WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

32. Powiedzieć, że wszystko wróciło do normy – to jak nic nie powiedzieć. Od pamiętnego wieczoru, który był dla nich rozpoczęciem tego nowego/starego rozdziału, ale w kompletnie odmienny sposób, nie tylko wszystko wróciło na właściwie tory, ale wręcz było po prostu lepiej. Fakt, iż doceniali obecnie to co mieli i mając na uwadze to, jak łatwo było to wszystko stracić, cieszyli się każdym dniem i sobą wzajemnie, póki co jednak wyłącznie w domowym zaciszu, nie chcąc nazbyt przesadnie afiszować się z tym przed wszystkim. Na ten moment musieli nadrobić ten stracony czas i zdecydowanie korzystali z każdej chwili, którą mogli spędzić tylko we dwoje – a najczęściej to jednak we twoje, jako prawdziwa, kochająca się rodzina. Chyba nawet Reggie odczuwał wszechogarniający spokój, bo znacznie lepiej sypiał, podobnie zresztą jak jego mama, która w objęciach Chestera odsypiała ten ostatni naprawdę trudny czas i nie zamierzała już nigdy tych jego ramion opuszczać. No, może z małymi wyjątkami, którymi były jego wyjścia do pracy – niestety – ale także jej własne małe chwile przyjemności, które dzisiejszego dnia objawić się miały pod postacią zakupów z Indianą. Nie mogła i nie chciała dłużej skrywać przed siostrą tych radosnych wieści, chociaż domyślała się, że najpewniej jej bliźniaczka nie będzie zachwycona z takiego obrotu spraw, po tym wszystkim co się wydarzyło za sprawą bruneta. Ale – kij zawsze miał dwa końce, a obecnie Jordana znowu była po prostu obrzydliwie szczęśliwa i niczego nie pragnęła tak bardzo, jak zostać jego żoną. Bo to co złe zostało już za nimi – zarówno jego błędy, jak i jej własne, a wyciągnąwszy wnioski po prostu oboje stali się lepszymi wersjami samych siebie, co pozwoliło na to, by ich związek rozkwitł. I oni sami w nim również. Gdy więc Indy zgodziła się na wspólny wypad na miasto, Reggie został pod opieką Chestera, który w ramach wsparcia i także chyba przyjacielskiego towarzystwa, zaprosił do domu Connora, podczas gdy dziewczyny wyruszyły na podbój sklepów, by pozwolić sobie na drobne, babskie przyjemności. I co więcej, żadne z nich nie było świadome tego jak wiele zmian zaszło w ich życiach, ale przecież takie spotkanie zawsze było najlepszą okazją do nadrobienia zaległości. Gdy więc ciemnowłosa dotarła wreszcie na miejsce do całkiem ekskluzywnego centrum handlowego, w którym niemal od zawsze lubiły bywać – ale kiedyś jeszcze nie mogły sobie pozwolić na to, by cokolwiek tutaj kupić, a teraz jakie młode, aczkolwiek pracujące kobiety, zdecydowanie mogły sobie od czasu do czasu zaszaleć. Jordie co prawda obecnie pozostawała bezrobotna, ale nie całkiem spłukana – na szczęście, więc przyjemność z pobytu tutaj z pewnością była gwarantowana. Dostrzegając siostrę w umówionym miejscu, uśmiechnęła się szeroko i pomachała jej lekko, by zwrócić jej uwagę, a po kolejnych kilkudziesięciu sekundach tkwiła już w jej objęciach. – Cześć – przywitała się, jeszcze przez chwilę ściskając siostrę, po czym odsunęła się i zlustrowała Indy wzrokiem, skupiając jednak całą uwagę na jej rozpromienionej twarzy – Świetnie wyglądasz. Jak zawsze oczywiście – zaśmiała się beztrosko, wzruszając lekko ramionami – Ale jakoś tak… inaczej. Promieniejesz – skwitowała z zaciekawieniem to co już zdążyła dostrzec, bo podczas rozmów telefonicznych czy licznych smsów, które ze sobą wymieniały niemal codziennie, zdecydowanie nie mogła ocenić w pełni tego, co należało zobaczyć gołym okiem. I widziała różnicę, kogo jak kogo, ale siostry bliźniaczki nie da się oszukać, prawda? – Nie masz pojęcia jak się cieszę, że wreszcie możemy wyskoczyć razem na zakupy. Nie robiłyśmy tego chyba całe wieki, co? Ostatnio przerzuciłam się nazbyt mocno na zakupy przez Internet, ale jednak to nie to samo co możliwość odwiedzenia kilku sklepów. Z Tobą – zauważyła z uśmiechem, biorąc siostrę pod ramię, by wspólnie mogły ruszyć przed siebie, w kierunku dobrze znanych sobie sklepów i butików z damską odzieżą – Chet został z Reggie’em, więc nie musimy się spieszyć, mam dzisiaj całkiem sporo czasu. I w końcu mogłam ubrać coś innego niż dresy, bo chociaż je uwielbiam, to trochę już zatęskniłam za możliwością obcowania z czymś… bardziej kobiecym – zaśmiała się znowu cicho, zwiastując jawnie to, iż jej również dzisiaj dopisywał humor i po tej Jordie, która jakiś czas temu wypłakiwała sobie oczy, nie było już śladu. Dzisiaj obie były szczęśliwe, więc ewidentnie coś musiało za tym stać, tyle, że jeszcze obie nie miały pojęcia o tym, że powodem tego szczęścia byli właśnie mężczyźni. Ale najpewniej obie wyczuwały już te wszechobecne zmiany, tyle, że dopiero teraz będą mogły się nimi wzajemnie podzielić. W tym jednak cała przyjemność, gdy można spędzić razem czas, szczerze porozmawiać i przy okazji kupić coś fajnego.

autor

Jordie

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

16.

Po raz pierwszy w ich życiu, obie z bliźniaczek Halsworth, choć na zupełnie innych jego etapach, mogły chyba nazwać się w pełni szczęśliwymi, pozostając w udanych związkach i ciesząc się tym wszystkim, co los miał im do zaoferowania. Do tej pory bowiem Indiana miewała momentami wrażenie, że ponieważ od początku swego istnienia, nawet jeszcze przed narodzinami, dzieliły ze sobą wszystko, to również pula tego powodzenia w miłości, a w każdym razie w uczuciach, jaka przypadła im w udziale, była tylko jedna - i znacznie częściej korzystała z niej Jordie, niejednokrotnie nie mogąc opędzić się od zainteresowanych nią mężczyzn, podczas gdy Indy była wieczną singielką z co najwyżej kilkoma nieudanymi randkami na koncie. I nawet jeśli czasem odrobinę jej zazdrościła tej łatwości w kontaktach z mężczyznami, to nigdy nie odczuwała zawiści. Dlatego w ostatnim czasie, gdy ta tendencja nagle się odwróciła - gdy Jordana rozstała się z narzeczonym, a Indy niespodziewanie nawet dla niej samej nawiązała bliższą relację z dotychczasowym współlokatorem - czuła się trochę tak, jakby zabrała to szczęście swojej siostrze; bo przecież ono zawsze należało do Jordie. Ale... koniec końców chyba obie w takim samym stopniu zasługiwały na to, aby odnaleźć swoje - własne - szczęście; bez wątpienia jednak ciesząc się swymi wzajemnymi sukcesami, tak jak razem robiły kiedyś niemal wszystko. I choć z wiekiem, obie były coraz bardziej skupione na swoich sprawach, to wciąż potrafiły odnaleźć w tym wszystkim czas chociażby na wspólne zakupy, które obie uwielbiały nawet nie tylko dlatego, że mogły w ten sposób wzbogacić swoją szafę o parę nowych ubrań - a uszczuplić tym samym portfel - lecz przede wszystkim: bo była to dla nich okazja do spędzenia razem popołudnia, bo choć były w stałym kontakcie, dzwoniąc do siebie czy pisząc, to nie o wszystkim dało się pogadać przez telefon. Nie powinno zatem dziwić to, iż na widok siostry, buźkę Indiany natychmiast rozjaśnił uśmiech - który właściwie w ostatnich dniach niemal nie znikał z jej twarzy, a ona niekiedy przyłapywała się na tym, że uśmiechała się nawet do własnych myśli, ilekroć tylko uciekały one w kierunku Connora. - Hej, niunia - zaświergotała, by zaraz po tym, jak wyściskała siostrę na powitanie, machnąć jednak ręką. - Nie żartuj, przy tobie zawsze wypadam blado - roześmiała się, bez najmniejszego żalu potrząsając ramionami, mimo że istotnie przez sporą część swojego życia czuła się jak ta mniej udana kopia Jordany - i doprawdy sporo czasu zajęło jej uświadomienie sobie, że próby dorównania jej nie miały sensu. Co nie zmieniało faktu, że mogła wyglądać nieco inaczej niż na co dzień, kiedy do pracy nosiła te swoje nudne ubrania - ale może bliska znajomość z mężczyzną, którego domeną były między innymi tatuaże i motory, w jakiś sposób obudziła w niej jakąś potrzebę zmiany? Lub przynajmniej chęć poeksperymentowania z własnym stylem, na co wcześniej chyba brakowało jej odwagi. - A jeśli mówisz o tym, że nie mogę przestać się uśmiechać, to... fakt. Ale widzę, że ty też masz dobry humor, nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy - przyznała szczerze i pogładziła pokrzepiająco dłonią jej ramię. - I dokładnie, nie pamiętam już, kiedy ostatnio miałyśmy okazję pobiegać po sklepach, ale zaraz to wszystko nadrobimy - zgodziła się, ruszając z Jordaną przed siebie. Na wzmiankę o - byłymniedoszłymobecnym? - narzeczonym siostry, prychnęła dyskretnie pod nosem, zdecydowanie jednak nie tak ostentacyjnie, jak miałaby ochotę to zrobić. - Idealny tata - wywróciła oczami, zaskoczona nieco tym, z jaką łatwością Jordie wymieniła jego imię po tym wszystkim, co musiała przez niego przejść. - Przynajmniej raz na coś się przydał, ale niech nie liczy na oklaski. To tobie należy się uznanie, że radzisz sobie z tym wszystkim, naprawdę... podziwiam cię, wiesz? - posłała jej ciepły uśmiech, nie kryjąc jednak urazy względem mężczyzny, jaki miał czelność skrzywdzić jej siostrę; nieświadoma, że te grzechy zostały mu już przez starszą Halsworth wybaczone. - To od czego zaczynamy? Wiadomo, że dresy są najwygodniejsze na świecie, ale to może zostawmy na później... o ile zostaną nam jakieś pieniądze - dodała ze śmiechem. - I masz być totalną egoistką, żadnych ciuszków dla Reggie'ego - uniosła wskazujący palec, domyślając się, że to właśnie rzeczy dla dziecka Jordie kupowała ostatnio najchętniej i najczęściej. - Chyba że od cioci, w końcu po to mnie ma, żebym go rozpieszczała, nie? Co u tego słodziaka? Rośnie jak na drożdżach?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Zdecydowanie nazbyt długo czekały na moment, w którym faktycznie obie mogły określić siebie mianem szczęśliwych partnerek, na sytuację, w której istotnie obie miały u boku kogoś, kto był dla nich ważny i z kim chciały dzielić codzienność. Rzeczywiście dotychczas pula szczęścia w miłości, a raczej w relacjach damsko-męskich przechylała szalę na korzyść Jordany, niemniej jednak mogło to jednak wynikać z tego, iż miała większą łatwość w nawiązywaniu relacji z mężczyznami. Rozwijająca się jednak od dłuższego czasu relacja z Chesterem uzmysłowiła jej, że Indiana tak naprawdę nie przeżyła jeszcze tej wielkiej, prawdziwej miłości – i szczerze jej tego doświadczenia życzyła. Bo chociaż Jordie bardziej niż ktokolwiek inny wiedziała już, że miłość okraszona jest także cierpieniem i smutkiem, to jednakże warto było ją mieć i o nią walczyć. Tym bardziej więc obie zasługiwały na to, by wreszcie odnaleźć to swoje własne szczęście, czymkolwiek by się ono miało objawiać – by mogły potem dzielić się tym ze sobą wzajemnie, wspierać w tym i aby żadna już nie czuła, że czegoś jej brakowało, bo los przechylał znowu szalę na korzyść tej drugiej. I tym większe było to szczęście, że wreszcie mogły się spotkać gdzieś na mieście, co więcej same, tak jak za dawnych lat, by nieco nacieszyć się swoją obecnością, poplotkować i przy okazji – odświeżyć garderobę. – Teraz to Ty nie żartuj – pokręciła stanowczo głową – Nigdy nie wypadasz blado, spójrz tylko na siebie, piękna – złapała siostrę za rękę i uniosła jej rękę do góry, by kolejny raz dzisiaj obrzucić bliźniaczkę spojrzeniem od góry do dołu – Całkiem inaczej – zaśmiała się, skupiając zaciekawione spojrzenie na twarzy Indy – Zmieniasz styl? – zagadnęła z zaciekawieniem, bynajmniej nie dlatego, że sugerowała, że ten nowy styl jej nie pasował, a wręcz dlatego, że totalnie jej leżał, więc była równie ciekawa skąd ta nagła zmiana wyniknęła. A była niemal pewna, że coś za tym stało i że ten promienny uśmiech także nie był jedynie efektem ich spotkania. Niemniej uśmiech jej samej również cisnął się na usta, gdy tylko uzmysłowiła sobie, że Indiana chyba naprawdę jest szczęśliwa i chciała jedynie wiedzieć co było tego powodem. A już gołym okiem dało się dostrzec pozytywne zmiany. Kąciki jej ust drgnęły jednak znowu ku górze, gdy siostra pokrzepiająco pogładziła jej ramię i pokiwała głową w odpowiedzi na jej słowa. – Tak, wreszcie znowu mam dobry humor. Za dużo już tego smutku i za dużo tych łez w ostatnim czasie – pokręciła z kolei głową, jakby chcąc odepchnąć od siebie te nieprzyjemne wspomnienia – Dlatego cieszę się, że Ty również podzielasz mój dobry humor, uwielbiam widzieć Cię taką… szczęśliwą. Muszę się jeszcze tylko dowiedzieć co jest tego powodem, bo zżera mnie ciekawość – posłała jej sugestywne spojrzenie, mówiące ni mnie ni więcej – wiem, że ktoś jest tego powodem. To chyba taka bliźniacza więź, dzięki której wyczuwają pewne sprawy, nawet jeszcze przed tym, gdy istotnie mogły o nich wprost porozmawiać. Ale póki przyjdzie czas na szczere rozmowy, należy skupić się na zakupach, bo w końcu to też było istotnym elementem tego wspólnego wypadu na miasto. Gdy ruszyły więc przed siebie, rozejrzała się po sklepowych wystawach, jednak wcale nie umknęło jej uwadze prychnięcie siostry na wspomnienie o Chesterze, na co niemal zaśmiała się w duchu, również dlatego, że kochała ją za to jak wielkie okazywała jej wsparcie i że zawsze stawała po jej stronie. – Jest naprawdę świetnym tatą, niezależnie od wszystkiego – zauważyła, mimo wszystko stając w jego obronie, bo w tej kwestii – nawet jeżeli ją samą zranił i nawet jeżeli to miało wpływ na ich rodzinę oraz na przyszłość Reggie’ego, który być może musiałby się wychowywać bez ojca w domu, to i tak Chet naprawdę świetnie sobie radził i bardzo się starał, bo przecież niemal codziennie widywał się z synkiem. Zaraz jednak spojrzała na siostrę i uśmiechnęła się niemal z rozczuleniem, gdy oznajmiła, że ją podziwia. – Dziękuję, te słowa wiele dla mnie znaczą, wiesz? – objęła znowu siostrę i przytuliła – Nie zawsze sobie radzę, ale staram się. Bardzo. Bo mam dla kogo i to Reggie w dużej mierze sprawia, że się nie poddaję. Oczywiście bardzo mi wszyscy pomagacie, nawet tata bardzo się zaangażował. Ale jednak samodzielna opieka nad dzieckiem to nie jest prosta sprawa – przyznała, bazując na swoich ostatnich doświadczeniach: bo chociaż rodzina ją wspierała, to ostatecznie i tak na koniec dnia zostawała sama i musiała sobie radzić. A to nie było łatwym doświadczeniem, tym bardziej, że równie mocno tęskniła za Chesterem. Zaśmiała się po chwili, odganiając te mniej przyjemne myśli i pokiwała głową. – Okej, postaram się być egoistką, ale nie wiem czy to się uda jak zobaczę gdzieś na horyzoncie sklep dziecięcy. To jak uzależnienie – skwitowała z rozbawieniem – To może najpierw zajrzyjmy do naszego ulubionego butiku – wskazała ruchem głowy kierunek, w którym powinny się udać, by do owego sklepu dotrzeć, co też po chwili zrobiły - A Reggie jest cudowny. Całkiem dobrze ostatnio sypia, więc ja również i zdecydowanie dopisuje mu apetyty, więc rośnie jak drożdżach. Dopiero był taki maleńki! Musi przestać tak szybko rosnąć, czasem chciałabym zatrzymać czas, bo mam wrażenie, że dosłownie ucieka mi przez palce – pokręciła z niedowierzaniem głową, mimo wszystko szczerze się uśmiechając. Sięgnęła zaraz też do torebki i wyjęła z niej telefon, by pokazać siostrze wyświetlasz, gdy tylko ten się podświetlił. Tam oczywiście znajdowało się aktualne zdjęcie małego, którego najpewniej Indy i tak często widziała, ale jednak aktualne zdjęcie to aktualne zdjęcie. Potem wrzuciła urządzenie z powrotem do torebki i raz jeszcze rozejrzała się sklepowych witrynach, w poszukiwaniu czegoś, co ewentualnie przykułoby jej uwagę. Gdy jednak w pewnej chwili mijały salon sukien ślubnych, niemal poraziła ją biel bijąca z wystawy i dosłownie szybciej zabiło jej serce, gdy uzmysłowiła sobie, że… przecież sama powinna już w końcu za jakąś się rozejrzeć. I z pewnością ten widok ją rozczulił, bo wiedziała, że niedługo sama taką właśnie założy. Niemal instynktownie przystanęła, nie mogąc wręcz oderwać wzroku od tych wszystkich kreacji, mimowolnie i wręcz nieświadomie, uśmiechając się. A ponieważ nadal Jordie trzymała Indy „pod rękę” i w ten sposób przemierzały galerię, to gdy się zatrzymała, zmusiła poniekąd siostrę do tego samego, najpewniej wyraźnie ją zaskakując. – Są przepiękne, prawda? – spytała nagle, zerkając w międzyczasie na Indianę, gdy zdała sobie sprawę z tego, że pewnie zdziwienie bliźniaczki nie było spowodowane tylko nagłym zatrzymaniem się, ale i faktem, iż uwagę panny Halsworth przykuły właśnie suknie ślubne. Zagryzła lekko dolną wargę, powstrzymując cisnący się na usta uśmiech i raz jeszcze spojrzała na sklepową wystawę. – Chyba powinnam wreszcie jakieś przymierzyć – zauważyła i ponownie skierowała całą uwagę na siostrę, czując nagłe podekscytowanie na myśl o tym, że to mogłoby się stać tu i teraz. Jednakże dostrzegając kolejne, pełne zdziwienia spojrzenie Indiany, zaśmiała się cicho i uniosła dłoń na tyle, by siostra mogła ją dostrzec, po czym poruszyła delikatnie palcami, eksponując pierścionek zaręczynowy, który znowu znajdował się na jej palcu. I ten drobny gest był chyba oczywistym przekazem wiadomości, którą Jordie chciała się z nią podzielić – a także sekretem, który stał za tym, że znowu była szczęśliwa. I chociaż planowała powiedzieć jej o tym wszystkim dopiero potem, tak na spokojnie, to… teraz po prostu nie mogła się już powstrzymać.

