WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Maya & Hugo | maj 2016

Zablokowany
I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

001. When you're falling in a forest and there's nobody around
Do you ever really crash, or even make a sound?

———Minęło dopiero kilka minut od momentu, w którym Maya pozwoliła barmanowi ułożyć na wpół przytomne ciało ojca na swoich ramionach, by (wreszcie, kurwa, ile można czekać?) mogła zabrać go do domu. Z mocno zaciśniętymi zębami, próbując nie rzucać przekleństwami we wszystkich kierunkach, stawiała kolejne kroki, choć z każdą sekundą grawitacja stawała się nie tyle wsparciem, ile przekleństwem, a ciężar pana Barlowe sprawiał, że szczupłe kończyny niebezpiecznie podrygiwały, grożąc nagłym upadkiem.
———— Tato, proszę cię — sapnęła, obejmując ojca mocniej. Nie potrafiła się zmusić do skierowania twarzy w jego stronę: głównie ze względu na blade, prawie niewidzące spojrzenie, którym sunął po pokrytym błotem chodniku, ale i przez zapach, który rozpalał nozdrza i powodował okropny ból głowy. Mężczyzna śmierdział mocnym alkoholem i dymem papierosowym, choć obiecywał przecież, że już nie pali (bo nie mają na to pieniędzy, a fajki są drogie, więc nie powinna się tym martwić).
———Nie wiedziała, skąd właściciel baru miał do niej numer. Nie wiedziała też, co stało się z telefonem ojca, który zwykle z mniejszym lub większym poczuciem wstydu dzwonił do córki, by poprosić — zażądać — podwózki do domu. A ponieważ samochód, którym Maya poruszała się po mieście, wciąż stał u znajomego mechanika (czy raczej „mechanika”, bo facet może i znał się na naprawie pojazdów, ale nie miał do tego żadnych uprawnień), to w jej głowie zrodziła się absurdalna myśl, że ojciec odpuści sobie wieczorne wizyty w knajpach, jeśli nie będzie miał jak wrócić do domu.
———Nie przewidziała, że gotów będzie zalać się w trupa i wszcząć bójkę z młodszymi o dekadę chłopakami, kiedy odmówią mu wezwania taksówki, za którą nie był w stanie zapłacić.
———— Kurwa mać! — zirytowała się, gdy ciężkie ciało zsunęło się z jej ramion. Pan Barlowe z jękiem uderzył o chodnik i Maya z ledwością podtrzymała go wystarczająco długo, by zdołał oprzeć plecy o murek. Zmęczona głowa opadła na pierś, usta się zamknęły, a powieki okryły zielone oczy, bliźniaczo podobne do oczu jego córki.
———Ten rok nie był dla niej łaskawy.
———Choć był dopiero początek maja (o, ironio — jej miesiąca) i wiosna dość niewinnie muskała Seattle swoją czułą dłonią, to panna Barlowe była już absolutnie wykończona. W ciągu ostatnich kilku tygodni wydarzyło się w jej życiu więcej niż w przeciągu wszystkich dziewiętnastu lat i mogłaby przysiąc, że to jeszcze nie koniec. Wszechświat ciągle ją zaskakiwał. Najpierw bogowie uznali, że zabawnym zrządzeniem losu byłoby postawienie na drodze Mayi jakiegoś cymbała faceta, który skasuje auto ojca (i chwała Panu, że stary Barlowe nie poznał sprawcy, bo gotów byłby wyzwać go na mało rycerski pojedynek, byle ratować honor ukochanego wozu), później knajpa, w której dziewczyna pracowała od stycznia, nagle splajtowała. Co prawda wciąż mogła sobie dorabiać w lokalnym klubie (dopóty nie zawita do niego ojciec) i w jednym z lepszych hoteli (dopóki nie zorientują się, że nakłamała w CV i tak naprawdę wcale nie zna francuskiego, nie licząc może kilku nazw słodkich potraw), ale mając do wyboru robienie kolorowych drinków, sprzątanie zużytych prezerwatyw w eleganckich sypialniach i gotowanie obiadów, z czystym sumieniem postawiłaby na opcję numer trzy.
———— Tato — jęknęła żałośnie, pochylając się nad ojcem, boleśnie świadoma, że nie zdoła podnieść go bez pomocy. Szturchnęła mężczyznę w ramię, ale jedyną reakcją było ciche mamrotanie, łączące w sobie głuche „spadaj” i pełne wyrzutu „daj mi spać”.
———— Idę po wodę — zdecydowała, podejrzewając, że to i tak niczego nie zmieni. Spojrzała na ojca raz jeszcze, po czym rozejrzała się i bez słowa odeszła w stronę najbliższego sklepu (MONOPOLOWY 24/7). Tarcza obejmującego nadgarstek zegarka (kupiła go na świątecznym jarmarku, więc wskazówki miały kształt czerwono-białych lasek, a zamiast przez cyfry, godziny wyznaczane były przez obrazki) wskazywała na worek świętego Mikołaja i sanki, co w przełożeniu dla normalnych ludzi oznaczało, że dobiegała jedenasta. W nocy. To i tak dość wcześnie, biorąc pod uwagę, że poprzednie eskapady kończyły się nad ranem.
———Dzierżąc butelkę wody niegazowanej w dłoni, mocno pchnęła drzwi marketu i wyskoczyła na chodnik, nieopatrznie uderzając w coś ramieniem.
———— Przepraszam! — krzyknęła pospiesznie, nawet się nie odwracając. Miała tylko nadzieję, że ojciec, którego zostawiła za rogiem, nie zdążył wpełznąć do żadnego baru.

