... Na pewno pamiętała tatuaże. I na cholerę mi one były... Dobra, zawsze mogę udawać problemy z pamięcią, albo jej wmawiać.
Aż podskoczyłam, kiedy nagle usłyszałam kobietę obok siebie i spojrzałam na nią, cała zarumieniona. Jeszcze nawiązywała do pogody... I moment, czy ona mi właśnie proponowała wspólny spacer?
Wzięłam oddech, zdecydowana przemilczeć uśmiech. Mniejsza, nie wchodzę na temat klubu, skupiam się na propozycji i na tym, że była niczemu sobie.
— Czy to propozycja, pani... — spojrzałam na jej kubek, ale swojego nie podpisała już, przez co pytanie zawisło w powietrzu. Z drugiej strony, biła od niej taka pewność siebie, że gdyby rzuciła "idziemy na spacer", prawdopodobnie bym nie protestowała.
— Nie chciałabym też pani odciągać od pracy, by nie miała pani problemów — dodałam po chwili, bardziej dlatego, że głupio mi było milczeć. Tak jak i gapić się na nią, przez co wbiłam w odebrany od niej kubek. Była bardzo atrakcyjna i bardzo w moim typie. Dlatego dla niej tańczyłam wtedy z większym zapałem.
Cass Navarro
she is the pain
na usługach mafii
portage bay
-Cass - rzuciła krótko uśmiech wciąż gdzieś tam co chwilę się pojawił co sprawiało, że również ukazywał się dołek w policzku. -Tym razem propozycja. Następnym może nią nie być. Zależy od Ciebie - stwierdziła wesoło. Proponowała, bo tym razem nie chciała wychodzić na jakiegoś natręta i dziwaka.
-I błagam nie pani. Na to trzeba mieć wygląd i pieniądze - przewróciła teatralnie oczami i ruszyły w stronę drzwi. -Poza tym chcę być odciągnięta. Mam kilka innych spraw do załatwienie w Seattle - nie zamierzała mówić, że w sumie to tu nie pracuje ani tym bardziej co zamierza robić. -Długo pracujesz w Little? - nie dokończyła nazwy lokalu, bo przecież obie dobrze wiedziały o co chodzi, a Cass nawet nie zamierzała oceniać Judith pod tym względem. Za coś trzeba żyć. Cass miała o tyle dobrze, że mieszkała w willi i miała dostęp do pieniędzy więc nigdy o nic się nie martwiła.
Judith Myers
Striptizerka
Little Darlings
south park
— Och... Okej... — odparłam, chichocząc nerwowo. Czyżby następnym razem miało być faktycznie "idziemy na spacer i koniec"? Kto ją tam wiedział, ledwo zdążyłam ją poznać!
— Dobrze, Cass — odpowiedziałam, podnosząc się w końcu z krzesła i ruszyłam z nią w stronę drzwi. Zaśmiałam się lekko, kiedy wspomniała o tym, że chciała być odciągnięta od pracy. Cóż, jeśli miała taką możliwość i najwidoczniej da sobie radę, kiedy szefostwo zauważy, to cóż. Nie mogłam jej przecież niczego bronić. Z drugiej strony na pewno czułabym się winna, gdyby wzięły się z tego jakieś kłopoty.
Upiłam łyk kawy, już planując ją zapytać z ciekawości o pełne imię, ale wtedy nawiązała do mojej pracy i się zakrztusiłam kawą. I szlag trafił plan przemilczenia tego. Myślałam znów się tego wyprzeć, ale się zawahałam, gdy już otworzyłam usta. Kogo ja chciałam oszukać? Poza tym, nie wydawała się mieć potępiającego spojrzenia na to. Nie to co Juanita dwa budynki ode mnie, gdy zaczęła być podejrzliwa gdy już któryś raz wróciłam nad ranem i to trzeźwa. Lepsze pytanie: Czemu ona nie spała o takiej godzinie?
Zresztą, kogo Ty chcesz oszukać, Judith.
— Dwa lata już — przyznałam w końcu, wbijając wzrok w kawę i unikając mimo wszystko jej spojrzenia. To że Cass mnie nie osądzała, nie znaczyło, że ja samej siebie nie. A że znałam inne koleżanki po fachu, to tym gorzej się przez to czułam. Nie osądzałam ich, ale jeśli osądzałam siebie, to nie robiłam tego mimo wszystko w stosunku do nich? — A Ty w kawiarni? I Cass od Cassandry czy od Casey? Wybacz, ale jestem strasznie ciekawa.
Albo po prostu chciałam odwrócić uwagę od tematu. Upiłam kolejny łyk kawy, mając już tym razem pewność, że nie zakrztuszę się znów.