autor

Jordie

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Siostrzana - a konkretniej: bliźniacza - intuicja była tym, co panny Halsworth wykształciły chyba jeszcze w brzuchu matki; nie powinno więc dziwić, że każda zmiana nastroju u tej drugiej była przez nie łatwo zauważana i często nie potrzebowały nawet słów, aby wiedzieć, że coś było nie tak. Lub przeciwnie: że było lepiej niż kiedykolwiek, bo można tak chyba powiedzieć o obecnym stanie. I chociaż Indianie brakowało momentami tych czasów, gdy w rodzinnym domu miała Jordie zawsze pod ręką i gdy mogła zwrócić się do niej w dowolnej chwili, ilekroć tylko potrzebowała porozmawiać (chociaż znacznie częściej to Jordana miała o czym opowiadać) - to obecnie równie mocno cieszyła się na każde spotkanie oraz możliwość spędzenia razem choćby tego jednego popołudnia. Zwłaszcza gdy faktycznie obie miały sobie tak wiele do powiedzenia. Zapytana jednak o powód swego doskonałego nastroju, Indy potrząsnęła ramionami. - Jak to co? Cieszę się, że cię widzę - stwierdziła, póki co jednak zachowując dla siebie dalsze szczegóły odnośnie tego, co działo się w ostatnich dniach w jej życiu i kto w istocie stał za tym wprost bijącym od niej szczęściem. Nie chciała się chwalić i psuć przypadkiem Jordanie nastroju gadaniem o własnym związku, nawet jeżeli wiedziała, że siostra również cieszyłaby się z tego, że i jej sprawy w końcu się ułożyły i że nie była już sama. Co nie zmieniało faktu, że rzucanie jej w twarz tekstem "hej, mam chłopaka" niemal na dzień dobry wydawało się odrobinę... dziecinne. Z wcale nie mniejszym zainteresowaniem Indy skupiła się więc teraz na osobie starszej Halsworth i na jej sprawach, nawet jeśli nie do końca rozumiała, czemu Jordie w ogóle broniła swojego byłego narzeczonego. - Łatwo być dobrym tatą, kiedy wpada do was na godzinę czy dwie żeby pobawić się z małym. Ale raczej nie był takim świetnym tatusiem między nogami innej laski - wywróciła ponownie oczami, zaraz jednak się reflektując, bo wywlekanie tamtej zdrady lub niezdrady nie miało chyba teraz większego sensu i mogło co najwyżej popsuć Jordanie jej dobry humor. A nie po to się przecież spotkały. - A ty jesteś wspaniałą mamą. I domyślam się, że to nie jest proste, dlatego nie musisz być taka skromna, wszyscy uważamy, że świetnie sobie radzisz - zapewniła, sama będąc osobą, jaka - żyjąc w cieniu tej doskonalszej siostry - nieczęsto słyszała słowa uznania i być może z tego właśnie powodu obecnie nieustannie potrzebowała cudzej aprobaty; i z tego samego powodu sama ją wyrażała, uznając najwidoczniej, że inni również tego potrzebowali. Zwłaszcza że mówiła szczerze i tym bardziej podziwiała Jordie, że sama absolutnie nie była w stanie wyobrazić sobie, jak poradziłaby sobie w podobnej sytuacji. A raczej: wiedziała, że by sobie nie poradziła. Nie była tak silna, jak jej siostra. Dlatego cieszyła się, że jej podobne rozterki nie groziły, bo w zupełności wystarczała jej rola cioci małego Reggie'ego (chociaż miała wrażenie, że ten czasem nie odróżniał jej od swojej identycznej mamy). - Och, uwielbiam to jakie ten maluch ma skromne potrzeby, byle dobrze zjeść i się wyspać - skwitowała ze śmiechem, zerkając na wyświetlacz telefonu, który Jordie wyjęła z torebki, by pokazać jej zdjęcia chłopca. - Jest śliczny. I pomyśl, ile jeszcze przed wami, nie ma co żałować, że nie da się zatrzymać czasu - zauważyła beztrosko, mimo że doskonale to uczucie rozumiała - może nie w odniesieniu do dziecka, którego nie miała (i przez to czasem głupio jej było mówić, że rozumiała Jordie, bo w wielu kwestiach bez wątpienia nie była w stanie pojąć tego, jak jej siostra się czuła), ale w odniesieniu do życia. Rozglądając się tymczasem po sklepowych witrynach, sama nie zwróciła nawet uwagi na salon sukien ślubnych, dopóki nieoczekiwanie Jordie się przed takowym zatrzymała, a Indiana zerknęła najpierw na siostrę, a następnie powiodła za jej spojrzeniem na białe suknie pięknie wyeksponowane za szybą. Nie kryjąc swego zaskoczenia, uniosła pytająco brew, przekonana raczej, że Jordie patrzyła na nie z pewnym żalem i myślą, że jej jednak nie będzie w najbliższym czasie dane takiej sukienki założyć; czemu przeczył jednak majaczący na jej ustach uśmiech, tylko potęgujący konsternację drugiej z bliźniaczek. - Tak, są piękne, ale... - zaczęła, ściągając lekko brwi w reakcji na jej dalsze słowa i dopiero gdy Jordie uniosła dłoń, wskazując na widniejący na jej palcu pierścionek zaręczynowy, Indy zrozumiała, do czego jej siostra zmierzała. A mimo to, jeśli ciemnowłosa liczyła na gratulacje, to musiała się rozczarować. - Nie wierzę - oznajmiła kompletnie zaskoczona, bo ona już tu obrzucała Callaghana błotem, a Jordie nawet nie pisnęła słówkiem, że znowu się zeszli. - Wróciliście do siebie? I nadal... zamierzasz za niego wyjść? Jak to się stało? Mów mi zaraz wszystko! - szturchnęła lekko siostrę jakby w odrobinę karcącym geście - bo przecież to, że Jordie jeszcze jej wszystkiego nie wyśpiewała, było doprawdy karygodne.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Niemal od zawsze uwielbiała ich bliźniaczą intuicję i to poczucie, że zawsze jest ktoś, kto zrozumie Cię niemal bez słów. Nie potrzebowały bowiem nawet długich wywodów na temat tego co się działo, a czasami nawet było to nieistotne, bo wystarczyło jedno spojrzenie, by obie doskonale wiedziały jakie konkretnie emocje targały siostrą. Należy nawet nadmienić, iż ta kobieco-bliźniacza intuicja podpowiadała Jordanie, że za tym jakże pozytywnym nastrojem siostry stał mężczyzna i co więcej, sama doskonale wiedziała przecież jak takowa radość się objawia – jak dodaje skrzydeł, poprawia poczucia własnej wartości i po prostu sprawia, iż uśmiech nie schodzi z twarzy. A dokładnie tak dzisiaj w jej oczach prezentowała się młodsza Halsworth, więc tak, z całą pewnością coś było na rzeczy. Póki co jednak nie chciała jej tak wprost podpytywać, będąc niemal pewną, iż Indiana na pewno się takimi rewelacjami z nią podzieli. Dodatkowo przemawiała za tym nawet ta interesująca zmiana stylu, która akurat jako pierwsza rzucała się w oczy Jordie, która znała siostrę na tyle dobrze, że wiedziała, iż w jej życiu na pewno zaszły jakieś wielkie zmiany – i bynajmniej nie chodziło tylko o ubrania. Jej słowa skwitowała więc póki co jedynie szerokim uśmiechem, ponieważ zaś temat odrobinę zszedł jednak na nią samą, pozwoliła by rozmowa toczyła się na razie w naturalnym tempie. Słysząc jednak słowa siostry na temat Chestera, mimowolnie skrzywiła się lekko na wspomnienie o nim między nogami innej kobiety, co skutecznie przywołało te niemiłe wspomnienia i obrazy w jej głowie. A naprawdę nie chciała myśleć teraz o nim w ramionach innej kobiety, nie kiedy była znowu tak obrzydliwie szczęśliwa. – Kocham Cię za to, że zawsze tak bardzo stajesz po mojej stronie – uśmiechnęła się do niego szeroko – Ale Chet to naprawdę świetny ojciec. Nawet w tej… trudnej dla nas wszystkich sytuacji, przychodził do Reggie’ego bardzo często, właściwie to nawet codziennie i spędzał z nim dużo więcej czasu, po kilka dobrych godzin. Nie mógł więcej, bo pracuje. Wiem, że odpadły mu nocne pobudki, czasem trudne poranki itd., ale… i tak doceniam to, że tak o ten kontakt z nim dbał – przyznała, ponownie stając więc w jego obronie. A to był jeden z tych aspektów, które przemawiały na jego korzyść i które ocieplały znowu jego wizerunek w oczach panny Halsworth. Między innymi to pozwoliło jej na to, by dać mu kolejną szansę i aby uwierzyła, że naprawdę mu zależało. I że starał się nie tylko dla synka, ale i dla niej. Zaśmiała się w końcu z wyraźnym rozczuleniem i raz jeszcze objęła siostrę ramieniem, przytulając ją lekko. – Dziękuje, bardzo doceniam te słowa. I wiele dla mnie znaczą. Nie było mi łatwo, czasem nadal nie jest, ale mam dla kogo się starać. Bo mam Was wszystkich i dajecie mi ogromne wsparcie – uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na siostrę. Ale taka była prawda, zarówno Indiana, jak i ich ojciec oraz pozostałe rodzeństwo, bardzo wspierali się wzajemnie, a obecnie bardzo wspierali Jordanę w tym niedawnym samotnym rodzicielstwie. Bo chociaż Chet często się pojawiał i także pomagał przy chłopcu, to jednak oczywistym była jej niechęć do bruneta i to unikanie go, więc jednak wsparcie rodziny było nieocenione. Choćby po to, by ktoś kontaktował się z brunetem zamiast niej bądź zostawał z Reggie’m w ciągu dnia, kiedy akurat Chester był w pracy. Ale samo wsparcie to jedno, jednakże słowa siostra pełne aprobaty i docenienia, również znaczyły dla ciemnowłosej bardzo dużo. Faktycznie, czasem każdy potrzebuje takich słów otuchy, które pozwalają wierzyć, że sobie radzisz i że jesteś w czymś dobrym. A dla samej Jordany, która nie do końca dobrze radziła sobie z początkiem macierzyństwa, znaczyło to chyba podwójnie dużo. Ale jakże chętnie pokazała siostrze aktualne zdjęcie synka, o którym nie tylko mogłaby mówić dwadzieścia cztery godziny na dobę, jako typowa, zakochana w swoim dziecku matka, ale równie chętnie pokazywała wszystkim wokół jego zdjęcia. w końcu jednak mogły się już skupić na sklepowych witrynach, by w ostateczności nie zapomniały po co tak naprawdę się tutaj znalazły. A zakupy były priorytetem. Jordana sama nie spodziewała się więc, iż jej oczom jako pierwsze ukażą się właśnie suknie ślubne, ale jako przyszła panna młoda, poniekąd tym właśnie teraz znowu żyła i ich widok przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Tym bardziej chciała się teraz z siostrą podzielić tą nowiną i to jak najszybciej, dlatego z lekkim rozbawieniem, ale i nadal tym przepełnionym szczęściem uśmiechem, pokazała jej swój pierścionek zaręczynowy, który znowu widniał na jej palcu. Czyli dokładnie tam, gdzie było jego miejsce. – Ja chyba też jeszcze trochę w to nie wierzę – skwitowała, śmiejąc się cicho, jednakże całkowicie świadoma zaskoczenia ze strony siostry. I wyraz jej twarzy naprawdę mówił więcej niż słowa – była w szoku. I Jordie nie mogła jej za ten szok winić, w końcu nadal żyła w przeświadczeniu, iż Jordie jest znowu singielką, dlatego tak skrupulatnie obrzucała bruneta błotem, chcąc najpewniej nadal stać po stronie siostry. – Tak, wróciliśmy do siebie kilka dni temu – potwierdziła, niemal z błyskiem w oku na samą myśl o tym i na samo wspomnienie tamtego pamiętnego wieczoru - To właściwie kompletne szaleństwo, ale… ja naprawdę go kocham, Indy. I nie miałam już żadnych wątpliwości, tym bardziej, że on naprawdę bardzo się starał przez cały ten czas, nie tylko w kontaktach z Reggie’m, ale również i ze mną. Czego wcale mu nie ułatwiałam, jak wiesz. Naprawdę pokazał mi, że żałuje tego co się stało, a ja wierzę w to, że mnie nie zdradził, że… nie poszedł na całość – dodała nieco ciszej, odchodząc póki co wraz z siostrą trochę na bok od sklepowej witryny, do balustrady, przy której akurat nikogo nie było. Wsparła się o nią plecami, uprzednio zerkając w dół, gdzie mnóstwo ludzi przechadzało się w jedną i drugą stronę, a że one akurat znajdowały się na drugim piętrze, mogły wykorzystać barierkę jako miejsce do nieco dyskretniejszej rozmowy. – I nie chcę przez jedną chwilę słabość przekreślać swojej szansy na szczęście i na szczęśliwą rodzinę dla Reggie’ego. Poza tym nadal go kocham, w tej kwestii nic się nie zmieniło i chyba nigdy już się nie zmieni. Znowu czuje się jak jakaś zakochana nastolatka – zaśmiała się, wzruszając żałośnie ramionami, bo jakkolwiek by to nie brzmiało, właśnie to uczucie nią kierowało. Oślepiająca, bezwarunkowa miłość. – Więc tak, Chet wrócił do domu już na dobre, a pierścionek znowu na mój palec. Niczego nie pragnę bardziej jak tego, by wreszcie zostać jego żoną. Naprawdę czuje, że teraz wszystko będzie już dobrze, że oboje jesteśmy już na to gotowi. I mam nadzieję, że kiedy już będę zakładać na siebie którąś z być może tych sukni… - wskazała ruchem głowy na sklepową wystawę - …będziesz mi towarzyszyć jako moja świadkowa? – uśmiechnęła się ciepło do siostry, szturchając ją leciutko ramieniem, bowiem nadal wpatrywała się na nią chyba lekko zszokowana owymi wyznaniami. Jordie westchnęła więc lekko, nadal jednak pozwalając na to, by kąciki jej ust unosiły się ku górze, bo nic nie mogła poradzić na to, iż to szczęście dosłownie biło od niej na kilometr. – Wiem, że to wszystkich zaskoczy, wiem, że pewnie część uzna, że oszalałam. Że nie powinnam… ale ja naprawdę chce spróbować, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego. Powiedz, że chociaż Ty nie uważasz, że źle robię...

