WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Co jeśli to wszystko pryśnie jak bańka mydlana?
Pisali ze sobą latami, nie zwracając uwagi na to, że nie mają bladego pojęcia, kto siedzi po drugiej stronie. Pisali o wspinaczce, o wspólnych zainteresowaniach, aż nastał taki moment, kiedy ich rozmowy zupełnie zmieniły bieg, stały się bardziej prywatne, osobiste. Jednak nigdy mu to nie przeszkadzało, sam był w szoku że otworzył się przed kimś, nawet jeśli była to internetowa znajomość, coś ulotnego, coś co nie miało szans się udać. Ona chyba jako jedna z nielicznych miała okazję poznać prawdziwą twarz blondyna, jego głęboko skrywane emocje i smutek. Nie oceniała, nie śmiała się z niego. Doradzała, pocieszała dobrym słowem, sprowadzała na ziemię, gdy zbytnio mu odbijało. I te pamiętne słowa: Nigdy więcej mi tego nie rób. To podziałało na niego jak kubeł zimnej wody, po tym głupim posunięciu cały czas miał w pamięci jej słowa. I żył w zgodzie z nimi przez kolejne lata.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Podświadomie pragnął porozmawiać z nią twarzą w twarz, poznać kobietę która przez lata się nim „opiekowała”, która była jego Aniołem Stróżem, kiedy on sam zwątpił w to, że jeszcze cokolwiek zmieni się w jego życiu. Czuł, że jeśli chce zmiany, musi zaproponować spotkanie. Tak też uczynił, w sumie nie zastanawiał się za długo nad tym i dopiero gdy się zgodziła, zaczęły nachodzić go wątpliwości. Co, jeśli nie będzie między nimi tej chemii, jaka była w wiadomościach? Co, jeśli ona stwierdzi, że to nie to i przestanie być jego Aniołem Stróżem? Mruknął coś pod nosem, wchodząc do kawiarni która miała być miejscem pierwszego spotkania i zajął stolik położony bardziej na uboczu. Rozpiął i ściągnął płaszcz, wieszając go na oparcie krzesła i zaczął obracać w dłoniach białą różę o lekko połyskujących płatkach skupiając na niej spojrzenie.
Starał się nie wyglądać jak przerażony uczniak, odesłał na razie kelnerkę, która chciała przyjąć od niego zamówienie. Dziewczyna obdarzyła go przeciągłym spojrzeniem i oddaliła się za ladę. Nawet nie podniósł na nią wzroku, wpatrując się w kwiat trzymany w dłoniach, na refleksy odbijające się od płatków.
Czy to nie będzie największa pomyłka w moim życiu?
-
Lekkie uczucie paniki mogło pojawić się w momencie zbliżania się do kawiarni w której mieli się spotkać.
A co jeśli oni nie są tacy, jacy oboje myślą? Wcześniej jeszcze kierowało nią zupełnie inne odczucie, czy też odczucia. Nie strach, a bardziej znierierpliwienie wywołane ciekawością i chęcią poznania go, czy to uczucie, kiedy doświadcza się czegoś nowego. Niepewność? Ta jest jej cierniem, który podąża za nią niczym nieznośny cień, gdziekolwiek zawędruje.
Ich relacja była w pewnym sensie kotwicą, którą trzymała ją przez lata. Która trzymała ich przez tak długi czas, choć w każdym momencie mogło dojść do tego, że któreś by zamilkło. Nie chciała tego. I tak się wcale nie stało. Kiedy zaproponował spotkanie poczuła się dziwnie, ale w pozytywnym sensie. Serce mocniej zabiło, choć dalej nie potrafiła powiedzieć wprost jak ważny on może być dla niej. Ta znajomość może nawet nie mieć wcale przyszłości. Tak sobie tłumaczyła. A jednak, kiedy chciał się zabić, sama zaskoczona była tym co mu w pierwszym odruchu napisała.
Nigdy więcej mi tego nie rób
Nie wiedząc nawet czy może być zupełnie kimś innym, za kogo się podawał.
Rozmowy jakie prowadzili stały się dla niej codziennością w jej tak niestabilnym życiu. Czymś co nie raz wyczekiwała.
Uwielbiała białe róże od zawsze.
Symbolika białej róży to miedzy innymi: niewinność i czysta, uduchowiona miłość. Nie każdy wie, że biała róża, to też doskonały prezent „na zgodę”. Oznacza bowiem także przeprosiny i szacunek do osoby obdarowywanej.
