WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Podnoszę głowę i wpatruję się w Mitchell.
– Oboje udajemy, że zależy nam na domu, który tak naprawdę dla każdego ma wartość jedynie sentymentalną, z której jesteśmy i bylibyśmy w stanie zrezygnować, gdybyśmy tak naprawdę chcieli się rozstać. Przynajmniej ja tak uważam, bo nie rozmawiam z żoną, jeśli się widzimy na ten temat. Nie chcę marnować czasu, który wydzieramy dla siebie z kalendarza na coś, co sprawi i jej, i mnie jedynie ból – dodaję odwracając głowę i wpatruję się w okno. Staram się zająć myśli czymkolwiek, byleby nie powiedzieć nic więcej już — nie mam siły, żeby zaczynać... Żeby rozgrzebywać kolejną ranę, która otworzyła się zupełnie niespodziewanie. Nie mam siły, żeby powiedzieć w tym momencie cokolwiek o dziecku, na które nawet jeśli nie czekałem, pragnąłem go i byłem w stanie wiele zmienić w całym naszym życiu, gdyby tylko pojawiło się i pozostało w nim na dłużej jak tylko krótka chwila, która zabiła część mojej żony doprowadzając do skraju wytrzymałości i prowokując do ucieczki — bo może zależało mi za bardzo. Nie mam siły mówić o tym, tym bardziej, że nie wiem nawet czy to był chłopiec, czy dziewczynka. Że nie mam miejsca, gdzie mógłbym pójść i wypłakać cały ten ból nad przeraźliwie małym grobem. Mam jedynie poczucie, że to wszystko to kara za to, co wciąż ciąży mi na sumieniu — za to, do czego dopuszczałem się na wojnie i nie czuję się usprawiedliwiony stwierdzeniem, że wykonywałem jedynie rozkaz.
Zaciskam powieki i potrząsam głową. Czuję jak trzęsą mi się wnętrzności, jak trzęsą mi się nogi i ręce. Nabieram kilka głębszych wdechów, wypuszczając powietrze powoli do ostatniego tchu i kręcąc przecząco głową, odpowiadam:
– Nie... Nie dzisiaj. Nie czuję się na siłach. Proszę znaleźć termin, kiedy mam przyjść na następną wizytę. Dzisiaj..., nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej – przyznaję i nie spodziewając się tego po sobie, podnoszę się, wygładzam materiał koszuli, którą poprawiam pod paskiem odwróciwszy się bokiem do Mitchell, żeby po chwili, kiedy podała mi wolny termin, pożegnać się z nią i wyjść... Uciec.
<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">zakończona
<div class="ds-tem4">dziękuję!</div></div></div></div></div></table>
-
– Proszę, niech Pan zajmie miejsce. – powiedziała spokojnie, kończąc jeszcze ostatnie słowa w raporcie medycznym. Na nieskazitelnie czystym biurku nie było ani śladu bałaganu. Anne była wyjątkowo dobrze zorganizowana. Dokumenty były ułożone niemal w pedantycznej stercie, posegregowane w teczkach i plastikowych koszulkach. Z boku miała pełną dokumentację etyczną Davida, wszystkie opisy jego poprzedniej sesji, opinie specjalisty, który wcześniej prowadził terapię. W końcu zamknęła swój duży, skórzany notes. Zamieniła go na mniejszy, by wygodniej robić notatki w trakcie wylewnych opowiadać ze strony Davida.
– Ma Pan coś przeciwko nagrywaniu? – zapytała, podnosząc nieco telefon. Sesje – terapie poznawczo-behawioralne, zwykle były nagrywane. To znacznie ułatwia późniejszą prace. Szczególnie, gdy nadchodzi moment analizy. Bo to David musiał analizować swoje własne słowa. Odgarnęła swoje jasne, blond włosy na jedno ramię. Miała pewnie wyjątkowo męskie ubranie – białą koszulę i czarną, ołówkową spódnicę. Przeszła dookoła biurka, siadając wygodnie w fotelu. Miała obok siebie uruchomiony na telefonie dyktafon, a także notes z długopisem.
– Wiem, że wcześniej brał Pan udział w terapii, ale żeby zadośćuczynić wszelkim formalnościom: zaczniemy od ekspozycji, czyli powrotu do traumatycznych przeżyć. – zaczęła spokojnie. – Zanim do tego przystąpimy, równolegle wprowadzę trening oswajania stresu. Podczas przywoływania traumatycznych wspomnień może okazać się przydatny. – poprawiła się nieco, kontrolnie patrząc na Davida, czy ma jakieś pytania, a może sugestie?