autor

Jordie

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Okazało się jednak, ze nawet pomimo tej intuicji oraz bliźniaczej więzi, Jordie i tak zdołała kompletnie zaskoczyć Indianę tymi wszystkimi rewelacjami, jakie właśnie jej sprzedała tuż po tym, jak odeszły na bok, aby móc swobodnie pomówić bez ciągłego oglądania się na mijających ich ludzi. O ile bowiem doskonały humor starszej Halsworth nie był żadną tajemnicą, tak Indy była raczej skłonna sądzić, iż powodem tej poprawy była... może jakaś nowa znajomość? Może nawet z Prestonem, którego sama przedstawiła jej na tamtej imprezie u Connora? Teraz jednak, kiedy karty zostały odsłonięte, ciemnowłosa miała wrażenie, iż musiała być w ostatnim czasie tak zaabsorbowana własnymi sprawami i własnym szczęściem, że chyba nie dostrzegała tych najbardziej oczywistych symptomów oraz faktu, że najwidoczniej wciąż tylko jeden człowiek był w stanie wywołać tak szeroki uśmiech na twarzy jej siostry. I... sama już nie wiedziała, co w związku tym myśleć. Nie ulegało jednak wątpliwości, że zamierzała wspierać Jordie w jej wyborach, nawet gdyby te miały okazać się błędne. Prawda była jednak taka, że zawsze podziwiała Jordanę za tę odwagę, jakiej jej samej często zwyczajnie brakowało - za to, że dla miłości była skłonna postawić wszystko na jedną kartę: bo tylko ryzykując, mogła zyskać to prawdziwe szczęście, na które zarówno ona, jak i mały Reggie, zasługiwali przecież najbardziej na świecie. I jeśli ona wierzyła, że to właśnie były-obecny narzeczony da jej to szczęście, to - Indy chyba nie miała powodów, by to negować. Mimo to przez dłuższą chwilę nie była nawet w stanie wydobyć z siebie słowa, jedynie przyglądając się siostrze w zdumieniu i co jakiś czas kręcąc z niedowierzaniem głową, choć samoczynnie wyraz jej twarzy złagodniał nieco na stwierdzenie, że Jordana czuła się jak zakochana nastolatka - bo któż znał ten stan lepiej niż Indy? - i na wspomnienie o ślubie, który przecież całkowicie zmieniał postać rzeczy! Bo jak niby Indiana miałaby zostać jej druhną i wspierać ją w przygotowaniach do ślubu, gdyby nadal boczyła się na pana młodego? - Jestem w szoku, nie spodziewałam się tego. Chociaż właściwie to sama nie wiem, czego niby się spodziewałam - potrząsnęła ramionami i roześmiała się zakłopotana. Tak naprawdę jednak zdecydowanie wolała usłyszeć to, co właśnie usłyszała, aniżeli gdyby Jordie miała oznajmić, że między nią i Chesterem wszystko skończone i że nie było już dla nich żadnej nadziei - bo gdzieś tam w duchu Indy mimo wszystko im kibicowała, zdając sobie chyba sprawę z tego, że taka miłość jak ta ich nie zdarzała się często. Co i tak nie zmieniało faktu, że mężczyzna zachował się jak skończony gnój i absolutnie na jej siostrę nie zasługiwał. - Wiesz, co o nim myślę - ten idiota powinien całować cię po stopach i dziękować za to, że go jeszcze chcesz po tym, co zrobił. Ale... ty znasz go najlepiej, i naprawdę mam nadzieję, że się nie mylisz - że to była chwila słabości i że faktycznie się wtedy powstrzymał. A przede wszystkim, że dotarło do niego, jakim jest szczęściarzem, że ma ciebie i Reggie'ego, i że więcej tego nie zepsuje - tylko czy Jordana mogła być tego pewna? Nie, ale z drugiej strony - czy ktokolwiek, kiedykolwiek posiadał taką gwarancję? Też nie; na tym wszak polegało zaufanie, aby umieć uwierzyć drugiej osobie na słowo - bo nie można przecież kogoś wsadzić w pas cnoty, żeby mieć pewność, iż był tylko nasz. Zresztą czy to by wówczas była wierność? A może jednak wierność była wyborem i objawiała się właśnie tym, że ktoś mógł zdradzić, miał taką sposobność, ale mimo to decydował inaczej. I cokolwiek by o nim nie mówić, Callaghan chyba to właśnie zrobił... - Więc jeżeli ty mu ufasz i uważasz, że to dobra decyzja, i jeżeli jesteś z nim szczęśliwa, to nie będę ci mówiła, że jest inaczej. Po prostu... nie chcę, żebyś przez niego cierpiała, ale wiesz, że zawsze będę po twojej stronie, Jordie - uśmiechnęła się do niej ciepło. - I oczywiście, że będę ci towarzyszyć i zostanę twoją świadkową, bierzesz mnie teraz pod włos, wiesz? Przecież nie mogłabym odmówić - zaśmiała się i machnęła ręką, jakby odpędzając od nich te nieprzyjemne tematy, ale i chyba lekko udzielające się jej wzruszenie, jakie sprawiło, że ostatecznie nie mogąc się powstrzymać, Indy po prostu uściskała mocno siostrę, okazując w ten sposób swoje wsparcie. - Cieszę twoim szczęściem, ale to nie zmienia faktu, że będę miała Chestera na oku - zastrzegła, na powrót odsuwając się o krok, by spojrzeć na siostrę spod ściągniętych groźnie brwi. - Zresztą na pewno nie tylko ja. Nie będzie miał w naszej rodzinie łatwego życia, przynajmniej na początku, niech sobie nie myśli, że wszystkie grzeszki zostaną mu tak łatwo zapomniane. Ale jeśli zależy mu na tobie i Reggie'm, to jakoś to zniesie, tak? - uśmiechnęła się mimo wszystko, bo przecież zarówno nią, jak i resztą rodziny, kierowała wyłącznie troska o Jordanę - i wszyscy z pewnością życzyli jej jak najlepiej, a skoro ona sama za to najlepsze uważała właśnie małżeństwo z Callaghanem, to nie pozostawało im nic innego, jak ów wybór zaakceptować. - No to chodźmy, muszę wywiązać się ze swojej nowej roli, a chyba nie ma lepszego sposobu niż: pomóc ci w wyborze idealnej sukni. Zrobimy z ciebie księżniczkę - roześmiała się ponownie i chwyciła Jordie za rękę, by ruszyć wraz z nią do rzeczonego sklepu.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Dużo łatwiej było znać się wzajemnie tak doskonale, jak one znały się właściwie przez cały życie, gdy mieszkało się razem pod jednym dachem – wówczas przecież praktycznie całe dnie spędzały razem i bynajmniej ze wszystkim były na bieżąco. Odkąd jednak odrobinę rozdzieliła je ta nieunikniona dorosłość, nie była w stanie pomóc nawet ta siostrzana intuicja, chociaż akurat sama Jordana już właściwie domyślała się co mogło być powodem dobrego nastroju siostry, jej zaskakującej zmiany stylu i tego ewidentnego szczęścia, które biło od niej niemal na kilometr. Wolała jednak to wszystko usłyszeć od niej, więc póki co nie jedynie po cichu wyciągała wniosku z dokładnej obserwacji. Za to z niemałym rozbawieniem przyjęła zaskoczenie bliźniaczki, gdy sama sprzedała jej niemałe rewelacje na temat swojego życia osobistego, ewidentnie ją tym szokując – a więc wniosek nasuwał się tutaj sam: Indy nawet nie przypuszczała, że Jordie mogła wybaczyć Chet’owi i że znowu tworzyli szczęśliwą rodzinę. Właściwie to i tak doskonale ją rozumiała, w końcu siostra zawsze stawała po jej stronie i dbała o jej dobro – więc dotychczas brunet był i u niej na czarnej liście, ale… mówi się, że miłość pokona wszelkie przeciwności, a ciemnowłosa bynajmniej nie chciała przekreślać szczęścia swojego i swojego synka, poprzez ten jeden okropny błąd, którego dopuścił się Chet. Tym bardziej, iż pokazał jej, że żałował swoich czynów i że pragnął to naprawić – chciała więc dać mu szansę. Bo oczywistym było również to, że w istocie tylko jeden człowiek był w stanie wywołać uśmiech na jej twarzy, ten przyjemny dreszcz, gdy tylko pojawiał się w pobliżu i to wszechogarniające szczęście, gdy był cały jej. Dlatego stawiała teraz wszystko na jedną kartę, bo kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Z lekką obawą przyjęła więc to, że Indy kręciła z niedowierzaniem głową, jakby negując jej słowa i niedowierzając w to, co właśnie słyszała. A Jordie naprawdę nie chciała, by jej bliscy nadal pałali niechęcia do bruneta, kiedy ona sama dawno już zmieniła nastawienie. – Szczerze? Ja sama też nie wiem czego właściwie się spodziewałam. Chciałam dać sobie czas i właściwie Chet też ten czas mi dał, bo musiałam to przemyśleć. Tym razem wbrew pozorom był cierpliwy, ale… ja sama już tak bardzo za nim tęskniłam, że chyba nie chciałam dłużej czekać – zauważyła z lekkim rozbawieniem, uśmiechając się z lekkim zakłopotaniem. Bo z jednej strony to przecież ona go unikała, to ona była zraniona i to ona nie chciała niczego przyspieszać – a z drugiej, niemal wpadła w jego ramiona, jak stęskniona i ślepo zakochana nastolatka. Bo tak właśnie się teraz czuła i bynajmniej ta miłość przysłaniała jej cały świat. Ale tak właśnie chciała się czuć! I chciała wierzyć w to, że taka miłość jak ich naprawdę nie zdarza się często. – Tak, wiem – skwitowała śmiechem słowa siostry na temat jej narzeczonego – Uwierz, że wycałował mnie już całą w podziękowaniu – dodała żartobliwie i wydęła lekko usta z rozbawieniem, pozwalając sobie na małą sugestię co do pewnych intymnych kwestii – Nie wiem czy się mylę czy nie… bo tak naprawdę nigdy nie ma pewności, prawda? Ale nie mogę się całe życie zastanawiać i obawiać ani myśleć co by było gdyby. Po prostu chce spróbować i naprawdę chcę z nim być, bo go kocham. I najbardziej wierzę chyba właśnie w to, że zrozumiał swój błąd i że naprawdę docenia teraz to co ma – pokiwała głową z wyraźną pewnością, uśmiechając się ciepło. A ta pewność była spowodowana właśnie samym zachowaniem