autor

Ania

Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

Odkąd Hugo miesiąc temu przybył do Ameryki jego stany lękowe – niechybnie związane z ucieczką z rezydencji umieszczonej w rodzinnym Melbourne – oraz nerwica natręctw nabrały intensywności. Notorycznie, niemal nadgorliwie się rozglądał, wzdrygał się przez najmniejszy hałas oraz impulsywnie reagował na zbyt długo przyglądających się mu przechodniów. Początkowo obawa, że mógłby zostać odnaleziony nie pozwalała mu zmrużyć oka ani zjeść spokojnie posiłku. Z czasem przywykł do strachu, choć nie od razu potrafił wyzbyć się uporczywych nawyków: zaglądania przez ramię, chorobliwego mycia rąk i nakładania kaptura lub czapki w publicznych miejscach.
Seattle bardzo mu się podobało. Miał wrażenie, że wszystko tu było inne, obce, aczkolwiek jednocześnie absurdalnie bardziej przyjazne, niż w Australii. Przede wszystkim brakowało surowych i konserwatywnych rodziców, ciężaru dziedzictwa i skrzekliwej, jasnowłosej dziewczyny, którą matka zwykła błędnie nazywać narzeczoną.
Dochodziła jedenasta w nocy, kiedy postanowił opuścić pielesz bezpiecznego, hotelowego pokoju i udał się wgłąb miasta, aby uzupełnić zapasy papierosów. Zaczął palić pierwszego dnia w Seattle, kiedy w akcie manifestacji chciał zrobić coś, czego mu zawsze zabraniano. Potem bez prawa jazdy wsiadł do wypożyczonego samochodu i wjechał w inne auto, łamiąc mu cały tylny zderzak i doszczętnie niszcząc prawą lampę oraz nadkole.
O tej porze ulice były puste – choć zawsze znalazło się kilku amatorów alkoholowych libacji, którzy niczym sępy krążyły wokół całodobowych sklepów oraz inne okazy braku abstynencji, upodlone do cna na zimnych, chodnikowych płytach. Gdy mijał jednego z nich, starszego o blisko trzy dekady, intuicyjnie mocniej naciągnął kaptur i schował dłonie do kieszeni kurtki. Następnie obrzucił pijanego jegomościa spojrzeniem, jednak prędko odwrócił głowę. W międzyczasie nieznajomy zaczął pobąkiwać coś pod nosem, po czym zsunął się i opadł bokiem na ziemię. Mimo tego zaraz zaczął chrapać, jakby wilgotny, nieco obłocony róg ulicy stanowił idealne miejsce do drzemki.
Hugo nie rozumiał takiego zachowania, ale ostatecznie nie rozumiał również wielu innych rzeczy, które przeczyły zasadom etyki jego rodziców. Przesiąkł nimi dogłębnie. Dopiero rozpoczął etap budowania własnej świadomości i moralności.