– Przede wszystkim, kiedy będzie Pan opowiadał o sytuacjach z przeszłości, proszę korzystać z czasu teraźniejszego. – złączone razem nogi przesunęła nieco w bok, kładąc notatnik na kolanach. Co jak co, ale z domu wyniosła idealną postawę i maniery, jak dobrze wychowana dziewczyna powinna siedzieć. Miała wręcz aż nadto oczekiwań ze strony rodziców w dzieciństwie. Pewnie kiedyś sama uda się na terapię, żeby to wszystko naprostować.
– Chciałam zacząć od samego początku. Jednak, uważam, że poprzednia terapia przyniosła jakieś skutki, a nowy problem wynika ze zmian w ostatnim czasie. – nie wykonywała niemal żadnych dziwnych gestów. Nie mogła go rozpraszać. Siedziała wręcz nieruchomo, ale wygodnie. Głęboko w fotelu, by nie odnosił wrażenia, że Anne go pogania lub zamierza zaraz wyjść.
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">9
<div class="ds-tem4"></div></div></div></div></div></table>
Tym razem jestem przed czasem i to sporo. Siedzę w samochodzie na parkingu przed szpitalem i wsłuchując się w wyjące przeciągle syreny karetek jadących w tę stronę, zastanawiam się czy faktycznie chcę iść na następne spotkanie z Mitchell. Czy chcę zaczyna terapię na nowo i wiem, że muszę, żeby być podporą dla Sophii, tym bardziej, że z dnia na dzień mam wrażenie, że jesteśmy bliżej jak kiedykolwiek wcześniej moglibyśmy być. Cieszę się tym a mimo wszystko obawiam się wciąż, że nic z tego nie wyjdzie, bo jednak nie wycofała pozwu, na co z każdą wspólnie spędzoną chwilą liczę coraz bardziej. Jestem zmęczony trwaniem w tym zawieszeniu i kiedy ostatnio myślałem o tym wszystkim, doszedłem do wniosku, że muszę wrócić do sesji terapeutycznych, bo może wtedy uda mi się łatwiej odnaleźć w obecnej sytuacji i oprowadzić ostatecznie do powrotu Sophii — a jeśli to się nie uda, łatwiej przeżyję jej stratę, jeśli nie zmieni zdania a to co jest teraz między nami okaże się tak jak uprzedza mnie Milton, jedynie grą, w którą wplątałem się na własne życzenie.
Wysiadam i nie spiesząc się idę do szpitala, po drodze wypalając papierosa, po którym próbuję pozbyć się zapachu dymu żując kolejną gumę, chociaż wiem, że woda kolońska, której użyłem rano z wyraźną korzenno0waniliową nutą wystarczy, żeby ukryć nie tylko zapach tytoniu — radziła sobie z przegryzionym przez noc alkoholem nie raz. Wchodzę po schodach i chwilę wpatrując się w przeszklenie ciągnące się przez wysokość wszystkich pięter betonowej klatki i przechodzę w korytarz przychodni prowadzący do poradni. Jestem pięć minut przed czasem, więc zatrzymuję się przed drzwiami i sprawdzając czy wyciszyłem telefon, przeglądam pogodę, byleby przeczekać, ale to nie ma sensu. Jest za trzy trzecia — uśmiecham się widząc godzinę na zegarku i pukam do drzwi, żeby niemalże wślizgnąć się do gabinetu Mitchell, kiedy zaprasza mnie już do środka.
Skinąwszy głową, zajmuję miejsce na wprost niej przy biurku i już mam zacząć mówić, kiedy Mitchell odzywa się pierwsza. Spoglądam na nią i mrugając, kręcę głową. – Nie, nie mam nic... Wiem, że to może być pomocne, tym bardziej że... Zakładam, że będziemy poruszać kwestie, do których niekoniecznie będę chciał wracać kilka razy z rzędu – przyznaję i splatając z sobą dłonie, wpatruję się w nią, bo obszedłszy biurko zajmuje miejsce w fotelu tak naprawdę za mną i mam do wyboru zostać tutaj i nie widzieć, co robi albo przenieść się na kozetkę. Żadna z opcji nie jest najbardziej komfortowa a poza tym zaczynam się zastanawiać czy i to nie ma jakiegoś znaczenia, więc pytam:
– Mam zostać tutaj gdzie siedzę czy... I mógłbym zdjąć marynarkę? – Odwracam się lekko, żeby popatrzeć na Mitchell i kiedy zgadza się, zsuwam z ramion materiał z miękkiej wełny. Składam i odwieszam na sąsiedni fotel. Podciągam rękawy, mimo że może zauważyć pierwsze z blizn i rozpinam jeszcze jeden guzik pod szyją. Podchodzę do kozetki i ściągnąwszy buty, siadam na niej, ale nie kładę się — nie chcę i boję się, że przypomną mi się poprzednie sesje sprzed kilku lat. Unikam spojrzenia Mitchell i kiedy wspomina o czasie w jakim powinienem mówić, unoszę brew i wpatruję się w nią. – Nie wiem czy będę w stanie i nie wiem czy podoba mi się wchodzenie w to o wiele głębiej niż zakładałem, że będę musiał – dodaję i podciągam jedną nogę tak jak chciałbym usiąść po turecku. Trzymam się a kostkę słuchając co ma do powiedzenia Mitchell i kiedy mówi o zaczynaniu od początku, wzdycham, mimo że chyba nie będę musiał. – Od czego mam zacząć? I nie będzie lepiej, jeśli będziesz mówić mi po imieniu? To wiele ułatwia..., chyba – dodaję, ściskając coraz mocniej kostkę.