bruneta, który nie tylko się starał, ale właśnie tą miłość jej okazywał. I wystarczyło jedynie spojrzeć, by dostrzec to, że faktycznie doceniał fakt, iż miał zarówno ją, jak i Reggie’ego – że chciał z nimi być i że istotnie nie popełnił kolejnego błędu, który mógłby ich znowu rozdzielić. I wierzyła, że tak właśnie będzie. Poza tym strach i niepewność są wpisane w nasze życie, ale nie można nieustannie oglądać się za siebie – liczy się tylko to co przed nami. – Wiem, że Ty zrozumiesz mnie najlepiej. Jestem z nim szczęśliwa – najszczęśliwsza i nie chce by to kiedykolwiek się zmieniło – dodała, po czym znowu szeroki uśmiech przyozdobił jej buźkę – Troszeczkę – zaśmiała radośnie, zbliżając do siebie dwa palce, by zobrazować siostrze jak troszeczkę brała ją pod włos – Ale nie wyobrażam sobie, by to mógł być ktokolwiek inny – przyznała, spoglądając na siostrę z wyraźną siostrzaną miłością w oczach, po czym mocno ją wyściskała, w geście również podziękowania za to, że zgodziła się towarzyszyć jej w tym najważniejszym dla niej dniu. Gdy znowu się wyprostowała, pokiwała głową z rozbawieniem i parsknęła cicho, słysząc jej słowa. – Myślę, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że będzie teraz na cenzurowanym. I trochę się chyba tego obawia, a bynajmniej tego, żeby nie zaprzepaścił całkowicie tego co wypracował sobie w Waszych oczach, ale… skoro ja jestem w stanie znowu spojrzeć na niego przychylnie, to Wy chyba również, co? Oczywiście pewnie najbardziej ostrożny będzie tata, ale w ostateczności moje szczęście go przekona. A póki co możecie mieć go na oku, w końcu nie może od początku mieć tak łatwo – zaśmiała się znowu, wzruszając beztrosko ramionami, a potem ruszyła wraz z siostrą pod ręką wprost do salonu sukni ślubnych – Nie wierzę, że to naprawdę się dzieje! – mruknęła z ekscytacją tak, by mogła ją usłyszeć tylko Indy, gdy już przekroczyły próg salonu, w którym niemal dosłownie zalała ich bijąca zewsząd biel. I może było to całkiem zabawne, ale naprawdę czuła teraz niemal dziecięcą ekscytację, bo to było dla niej dosłownie jak spełnienie takiego dziecięcego – dziewczęcego marzenia. A teraz miała poczucie, że naprawdę los dał jej już dosłownie wszystko – a możliwość wyboru tej jednej, jedynej kreacji była dokładnie zwieńczeniem jej marzeń. – Są takie piękne, nie mam pojęcia jak zdecyduję się na jedną – pokręciła z niedowierzaniem głową, dosłownie zerkając na wszystkie kreacje, a przynajmniej do momentu, gdy podeszła do nich ekspedientka. Grzecznie i ciepło je powitała, z lekkim rozbawieniem chyba przyjmując fakt, iż były identyczne, ale również z zaciekawieniem wyczekując tego, która z nich będzie tej kreacji poszukiwać. Trudniejszy moment nadszedł jednak w chwili, w której miała określić jak miałaby wyglądać ta jej wymarzona suknia – bo póki co Jordie wiedziała jedno: chciała, by Chet dosłownie padł z wrażenia na jej widok. Zagryzła lekko wargę z rozbawieniem i zerknęła gdzieś w bok na kilka sukni, po czym spojrzała na ekspedientkę i na siostrę. – Chyba chciałabym żeby miała koronki – zaczęła, niemal od razu przywołując w myślach kolejne słowa: bo Chet je uwielbia Nie mam pojęcia tylko czy chcę by była dopasowana czy szeroka dołem. Marzy mi się jednak dłuższy tren – dodała z wyraźną ekscytacją w głosie. Kiedy więc ekspedientka nakreśliła im jakie są rodzaje, a także wskazała gdzie mogą znaleźć w miarę pasujące do opisu kreacje, pozwoliła im najpierw się rozejrzeć. Podeszły więc do pierwszych sukni, które charakteryzowały się przed wszystkim koronkowymi zdobieniami i Jordie niemal rozbłysły oczy – z podziwu i ze wzruszenia. – Są przepiękne… myślałam o dwóch sukniach, ale mam wrażenie, że Chet jednak chciałby zdjąć ze mnie właśnie tą, w której zostanę jego żoną, więc… - zagryzła lekko wargę, zerkając na siostrę z rozbawieniem – Postawię na jedną. Tą jedną, idealną. Tylko która to będzie?

autor

Jordie

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Najwidoczniej również empatia była u bliźniaczek wyjątkowo rozwinięta, bowiem patrząc teraz na Jordie, i na to, jak była ona szczęśliwa - i Indiana cieszyła się razem z nią. Bo nie potrafiłaby inaczej; zaś fakt, że w tym wszystkim starsza Halsworth zdawała się również zachowywać zdrowy realizm, świadoma tego, iż mogła po raz kolejny się sparzyć, ale jednocześnie pragnąca wierzyć, ze tak nie będzie - utwierdzał ciemnowłosą w przekonaniu, że jej siostra wiedziała, co robi, i że nawet jeśli kierowała się uczuciami, to nie przysłaniały one jej osądu. I szczerze? Indy podziwiała ją za to, jak bardzo w ostatnim czasie dojrzała - na tyle, aby być obecnie w stanie podjąć przemyślaną decyzję w temacie, jaki z rozsądkiem zasadniczo niewiele miał wspólnego. A jednocześnie... momentami miała wrażenie, jakby jej nie poznawała - mimo że znała ją przecież dłużej, niż obie były na tym świecie, bowiem spędziły wcześniej razem dziewięć miesięcy w brzuchu matki. Mimo to różne wydarzenia spowodowały, że obecnie znajdowały się na zupełnie odmiennych etapach - wciąż jednak towarzysząc sobie gdzieś tam z boku, bo nic, co działoby się w ich życiach, nie byłoby w stanie osłabić tej bliźniaczej więzi. Nawet niechęć Indy do partnera, a w przyszłości męża, siostry; chociaż po cichu liczyła jednak na to, że z czasem i to jakoś się ułoży, jeśli tylko brunet będzie dobry dla Jordie, i odkupi w ten sposób swoje wcześniejsze winy. Bo ani ona, ani reszta rodziny, nie zamierzali mu wierzyć na słowo. - No nie wiem, my nie jesteśmy zaślepieni miłością, tak jak ty - zauważyła ze śmiechem. - Niech sobie trochę pocierpi. Chociaż... możliwe, że już pocierpiał, bo Connor mówił, że kiedy ostatnio go widział, to wyglądał jak zbity pies. I dobrze! - zmarszczyła gniewnie nos, wymachując wskazującym palcem, by zaraz jednak roześmiać się pod nosem, gdy wkroczyły po chwili do salonu sukien ślubnych. - Uszczypnąć cię? - skubnęła lekko palcami jej ramię i rozejrzała się po jasnym wnętrzu, omiatając spojrzeniem dziesiątki - na pierwszy rzut oka podobnych do siebie - kreacji. - Myślę, że kiedy zobaczysz tę idealną, to od razu się w niej zakochasz i będzie jasne, że to właśnie ta - stwierdziła trochę naiwnie, ale ileż to razy zdarzało się, że podczas zakupów po prostu trafiało się na coś tak idealnego, że nie sposób było wyobrazić sobie wyjście ze sklepu bez tej rzeczy? Pozostawało zatem mieć nadzieję, ze ta sama zasada sprawdzała się w przypadku kreacji ślubnych, i Indy wcale by się nie zdziwiła, gdyby ostateczny wybór Jordie padł na sukienkę, która nijak nie wpasowywała się w tę wizję, jaka mogła już istnieć w jej głowie, a która po prostu okaże się tą idealną. Tą jej. Mimo wszystko jednak doskonale rozumiała lekkie zagubienie drugiej panny Halsworth, bowiem widok tych wszystkich sukien istotnie mógł zawrócić w głowie i odrobinę przytłoczyć, i nawet pomoc ekspedientki w tym momencie chyba nie okazała się ani trochę pomocna. Kiedy zatem postanowiła dać im chwilę na rozejrzenie się, obie weszły dalej, a na rozważania siostry co do jednej lub dwóch sukien, Indiana pokręciła z rozbawieniem głową. - Coś mi mówi, że będzie wystarczająco zadowolony, mogąc zdjąć z ciebie jakąkolwiek sukienkę - zaśmiała się, osobiście uważając, że Jordie nie powinna całkowicie uzależniać swojej decyzji od tego, co chciałby jej facet, albo iść na kompromisy, wybierając sukienkę, która podobałaby jej się mniej, ale za to była praktyczniejsza. - Myślę, że powinnaś wybrać najpierw tę jedną suknię, a później zadecydować, czy będzie ona odpowiednia i na tyle wygodna, żeby spędzić w niej cały wieczór. Wiesz, tańce, i tak dalej... Nie ma sensu na starcie zamykać sobie furtki, najpierw się rozejrzyj - stwierdziła w końcu, starając się doradzić coś rzeczowego, ale w gruncie rzeczy nie miała w tym żadnego doświadczenia. Nie bywała na wielu ślubach i nie miała też powodów, aby interesować się ślubnymi trendami, więc jako świeżo upieczona druhna, musiała dopiero się w tej kwestii doedukować. - I jak, któraś wpadła ci w oko? Z rękawem, ramiączkami, czy bez? - zastanowiła się, bo to była pierwsza z różnic, jakie rzuciły jej się w oczy. - Och, wszystkie są wspaniałe, najlepiej przymierz każdą. Zorientujesz się, w jakiej czujesz się najlepiej, i zawęzimy obszar poszukiwań - zaproponowała, przywołując następnie, kręcącą się nieustannie gdzieś w pobliżu, ekspedientkę, która odnalazła odpowiednie rozmiary kilku wybranych przez nie modeli sukienek, dodając, że w razie potrzeby istniała również możliwość wykonania drobnych poprawek, tak, aby suknia idealnie pasowała na pannę młodą. Następnie kobieta wskazała Jordanie przymierzalnię, odwieszając tam stroje. - Jak będziesz potrzebowała jakiejś pomocy z ubraniem się, to mów - bo w tych wszystkich warstwach materiałów łatwo było się zgubić - do tego stopnia, że niektóre panny młode musiały nawet prosić o pomoc w czasie samego wesela, kiedy chcąc załatwić potrzebę, nie były w stanie samodzielnie wyplątać się z sukni...