Przeszedł na drugą stronę ulicy. Już miał wspiąć się na pierwszy stopień prowadzący do monopolowego, kiedy niespodziewanie ze sklepu wybiegła dziewczyna i omyłkowo szturchnęła go ramieniem. Odbił się od jej drobnego ciała, które z impetem ruszyło dalej. Złapawszy równowagę, zdążył objąć spojrzeniem jedynie plecy nieznajomej. Przez chwilę przyglądał się jak kolejno: przebiegła na drugą stronę, niesfornie potknęła się o krawężnik; zwolniła, aby odzyskać rytm, po czym ponownie przyspieszała i zniknęła za rogiem. Widząc to wszystko z dezaprobatą pokręcił głową i kontynuował wcześniej podjęte czynności.
W drodze powrotnej miał kieszeń zapchaną dwoma paczkami papierosów, opakowaniem gum do żucia i zapalniczką. W dłoniach natomiast trzymał zmięte chusteczki do dezynfekcji, których użył zaraz po zderzeniu. Skórę na jego knykciach była czerwona od tarcia.
Gdy minął róg w oczy natychmiast rzucił mu się pijany jegomość oraz dziewczyna ze sklepu, która trzymając tamtego pod pachą usiłowała sprawić, aby stanął na nogi. Problem w tym, że była o połowie mniejsza. Sapała i stękała, podtrzymywała się o murek i zapierała stopami, ale pomimo tego co najwyżej podniosła mężczyznę do siadu. W ramach wdzięczności usłyszała spadaj. Ten krótki tekst zdołał rozbawić Hugo. Parsknął, po czym nerwowo docisnął pięść do ust, zdając sobie sprawę, że od prawie czterech minut stał i po prostu przyglądał się tej szopce.
W końcu wyciągnął papierosa. Wówczas w twarzy nieznajomej, która dotychczas stała do niego bokiem, dostrzegł wizerunek dziewczyny z rozbitego auta. Zdziwienie rozbłysło się w jego oczach, jednak prędko odzyskał rezon i podszedł bliżej.
— Pomogę — oznajmił znienacka, po czym wetknął papierosa pomiędzy wargi; chusteczki w tylną kieszeń i nachylił się nad nieszczęśnikiem. Jednak zanim objął jego ramię dłońmi, poczuł nieprzyjemne mrowienie w palcach i ucisk w żołądku. Nie chciał go dotykać. Pomimo tego ostatecznie złapał mężczyznę i chociaż smród wódki był trapiący, to zaparł się, aby postawić go do pionu. Pan Barlowe przylgnął plecami do muru, ale nadal niebezpiecznie chwiał się na boki.
— Zamierzasz wziąć go na plecy? — zapytał z nadal tkwiącym w ustach papierosem, przy czym umieścił baczne spojrzenie na sylwecie Mayi. Następnie zaczął przenosić wzrok z dziewczyny na mężczyznę oraz na własne dłonie, które delikatnie dygotały. — Wystarczyło ci na naprawę samochodu? — wtrącił, jednocześnie zmieniając temat na – jego zdaniem – wygodniejszy. Nie chciał wnikać w prywatne relacje Mayi, chociaż notoryczne pobąkiwanie mężczyzny niemal namawiało do zadania paru niewygodnych pytań.
Zanim zdążył ponownie się odezwać Pan Barlowe wykonał krok naprzód, a on odruchowo naparł na niego ramieniem, aby nie dopuścić do ponownego upadku.