To jednak było przywitanie.
Może podczas ostatniej rozmowy dla poznania jego osoby w kawiarni zgodzili się na przyniesienie przez niego białej róży w formie znaku? A może to było zbędne. Niczym jego sprawdzian w którym mówi: Czy jesteś w stanie mnie rozpoznać w tym tłumie przez tą białą różę? Hm.
Weszla do środka, łapiąc łapczywie oddech. Jakby tu biegła, a jednak tylko szła, choć pod koniec trasy do drzwi już szybciej, żeby czasem się w ostatnim momencie nie rozmyślić i nie stchórzyć. Ucieczka była u niej zawsze możliwa.
Nie zamierzała jednak uciekać. Była już wewnątrz lokalu, rozpieła machinalnie nawet guziki od swojego brązowego płaszcza. Włosy miała związane w puszczony luźno przy karku kucyk.
Podeszła do niego w róg sali przez tą właśnie różę. A może przez to, że był jedyną samotną osobą w tym pomieszczeniu.
- Piękna róża - wyrzuciła z siebie miękkim głosem dodając do tego przelotny, choć niepewny uśmiech.
Czy to może być naprawdę on? Taki on, jak naprawdę dobrze wyglądający mężczyzna, który zupełnie odbiegał od jej wyobrażeń?
-
Nie ucieknie od tego, kim jest.
Już miał to zrobić, gdy usłyszał głos. Tak, ktoś mówił do niego, w końcu wzmiankował o róży. Dopiero wtedy podniósł wzrok na kobietę, która stała przed nim.
Błękitne spojrzenie prześlizgiwało się łagodnie po jej twarzy i sylwetce, a w głowie nagle zaczęło krążyć wiele myśli, zderzając się ze sobą, przyprawiając go o ból głowy. Czy to właśnie ona? Ta która dobrą radą sprowadzała go na ziemię? Ta, która mimo wszystko, zawsze była obok? Odwzajemnił uśmiech, jaki mu posłała. Nie był wymuszony, czy sztuczny. Owszem, niepewny, ale szczery i ciepły.
To ona. To ta która zmieniła wszystko.
- Tak... pamiętałem jak pisałaś, że lubisz białe róże. – odparł, wstając ze swojego krzesła, w tym momencie górując nad nią wzrostem, ale niespecjalnie mu to przeszkadzało. Popatrzył jeszcze raz na różę, nim wyciągnął ją w stronę kobiety. - Jest dla ciebie. – powiedział, a jego błękitne oczy nie przestawały szukać kontaktu wzrokowego.
Miała bardzo ładne oczy.
Czuł jednak jakąś niepewność, zmieszanie spowodowane pierwszym spotkaniem twarzą w twarz, pierwszym wrażeniem, pierwszym spojrzeniem na twarz tego, który potrafił tak emocjonalnie odpowiadać na jej wiadomości. Widział to doskonale, miał pewien dar w odczytywaniu emocji w twarzach innych. Panicznie bał się tego spotkania, bał się że ta atmosfera się utrzyma i to spotkanie będzie ostatnim.
W skrytości serca chciał mieć ją blisko.
Odchrząknął, spuszczając wzrok.
- Mam nadzieję że nie napatoczyłaś się na korki. O tej porze to normalne. – odparł, chcąc jakoś pociągnąć tą rozmowę. By nie zapadła cisza która zniszczy wszystko. - Z zamówieniem czekałem na ciebie. Nie wiem, jaką kawę pijesz, wolałem nie ryzykować. Siadaj proszę. – dodał, odsuwając jej krzesło. Dobre wychowanie, które wpoiła mu babcia chyba było jednym z jego atutów. Zajął miejsce przed nią i splótł dłonie na stoliku, jednak teraz nie wiedział, o czym ma rozmawiać. Z tą, która wiedziała o nim prawie wszystko. Westchnął z lekką rezygnacją i przywołał gestem kelnerkę, by zamówić kawę.