-
– Oczywiście. – skinęła głową, gdy zapytał o marynarkę. – Masz się czuć możliwie komfortowo. Znasz zasady terapii i nie masz się czego obawiać. – tak, aby było wszystko jasne. Widziała, że David podchodzi do sprawy – nie tyle poważnie, co stresowo? Wydawał się kompletnie pozbawiony komfortu.
– Podczas poprzednich sesji unikałeś głębokiego wchodzenia w traumatyczne przeżycia? – zapytała spokojnie. Uniosła lekko podbródek, jakby próbując oderwać wzrok? Ale coś wyraźnie jej nie wyszło. Skupiała się na czymś przez moment, na jakimś punkcie, który stanowczo znajdował się poniżej jego twarzy. Pokręciła głową, a nawet skwitowała swoje chwilowe rozproszenie krótkim przepraszam.
– Do wspomnień wojennych wrócimy jeszcze. Ale to nie od tego chciałam zacząć. – powiedziała, przez moment skupiając całą swoją uwagę na notatkach. – Spróbujemy nie zaczynać od zera. Chociaż to nieco nad wyraz, ale uznam, że poprzednia terapia przyniosła zamierzony skutek. Spróbujemy znaleźć źródło, które na powrót wpędza Cię w stres, strach i traumę z przeszłości. – terapia powinna pozwolić mu rozliczyć się z przeszłością. Lepiej kontrolować strach i stres. Ale nigdy nie zamknie rozdziału do końca. Zawsze pozostaną wspomnienia i nowe problemy, które na pozór mogą być nawet nie związane, przywołują palpitacje, niepokój, zwątpienie w samego siebie.
– Jesteś gotów? – zapytała spokojnie, biorąc głębszy wdech. Poruszyła się nieco na fotelu, zakładając nogę na nogę. Teoretycznie, była to stabilniejsza podkładka pod notatki.
– Wypuść powietrze, a potem weź dziesięć głębokich wdechów. Za każdym razem wypuszczać powietrze maksymalnie. Tak, aby brakowało Ci już oddechu. – poprosiła, starając się nie zbaczać już spojrzeniem. Patrzyła na Davida uważnie, na jego twarz.
– Opowiedz mi, jak wróciła Twoja żona. Okoliczności – gdzie byłeś, co czułeś. Jak do tego doszło. – wiedziała, że taki początek nieco go zdziwi. Ale wydawało jej się, że to te zawirowania znowu wyrzucają go z toru. Wprowadzają niepewność? Strach? Niepokój?
-
Odchylam się, nie przestając zaciskać dłoni na kostce i chociaż widzę, że stara się sprawić, żebym poczuł się komfortowo, wiem że długo nie odprężę się — o ile w ogóle, chociaż w czasie poprzedniej terapii były momenty, kiedy faktycznie nie czułem się tak strasznie spięty i uświadamiam sobie, że zazwyczaj rozmawialiśmy wtedy o mojej żonie i kiedy tylko pojawiał się ponownie temat wojny, wszystko obracało się o sto osiemdziesiąt stopni i czułem jak napina się każdy mięsień w moim ciele. Wspomnienie wystarcza, żebym poczuł się jeszcze gorzej. Zaciskam powieki, nie chcąc patrzeć na Anne i skinąwszy głową tak jak prosi staram się wypuścić powietrze do ostatka oddechu, który rwie się już przy pierwszej próbie i zaciskając zęby, marszczę czoło. Ból rozchodzi się po całych żebrach i sprawia, że mięśnie kurczą się bardziej jeszcze. Staram się nie pokazać po sobie niczego, ale każdy kolejny oddech przychodzi mi z coraz większym trudem i przy szóstym mam wrażenie, że więcej już nie wytrzymam. Nabieram powietrze, ale tym razem nie wydycham go tak jak prosiła Anne do końca — nie mam już na to siły.