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———W pierwszej chwili — idąc śladem ojca — zamierzała powiedzieć chłopakowi, żeby był tak dobry i spadał. Dopiero po kilku sekundach (przeciągniętych przez uderzenia szybko bijącego serca) udało jej się połączyć głos i twarz samozwańczego bohatera z obrazem ze wspomnień. I w tym samym momencie ciałem Mayi szarpnęła znajoma złość — ta sama, której doświadczyła niespełna tydzień wcześniej, kiedy ten sam facet uszkodził jej wóz. Pieniądze faktycznie pokryły koszty naprawy, ale też zmusiły ją do częstszego korzystania z komunikacji miejskiej, a ta wołała o pomstę do nieba.
———— A czy tobie zostało wystarczająco dużo kasy, żeby zapisać się na kurs prawa jazdy? — odpowiedziała podobnym tonem, choć nawet nie siliła się na uśmiech. Obecnie próbowała raczej kontrolować swój oddech, żeby nie wypluć płuc na chodnik (na którym dostrzegła coś, co wyglądało jak dotychczasowa zawartość żołądka jej ojca, ale szybko odwróciła wzrok), poza tym nieprzytomne ciało zdawało się ważyć więcej niż w rzeczywistości. A może to ona zwyczajnie nie miała siły, bo sama nie pamiętała już, kiedy ostatnio zjadła porządne śniadanie.
———Wiecznie w biegu, wiecznie pędząca z jednej pracy do drugiej, miała czas jedynie raz w tygodniu na wstąpienie do ulubionej cukierni i dzięki promocji „jeden plus jeden” załapać się na ukochane babeczki z maślanym kremem. Zapychała sobie policzki przetworzonym cukrem i pustymi kilogramami niczym wygłodniała wiewiórka, ale słodycze nie dodawały jej energii, a żołądek co jakiś czas poburkiwał buńczucznie, przypominając w najmniej spodziewanym momencie o ogromnym głodzie.
———Na przykład teraz, kiedy Maya w końcu wcisnęła się pod rękę pana Barlowe i zrobiła pierwszy krok w stronę chodnika, jej brzuch wydał z siebie taki dźwięk, jaki wydaje stado wściekłych niedźwiedzi podczas polowania. Próbowała co prawda zatuszować nieprzyjemny odgłos udawanym napadem kaszlu, ale i to nie wyszło jej zbyt przekonująco.
———Ostatecznie po prostu wymamrotała coś o cholernym alkoholizmie i chwyciła ojca mocniej.
———— Słuchaj, nie musisz mi pomagać — powiedziała, w końcu zmuszając się do odwrócenia twarzy w stronę starego-nowego znajomego. Doskonale pamiętała jego imię (bo było dziwaczne i zupełnie do niego nie pasowało), ale na razie nie zamierzała go używać, głównie przez to, że było jej tak k u r e w s k o wstyd. Nie spodziewała się, że bogaty chłopiec będzie się plątał po tej okolicy w środku nocy. Ba, nie spodziewała się nawet, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Z rozmysłem nie zostawiła mu do siebie żadnego kontaktu i nie prosiła o jego numer. Nie było w tym mieście ludzi, którzy różniliby się od siebie aż tak bardzo.
———— Mieszkam niedaleko. — Zgrabne kłamstwo wypowiedziane prosto w oczy. Od mieszkania, które dzieliła z ojcem, a które ostatnio zaczęło przypominać obskurną melinę, dzieliło ich przynajmniej kilka przecznic. Maya co prawda znała skróty, które pozwoliłyby im zaoszczędzić cenne minuty (bo świąteczny zegarek na nadgarstku jasno twierdził, że zostało jej niecałe pięć godzin snu), ale Hugo nie wyglądał na kogoś, kto chciałby się znaleźć w tych ciemniejszych uliczkach Seattle. Ona czuła się tam bezpiecznie (całkiem uroczy bezdomny co jakiś czas nawet nazywał ją „księżniczką”, kiedy wrzucała do jego kubeczka wyciągnięte z napiwków drobniaki), ale bogacze nie byli w tamtych okolicach mile widziani.
———A ten facet ś m i e r d z i a ł kasą na kilometr.
———— Doceniam chęci — dodała szybko, zmuszając usta do wygięcia się w coś, co w zamyśle miało być uśmiechem, ale wyszło trochę krzywo. W jej policzku pojawił się dołeczek, w świetle ulicznej latarni błysnęły zaskakująco białe zęby, ale cała sympatia, z którą Maya zwracała się na co dzień do klientów i gości odwiedzających hotel, teraz całkowicie wyparowała.
———Była tak cholernie zmęczona; jedyne, na co miała ochotę, to przykucnięcie przy murku i wpadnięcie w niekontrolowaną histerię.
———Nie chciała tłumaczyć, że mężczyzna, którego niosą, to jej ojciec. Nie chciała widzieć w spojrzeniu Hugo współczucia, bo zupełnie go nie potrzebowała. Współczucie nie wyciągnie jej taty z alkoholizmu. Współczucie nie opłaci zaległego czynszu. Współczucie nie odda jej tych kilku nieprzespanych godzin, które straciła na odbieraniu pana Barlowe z przydrożnego baru.
———Na wpół przytomny mężczyzna znowu coś wymamrotał, ale tym razem słowom towarzyszyły czyny: zacisnął jedną dłoń na ramieniu córki, drugą zaś zmiął kurtkę Hugo, kiedy w rozpaczliwym niewiemcosięzemnądzieje usiłował złapać równowagę. Maya zaklęła jak szewc, układając rękę na piersi ojca, bo ostatnie, czego teraz potrzebowali, to żeby wywrócił się na twarz.
———— Zmieniam zdanie — sapnęła, posyłając chłopakowi z lekka spanikowane spojrzenie. — Pomożesz mi zaprowadzić go do najbliższej taksówki?
———Nie miała dodatkowych pieniędzy, które mogłaby wydać na przejazd, ale tym będzie się martwiła jutro. Okres wiosenny zachęcał turystów do odwiedzania wybrzeża, więc (jeśli bogowie się nad nią zlitują) następne dni powinny owocować w masę napiwków. Może uda jej się trochę podreperować budżet.