Cass Navarro
she is the pain
na usługach mafii
portage bay
Judith nie wiedziała, że Cass faktycznie nie będzie miała problemów. Nikt na nią nie powie, bo wszyscy pracujący w tym miejscu wiedzą doskonale dlaczego Cass tu jest i wszyscy trzymali buzie na kłódkę, o inaczej mogło to się źle dla nich skończyć.
Przy Cass nie było tematów tabu a pracę towarzyszki traktowała zupełnie normalnie stąd też uważała swoje pytanie za normalne. Dlatego też odrobinę zaskoczyła ją reakcja dziewczyny co widać było po minie Navarro. -Nie wkurza Cię czasami? - chodziło jej bardziej o fakt tych nieszczęsnych facetów co to myśleli, że im wszystko wolno kiedy rzucali pieniędzmi na stół czy wypili zdecydowanie za dużo. Jasne Cass była klientką, ale ona skupiała się na oglądaniu bo przecież po to tam poszła. -W kawiarni? Odkąd rzuciłam szkołę. Może trochę krócej - wzruszyła ramionami i upiła kilka łyków kawy. Musiała kłamać. Nie powie przecież, że z zawodu krzywdzi ludzi. -Cassandry. Jednak nadal mocno twierdzę, że Cass pasuje do mnie bardziej niż moje pełne imię - stwierdziła przyglądając się swojej towarzyszce przez chwilę -Gdzieś koniecznie musisz być? Mogę Cię odprowadzić - rzuciła, bo w sumie nie lubiła chodzić bez większego celu. No chyba, że faktycznie potrzebowała oczyścić głowę i szła po prostu do parku.
Judith Myers
Striptizerka
Little Darlings
south park
Poniekąd to faktycznie nie byłam ja w klubie, a moja maska.
Spojrzałam na nią zaskoczona, kiedy powiedziała, że rzuciła szkołę. Nie spodziewałam się. Owszem, dawała vibe bad girl, ale sposób w jaki mówiła, fakt jak inteligentna się wydawała po pierwszym wrażeniu... Byłam szczerze zaskoczona. Spokojnie mogłabym pomyśleć, że coś studiuje obecnie.
— Czy ja wiem czy bardziej... Musiałabym chyba lepiej cię poznać — powiedziałam w końcu, po chwili namysłu. — Właściwie to nie. Myślałam przez chwilę, czy nie wymówić się, że spieszy mi się do pracy i zwiać, kiedy mnie rozpoznałaś, ale tak faktycznie to tylko zakupy planowałam — zaśmiałam się, już się trochę rozluźniając.
Cass Navarro
she is the pain
na usługach mafii
portage bay
Navarro nawet jakby chciała to w życiu nie dałaby innego vibe niż bad girl. Była wytatuowana i nosiła się często gęsto niczym jakiś gówniak wychowany na ulicy w pierwszym lepszym gangu gdzie strzelaniny są na porządku dziennym. Mafia była... odrobinę bardziej wyrafinowana pod tym względem. Zresztą Cass nie potrzebowała ukończenia szkoły by spokojnie udowodnić niektórym jak bardzo zna ludzkie ciało. Gdyby faktycznie się przyłożyła to może byłaby najlepszym lekarzem ever.
Uniosła brew na jej słowa. Raczej nie powinna poznawać Cass bliżej, a przynajmniej sama zainteresowana na to nie pozwalała. -Zwiać? Daj spokój. Nie jestem taka straszna! - zaśmiała się. -W takim razie idziemy na zakupy - chciała jej towarzyszyć, bo taki miała kaprys. Zresztą ostatnim razem między nimi iskrzyło, więc dlaczego z tego nie skorzystać?
Judith Myers
Striptizerka
Little Darlings
south park
Zaśmiałam się wraz z nią, kiedy rzuciła, że nie jest tak straszna. Ona nie, perspektywa powiązania Cherry z moimi danymi, już tak. Choć chyba nie miałam czym się martwić, przynajmniej nie teraz. Między innymi dlatego nic nie dodawałam na Instagrama, choć zazdrościłam swoim znajomym. Za bardzo bym ryzykowała, że rozpozna mnie ktoś ze stałych bywalców w klubie. Jeszcze długo bym ryzykowała po odejściu.
Może po tym powinnam się przefarbować, zmienić makijaż? Tak dla możliwości odcięcia się?
Spojrzałam zaskoczona, kiedy powiedziała, że chce mi towarzyszyć w zakupach, ale zaraz delikatnie się uśmiechnęłam. Mimo wszystko było mi miło, że chce mi dotrzymać towarzystwa. Z drugiej strony próbowałam na nią zbyt długo nie patrzyć, mimo że przecudownie wyglądała. A ten głos... O cholera.