-
Mogło być tyle niepewności związanych z tym spotkaniem – które stało się zaskakujące, nawet jeśli minęło sporo lat, od kiedy wymienili między sobą pierwsze pisane słowa. Dzieliło ich tak wiele, a jednak nie była fałszywa. Otworzyła się przed nim (może on bardziej, ale jednak otworzyła, jak przy nikim innym w ten sposób) i to mogło sprawiać poczucie tej niepewności. Bo – co jeśli zostanie odkryta bardziej, przez to co mu o sobie powiedziała. Tak wiele może go nakierować na to, jak to z nią jest. Pisząc tyle lat jednak nie może być tak, że ta osoba będzie nam obca, bo… nawet jeśli w pierwszym odruchu będzie wydawać się inna, tak jednak dalej w sobie miała tą osobę, która te słowa pisała. Nie udawała kogoś kim nie była (czy nie mogłaby być), chociaż i też jednoznacznie nie oddawała tego jaka jest, mogąc po prostu być kimś, kim chciałaby być. Co jednak nie było fałszem, skoro takie pragnienia i odczucia miała. Gdyby nie to, co spotkało ją i jej rodzinę pewnie właśnie byłaby taka – jaką znał ją dokładnie z sieci. A może i z tym się myli? Było jej naprawdę ciężko w życiu. Dalej jest. Ciągle się to za nią ciągnie, a ona próbuje wyrwać się z tego obłędnego koła. Na wiele sposobów. Nikt nie powiedział, że to będzie łatwe. Życie jednak nie musi być ciężkie. Chciała by nie było.
Czy to była magia? Z magią kojarzyły się jej bardziej jednorożce czy wróżki. Nie mówiąc już o fotografii. Czy ich łączyła magia?
Kurde, nawet piękna i delikatna róża – ma kolce.
Przypatrywał się jej, nie zbył na starcie. Był zapewne równie wstrząśnięty jak ona. Jednak nie można zakładać, że to źle. Szczególnie, że wymienili uśmiechy. Może ciut małe, ale szczere. Zadarła odrobinę głowę do góry jak wstał. Musiała wiedzieć, że jest o wiele większy od niej. Tak, to on.
- Mogę? – taka niepewna, a jednak odebrała od niego wolno pachnący i delikatny kwiat, omal nie łapiąc za kolca, choć pewnie to nie powinno mieć miejsca. Krew się jednak nie polała. To dobrze. – Dziękuje. To wiele dla mnie znaczy – zaznaczyła, bo pamięta. Machinalnie przysunęła róże do nosa, by zaciągnąć się zapachem, który tak pozytywnie na nią od zawsze działa. Kojarzył się jej z ogrodem jej matki, kiedy wszystko jeszcze było dobre w jej życiu. Symbolizowało to właśnie taki wewnętrzny spokój i głęboką więź. Tak uspokajająco. Bo jednak czuła, że dopiero teraz zaczyna się denerwować. Zależy jej. To dlatego.
I całe szczęście on okazał się nim, a nie jakimś przypadkowym facetem z różą czekającym na swoją lubą. To byłoby dopiero niezręczne.
Jeśli jednak myślał, że będzie niezręcznie i nastanie cisza, to musiał być w błędzie. Zazwyczaj jak się denerwowała, a nie chciała by tak było i chciała to szybko zmienić licząc się z tym, że nie chce wpłynąć na drugą osobę źle, rozwiązywało to bycie szczerym.
Korki to żaden problem byłby. Pokręciła głową i odetchnęła.
- Udało mi się je ominąć, dlatego jestem planowo – w punkt umówionego czasu, jakby tylko spojrzeć na zegarek. Szczęśliwi czasu nie liczą? Ciekawe jak często ona spoglądała na wskazówki od zegara…
- Nie wiem czy po mnie widać, ale odrobinę się denerwuję, choć myślałam, że nie będę – zaczęła, udając się do krzesła, na którym następnie usiadła, podnosząc na niego swoje spojrzenie. Nawet jeszcze nie ściągnęła płaszcza, ale pewnie zaraz to zrobi. Lada moment, bo robi się ciepło. – To nasze pierwsze spotkanie oko w oko. Czuję się tak, jakbym Cię nie znała, a jednocześnie miała przed sobą osobę, która wcale obca mi nie jest. To… naprawdę Ty. Wow – dodała i nawet uśmiechnęła się kącikiem ust, próbując wyluzować. – Tak naprawdę zanim tu weszłam, miałam ochotę zwiać. Co nie znaczy, że nie chciałam Cię poznać. Bardzo chcę i… zacznijmy od tej kawy. Bez udziwnień, czarna. Słyszałeś, że kawa wydłuża życie i daje życiodajną energię? – zapytała, bo chyba się rozpędziła z tym gadaniem.
Skoro już zawołał kelnerkę!