Hugo Barlowe

autor

Ania

Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

Gdyby Maya rzeczywiście nakazała Hugo spadać, to natychmiast podążył w swoim kierunku. Prawdopodobnie wtedy ich relacja całkowicie by się zakończyła. W tamtym okresie nie bywał natarczywy i doskonale rozumiał, że niektórzy potrzebowali osobistej przestrzeni i nie chcieli, aby kompromitujące historie z ich życia ujrzały światło dziennie – a Maya miała około dziewięćdziesięcio-kilogramowy, doszczętnie pijany problem, który zataczał się, pluł i bełkota

Na pytanie dotyczące ilości kasy i prawa jazdy, mimowolnie wzruszył ramionami. Posiadanie zezwolenia obecnie nie stanowiło dla Huga priorytetu, dlatego postanowił odłożyć to później. Zamiast tego przez minione dni - które spędził zamknięty w hotelu - analizował przebieg ucieczki oraz dalsze plany. Miał ich mnóstwo, a pieniądze, jakie udało mu się zebrać oraz te, które ukradł rodzicom, stanowiły istotny element jego przyszłości.

Wyciągnął z ust papierosa i przez chwilę przyglądał się, jak Maya w dalszym ciągu mocowała się z ojcem. Mężczyzna opierał się o jej wątłe ciało, choć po wykonaniu pierwszego kroku oboje wyglądali tak, jakby zaraz mieli runąć. Wtedy Hugo po raz kolejny zaciągnął się tytoniem, po czym przemielił w ustach mentolowy posmak i wypuścił potężną chmurę. I kiedy to robił wokół rozbrzmiał się podejrzany, nieadekwatny do sytuacji warkot. W pierwszej chwili spojrzał ku panu Barlowe. Początkowo sądził, że odgłosy należały do niego. Dopiero za drugim razem zrozumiał, że pod nagłym atakiem kaszlu Maya usiłowała ukryć dźwięk żołądka. To był moment, w którym ponownie się zaśmiał, aczkolwiek prędko przymknął usta, jednocześnie układając je w wąską linię.

To prawda — zgodził się — nie muszę — dodał. On również nie spodziewał się, że właśnie w tej okolicy spotka właścicielkę rozbitego samochodu. Seattle liczyło blisko siedemset tysięcy mieszkańców, dlatego pod naporem innych spraw, zdążył zapomnieć o jej personie. Los jednak bywa przewrotny i ponownie postawił ich przed sobą. W dodatku w sytuacji, w której oboje czuli się niekomfortowo.

W porządku — przytaknął, nie zastanawiając się czy słowa Mayi były prawdziwe. Nie interesowała go na tyle, aby rozważał domniemane opcje, dlatego był gotów przyjąć każdą wypowiedź.

Skierował spojrzenie na pana Barlowe, którego ciężar stopniowo zaczął miażdżyć ramiona dziewczyny. Kiedy gwałtownie nachylił się do przodu, Hugo intuicyjnie stanął obok i przejął na siebie połowę ciała mężczyzny. Był ciężki, wiotki i półprzytomny, co znacznie utrudniało ruchy. W momencie, w którym zacisnął palce na jego kurtce, oszołomiony wypuścił spomiędzy warg papierosa. Pan Barlowe omyłkowo postawił na nim stopę.

Cała ta sytuacja wprawiła Huga w konsternację. W Australii unikał podejrzanych zaułków i równie podejrzanych ludzi, a tymczasem stał pod obskurnym murem i trzymał w objęciach pijanego jegomościa. Dłonie mu drżały, a nozdrza atakował coraz intensywniejszy smród wódki. W pewnej chwili odchrząknął i odwrócił głowę w przeciwną stronę. Żołądek podszedł mu do gardła, gdy mężczyzna oparł brodę i wytarł ślinę w jego kurtkę Moncler. W końcu nabrał głębokiego wdechu, bo nagła wypowiedź Mayi sprawiła, że musiał zebrać się do kupy.

Kiedy zrównał ich wzrok, natychmiast zauważył to z lekka spanikowane i wątpliwe spojrzenie dziewczyny. Potem, zanim zdążył się zastanowić nad konsekwencjami, przytaknął.

Ruszyli naprzód. Hugo co jakiś czas nerwowo łapał hausty powietrza, po czym wzdrygał się i poprawiał ramię pana Barlowe, które niebywale ciążyło na jego karku. Minęli monopolowy i bar, po czym w końcu zatrzymali się na przystanku.. Udało im się usadzić mężczyznę na ławce, dzięki czemu Hugo mógł wyjść na ulicę. Machał na każdą taksówkę, ale o tej porze było ich niewiele albo były już zajęte.

Spróbuję zadzwonić — oznajmił i wyciągnąwszy komórkę zaczął szukać odpowiedniego numeru. Następnie wykonał telefon, ale głos po drugiej stronie poinformował, że samochód pojawi się do dopiero za dwadzieścia minut. Musieli poczekać i choć Hugowi coraz bardziej ciążyła ta sytuacja, to w głębi czuł, że nie powinien zostawić Mayki samej. Wyciągnął drugiego papierosa, jednak zanim go odpalił, wytarł ręce chusteczkami do dezynfekcji.