— No to na zakupy. Na pewno będzie raźniej — zaśmiałam się z entuzjazmem, z kolejnym łykiem kawy skręcając w inną uliczkę, potem kolejną, coraz bliżej do marketu. Akurat miałam już za sobą research, który jest najtańszy. A listę zakupów miałam w torebce. — Od zawsze mieszkasz w Seattle?
Cass Navarro
she is the pain
na usługach mafii
portage bay
Cass nie wiedziała jak bardzo jej towarzyszka się martwiła o to, że zostanie rozpoznana gdzieś przez kogoś. Nigdy tak naprawdę nie myślała jakie mogły być tego konsekwencje tak naprawdę. Jakby nie było wiele dziwaków kręci się po tym świecie i nie wiadomo co komu strzeli do łba tak naprawdę.
Czy powinna jej towarzyszyć? Nie bardzo, bo miała swoje sprawy na głowie, ale Navarro była wręcz pewna że z nimi się upora do końca dzisiejszego dnia.
-I jak coś możesz mnie wykorzystać do noszenia zakupów - dodała wesoło upijając kilka łyków kawy. Zresztą Judith mogła ją wykorzystać w jeszcze inny sposób, ale tego chwilowo nie dodawała i zostawiła te myśli dla siebie. -Urodzona i wychowana w Seattle. A Ty? - chwyciła ją za dłoń zatrzymując tym samym przed wejściem na ulice w momencie gdy światło dla pieszych zmieniło się na czerwone. Nie puszczała jej do momentu aż nie była pewna, że coś głupiego nie strzeli Judith do łba i faktycznie wejdzie jej jeszcze pod jakiś samochód.
Judith Myers
Striptizerka
Little Darlings
south park
— Jeśli to nie problem, to chętnie się czegoś nauczę. Zresztą Juanita - sąsiadka - wielokrotnie mi powtarzała, że powinnam się nauczyć — odpowiedziałam, kierując się z nią w stronę pasów.
A wtedy pomyślałam o tym, że jakby nie patrzeć, będziemy razem trenowały na macie. I od razu moje myśli skręciły w inną stronę - w co mógłby się zmienić taki trening.
Aż wydałam z siebie krótki okrzyk zaskoczenia, kiedy nagle mnie złapała za rękę. Zresztą, rumiane policzki już mogły zdradzić, o czym ja myślałam.
I dopiero po chwili sobie przypomniałam co mówiła.
— Dziękuję. Nie wiem czemu nie patrzyłam i chciałabym cię bardziej wykorzystywać — odparłam z przepraszającym uśmiechem. — Od czterech lat. No, ponad. Przeprowadziłam dwa miesiące przed osiemnastką.
Posłałam jej ciepły uśmiech, ale kiedy sobie przypomniałam o czym myślałam patrząc na nią i wypieki na twarzy jeszcze przybrały na mocy. Teraz tym łatwiej było się zorientować.
Cass Navarro
she is the pain
na usługach mafii
portage bay
Czy widziała te rumieńce? Ależ oczywiście! Jednak nie zamierzała wypytywać co siedzi w tej uroczej główce. A przynajmniej jeszcze to nie ten moment. Nie chciała jej kompletnie spłoszyć!
-Odważna decyzja. Przeprowadzka do Seattle przed osiemnastką? A jeśli pochodzisz z małego miasteczka to tym bardziej! Wielkie miasto to nieznany świat - pokiwała głową i ostatecznie puściła rękę towarzyszki by nie poczuła się osaczona tym razem. -Tylko nie mów mi, że pojechałaś za karierą albo wielką miłością jak w tych wszystkich ckliwych filmach w kinach. - wsadziła dłoń do kieszeni w drugiej nadal trzymając kubek, który zamierzała niedługo wywalić zanim wejdą do sklepu. Już i tak kawa robiła się chłodna, a nie lubiła takowej. Jeśli już to picie ciepłej kawy z mlekiem kokosowym i odrobiną wanilii. To jej ulubiony napój, ale mało kto o tym wie. Nigdy nie zdradza swoich sekretów nikomu, a już szczególnie laskom z którymi sypia od czasu do czasu. Ba, żadna nigdy nie była w willi w której mieszka Cass i raczej tak pozostanie!
-To jakie plany zakupowe? Potem mogę Cię podrzucić autem do domu - oferowała i owszem, a lepiej skorzystać z podwózki autem tak podrasowanym jak niczym z serii filmów 'Szybkich i wściekłych'.
Judith Myers