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Wiele mogło je obecnie dzielić, ale fakt był taki, że nieustannie więcej je łączyło i to chyba nigdy nie ulegnie zmianie – nic bowiem nie mogło wpłynąć na ich bliźniaczą więź. Niezależnie więc od tego czy obecnie to Jordana była dojrzalsza czy nie, na pewno i tak doskonale rozumiały się w swoich poczynaniach i uczuciach, a sama panna Halsworth życzyła swojej siostrze, aby ta również wreszcie zaznała tego niesamowitego uczucia, którym była miłość. Bo chociaż Jordie istotnie sporo przez ten czas także wycierpiała, to i tak miała nieodparte wrażenie, że to wszystko było warte zachodu – że Chet był wart tego, by o niego walczyć, jak również ich związek był wart poświęceń i kompromisów, by ostatecznie mogli stworzyć tą swoją małą, wymarzoną rodzinę. Chociaż więc obecnie to Jordie była więc w nowej roli – matki, ale niedługo również żony, to i tak z chęcią mówiła o wszystkim siostrze i dzieliła się z nią swoimi doświadczeniami, wiedząc, że zawsze w niej znajdzie oparcie, bez zbędnego oceniania czy prawienia morałów. Bo były niczym jeden organizm, który często rozumiał się nawet bez słów. Jednocześnie jednak pragnęła chyba przestrzec siostrę przed własnymi błędami i potknięciami, licząc na to, iż Indy nie będzie wówczas powielać tych samych schematów, kiedy już znajdzie tego jedynego, z którym pragnęłaby spędzić życie. Póki co jednak Jordana pragnęła, by zarówno ona, jak i ich bliscy, przekonali się ponownie do bruneta i dali mu również kolejną szansę, nie wystawiając go zbyt długo na próbę czasu, bo oni oboje już i tak mocno odpokutowali to wszystko co się wydarzyło. A teraz pragnęli jedynie spokoju i szczęścia we dwoje. – Mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo póki co czuje się kompletnie zagubiona i nagle nie mam pojęcia jaką właściwie suknię bym chciała. Wszystkie są równie cudowne. Nawet te, które jak myślałam, nie wpisują się w moją potencjalną wizję – stwierdziła z rozbawieniem, rozglądając się po wystawie, po czym spojrzała jednak na siostrę i zaśmiała się na jej słowa – Z pewnością masz rację, pewnie nie zwróciłby większej uwagi na to jaka to sukienka – wzruszyła z rozbawieniem ramionami – Ale jednak chyba zostanę przy jednej, właśnie tej jednej, jedynej – pokiwała głową z dużym przekonaniem, nadal jednak nie wiedząc, która miałaby to być. I czy w ogóle znajdzie ją właśnie w tym butiku, bo nie wykluczone, iż jednak będą musiały odwiedzić jeszcze jakieś inne miejsce, w których najpewniej były inne modele. Ale jak to się mówi – pierwsze koty za płoty, więc korzystając z tej nadażającej się okazji, po prostu Jordie musiała wreszcie jakieś przymierzyć, by chyba urzeczywistnić w swojej głowie wizję zbliżającego się ślubu. I nie, wcale nie chciała uzależniać owego wyboru od Chestera – od tego czego on by chciał i oczekiwał, bo istotnie, gdyby wybrała prostą, gładką sukienkę, bez zbędnych zdobień, może nawet najtańszą w całym sklepie – to najpewniej brunet i tak byłby zachwycony, równie mocno jak i ona. Bo to nie o sam materiał tutaj chodziło, a o to, że wreszcie zostaną małżeństwem – i tylko oni dwoje się w tym liczyli najbardziej. Ale skoro już można sobie zrobić dodatkową przyjemność, nie tylko dla ducha, ale i dla oczu, to jednak chciała po prostu wziąć pod uwagę to co jemu się podobało, bo to istotnie jego chciała zwalić z nóg. – To chyba dobry pomysł, najpierw zdecyduję się na jedną, aby… w ogóle przekonać się jak jakakolwiek na mnie leży, jak się prezentuje i na ile jest wygodna i praktyczna – kiwnęła głową, zgadzając się ze zdaniem siostry, która istotnie pomogła jej teraz ogarnąć ten panujący w głowie chaos, od nadmiaru białych kreacji – Tak, kilka zdecydowanie przykuło już moją uwagę. Ale… najpierw chyba przymierzę tą, z rękawem – wskazała na jedną z kreacji, która charakteryzowała się pięknie zdobioną górą i nieco szerszym dołem, a jednocześnie dłuższym trenem, o którym Jordie zdecydowanie marzyła – Każdą? – zaśmiała się znowu, zerkając na siostrę – Wówczas nie wyszłybyśmy stąd chyba do jutra, ale myślę, że kilka to dobry pomysł, przynajmniej będę już co nieco więcej wiedzieć – dodała, więc gdy Indy przywołała ekspedientkę, to Jordana ostatecznie przystała na pomysł kilku kreacji i wówczas wskazała jej jeszcze te, które najbardziej skradły jej serce, więc kobieta odnalazła odpowiednie rozmiary, po czym przetransportowała je do wystarczająco przestronnej przymierzalni. Zakomunikowała Indy, by wygodnie się rozsiadła na kanapie, wręczając jej tym samym kieliszek z odrobiną szampana, a one udały się do przymierzalni, gdzie kobieta profesjonalnie i sprawnie pomogła ciemnowłosej ubrać pierwszą suknię. Patrząc już na swoje odbicie w lustrze, pogładziła dłońmi delikatny materiał i aż nie dowierzała w to, że naprawdę stała tutaj teraz ubrana w suknię ślubną – to chyba najmocniej uzmysłowiło jej, że to naprawdę się działo. I na samą myśl o brunecie, niemal przeszył ją przyjemny dreszcz, bo zdała sobie również sprawę z tego, że gdy już ową suknie tego dnia z niej zdejmie, to będzie już jego żoną, co przywołało na jej usta szeroki uśmiech. – Okej, wychodzę, przygotuj się – zaśmiała się, oczywiście kierując te słowa do siostry, po czym, gdy ekspedientka odsłoniła wielką kotarę, wyszła zza niej, przytrzymując suknie, a po tym jak i pracownica sklepu przytrzymała tren, przemieściła się do na niewielki podest przed dużym lustrem, na którym stanęła, prezentując się w pełnej okazałości zarówno sobie, jak i Indianie. Zagryzła lekko dolną wargę, tłumiąc wciąż ten sam uśmiech obrzydliwie zakochanej kobiety i spojrzała na siostrę, poruszając się lekko, by wprawić suknię w ruch. – I co myślisz? Czy to jest właśnie ten krój? Czy powinnam się zdecydować na wąską i dopasowaną dołem? Na ramiączkach? – pytała, jednocześnie nie odrywając wzroku od swojego odbicia w lustrze. Ta jej się podobała, ale póki co nie była jeszcze pewna w stu procentach, niemniej jednak leżała na niej idealnie i doprawdy czuła się w niej świetnie. – Naprawdę czuje się jak księżniczka – stwierdziła z rozbawieniem i spojrzała na siostrę – To teraz chyba przymierzę tą, którą Ty wybrałaś, co?

autor

Jordie

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

- Och, no miałam na myśli każdy krój - poprawiła się zaraz, wywracając z rozbawieniem oczami, bo przecież oczywistym było to, że nie kazałaby siostrze wciskać się w dosłownie każdą sukienkę, jaka znajdowała się aktualnie w ofercie butiku - a jedynie w kilka z nich, właśnie po to, aby ocenić, czego ostatecznie szukała. Kiedy więc Jordie zniknęła w przymierzalni wraz z paroma wybranymi kreacjami, Indiana zajęła wygodne miejsce, popijając szampana i z jawną ekscytacją oczekując, aż starsza Halsworth zaprezentuje jej swój pierwszy wybór. Nie miał dla niej bowiem najmniejszego znaczenia fakt, iż ona sama niczego tu nie przymierzy - ba! Może nawet dzięki temu było jej trochę łatwiej, bo mogła czerpać przyjemność z buszowania między pięknymi sukienkami, bez jednoczesnej presji, jaką pewnie, w mniejszym lub większym stopniu, musiała odczuwać przyszła panna młoda. I chyba nawet nie było jej przykro, że sama miała już (pierwszy) ślub za sobą i że ominęły ją podobne przygotowania. Cieszyła się natomiast, że Jordana będzie miała swój wymarzony, idealny ślub. Uśmiechnęła się więc pod nosem, gdy ta oznajmiła, iż była gotowa jej się pokazać, a widząc ją wreszcie w tej białej sukni - Indy aż otworzyłą z wrażenia buzię. - Wow, Jordie... jest piękna - pokręciła z niedowierzaniem głową i poderwała się z miejsca, by z bliska obejrzeć te misterne zdobienia. Ostrożnie poprawiła dłonią dół sukni, mogąc wręcz przysiąc, że delikatny materiał niemal mienił się w świetle. Zaraz jednak cofnęła się o krok, nie chcąc przypadkiem niczego uszkodzić, bo nie było jej chyba stać na płacenie za takie szkody. - Nie wiem, jak się w niej czujesz? Z tym rękawem? Da się w niej chodzić? - wprawdzie, pomimo dość szerokiego dołu, materiał wydawał się lekki, ale z pewnością nie byłoby to niczym przyjemnym, gdyby na ślubie i weselu każdy, kto zechce złożyć pannie młodej życzenia lub z nią zatańczyć, miał przydeptywać jej suknię. Albo gdyby ona sama się o nią potykała! - I wyglądasz jak księżniczka - przyznała jednak w odpowiedzi na słowa siostry, bowiem ów krój zdecydowanie przywodził na myśl bajkowe księżniczki. Pytanie tylko, czy pan młody był równie prawdziwym księciem z bajki... - Ale szczerze? Ten dół jest tak duży, że Chet zgubi się w tej sukni, zanim zdąży ją z ciebie zdjąć, i odnajdzie się po tygodniu, odwodniony i wygłodzony, nie wiem, czy chcesz mu to zrobić - skwitowała ze śmiechem. - Wydaje mi się jednak, że każdy fason będzie świetnie na tobie wyglądał, masz idealną figurę, więc spokojnie możesz sobie pozwolić nawet na taką bardziej dopasowaną suknię - zauważyła, po czym kiwnęła z uśmiechem głową. - Tak. To chyba była ta bez ramiączek, nie? - zastanowiła się, sama już do końca nie pamiętając, co właściwie wybrała, ale z całą pewnością było to coś pięknego. Toteż po tym, jak Jordie po raz kolejny udała się przymierzalni, by przebrać się w drugą kreację, Indy, czekając na nią, sięgnęła po telefon, zaś widząc na tapecie zdjecie, jakie pstryknęła któregoś dnia Connorowi z ukrycia, bezwiednie uśmiechnęła się pod nosem. - Szkoda tylko, że znowu nie będę mogła przyprowadzić ze sobą osoby towarzyszącej... Bo to chyba nie "osoba towarzysząca", jeśli też będzie zaproszony na wasz ślub? - zagaiła, w ten pokraczny sposób próbując chyba zwierzyć się siostrze ze zmian, jakie zaszły w jej relacjach z brunetem. I chociaż Jordie nie mogła dostrzec uśmiechu siostry przez grubą kotarę, oddzielającą przymierzalnię od pozostałej części butiku, to bez wątpienia już po samym brzmieniu jej głosu była w stanie odgadnąć, że ten sam cisnął się Indianie na usta, gdy wspominała o owej osobie. Podobnie jak i nietrudno było odgadnąć, o kim mowa, skoro od dłuższego czasu wzdychała ona tylko do jednego mężczyzny, będącego równocześnie przyjacielem Chestera. Jego obecność na ślubie nie ulegała zatem wątpliwości - aczkolwiek Indy nie wiedziała, że ten wystąpi w roli świadka pana młodego, a co za tym idzie: że spotkają się przy ołtarzu. Znowu - choć w innym charakterze. I tym razem, dla odmiany, to spotkanie zapamiętają.