Palisz? — zapytał, jednocześnie kierując w stronę dziewczyny paczkę. — Ja zacząłem miesiąc temu — przyznał, chcąc w ten sposób rozpocząć rozmowę. Następnie usiadł obok Pana Barlowe. — Gdyby rodzice mnie teraz widzieli… — urwał, po czym zaśmiał się nerwowo — Właściwie nie wiem, co by mi zrobili. Mimo wszystko w porównaniu z moim ojcem, twój wydaje się sympatyczniejszy — pokusił się o żart, zgadując, że prawdopodobnie miał do czynienia z ojcem Mayki.

Maya Barlowe

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———Kusiło ją, by zająć miejsce obok Hugona, ale słusznie obawiała się, że jeśli usiądzie, to też będzie miała problemy z ponownym wstaniem. Była wykończona. Fizycznie nie dawała już sobie rady, młody (i pozornie silny) organizm zaczął odmawiać współpracy. Pod jej zielonymi oczami królowały blade sińce, przez co wyglądała, jakby wdała się w uliczną bójkę. Jej policzki szybko zajmowały się płomienną czerwienią, ilekroć zmuszała się do większego wysiłku. I bardzo szybko gubiła oddech, zupełnie jak w tamtym momencie, kiedy oparła się ramieniem o szklany bok autobusowej wiaty, żeby uspokoić na chwilę rozpędzone serce.
———I zamiast usiąść u boku chłopaka albo — co gorsza — u boku ojca, po prostu trzymała się na dystans. Wciąż jednak stała wystarczająco blisko, by trochę mimowolnie oddychać tym samym powietrzem, w którym roztaczał się zapach taniej wódki.
———— Nie — odpowiedziała tak szybko, że prawie wpadła Hugonowi w zdanie. — I ty też nie powinieneś palić, to obrzydliwe. — I okropnie drogie, ale nie sądziła, by specjalnie miał się tą kwestią przejąć. Pozwoliła sobie na dokładniejsze otaksowanie jego sylwetki. Był dobrze zbudowany, jak na chłopca w jej wieku, miał bardzo ładną cerę i prawdopodobnie wszystkie zęby. Sam ten ostatni fakt wystarczył, by jasno stwierdzić, że wychowali się w skrajnie różnym otoczeniu; co drugi znajomy Majki nie miał jednego trzonowca (rzadziej kła), każdy natomiast przynajmniej raz oberwał w szczękę wystarczająco mocno, by chociaż zmartwić się o stan zgryzu.
———I te ubrania…
———Mogłaby z czystym sumieniem przysiąc, że nigdy nie widziała tego rodzaju ciuchów na prawdziwym człowieku, przynajmniej nie z bliska. Kurtka, którą Hugo miał na sobie, była czymś, co zauważyłaby w jakimś magazynie modowym, ale nigdy na wystawie sklepów, w których sama się ubierała.
———Nerwowo skubnęła brzeg spłowiałej, różowej koszulki, której front głosił: „Mogłabym się z tobą zgodzić, ale wtedy oboje bylibyśmy w błędzie”. Dorwała ją w lumpeksie za niecałe dwa dolce i nie rozstała się z nią od trzech lat.
———— Zwykle jest bardziej gadatliwy — parsknęła, posyłając ojcu krzywe spojrzenie. Siedział co prawda o własnych siłach i nie opierał się już o Hugona, tylko o tylną szybę wiaty, ale i tak zupełnie mu nie ufała. Wiedziała, że lada chwila może zacząć coś mamrotać, zwymiotuje na chodnik albo — co gorsza — postanowi znów samodzielnie udać się w stronę najbliższego baru, doprowadzając córkę do szewskiej pasji.
———— Przepraszam cię — dodała ciszej. Zielone spojrzenie przesunęło się po twarzy chłopaka, na której Maya mimowolnie starała się dostrzec objawy… obrzydzenia? zawodu? wstydu? Żadna z tych reakcji by jej nie zdziwiła, ale każda zabolałaby tak samo.
———— Wyobrażam sobie, że to nie jest sytuacja, w której spodziewałeś się mnie spotkać — że właściwie wcale nie spodziewałeś się, że znowu na siebie wpadniemy — ale bez ciebie bym sobie nie poradziła. Dziękuję. — Naprawdę była mu wdzięczna i to do tego stopnia, że nawet zmusiła policzki do pracy i wygięła usta w całkiem ładny uśmiech — jeden z tych, które chłopcy uważają za wystarczająco sympatyczne, żeby pomachać dziewczynie z drugiego końca baru, ale niewystarczająco atrakcyjne, żeby postawić jej drinka.
———— Co tu robisz, tak właściwie? Nie masz jakiegoś… spotkania bractwa czy coś w tym stylu? — Facet był mniej-więcej w jej wieku, więc założyła, że ma do czynienia ze studentem. A że dzieciaki z bogatych rodzin zwykle bez problemu dostawały się na najlepsze uczelnie w kraju, zupełnie by jej nie zdziwiło, gdyby Hugo o tej porze ostro imprezował na kampusie Uniwersytetu Waszyngtońskiego, zamiast włóczyć się po ulicach parszywego Seattle.
———Już otworzyła usta, żeby zadać kolejne (równie wścibskie) pytanie, ale głośne burczenie w brzuchu odebrało jej szansę na złożenie zdania. Zaklęła pod nosem, nerwowo przeskoczyła z nogi na nogę i w końcu na jednym wdechu sapnęła:
———— Mogłabym cię na chwilę z nim zostawić? Skoczę mega szybko po coś na kolację do tego sklepu za rogiem. Jestem potwornie głodna.