-
Powoli przypominało to piękny sen, z którego za nic nie chciał się obudzić. W pamięci miał nadal te wszystkie godziny podczas których krok po kroku się przed nią otwierał, mając nadzieję że robiła to samo, że nie stara się ukrywać tego, kim jest. Po tych wszystkich tragediach, jakie przeżył w swoim życiu, jego serce chyba by nie zniosło kolejnego zawodu. Nie zniósłby świadomości, że to były stracone lata, więc gdzieś tam w jego głowie czaił się lęk, że to tylko złudzenie, że kapryśny los znowu postanowił z niego zakpić. Ten lęk pojawiał się co i rusz w jego błękitnych oczach, kiedy patrzył na nią ostrożnie, tak jakby samo jego spojrzenie miało sprawić że zniknie i że pozostanie tylko ból, którego już nigdy nie zdoła wyleczyć. Wmawiał sobie, że zostawił przeszłość za sobą, ale prawda była taka, że ona się za nim ciągneła, przylgnęła do blondyna niczym cień i będzie przy nim obecna, dopóki los, jakimś cudem się do niego uśmiechnie.
Czy teraz nadarzyła się taka okazja?
Oddychał spokojnie, aczkolwiek jego serce biło w szalonym tempie, jakby chciało wyrwać się z jego klatki piersiowej. Był jednak naturalny, był sobą, nie starał się nikogo przed nią udawać, zapewne by to zauważyła, a to mogłoby wszystko przekreślić, zaprzepaścić szansę o którą się modlił w skrytości serca.
- Proszę. – powiedział miękko, a jego uśmiech stał się nieco szerszy, pewniejszy. Popatrzył na nią pytająco, gdy dodała, że to wiele dla niej znaczy. To zwykła róża, zwykły, aczkolwiek piękny kwiatek, znak jaki mieli ustalony. Czy kryło się za tym coś więcej? Z zakłopotania potarł się po karku, spuszczając wzrok. W tym momencie bardziej niż dorosłego, statecznego lekarza, przypominał małe dziecko, zakłopotane obecną sytuacją.
Patrzył jak wącha różę. Jak robi to naturalnym, nie przesadzonym gestem. Zapewne jej się spodobała. Czyli to jednak coś większego. Jedynie kiwnięciem głowy skomentował temat korków, tak błahy, aczkolwiek tylko to przyszło mu w tym momencie do głowy. Zajął miejsce przed nią, nerwowo drapiąc w blat, zerkając na nią.
Miała ładny głos.
- Chyba muszę się pod tym podpisać. Cóż, czuję się jakbym szedł na pierwszą w życiu randkę. – z uśmiechem, trochę nerwowo potrząsnął głową, aczkolwiek nie odstraszyło go to, że nagle z jej ust zaczęły wypływać słowa, wolał to, niż paraliżującą ciszę, która byłaby w stanie zrujnować czar chwili.
Czar który przecież mógł trwać.
- Ja też... w pierwszym momencie się zawahałem. W końcu przez lata wymienialiśmy wiadomości, a to... w sumie można to nazwać milowym krokiem. – zmarszczył lekko brwi, powoli odzyskując pewność siebie. Przecież tak to musiało się skończyć, nie mogli opuścić tego etapu. Bo przecież coś z tego mogło być, prawda? - Patrz, studia medyczne jednak nie wszystkiego uczą, nie miałem pojęcia. A kawy piję hektolitry. Taki zawód. – wzruszył ramionami i złożył zamówienie u kelnerki, która, nadal obdarzając go przeciągłym spojrzeniem znalazła się podejrzanie szybko przy ich stoliku. Holloway był jednak wpatrzony jak w obrazek w swoją towarzyszkę, nieco bardziej rozluźniony splótł dłonie na blacie nie zwracając uwagi na pracownicę kawiarni.
Bo ktoś inny skupiał całą jego uwagę.
- A więc fotografia. Robisz naprawdę piękne zdjęcia, szczególnie podobało mi się to z tego szczytu, czekaj, kiedy to było? Rok, dwa lata temu? Pamięć mi szwankuje. – uśmiechnął się przepraszająco, trzymając się tematu, który oboje dobrze znali. Który w pewnym sensie ich połączył.
-
Nie wiem jak z jego humorem w sieci, ale mogło być też tak, że uśmiechała się do monitora niezliczoną ilość razy by potem móc się zastawiać, czy coś z nią nie tak.