Jordana Halsworth

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

- Mam wrażenie, że każda suknia tutaj jest przepiękna, ale faktycznie, ta jest doprawdy niesamowita. Właściwie chyba jak każda z tych, które wybrałyśmy do przymierzenia – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, przesuwając z ogromną delikatnością bo misternych zdobieniach, które zdobiły pierwszą z kreacji. Dosłownie zapierała dech w piersiach i Jordie mimowolnie i tak nie mogła wyzbyć się ciągłej myśli o tym, jak sam Chester zareaguje na jej widok i czy jemu również się spodoba. Oczywiście nie chciała od tego uzależniać całego wyboru sukni, niemniej to właśnie jemu chciała się przecież podobać przede wszystkim – więc tak, nieustannie krążył w jej myślach. – Materiał jest bardzo przyjemny, doskonale się w niej chodzi, bo luźny dół nie krępuje ruchów. Plus lekkie uniesienie sukni wszystko ułatwia. A góra mimo zdobień leży naprawdę perfekcyjnie, niemalże nic nie czuje – uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze, dokładnie przyglądając się sukni i analizując w głowie wszystkie za i przeciw. Co prawda opcji – za, było chyba więcej, bo suknia prezentowała i nosiła się doskonale, niemniej jednak Jordie nie była do końca przekonana, czy to jest dokładnie ten krój, o którym marzyła. W końcu jednak z krótkiego zamyślenia wyrwały ją słowa siostry, na co szczerze się roześmiała, spoglądając na nią. – Tak myślisz? Zdecydowanie nie chciałabym zgubić mojego świeżo upieczonego męża – skwitowała ze śmiechem, raz jeszcze gładząc materiał kreacji – Chciałam ją przymierzyć, aczkolwiek nie jestem przekonana co do tego czy jest to mój numer jeden. I czy to ta jedyna, dlatego ostatecznie przymierzmy kolejne, teraz ta bez ramiączek – pokiwała ochoczo głową i powędrowała do przymierzalni, gdzie zaś z pomocą pracującej w sklepie kobiety założyła na siebie tą, którą ostatecznie zaproponowała Indiana. I to był właśnie ten krój, który Jordanę interesował chyba najbardziej, bo z szerokich dołów – ta pierwszą była jedynym wyborem, pozostałe, które wpadły jej w oko – miały właśnie taki krój i zdecydowanie były bliższe jej sercu. Niemniej nadal walcząc z suknią, by idealnie ułożyła się na jej ciele, słuchała słów siostry i już właściwie miała zareagować na słowa o osobie towarzyszącej w stylu zaskoczenia, że ta planowała przyjść sama na jej ślub, ale zaraz niemal wyczuła jej uśmiech i uniosła z zaciekawieniem brew na wspomnienie o pewnej osobie. Przepraszając na moment kobietę, uchyliła kotarę i wystawiła z niej głowę, spoglądając na siostrę. – Czyżby to był pewien przystojny brunet, u którego mieszkasz, a który jest przyjacielem mojego narzeczonego? – poruszyła zabawnie brwiami, posyłając siostrze badawcze spojrzenie, jednakże, gdy ta tylko odwzajemniła jej spojrzenie, Jordie była już stuprocentowo pewna, bowiem tylko na wspomnienie o Brewsterze jej siostra przybierała taki wyraz twarzy, co skwitowała cichym śmiechem. – Poważnie? Przyjdziecie razem? – zapytała jeszcze, niemniej wróciła w końcu do środka i gdy kreacja była gotowa, wyszła w pełnej okazałości i umiejscowiła się ponownie na niewielkim podeście tuż przed lustrem. Gładząc misternie zdobiony kwiatami materiał sukni, uśmiechnęła się i raz jeszcze spojrzała na siostrę, bardziej zainteresowana teraz jednak życiem prywatnym bliźniaczki. – I czy to właśnie on jest powodem Twojego dobrego nastroju? I tych wszystkich zmian, które już dzisiaj zauważyłam? – posłała jej promienny uśmiech, czujnie obserwując jej reakcję – Wiedziałam – pisnęła cicho, śmiejąc się przy tym, bo właściwie Indy nie musiała nawet werbalnie odpowiadać, a ona już to wszystko widziała wymalowane na jej twarzy – Musisz mi wszystko opowiedzieć! Co tam się dzieje, co? I dlaczego ja jeszcze o niczym nie wiem? – mówiła, wyraźnie podekscytowana szczęściem ukochanej siostry. Pokręciła z niedowierzaniem głową, mając wrażenie, że niemal bolała ją już twarz od nieustającego uśmiechu, więc w końcu obejrzała się raz jeszcze w lustrze, na moment znowu skupiając się na sukni. – Jest piękna. To taki krój, o którym właśnie myślałam. Tylko nie wiem czy nie wolałabym jednak kreacji z ramiączkami? – zastanawiała się głośno, poprawiając materiał w okolicy biustu – Chociaż ta góra bez ramiączek wygląda całkiem… seksownie – zaśmiała się znowu, zerkając na Indianę – Przymierzę teraz taką z ramiączkami dla porównania – odparła, schodząc z podestu i z pomocą ekspedientki powędrowała do przymierzalni, gdzie założyła na siebie suknię numer trzy. Wyraźnie zadowolona z efektu końcowego, wyszła ponownie na sklep i po chwili stała już przed lustrem w pełnej okazałości, wyraźnie zadowolona – bo doprawdy podobała jej się kreacja, którą miała na sobie, chociaż ten jej numer jeden nadal pozostawał chyba w przymierzalni. Ale kto wie. – I co myślisz? – zerknęła na siostrę z błyskiem w oku, jednocześnie unosząc znowu brew ku górze z wyraźnym uśmiechem – Poza tym to cudownie, że przyjdziecie razem, skoro także razem będziecie nam towarzyszyć przy ołtarzu – zaśmiała się cicho, posyłając bliźniaczce porozumiewawcze spojrzenie, bowiem dosłownie w tym czasie, gdy one dyskutowały sobie tutaj o ślubie, jej narzeczony najpewniej właśnie również prosił Brewstera o to, aby został jego świadkiem. Więc teraz wszystko układało się dosłownie idealnie i nie mogli sobie tego chyba lepiej wymarzyć. Bo poza własnym szczęściem, mogła się teraz cieszyć także szczęściem siostry – a co więcej cała czwórka była dla siebie bardzo ważna, więc mogli tworzyć teraz zgrany zespół przyjaciół – i rodziny – zarazem.
Indiana Brewster

autor

Jordie

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Indiana sama właściwie do końca nie wiedziała, w jaki sposób w ogóle zabrać się do przekazania swojej siostrze tych zapewne niespodziewanych wieści oraz w jakie ubrać je słowa - i może właśnie dlatego odrobinę z tym zwlekała, licząc na to, że kiedy wyjdą wspólnie z Jordaną na zakupy, jakoś uda jej się swobodnie poprowadzić rozmowę w odpowiednim kierunku, nie wychodząc przy tym na dziecinną i niedojrzałą, tak jak mogłoby to mieć miejsce, gdyby nagle wypaliła "mam chłopaka!" - chociaż, czy w pewnym sensie nie to właśnie zrobiła? Prawda była jednak taka, że - mimo iż Indy niejednokrotnie starała się udawać na tyle oswojoną z tematem, że wśród osób, jakie nie znały jej najlepiej, mogła pewnie czasem uchodzić za bardziej doświadczoną, niż była w rzeczywistości, to - relacje damsko-męskie zawsze wprawiały ją w pewne zakłopotanie, o czym jej bliźniaczka wiedziała chyba najlepiej, bo przed nią Indiana nie była w stanie niczego ukryć. I możliwe, że to właśnie przy Jordie, która od zawsze wzbudzała zainteresowanie chłopców, a później mężczyzn, młodsza Halsworth najczęściej czuła się po prostu infantylna. I tym razem wcale nie było inaczej - bo jaką niby rewelacją było to, że w wieku dwudziestu trzech lat Indy w końcu mogła pochwalić się prawdziwym związkiem, kiedy jej siostra i rówieśniczka była już matką i właśnie przygotowywała się do ślubu? Dlatego zacisnęła lekko wargi, starając się częściowo stłumić ten cisnący jej się na usta uśmiech, aby nie wyszczerzyć się niczym skończona idiotka w chwili, kiedy Jordie wyjrzała z przymierzalni, niemal czytając siostrze w myślach, co nie było absolutnie żadnym zaskoczeniem. - A kto inny mógłby to być? - spytała retorycznie, po czym jednak roześmiała się pogodnie. - O ile nic się do tego czasu nie zmieni, to... raczej tak - przyznała, mimo wszystko zachowując tutaj pewną ostrożność, bo byli razem na tyle krótko, że wybieganie w przyszłość o tych kilka miesięcy zakrawało na wróżenie z fusów - choć Indiana miała szczerą nadzieję, że nic złego się w międzyczasie nie wydarzy. Niemniej nie rozmawiała o tym jeszcze z samym zainteresowanym i nie wiedziała, co on sam sądził o pojawieniu się jako para na, bądź co bądź, rodzinnym wydarzeniu takim jak ślub jej siostry. Ale z drugiej strony - jak inaczej mieliby się tam pojawić? Z zachwytem obserwowała więc Jordie, gdy ta opuściła po chwili przymierzalnię ubrana już w kolejną suknię, i chyba znowu na moment odebrało jej mowę, bo nim zdążyła skomentować jej wygląd, starsza Halsworth ubiegła ją dalszymi pytaniami, jakie Indiana skwitowała enigmatycznym uśmiechem, będącym zarówno wyrazem rozbawienia, jak i niemym potwierdzeniem wszystkich jej domysłów. - Zmian? - uniosła pytająco brew, wzruszając zaraz ramionami, i schyliła się, by poprawić długi tren, co i tak było zbędne, bo sekundę wcześniej ułożyła go już pracownica salonu. - Nie wiesz, bo... nie było okazji. To nie trwa długo, a ja nie chciałam ci rzucać w twarz własnym związkiem, kiedy sama byłaś świeżo po rozstaniu. Zresztą, sobie chyba też musiałam dać chwilę, żeby to do mnie dotarło i... żeby upewnić się, że Connor jednak nie znudzi się po kilku dniach i się nie wycofa - bo głupio byłoby chwalić się czymś, co zaraz przestałoby istnieć - a Indy nie wiedziała wtedy jeszcze o mężczyźnie wielu rzeczy i miała chyba powody powątpiewać w to, czy aby na pewno traktował ją poważnie. Co nie wynikało z braku zaufania, a po prostu świadomości tego, iż monogamia chyba nie do końca leżała w jego naturze. A przede wszystkim: z braku jej własnej pewności siebie oraz wiary w to, że istotnie ktoś mógłby chcieć być tylko z nią. - Ale teraz chyba już przyswoiłam fakt, że... to mój facet - przygryzła lekko wargę, z wciąż majaczącym w kąciku jej ust uśmiechem, lecz zaraz jednak przeniosła swoje spojrzenie z twarzy Jordany na jej lustrzane odbicie, podziwiając ją w zdobionej, chyba tylko z pozoru odrobinę skromniejszej od poprzedniej, sukni. Roześmiała się po chwili na komentarz siostry odnośnie dekoltu, i pokiwała głową. - To prawda. Zwłaszcza że dzięki Reggie'emu masz się tam czym pochwalić - zauważyła, mając oczywiście na myśli to, że ciąża wpłynęła na rozmiar jej biustu. - Cała wygląda ślicznie. Chociaż z ramiączkami pewnie byłaby... bezpieczniejsza - zmrużyła w zamyśleniu oczy. - Ale jeśli ta będzie idealnie dopasowana, to chyba też nie powinna płatać żadnych figli? Poruszaj się i zobacz, czy trzyma wszystko na swoim miejscu - wskazała dłońmi na rejon dekoltu, zasadniczo wychodząc z założenia, że każdą z tych sukien powinno się przymierzać w nieco bardziej wymagających warunkach aniżeli stojąc na podeście przed lustrem - bo przecież Jordie nie będzie przez całe swoje wesele stała nieruchomo niczym pomnik. Z drugiej jednak strony, projektanci sukien ślubnych chyba również przewidzieli to, że ich kreacje powinny być nie tylko piękne, lecz również funkcjonalne. A w każdym razie tak można było sądzić. Tymczasem natomiast Indiana zaczekała, aż starsza Halsworth przebierze się w kolejną sukienkę, na widok której westchnęła ciężko, kręcąc głową. - Szczerze? Nie zazdroszczę ci tego, że będziesz musiała wybrać z nich tylko jedną, wszystkie są takie piękne - posłała jej ciepły uśmiech. - A później jeszcze będzie trzeba wybrać sukienkę dla druhny - rozłożyła rączki, prezentując swoją skromną osobę, świadoma, że i w przypadku jej własnej kreacji nie obejdzie się bez aprobaty panny młodej. Słysząc natomiast, że jej wybranek będzie również pełnił rolę świadka pana młodego, uniosła zaintrygowana brew. - W takim razie chyba jednak nie przyjdziemy razem - nie dosłownie. Wiadomo, że pan młody nie może cię zobaczyć w sukni przed ślubem, więc do tego momentu ja będę ci towarzyszyła, a Connor... będzie pilnował, żeby ten idiota nie stchórzył w ostatniej chwili - stwierdziła, bezwiednie marszcząc lekko nos, by zaraz jednak potrząsnąć zdecydowanie głową. - Żartuję, na pewno nie jest aż tak głupi - dodała pospiesznie, coby Jordie niepotrzebnie nie musiała się tym stresować, nawet jeśli po tym idiocie, którego zamierzała poślubić, wszystkiego można było się spodziewać. - Swoją drogą, to zabawne, że na swojego świadka wybrał zagorzałego przeciwnika instytucji małżeństwa. I jeszcze dziwniejsze, że Connor na to przystał - zastanowiła się, ale może po prostu brunetowi nie wypadało odmawiać. A może był przeciwnikiem tylko własnego małżeństwa - z nią. I Indy niemal otworzyła już usta, aby coś jeszcze dodać, ale ostatecznie ugryzła się w język, decydując się póki co na przemilczenie faktu, iż już raz z Connorem znalazła się przed ołtarzem, w Vegas. Chciała jej powiedzieć - i wiedziała, że prędzej czy później na pewno i tak to zrobi, ale... może lepiej, kiedy będą już z Brewsterem po rozwodzie? Niezależnie od tego, jak dziwnie się czuła, posiadając przed siostrą tajemnicę, bo do tej pory mówiły sobie absolutnie o wszystkim. Dlatego, aby pozbyć się tego odczucia, skupiła się ponownie na sukni przyszłej panny młodej. - A wracając do sukni, to jest taka... delikatniejsza niż te poprzednie? Lżejsza. I wydaje się, że można by w niej całkiem swobodnie spędzić tych kilka godzin podczas wesela, ale - jak się w niej czujesz?