Hugo Barlowe

autor

Ania

Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

Maya nawet w oczach samego Huga wyglądała na zmęczoną. Nie zauważył tego od razu, jednak gdy w końcu zatrzymali się na przystanku, zaczął dokładnie tasować ją spojrzeniem. Miała gładką skórę - charakterystyczną dla ich wieku - duże, zielone oczy oraz gęste rzęsy. Przez przebyty wysiłek policzki dziewczyny znacznie poczerwieniały, a klatka piersiowa niesystematycznie unosiła się i opadała. Widział z jakim wysiłkiem zmuszała ciało do poruszania i jak frapowała się, aby ustawić ojca.
Jestem pełnoletni — zauważył. Potem zignorował opinię dziewczyny i po prostu kontynuował palenie. W rzeczywistości tytoń wcale mu nie smakował, ale był na etapie robienia wszystkiego-co-chciał, więc potrzebował czasu, aby dokładnie wyselekcjonować własne potrzeby. I do teraz nie wiedział, czy z papierosem w dłoni czuł się bardziej dorosły, czy był to rodzaj buntu przeciwko rodzicom. Już nie pali.
Nie zgadłbym — zażartował. Wpierw obrzucił pana Barlowe uważnym spojrzeniem, a następnie skupił się na Mayi. Stała nieopodal i obserwowała - jego i ojca.
Ubrania, które miał na sobie Hugo pochodziły z Francji i Mediolanu, i prawdopodobnie kosztowały więcej, niż przeciętna wypłata. Stephanie przykładała dużą wagę do wizerunku, dlatego zamawiała ubrania z najdroższych butików. Hugo po prostu przywykł do niektórych marek. Maya natomiast wyglądała tak, jakby nie zwracała uwagi na to, co aktualnie nosiła. Sprany T-Shirt, kolorowe skarpety, ubłocone buty i ten niepasujący do niczego zegarek sprawiały, że w oczach Cunninghama wyglądała jak twór z innej rzeczywistości. W jego przypadku nawet bielizna musiała do wszystkiego pasować.
W porządku — wstał i po raz kolejny zaciągnął się papierosem. Nagłe przeprosiny dziewczyny oraz wdzięczność, która rozbłysła się w jej ładnych,zielonych oczach wywołała u Huga niezręczność. W dodatku ten uśmiech… Musiał skierować się w inną stronę, aby nie wydać żadnego, niepotrzebnego prychnięcia albo gestu, dzięki któremu mogłaby rozpoznać, że poczuł się również zawstydzony. W tamtej chwili to były dominujące emocje i dopiero dźwięk pytania Mayi sprawił, że odzyskał naturalny dla siebie dystans.
Nie jestem studentem — odparł lakonicznie. Następnie zgasił niedopałek o śmietnik i wrzucił go do środka. — Wyszedłem, bo skończyły mi się papierosy — odniósł się wyłącznie do obecnej sytuacji, a nie do któregoś z tych zagmatwanych, życiowych wątków. Sam nie był zbyt wylewny i z uwagi na poznanie Pana Barlowe, postanowił nie zadawać podobnego pytania. Zdążył się przecież domyślić, co Maya robiła w tej dzielnicy i z tym człowiekiem.
Gdy niedźwiedzi warkot ponownie rozbrzmiał się po okolicy, Hugo nie zdążył powstrzymać śmiechu. Tymczasem Maya nerwowo przeskoczyła z nogi na nogę.
Co? — zapytał zdumiony i intuicyjnie spoglądał na Pana Barlowe. Spał w najlepsze wsparty oszkloną wiatą i nie zdawał sobie sprawy, że właśnie był niańczony przez dwójkę dzieciaków. Hugo, który poczuł się zakłopotany, potarł kark. — Jasne. To chyba nie będzie zbyt trudne — odpowiedział w końcu, choć w jego głosie rozbrzmiała się wątpliwość.
Gdy Maya zniknęła, ponownie przysiadł się do mężczyzny. Z pierzchliwością tasował wzrokiem jego sylwetę, po czym notorycznie rozglądał się w poszukiwaniu dziewczyny. Miał tylko nadzieję, że nie pozostawiła go samego z Panem Barlowe, który mógł w każdej chwili runąć i ponownie potrzebować wsparcia.
Przez natłok myśli zaczął po raz kolejny wycierać dłonie w chusteczkę.