Słysząc, co mówi od razu uchylam powieki i mrużąc szklące się przez wciąż dokuczający mi ból, oczy spoglądam na Mitchell. – Słucham? – pytam w pierwszej chwili, ale zaraz potrząsam głową i odpowiadam:
– Jej ojciec wysłał mi wiadomość, że Sophia bezpiecznie wróciła do domu, ale jednocześnie poprosił, żebym nie przyjeżdżał tam, bo ona potrzebuje jeszcze czasu. Zaczekałem i po weekendzie znalazłem na blacie w kuchni kopertę z pozwem i innymi papierami rozwodowymi. Pojechałem więc do domu teściów, bo byłem pewien, że tam właśnie się zatrzymała, ale nie zastałem jej – przerywam — nie wiem czemu ma to służyć, ale nie czuję się najlepiej mówiąc o tym wszystkim tak naprawdę obcej osobie i wydaje mi się, że problem leży zupełnie w czym innym. W poronieniu, o którym mi nie powiedziała, a który wydaje mi się być..., karą za coś, co zrobiłem i o czym nie mówiłem nigdy — nawet na poprzedniej terapii i nie wiem czy będę kiedykolwiek w stanie przyznać się do tego, co obciążą mój sumienie, które obudziło na nowo tamto wyznanie mojej żony.
– Mógłbym prosić cię o wodę? – Pytam czując jak coraz bardziej zasycha mi w gardle.
-
– Zaczniemy jak będziesz gotowy. Początek nie będzie trudny. Jeśli potrzebujesz przerw, daj znać. – właściwie przerwy były nieuniknione. Na liczenie, na oderwanie myśli, na głębokie wdechy. To miało w nim wyrobić nawyk uspokajania organizmu, kiedy dochodziło do sytuacji stresowej i gdy trauma wracała z przeszłości.
– Oczywiście. – odłożyła na chwilę notatnik na niewielki, pobliski stolik. Chyba sama zadbała o umeblowanie tego gabinetu. Stolik Laccio, autorstwa Marcela Breuera. Elegancki, wybitnie prosty. Niski, ledwo do połowy łydki. Nieco niepraktyczny w domowych warunkach, tutaj stanowił świetną ozdobę. Wstała z fotela, przechodząc przez pół gabinetu. Napełniła szklankę zimną wodą, by po chwili podać ją Davidowi.
– Proszę. – stała nad nią przez parę chwil, dopóki nie odebrał szklanki. Dopiero wtedy wróciła na swoje miejsce, poprawiając się w fotelu. Sięgając po notatnik, zawiesiła się na kilka chwil. Wpatrywała się w jakiś punkt, albo zwyczajnie marzenia na jawie. Mruknęła cicho, kiwając głową.
– Opowiedz proszę, jak doszło do Waszego pierwszego spotkania. O czym rozmawialiście? – to chyba jasne, że dążyła właśnie do ustalenia ich relacji. Bieżącej, a także ówczesnej. Czy zapytał o powody wyjazdu, czy je wyjawiła. Jak one brzmiały? Co takiego nią kierowało i jaki był jego udział w podjęciu tej decyzji. NIe uważała, że żona Davida była samolubna w podejmowaniu tej decyzji. Wręcz przeciwnie – tak desperacji krok musiał być skutkiem jakiejś traumy. Uznałaby nawet, że jego żona również powinna wziąć udział w terapii. Może jedna trauma pociąga za sobą drugą?
– I jeszcze jedno, w jaki sposób dowiedziałeś się, że żona pojechała na misję? Od jej ojca dostałeś tylko wiadomość o bezpiecznym powrocie. – zauważyła spokojnie. Wcześniej udało mu się zdobyć te informacje? To też ważne, czy próbował się z nią kontaktować.
-
Wyciągam rękę po szklankę i upijam kilka łyków, kiedy zdaję sobie sprawę, że Mitchell wciąż stoi przede mną. Odrywam usta od brzegu szklanki i zadzierając głowę wpatruję się w nią tak długo, jak długo nie siada i sięga po notatnik. Mam wrażenie, że wpatruje się we mnie, ale po chwili zaczyna mi się wydawać, że patrzy na ścianę i kawałek okna, które są za mną tak, jakby prześwietlała moje ciało na wylot. Upijam jeszcze kilka łyków i pochylając się, odstawiam szklankę na podłogę — stolik jest zdecydowanie za daleko, żebym dosięgnął do niego z kozetki, a nie chcę wstawać i tracić czasu, żeby usadowić się na niekoniecznie najwygodniejszej kozetce. Spoglądam na Anne. Nie chcę o tym mówić i marszcząc czoło, odpowiadam:
– Naprawdę nie chcę do tego wracać. Nie. – Patrzę na Anne i chociaż mam świadomość, że żeby przejść dalej jak najszybciej, powinienem wyrzucić to z siebie teraz, nie mogę się przełamać. Nie chcę. Nie przestając wpatrywać się w te jasne, ale zupełnie różne od stalowo-szarawych tęczówek Sophii, lekko zielonkawe oczy i wiem, że Mitchell będzie czekać tak długo, jak długo nie opowiem tego, o co prosi. Mimo że nie powiedziała nic, co mógłbym odebrać jako nacisk, czuję się przyparty do muru i najchętniej wstałbym, ubrał buty, narzucił marynarkę i wyszedł, ale mam świadomość, że to nie miałoby sensu — prędzej jak później wróciłbym na kozetkę. Pytanie tylko czy tutaj, czy u innego specjalisty w jednej z przychodni SMG. Wzdychając cicho, mówię w końcu to, co chce usłyszeć Mitchell..., tylko czy na rzeczywiście? – Nie zastałem jej u rodziców, więc wyciągnąłem z dokumentów jej nowy adres i pojechałem tam, ale... Nie otworzyła mi i jedynie przez drzwi poprosiła, żebym wrócił do domu. Powiedziała, ze zamówi mi taksówkę – dodaję i słysząc kolejne pytanie, wpatruję się w Mitchell tak, jakbym nie rozumiał, co powiedziała — nie chce mi się wierzyć, że nie sprawdzała z kim ma do czynienia tak jak ja to zrobiłem przed pierwszą wizytą dowiadując się o niej jak najwięcej tylko mogłem bez przekraczania swoich uprawnień.