Jordana Halsworth

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Jordie bynajmniej nie oceniała siostry przez pryzmat jej relacji z mężczyznami – bo to, iż znała ją najpewniej najlepiej ze wszystkich, było chyba oczywiste, tym samym wiedziała przecież, że Indy nie miała wielu doświadczeń, ale czy było w tym coś złego? Dlaczego miałaby wywierać na niej jakąkolwiek presję? W ostateczności to Jordie w wieku dwudziestu trzech lat ma małe dziecko i planuje ślub, gdy tymczasem Indiana nadal cieszy się wolnością i zaledwie początkami nowej, ekscytującej relacji. I nie żeby jej zazdrościła, bo przecież to wszystko dokładnie już przerobiła, ale jednocześnie też wcale nie spoglądała na nią inaczej, z uwagi na to, że te ich doświadczenia były obecnie nieco rozbieżne. A właściwie bardzo rozbieżne. Przecież i tak zawsze potrafiły znaleźć wspólny język i we wszystkim się spierać, niezależnie od tego co akurat działo się u tej drugiej. A Jordana cieszyła się, że jej kochana siostrzyczka wreszcie przeżywa ten prawdziwy stan zakochania – i to odwzajemniony! – z całą pewnością nie spoglądając jednak z żalem na to w jakim ona sama znajduje się obecne miejscu: bo nigdy nie zamieniłaby rychłego ślubu z ukochanym mężczyzną i posiadania tak cudownego synka, na nic innego. Więc – chyba tak po prostu miało być. Dlatego teraz czuła ekscytację na myśl o tym, iż to ona będzie mogła wysłuchiwać ciekawych opowiastek siostry oraz pikantnych szczegółów, będąc równie ciekawą jak ta ich relacja się rozwinie i gdzie właściwie ich zaprowadzi, chociaż oczywiście życzyła im jak najlepiej. – Oczywiście, że zmian. Wystarczyło żebym tylko na Ciebie spojrzała, a od razu dostrzegłam, że promieniejesz. Doskonale znam ten stan – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, przeglądając się nieustannie w dużym lustrze – I zdecydowanie musimy popracować nad tym „nie było okazji”, co nie? Jak to możliwe, że dopiero po jakimś czasie dowiadujemy się tak ważnych rzeczy? – pokręciła z niedowierzaniem głową i zaśmiała się cicho – Wiem, że ostatnio byłam w… rozsypce. Ale hej, to nie znaczy, że nie masz mi mówić o tak ważnych rzeczach! Przecież ja się już nie mogłam doczekać kiedy wreszcie się zejdziecie – spojrzała na siostrę z szerokim uśmiechem i puściła jej sugestywne oczko – Jak mógłby się Tobą znudzić? Byłby kompletnym idiotą. Ale opowiadaj jak w ogóle do tego doszło – przecież Chet ciągle powtarzał, że Connor to zagorzały kawaler i że ciągle tylko imprezuje, oczywiście bez swojego wiernego kompana – wzruszyła z rozbawieniem ramionami, bo właściwie wcale nie było jej żal bruneta, bo ostatnio imprezując nieco się zagalopował, więc tym bardziej wolała, by nie bywał w takich miejscach z wolnym duchem, którym był Brewster. Co nie znaczyło, że nie pałała do niego sympatią, ale teraz będzie o wiele spokojniejsza, wiedząc, iż ten skupia się wyłącznie na Indianie. Ostatecznie na moment oderwała się od tematu i powróciła do sukni, którą ciągle miała na sobie, po czym znowu przesunęła dłońmi po biodrach i zaśmiała się, ujmując zaś dłońmi piersi, ukryte pod dość sztywnym materiałem sukni. – Muszę przyznać, że to jeden z niewielu plusów ciąży, ale jeden z wielu posiadania dziecka. Teraz zdecydowanie mam co wyeksponować, chociaż to pewnie tymczasowe – zaśmiała się – Ale ta jest dopasowana bardzo dobrze, więc myśle, że ostatecznie nie byłoby żadnej niepożądanej niespodzianki – oznajmiła, ale jednak zeszła z podestu i z pomocą sprzedawczyni przeszła się kawałek, by upewnić się jak dekolt zachowa się w ruchu. Potem przebrała się w kolejną, która rzeczywiście prezentowała się na niej obłędnie, niemal skradając jej serce krojem i wykończeniem. – Szczerze? Ja też sobie nie zazdroszczę. Wszystkie te suknie są niesamowite i nie mam pojęcia jak mam się w ogóle zdecydować – pokręciła z niedowierzaniem głową, z niemałym zauroczeniem przyglądając się tej, którą właśnie miała na sobie – Och, chciałabym żebyście z dziewczynami miały takie same sukienki. Wiesz, Ty będziesz moją świadkową, ale będę chciała, aby reszta wystąpiła w roli druhen, no wiesz nasze siostry i kilak moich najbliższych koleżanek. Myślisz, że to fajny pomysł? – zagadnęła, spoglądając z zaciekawianiem na Indianę, po czym raz jeszcze przejrzała się cała w lustrze, zastygając jednak na moment w bezruchu, gdy siostra wspomniała o ucieczce pana młodego. Spojrzała więc na nią szybko, chyba z lekkim niepokojem wymalowanym na twarzy, po czym jednak zaśmiała się i pokręciła stanowczo głową. – No ja mam nadzieję, że nie stchórzy. Aczkolwiek lepiej przypomnij Connorowi, że ma go dobrze pilnować – rzuciła żartobliwie, właściwie wcale nie czując niepokoju, głównie dlatego, że mimo wszystkiego co się wydarzyło i wszystkie co Chet zrobił, wierzyła, że równie mocno jak ona, chce tego ślubu – Dla Chet’a akurat to był oczywisty wybór, nie wyobrażał sobie w tej roli nikogo innego. Właściwie nie wiem jeszcze czy się zgodził… bo miał go o to zapytać właśnie dzisiaj, ale myślę, że mu nie odmówi, co? – zerknęła na siostrę – Wiem, że jest przeciwnikiem małżeństwa, ale Chet też kiedyś był zagorzałym kawalerem… a teraz popatrz – uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła ręce, prezentując siebie w pełnej okazałości, w sukni ślubnej, którą kupowała na ślub – właśnie z nim – Och, na pewno przekona go również informacja o tym, że Ty będziesz moim świadkiem, zobaczycie przedwstępnie jak to jest być przed ołtarzem – zaśmiała się i poruszyła zabawnie brwiami, następnie schodząc z podestu, w celu przebrania się w kolejną, ostatnią już suknię ślubną – Ta suknia jest cudowna, bardzo wygodna, nie krępuje mi ruchów i faktycznie myślę, że byłaby świetnym wyborem na ślub i wesele. Ale mam jeszcze jedną – uniosła palec wskazujący ku górze, po czym zniknęła w przymierzalni na kilka dobrych minut, by następnie ponownie znaleźć przed oczami siostry w sukni numer cztery. Ta pozostawała chyba póki co jej numerem jeden, aczkolwiek i tak była ciekawa oceny siostry. – I co myślisz? Jest cudowna, prawda? Wiem, jak wszystkie tutaj, ale… ma chyba w sobie coś naprawdę niezwykłego. Myślisz, że to jest taki wzór, w który powinnam celować? Czy jednak któraś z tych szerszych dołem? Sama nie wiem… ale w tej czuje się naprawdę doskonale.
Indiana Brewster