Maya Barlowe

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———Było w nim coś dziwnego. Nie potrafiła jeszcze stwierdzić, o co chodziło, ale poza rzeczami oczywistymi — takimi jak zbyt drogie ubrania, zbyt zadbana cera czy przesadna małomówność — dostrzegała w nim podobieństwo do samej siebie.
———Miała wrażenie, że u c i e k a ł. Nie wiedziała co prawda, przed czym mógłby uciekać chłopak z dobrego domu, ale doskonale rozpoznawała tę potrzebę wyrwania się, która jej również towarzyszyła już od lat. Gdyby nie wyrzuty sumienia (bo kto zajmie się jej ojcem?) i uczucie, które nigdy jej nie opuszczało: że utonęła, ugrzęzła, zatopiła się w cholernym Seattle, a ono już nigdy jej nie wypuści — być może miałaby wystarczająco siły, by o siebie zawalczyć.
———Na razie jednak wydała część dzisiejszych napiwków na puszkę obrzydliwego energetyka, który wcale nie postawi jej na nogi, ale podniesie poziom cukru we krwi, dzięki czemu (być może) uda jej się wtaszczyć ciało ojca na trzecie piętro, a później także do mieszkania, kupiła też paczkę chrupków kukurydzianych o smaku paprykowym, bo w sklepie nie było jej ulubionych, orzechowych kulek.
———Nazwała to hucznie „kolacją”.
———— Chcesz? — zaproponowała, kiedy tylko znów stanęła przy Hugonie, tym razem trochę bliżej. Wyciągnęła otwartą paczkę w stronę chłopaka i zaszeleściła nią zachęcająco, żeby się nie krygował i po prostu poczęstował chrupkami. — Wiem, że nie wyglądają tak dobrze, jak jeszcze dziesięć lat temu, ale w smaku w ogóle się nie zmieniły. — Ta konkretna marka była na rynku już od kilku dekad i przynajmniej trzy ostatnie pokolenia Amerykanów doskonale znały ten aromat. No, Amerykanów, którzy pochodzili z klasy średniej i niższej. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że Hugona mogła ta przyjemność ominąć.
———Wcisnęła sobie do ust całą GARŚĆ kukurydzianych chrupków, brudząc przy tym palce pomarańczowym barwnikiem.
———— Poważnie, pycha. — Nigdy nie czytała składu zapisanego na opakowaniu, nigdy nie interesowało jej, jakiego rodzaju konserwanty znajdują się w przekąsce. Najważniejsze było, że cała taka półkilogramowa paczka kosztowała mniej niż wciśnięta w plastik kanapka z lodówki w 7-Eleven, a równie skutecznie pomagała w pozbyciu się uporczywego burczenia.
———Wyciągnęła z kieszeni szarych dresów puszkę z energolem, podważyła zawleczkę palcami, a w momencie, gdy do ich uszu dotarł dźwięk wypuszczanego gazu, pan Barlowe całkiem oprzytomniał. Poderwał głowę, spojrzał w stronę córki, oczekując najwyraźniej, że zostanie poczęstowany piwem, co Maya skomentowała jedynie głośnym parsknięciem.
———Nie zająknęła się natomiast na temat wilgotnych chusteczek, którymi Hugo tak żarliwie przecierał dłonie.
———Trudno było go winić.
———— Jeszcze dziesięć minut — wymamrotała, zerkając na tarczę świątecznego zegarka. Duża wskazówka przesunęła się na obrazek z podobizną aniołka.
———Znów nerwowo przestąpiła z nogi na nogę.
———Cała ta sytuacja była idiotyczna. Nie wiedziała, o czym powinna z tym chłopcem rozmawiać i nie do końca rozumiała, dlaczego w ogóle jej pomagał, ale nie była głupia i potrafiła czytać między wierszami. Jego małomówność odebrała jako niechęć, więc już nie naciskała. Zamiast tego w ciszy zapychała policzki kolejnymi chrupkami, co jakiś czas popijając je słodkim napojem i koncentrując spojrzenie na ulicy, jakby to miało przyspieszyć przyjazd taksówki.
———Czuła się k o s z m a r n i e ze świadomością, że zepsuła Hugonowi wieczór.

Hugo Barlowe

autor

Ania

Zablokowany

Wróć do „Gry”