– W taki sam, w jaki zdobyłem jej adres. Sprawdziłem to w dokumentacji. Musiała zgłosić przecież, że wyjeżdża. – Wzruszam ramionami i powoli pochylając głowę, spoglądam na swoje dłonie zwieszające się z kolan, o które opierałem się łokciami. Nie chcę nawet myśleć ile razy wydzwaniałem do Sophii, żeby z czasem móc chociaż usłyszeć jej głos w zapowiedzi poczty, na którą z czasem przestałem się nagrywać.
-
– Rozumiem. – powiedziała spokojnie, nawet nie robiąc zbyt wiele notatek. Wszystko przecież swobodnie nagrywało się na dyktafonie.
– Odebrała jakikolwiek telefon od Ciebie? – być może udało im się porozmawiać jakąkolwiek inną metodą. Właściwie znała odpowiedź na to pytanie. Ale na nagraniu nie można pozostawić zbyt wiele możliwości do interpretacji. Potrzebowała wręcz osuszonych faktów, które później, David może spokojnie przetrwać. Fakty działały znacznie lepiej, gdy słyszało się je z drugiego źródła. Nawet jeśli było nim nagranie. Zdawały się być pozbawione tej emocjonalnej otoczki. Pozwalały na dystans.
– Kiedy po raz pierwszy udało Wam się spotkać? – nie mogła tego pytania sformułować inaczej. Kiedy po raz pierwszy udało Ci się ją zmusić do spotkania? Kiedy miała już dość nękania i odebrała telefon? – Możesz proszę opisać przebieg pierwszego spotkania. Kiedy byliście w zasięgu swojego wzroku. – poprosiła, nieco poprawiając się na fotelu. Swoje gesty ograniczała do minimum, choć od czasu do czasu wzrok uciekał jej w bliżej nieokreślonym kierunku. Przechyliła nawet głowę lekko w bok, a kosmyk jasnych, blond włosów opadł jej zza ramienia i lekko połaskotał policzek.
To był idealny moment, by zapytał o powody jej wyjazdu. Wiedziała jednak, że to może być epicentrum całego problemu. Wytaczanie tak ciężkiego działa na pierwszej sesji? Nie, to bardzo zły pomysł. Najpierw musieli się ze sobą oswoić. Musiała przekonać Davida do znacznie bardziej wylewnych i szczegółowych opowieści. Jak dotąd, opisywał wszystko na jednym tchu. Bez wczuwania się, bez powracania do bolesnych wspomnień. Zupełnie jakby bawił się nieodpakowaną zabawką. Jakby bał się otworzenia niektórych drzwi. To całkowicie normalne, ale stanowczo za miałoby przeprowadzić udaną terapię.
-
– Nie... Przynajmniej nie przypominam sobie, żeby odbierała telefony ode mnie. Poza tym... Nie wiem czy dzwoniłem po to, żeby z nią porozmawiać, czy tak naprawdę jedynie po to, żeby móc usłyszeć jej głos – dodaję wzruszając ramionami i nie odrywając spojrzenia od moich rąk, zaciskam szczęki. Każde słowo zaczyna kosztować mnie coraz więcej i mimo że naprawdę chciałbym uporządkować wszystko zanim będziemy w stanie pomyśleć w ogóle o tym, żeby wrócić do siebie, coraz mniej podoba mi się to, w jaką stronę to wszystko zmierza. Nabieram powietrze i znów wzdycham ciężko, żeby otworzywszy powieki nie patrząc jednak na Anne, odpowiedzieć:
– Pojechałem do niej jeszcze raz, ale trzeźwy. Poprosiła mnie, żebym nie przyjeżdżał więcej i żebym dal jej spokój. Żebym dał jej rozwód i żebyśmy mogli zapomnieć o sobie. Pokłóciliśmy się wtedy i właśnie wtedy zdecydowałem, że zachowam się jak skończony idiota i zrobię jej na złość przeciągając w czasie to wszystko – dodaję mając nadzieję, że Anne nie będzie chciała, żebym co do słowa odtworzył tamtą sprzeczkę, bo naprawdę... Naprawdę zrobiłem wszystko, żeby wyrzucić ją z pamięci i zepchnąć na sam skraj świadomości. Nie chciałem i wciąż nie chcę pamiętać co powiedzieliśmy sobie wtedy, że zdecydowałem się iść z żoną na wojnę, z której teraz chciałem wycofać się i zapomnieć to, co wiązało się jakkolwiek z rozwodem. Nie chciałem go i dzień w dzień widzę wyraźnie, że Sophia mimo wszystko także przestaje chcieć uwolnić się ode mnie. Pragnęliśmy siebie i wzajemnie nie chcieliśmy nic więcej jak być jedno obok drugiego tak, że oglądając się przez ramię widzieliśmy siebie — dla poczucia, że Sophia jest blisko byłem gotowy poświęcić naprawdę wiele..., dlatego przecież byłem tutaj.