autor

Jordie

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

- No, niech będzie. Nic się przed tobą nie ukryje - skwitowała z rozbawieniem, wzruszając bezradnie ramionami. - Też jestem zdania, że trzeba nad tym popracować, co to za porządki, żebym nie dowiadywała się już o wszystkim jako pierwsza? - ściągnęła z niezadowoleniem brwi i skrzyżowała ręce na piersi, wciąż jednak z obecnym w kąciku jej ust uśmiechem, bo obie chyba wiedziały, że niezależnie od tego, jak bardzo byłyby zajęte własnym życiem, to wciąż jedna dla drugiej była właśnie tą osobą, z którą jako pierwszą pragnęły dzielić się wszystkimi istotnymi zmianami. I tymi drobniejszymi również, bo nawet kiedy nie widywały się tak często, to wciąż zdarzało się, że niemal godzinami wisiały na telefonie, opowiadając sobie o wszystkim. Tylko że niektóre rzeczy nie nadawały się na telefon. Indy potrząsnęła więc zaraz głową, by zasygnalizować, że absolutnie nie uważała, jakoby taki stan rzeczy był winą starszej Halsworth. - Po prostu wolałam zaczekać i powiedzieć ci o tym, kiedy się spotkamy, a nie przez telefon. Żebyś mogła na własne oczy przekonać się, że naprawdę jestem szczęśliwa - przyznała z uśmiechem, mając wrażenie, iż ona sama była bardziej zaskoczona tym, jak rozwinęła się jej relacja z Brewsterem, skoro jeszcze niedawno było między nimi tak źle, że Indy rozważała wyprowadzkę. - Szczerze? Nie wiem, byłam tak samo zaskoczona. Tak dobrze udawał nieczułego dupka, że też dałam się nabrać i... właściwie prawie się od niego wyprowadziłam. Ale na szczęście mi na to nie pozwolił - skwitowała ze śmiechem, potrząsając ramionami. - Chociaż sama nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej, że już razem nie imprezują... Przynajmniej znałybyśmy relacje z pierwszej ręki, ale oni pewnie mają jakiś swój tajny pakt i żaden i tak nie puściłby pary z ust - zauważyła z rozbawieniem. Zdecydowanie wolała nie wyobrażać sobie, co działo się, kiedy Brewster wychodził gdzieś, gdzie mogły się koło niego kręcić inne kobiety (czyli chyba wszędzie), toteż w tym momencie postanowiła już skupić się na sukni Jordany, a potem również i na kwestii jej własnej kreacji, na jakiej wybór jednak przyjdzie jeszcze czas. - Myślę, że to świetny pomysł, na pewno każda będzie chciała wesprzeć cię w tym dniu, a dzięki temu będą miały taką szansę. Chociaż wiadomo, że żadna kobieta nie lubi pokazywać się w takiej samej kreacji jak jej koleżanka, ale... myślę, że na twój ślub możemy zrobić wyjątek. W końcu to ty masz błyszczeć - stwierdziła z uśmiechem, a oglądając ją w tych wszystkich sukniach, z których każda kolejna wydawała się być jeszcze piękniejsza od poprzedniej, Indy nie miała wątpliwości, że jako panna młoda, Jordana zdecydowanie będzie błyszczała niczym gwiazda. Zresztą... ona zawsze błyszczała dużo jaśniej niż Indy. Widząc jednak jej minę na komentarz o ucieczce Callaghana, szybko pożałowała, że w ogóle to powiedziała, toteż chcąc upewnić siostrę, że tak nie będzie, pokiwała zaraz żywo głową. - Przypomnę, co będzie mu groziło, jeśli nie przypilnuje Chestera. Ale poważnie, to... myślę, że nawet nie będzie musiał. Jest jaki jest, ale cię kocha, tak? I na pewno wie, że trafiłaś mu się jak los na loterii i jeśli chce być szczęśliwy, to powinien się ciebie trzymać z całych sił - uśmiechnęła się ciepło, ewidentnie postrzegając Jordanę zupełnie inaczej niż siebie samą, skoro tak trudno było jej przyswoić myśl, że ona również zasługiwała na mężczyznę, dla którego byłaby wszystkim. I że w ogóle mogła być dla kogoś wszystkim. Wzruszyła jednak ramionami, sama do końca nie wiedząc, jak odnieść się do roli Brewstera jako świadka pana młodego. - Myślę, że nie, nawet jeżeli sam nie widzi sensu w braniu ślubu, to jednak chodzi o jego najlepszego kumpla. Byłoby dziwnie, gdyby odmówił, nie? - zastanowiła się, lecz w porę zdołała ugryźć się w język, aby nie puścić farby o ich ślubie z Vegas; zamiast tego zaledwie uśmiechem kwitując owo spotkanie przed ołtarzem, co do którego Indy przeczuwała, że mogło być ich jedynym, ale - nawet jeśli oznaczało to, że znalazła się w związku bez przyszłości, to z całą pewnością nie chciała zaprzątać sobie tym głowy w chwili obecnej. Zresztą bez ślubu - lub raczej: po rozwodzie - też dało się żyć. I bez dzieci. Najwyżej zostaną jedną z tych par, które zamiast grzęznąć w pieluchach, podróżują po świecie i czerpią z życia garściami; to też nie był wcale najgorszy scenariusz. Z tą pocieszającą myślą, Indiana zaczekała więc na siostrę, aż ta przebrała się w następną kreację, jaką wkrótce jej zaprezentowała. Ciemnowłosa pokiwała z aprobatą głową, oglądając z każdej strony sylwetkę bliźniaczki. - Jest przepiękna, Chet padnie, kiedy cię w niej zobaczy - zawyrokowała z pełnym przekonaniem, i uśmiechnęła się pogodnie. - Chociaż jestem pewna, że padłby z wrażenia niezależnie od tego, w której z tych sukienek byś się zaprezentowała. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba go reanimować! - roześmiała się. - Ale ta... jest idealna. W sam raz na ślub latem i na świeżym powietrzu. A ty, zakochałaś się w niej? Serce mocniej ci dla niej zabiło? - pytała z rozbawieniem, ale znów: była pewna, że Jordie zrozumie, co miała na myśli. - Idealnie na tobie leży, i jest dobrym kompromisem między suknią z ramiączkami a taką bez. Poza tym ma dużo koronek, czyli dokładnie to, czego chciałaś, nie? I wydaje się taka delikatna i lekka, w przeciwieństwie do tamtej z ogromnym dołem albo sztywnym gorsetem, chociaż tamte też były śliczne. Zależy, która z nich jest bliższa twojemu wyobrażeniu - zerknęła na nią zaciekawiona. Oczywiście jako małe dziewczynki wyobrażały sobie ślub w efektownej sukni z welonem, za jaki w tamtym czasie służyła im firanka w pokoju, ale obecnie nie miały już siedmiu lat i od tamtej pory bez wątpienia wiele zdążyło się zmienić. Indiana na przykład nie lubiła zbyt sztywnych i krępujących ruchy strojów, ale to nie oznaczało, że Jordie nie mogła pragnąć iście bajkowego wesela oraz sukni godnej prawdziwej księżniczki. - W ogóle w jakim stylu planujecie urządzić całą uroczystość, myślałaś już o tym? Przepych czy raczej minimalizm? Czy wszystko będzie zależało od tego, na jaką suknię się zdecydujesz? - zasugerowała z rozbawieniem, ale wiadomo, że kobiety mają swoje priorytety i suknia ślubna była chyba najważniejszym z nich. Nic dziwnego, że od tego Jordana zaczęła planowanie całego ślubu, choć kreacja, którą miała aktualnie na sobie - jej względnie skromny krój oraz jednocześnie bogate i piękne zdobienia - wydawała się być uniwersalna. - I jaką masz strategię co do jej zakupu? Chcesz odwiedzić kilka sklepów i przymierzyć kolejnych kilkanaście sukien, zanim się zdecydujesz, czy bardziej iść na żywioł z jej wyborem? - spytała, domyślając się, że Jordie i tak musiałaby się jeszcze zastanowić, ale sama miała wrażenie - zwłaszcza po tym, jak widziała już siostrę w kilku sukniach - że im więcej ciemnowłosa ich przymierzy, tym trudniej będzie zdecydować się na jedną. Ale z drugiej strony: ślub bierze się tylko raz (a w każdym razie: z takiego założenia wychodzi się przy pierwszym ślubie), więc oczywistym wydawało się to, że należało wybrać tę najpiękniejszą, doprawdy idealną kreację.

Jordana Halsworth

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

- Oczywiście, że nic się przede mną nie ukryje, a już na pewno Tobie się nie uda nic ukryć. Przecież czytam z Ciebie jak z otwartej księgi – zaśmiała się, wzruszając przepraszająco ramionami – I to akurat działa w dwie strony, to chyba taka bliźniacza natura, co? – zagadnęła z rozbawieniem, bynajmniej nie narzekając z tego powodu. Nie dość, że miała najlepszą przyjaciółkę i to właściwie od urodzenia, to jeszcze zwykle rozumiały się bez słów i zawsze mogły na sobie polegać. Nie wyobrażała sobie życia bez Indiany, dlatego jej wsparcie było dla niej takie ważne i dlatego też chciała, by ten ich kontakt nadal był trwały i nienaruszony, nawet jeżeli każda z nich miała już właściwie swoje życie. – No dobrze, powiedzmy, że przyjmuje taki argument, bo właściwie mój brzmi dokładnie tak samo. Chciałam Ci powiedzieć o tym, że ja i Chet wróciliśmy do siebie osobiście, a nie na przykład smsem. Chyba więc nawet myślimy jednakowo, bo dzięki temu obie mogłyśmy się na własne oczy przekonać, że jesteśmy szczęśliwe – uśmiechnęła się ciepło, dostrzegając ten równie szeroki uśmiech siostry i znajomy błysk w jej oku, którego być może jednak nawet nigdy wcześniej nie widziała. I naprawdę uwielbiała oglądać Indy taką szczęśliwą i zakochaną, bo również na to szczęście zasługiwała. I na ten ogłupiający stan, który nie mógł równać się z niczym innym i Jordie coś o tym wiedziała. – Myślę, że Connor jak każdy facet chciał zgrywać niedostępnego twardziela, a tak naprawdę jest pewnie kochany tak samo jak Chet. Trzeba było tylko go dobrze zmotywować, a Ty zrobiłaś to doskonale – puściła jej porozumiewawcze oczko – Co do ich wspólnego imprezowania, to faktycznie chyba wolałam, gdy imprezowali razem, ale z drugiej strony, w tej kwestii nasze sytuacje nieco się różnią. Bo o ile Connor nadal imprezuje, tak Chet raczej zaprzestał póki co tej przyjemności, co akurat jest mi na rękę – zaśmiała się cicho, nie chcąc oczywiście zabrzmieć jak jakaś stara żona, która zabraniała facetowi rozrywki, ale z drugiej strony – nie chciała, by znowu krążyły wokół niego jakieś pokusy i była niemal pewna, że on wychodził z takiego samego założenia. Mimo więc, że oboje byli nadal młodzi, to ostatecznie ich życie ostatnio ograniczało się do domu i pracy, ale… nikt nie mówił, że to nie może ulec jeszcze zmianie. W międzyczasie więc spojrzała znowu na swoje odbicie w lustrze, kolejny raz wpatrując się w suknie ślubną z nieukrywanym zachwytem, jakby nadal odrobinę nie wierząc w to, że niedługo miała założyć ją na własny ślub z ukochanym mężczyzną. – Faktycznie kobiety nie lubią pokazywać się w takich samych kreacjach, ale z drugiej strony jedynie kolor może być taki sam. Tak sobie pomyślałam, że nie będę narzucać jednego kroju, w końcu każdy woli coś innego, ale na przykład zaproponuje jeden kolor i to chyba będzie fajnie wyglądało – uśmiechnęła się lekko, gładząc dłonią delikatny materiał. Niemal już z dziecięcą ekscytacją wybiegała myślami do tego wyjątkowego dnia i chyba równie mocno chciała, by Chet mógł ją wreszcie w tym wydaniu zobaczyć. Chciała błyszczeć, ale tak naprawdę tylko i wyłącznie dla niego. – Prawdopodobnie mnie też obleci strach, ale nigdy bym nie uciekła, nie od niego. I wierzę, że on też nie stchórzy – parsknęła cicho, kręcąc przy tym głową – Wierzę też w to, że zrozumiał jak wiele dla siebie znaczymy i jak bardzo jesteśmy razem szczęśliwi. Ani on ani ja nie chcemy już tego zepsuć, ale… wiesz jak jest. Nie chce jednak o tym myśleć, bo chce wreszcie cieszyć się przygotowaniami do ślubu – stwierdziła pogodnie, nie zamierzając zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi dywagacjami o ucieczkach sprzed ołtarza – I tak, to prawda. Oni są dla siebie niemal jak bracia, więc z całą pewnością by mu nie odmówił. Tym lepiej, bo stworzycie nam super parę świadków – szturchnęła lekko siostrę ramieniem, zmierzając do przymierzalni, by zmienić kreację na ostatnią z wybranych sukni, w której po chwili zaprezentowała się siostrze, z wyraźnym zadowoleniem odbierając efekt końcowy, który oglądała w lustrzanym odbiciu. Chyba znalazła już swój typ, chociaż nie była jeszcze pewna, czy to dokładnie ta suknia, ale na pewno znajdowała się już na szczycie jej wyobrażeń i pragnień. Roześmiała się jednak po chwili i spojrzała znowu na siostrę. – Oby nie, bo nie wiem czy będzie obecny jakiś lekarz – skwitowała z rozbawieniem – Myślę jednak, że prędzej niż zemdleje, to będzie chciał ją ze mnie zdjąć, przynajmniej kilkanaście razy w trakcie samego ślubu i przyjęcia – dodała, uśmiechając się sugestywnie, ale ta myśl także bardzo jej się podobała. Taki w końcu też efekt chciała osiągnąć. – I masz rację, ta suknia wydaje się być idealna na ślub latem. Zdecydowanie skradła moje serce, właściwie od pierwszego momentu, gdy ją zobaczyłam. Ale teraz prezentuje się nawet lepiej niż na wieszaku. Myślę, że to jest dokładnie taki wzór jaki bym chciała i w jakim czuje się najlepiej, nawet jeżeli miałaby to nie być dokładnie ta, chociaż zdecydowanie jest na szczycie mojej listy. Jest idealna – uśmiechnęła się szeroko, obserwując dokładnie w lustrze niemal każdy detal kreacji, by dobrze ją zapamiętać, ale właściwie zamiast zapamiętywać, przypomniała sobie, że można zrobić sobie w niej zdjęcie, więc poprosiła Indy o telefon, a potem umiejętnie sfotografowała własne odbicie w lustrze, by uwiecznić ten moment. Ponieważ jednak ekspedientka zostawiła je na moment, to zrobiły sobie także wspólne zdjęcie na pamiątkę tej wspólnej wędrówki na przymiarki ślubne. – Sama wiesz, że zawsze marzyłam o sukni księżniczki, szerokiej z dużym welonem – zaśmiała się – Ale teraz trochę mi się odmieniło. Chcę po prostu długi tren, koronki – aby była śliczna, delikatna, ale i seksowna. A ta suknia dokładnie to wszystko w sobie ma – zauważyła jeszcze, schodząc ostrożnie z podestu, ale póki co nie udając się jeszcze do szatni, bo chciała przez moment pobyć w sukni, by upewnić się, że ta była wygodna i nie krępowała ostatecznie ruchów – Szczerze mówiąc… nie rozmawialiśmy jeszcze o aż takich szczegółach. Zdecydowaliśmy się głównie na termin – a właściwie okres w którym chcemy wziąć ślub. Nie mamy jeszcze nawet lokalu… i to uświadomiło mi jak wiele jeszcze jest do ustalenia i do przygotowania. Nie chcę zbytniego przepychu, Chet raczej również tego nie lubi, więc raczej minimalizm, elegancki i z klasą. Chciałabym coś w stylu tej właśnie sukni. To będzie lato, marzy mi się mnóstwo kwiatów, piękny ogród, przystrojone na biało stoły i krzesła. Ale chyba poszukam jakichś inspiracji w Internecie, bo póki co nie jestem zbytnio w temacie – zauważyła z rozbawieniem – A może Ty masz jakiś pomysł? Obiecuje, że nie ukradnę wszystkich i zostawię jakieś na Twój ślub – uśmiechnęła się porozumiewawczo i pokiwała lekko głową – Zdecydowanie chciałabym odwiedzić jeszcze kilka sklepów, bo wiesz, mam wybrany jakiś wstępny wzór, ale chyba żałowałabym, gdybym nie zobaczyła innych. Może tam gdzieś czeka jeszcze jakaś bardziej wyjątkowa, a może się okaże, że to właśnie ta była strzałem w dziesiątkę. Na pewno ta tutaj na mnie zaczeka, właściwie wydaje mi się, że i tak to do niej wrócę, ale nigdy nie mów nigdy – to nam daje szansę na kolejne wypady na zakupy, więc musimy skorzystać.
Indiana Brewster

autor

Jordie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”