– Nie dowiedziałem się wtedy niczego, czego sam bym nie ustalił, grzebiąc w dokumentacji i raportach i tak naprawdę o tym, co nią powodowało, kiedy zdecydowała się wyjechać, powiedziała mi całkiem niedawno. Wcześniej... Wcześniej domyślam się, że nie była w stanie powiedzieć mi i pewnie nie tylko mi o tym wszystkim – przyznaję w końcu i pochylam się po szklankę, z której upijam łyk o wiele większy niż powinienem, więc kilka kropel zimnej wody spływa z kącika moich ust na brodę i zaraz na szyję, z której ścieram ją drżącą ręką.
-
– Całkiem niedawno – to znaczy kiedy? – chronologia była bardzo ważna podczas terapii. Próbowała to wszystko usystematyzować, ale David niemal próbował jej utrudnić pracę. Z jednej strony chciał terapii, a z drugiej bronił się przed nią jak tylko mógł. Cóż, dlatego została psychiatrą, a nie psychologiem.
– Opowiedz mi proszę o rozmowie, podczas której wyjaśniła Ci powody wyjazdu. I tym razem chciałabym żebyś opowiedział to ze szczegółami. Włącznie z tym co w każdej sekundzie czułeś. Co zapamiętałeś. – to będzie trudne. Ale na tym polegała terapia behawioralna. Musiał przebrnąć przez całe bagno własnych przeżyć. Musiał je przeanalizować, zrozumieć. Musiał je niemal przeżyć jeszcze raz, by potem odsłuchać własnej opowieści i zrozumieć, że wiele rzeczy nie zależy od niego. Że zostaje to za nim i czas ruszyć na przód. Nikt nie obiecywał, że to będzie łatwe. Sięgnęła znów po szklankę z wodą, wypijając kilka niewielkich łyków.
-
Odciągam od warg, które lekko oblizuję szklankę i wpatrując się w resztkę wody, zaczynam bawić się nią okręcając szklankę w dłoni i kiedy Mitchell zadaje kolejne pytanie, przymykam oczy — jestem wykończony odgrzebywaniem i rozgrzebywaniem tego wszystkiego, o czym starałem się zapomnieć a teraz staram się nie przypominać o takich sytuacjach jak chociażby tamto spotkanie z nią, kiedy ostatecznie powiedziała mi..., o poronieniu. Nie patrząc na Mitchell odpowiadam mało uprzejmie:
– Mam podawać datę i godzinę? – Podnoszę głowę i spoglądam na psychiatrę, żeby właściwie od razu, wyszeptać krótkie „przepraszam” i dodać:
– W ostatnich dniach stycznia. Od pierwszej wspólnie spędzonej nocy, po której wyszła rano nie budząc mnie i po tak wielu miesiącach rozłąki, widzieliśmy się i rozmawialiśmy już, ale wtedy przyjechałem specjalnie do niej. Chciałem porozmawiać z nią wcześniej już, ale nie mieliśmy okazji i..., stchórzyłem, więc wtedy kupiłem obiad, wziąłem ciastka i kawę... Spotkaliśmy się u niej w gabinecie i faktycznie porozmawialiśmy. Nie spodziewałem się jedynie, że właśnie tego dnia zdecyduje się powiedzieć mi o..., wszystkim – przerywam i znów wpatruję się w szklankę, z której wypijam resztę wody i pustą już odstawiam z powrotem na podłogę. Opieram głowę o ręce, którymi obejmuję czaszkę i zaczynam poruszać palcami tak, jak chciałbym rozmasować bolące miejsce po uderzeniu o róg drzwiczek kuchennej szafki. Nie chcę o tym mówić. Nie chcę przypominać sobie co do sekundy jak przebiegała tamta rozmowa, bo już teraz czuję ten sam ból rozlewający się po całej klatce piersiowej. Zaciskam powieki i szepczę łamiącym się głosem, co zaczyna mnie denerwować — jak mogę tak się pieścić ze sobą, kiedy to ona cierpiała i widzę, wciąż że nie przetrawiła tej starty, myślę odzywając się w końcu:
– Długo wydawało mi się, że chodziło o tamtą dziewczynkę..., jej pacjentkę, której nie dała rady uratować a rodzice zafundowali Sophii w podziękowaniu za jej starania sprawę w sądzie. Martwiłem się, ale wierzyłem prawnikowi, którego wynajęliśmy i powtarzałem mojej żonie, żeby przestała się tym niepotrzebnie denerwować, ale nie chodziło jedynie o tę pacjentkę. – Głos więźnie mi w zaciskającym się coraz mocniej gardle i kiedy właściwie już mam powiedzieć, czego dowiedziałem się tamtego dnia od Sophii... Coś sprawia, że zamykam się i zaczynam uciekać. Spuszczam nogi na podłogę i wsunąwszy jej w buty, pochylam się, żeby powiązać sznurowadła. Sięgam do kieszeni i wyciągnąwszy chusteczkę, wycieram w nią dłonie. Zwijam ją w kulkę i wciskam w kieszeń, żeby ostatecznie poderwać się z kozetki i przejść przez gabinet Mitchell do foteli, na których oparciu jednego powiesiłem marynarkę. Zakładam ją obciągnąwszy rękawy, które zapinam nerwowo. Wygładzam klapy i kołnierz, poprawiam kołnierzyk koszuli i odwracając się do Mitchell, mówię:
– Wystarczy..., na dzisiaj. Przepraszam – dodaję starając się wyminąć psychiatrę i pewnie tak jak ona sam nie wiem czy chodzi mi o to, co właśnie robię, czy jedynie o to, żeby przepuściła mnie do drzwi.
-
– Rozumiem. – powiedziała spokojnie, podnosząc wzrok. Stała kilka centymetrów przed Davidem, wciąż nie przepuszczając go do drzwi.
– Na dzisiaj możemy zakończyć. Ale zanim wyjdziesz, wypij do końca wodę i wypuść powietrze. Przynajmniej fizycznie powinieneś opanować oddech i puls. – zaleciła, wciąż bardzo spokojna. Podczas studiów i tuż po nich, pracowała w szpitalu psychiatrycznym. Nauczyła się tam niesamowitego opanowania. Pacjenci cierpiący na głębokie i trudne dolegliwości, często szaleli, wpadali w złość czy ekstazę. Jej zadaniem nie było ani się bać, ani tym bardziej denerwować. Zdawała się być ostoją spokoju. Tak samo było i tym razem. Dopiero, gdy David wysłuchał jej do końca, pochyliła się po swój notatnik, zamykając go i odkładając na bok. Ruszyła spokojnie do biurka, za którym stanęła.
– Podczas terapii nie będzie łatwo. Być może będzie nawet trudniejsza niż poprzednia. Ale od Ciebie zależy najwięcej. – trudno było niezauważyć, że David część faktów omija lub ukrywa. Nie wiedziała jakie to informacje, ani czy jest zataja czy zmienia. Musiał mieć świadomość, że tylko przetrawienie wszystkich wydarzeń z przeszłości, pozwoli mu się zdystansować i zrozumieć źródło problemu. Albo zrozumieć pytanie, na które musi znaleźć odpowiedź. Być może było to proste pytanie: czy powinien się obwiniać? Może potrzebował zrozumienia, że podobnie jak Sophia, miał prawo cierpieć po utracie dziecka. Pomijacie ojca w tak ciężkim przypadku jakim jest poronienie, jest nieprofesjonalne i nieludzkie.
– Jeśli będziesz gotów kontynuować, wiesz gdzie mnie znaleźć. Dziękuję za dzisiejsze spotkanie. – usiadła za swoim biurkiem, otwierając szufladę. Schowała w niej dokumentacją medyczne, historię terapii Davida, a także swój skórzany notatnik. Nie miała prawa trzymać go na siłę. Nie taki był cel terapii. Poza tym, działała niemal po godzinach. David był dzisiaj jej ostatnim pacjentem.
-
Staram się nie spojrzeć na Anne — wstydzę się tego, że uciekam, mimo że sam przyszedłem i chciałem, żeby to ona właśnie poprowadziła terapię, z której teraz zwyczajnie staram się uciec. Kiwając głową mam nadzieję, że daję jej wystarczająco do zrozumienie, że dociera do mnie wszystko to, co mówi i jedynie potrzebuję czasu. Kiedy odeszła od drzwi i usiadła za biurkiem, zatrzymawszy się na moment zastanawiam się czy nie powiedzieć jej teraz o tym, co doprowadza mnie do tego stanu, na który musiała patrzeć przez ostatnich kilka chwil, ale nie wiem czy wtedy nie będę musiał zostać dłużej i wyjaśnić jej wszystkiego — boję się jak sam mógłbym zareagować mówiąc o tym, co odbija się echem mojej przeszłości w świadomości. Odwracam się na moment i waham się, żeby ostatecznie powiedzieć jedynie „do widzenia” i wyjść w pośpiechu na korytarz, żeby dotrzeć do schodów i wybiec na dach, żeby nabrać powietrze tak głęboko, że padam na kolana i zaczynam płakać nie mogąc znieść tego bólu.
<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">zakończona
<div class="ds-tem4">dziękuję!</div></div></div></div></div></table>
student
uow
broadmoor
Odpowiadało mu, że mężczyzna - na oko czterdziesto-coś letni jegomość o lekko południowym akcencie, który lubował się w noszeniu bardzo kolorowych skarpetek pod bardzo nudnymi, garniturowymi spodniami, i pachniał zawsze tym samym: kawą, limonkowym mydłem ze szpitalnej łazienki i proszkiem do prania, jednym z tych ekologicznych, o nienachalnym, subtelnym zapachu - pozwala mu milczeć i siedzieć tak, jak było mu wygodnie. I nie nadinterpretuje jego ciszy, ani sposobu, w jaki Kingsley lubił założyć nogę na nogę, i dłonie za głową, i trwać tak, rozplatając w głowie splątane ze sobą myśli przez czterdzieści z pięćdziesięciu minut sesji (przez specjalistę nazywanej zawsze "spotkaniem"), by w ciągu dziesięciu ostatnich wydusić z siebie w końcu ciut więcej niż zwyczajowe "dobrze" i "nic" (w odpowiedzi na, kolejno: Jak się masz, Othello? oraz: czy dobrze widzę, że coś cię trapi?).
Poza tym, być może z racji przyrastającego wieku, wraz z którym coraz częściej zdarzało mu się myśleć, a coraz rzadziej robić pod wpływem bardzo gwałtownych, bardzo nierozsądnych impulsów, chyba coraz pełniej rozumiał cel stojący za cotygodniowymi spotkaniami w bocznym skrzydle szpitala na First Hill; w tej jego części, która nie kojarzyła się z kroplówkami i ohydnym, mdłym seledynem ścian, a przypominała raczej, z wygodnymi krzesłami na korytarzu oraz oknami wychodzącymi na zadbany, wewnętrzny prostokąt niewielkiego podwórka, sanatorium albo hotel. O dziwo, gdy wreszcie przestał się zapierać i dał swojemu terapeucie szansę, cokolwiek mężczyzna robił - parafrazując jego słowa, zadając od czasu do czasu jakieś otwarte pytanie i pomrukując miarowo, gdy brunet zdecydował się wreszcie zaszczycić go choćby skrawkiem jakiegoś monologu - zaczęło działać. I Othello naprawdę czuł się lepiej. Zwłaszcza wtedy, gdy sesje odbywały się regularnie - bez żadnych odwołań, przerw urlopowych albo pauz związanych ze świętami, podczas których nawet psychologiczne gabinety musiały zamknąć się na jeden czy dwa tygodnie.
Świadomość, że właśnie coraz bardziej zbliżają się do jednego z tych okresów - odwyku od terapii, i nadmiaru czasu spędzanego z rodziną - nie sprzyjała samopoczuciu Othello, choć nie było aż tak tragicznie jak choćby rok wcześniej, gdy przez cały listopad i pół grudnia Kingsley rozmyślał naprzemiennie o ucieczce do Australii oraz o ucieczce z tego świata. Miały być to pierwsze święta spędzane bez Teresy, która zdezerterowała do Europy i nie wysłała im nawet jednej pieprzonej pocztówki, i prawdopodobnie też bez drugiej z jego sióstr, Yael, najpewniej zbyt pijanej i naćpanej by pod domowy adres trafić spod tego, pod którym oddawała się nierządowi i libacjom. Summa summarum, chłopak miał być zapewne skazany na Boże Narodzenie spędzone wyłącznie z rodzicami. I sama myśl o tym sprawiała, że miał ochotę wlepić swojemu lekarzowi łapówkę tylko po to, by móc zamieszkać w jego gabinecie na cały grudzień i może połowę stycznia.
Próbował. Serio. Psychoterapeuta szybko jednak uświadomił mu, że nie byłby to najlepszy pomysł.
Cóż mu więc pozostało?
Wyjść z gabinetu i, zanim ruszy do domu, opaść na krzesło w poczekalni, z jakąś przypadkową książką, może Camusem albo Keretem porwanym z salonowej półki w domu w dłoni, i zabijać czas udając, że dopiero czeka na wizytę - nie zaś, że przed chwilą ją odbył.