Nie wiedziała co przyniesie im to spotkanie. Nie chciała niczego zakładać. Bała się zawodu, jak cholera. Jednak poznanie było jakąś formą ruszenia dalej. A może nie tyle co ruszenia, co sprawienia, że nie będzie to już takie niestabilne i niewiadome. Miała dość bałaganu w swoim życiu. Chciała spokoju. Cieszenia się z małych rzeczy i nie myślenia o nieprzyjemnościach. Miała dość cierpienia.
Jej ciśnienie pewnie też skoczyło. Teraz mieli pić jeszcze tą kawę. Może nie wydrze jej to serducha z piersi. Wszakże ma to przedłużać życie, a nie je odbierać. Chociaż kij wie, jak to jest, bo były już takie przypadki, że ktoś przekręcił się przy kawie. Ale to też trzeba mieć problemy poważne zdrowotne. Czasem nawet kawa tego nie uratuje!
Jej zamiarem nie było wprawienie go w zakłopotanie. Po prostu dobrze było wiedzieć, że nie jest podstawiony i to naprawdę on. Ktoś kto wie o niej nawet takie rzeczy, jak ulubiony kwiat. A o różę mógł zawsze zapytać. Czy coś się kryje za jej zamiłowaniem do tych kwiatów? Owszem. Nie mogłaby zaprzeczyć. Matka była jedyną osobą, której się nie wyrzeknie, bowiem to nie ona doprowadziła do swojej śmierci, ale ciężka choroba. Pewnie wiedział, że ją straciła przez coś takiego. Wygadała się któregoś wieczoru, kiedy wypiła o dwie lampki wina za dużo i przeszli na jakieś takie tematy. Jednak o znaczeniu kwiatów nie wiedział.
Uniosła brwi i spojrzała na niego uważnie.
Nie spodziewała się, że padnie tutaj słowo randka. Ale skoro padło. – Aż tak? – wydukała i przytaknęła. – Randka w ciemno byłaby pewnie mniej stresująca – dodała, chociaż nie tak, że oni tu są na randce. Bo jak? Chociaż ich spotkanie było tak trochę w ciemno, tak jednak znali się wiele lat. To już do tego nie pasuje. Jednak ona to się tam na randkach nie znała.
- Przynajmniej nie zwialiśmy i teraz możemy rozwiewać nasze wątpliwości – zauważyła otwarcie, dodając tutaj nawet cieplejszy uśmiech. Bo… dobrze, że jedno z nich nie zastało tutaj drugiego. Chyba, że oboje by uciekli, ale i tak wtedy nic by to nie zmieniło. Oprócz problemu z dalszym kontaktem w sieci. Temat kawy wydawał się potem dobry. Taka odskocznia, gdzie nie ma powodów do stresu. Chyba, że ma się te problemy z sercem!
- Miejmy nadzieję zatem, że po kawie dzieją się takie cuda – zaznaczyła. Skoro pije jej dużo, to tak właśnie powinno być. Nikt wiecznie żyć nie będzie, ale od kawy nie powinno się umierać. – Pewnie nie raz jeszcze Cię coś zaskoczy – mowa tutaj o medycynie i tym co ona w sobie skrywała. Na samych studiach nie da się raczej nauczyć wszystkiego.
Ona też zdawała się nie zwracać większej uwagi na kelnerkę, bo przypatrywała się mu, chcąc utrwalić sobie jego obraz w głowie, jak to robiła z fotografiami na papierze.
- Masz na myśli, który szczyt? – wydukała niepewnie, ale zaraz potem się zaśmiała lekko pod nosem. – Nie no żartuję - oparła się wygodnie o stolik przed sobą na zgiętych rękach, opierając brodę na ich wyciągniętych dłoniach na moment. – Wiem o jaki szczyt chodzi. Ten rok temu. Masz na myśli Thompson Peak. Grizzly Lake robi przy nim wrażenie – przytaknęła, robiąc rozmarzoną minę. Takie obrazy i wspomnienia jednak cieszą, nawet jeśli życie ma się w rozsypce.
- Następnym razem pokażę Ci więcej zdjęć z różnych szczytów – bo będzie następny raz, prawda?
-
Podświadomie, gdzieś tam z tyłu głowy bał się tego pierwszego spotkania twarzą w twarz. Ta cała internetowa magia, otoczka w jakiej się znaleźli była zbyt piękna, a jednak czuł nieustanne pragnienie spojrzenia w jej oczy i powiedzenia wszystkiego tego, co w nim siedziało. Miała ładne oczy. Tak samo jak głos. Nie wiedział, jak to wszystko się skończy. Nie chciał, Boże jak on nie chciał by zakończyło się tylko na tym jednym spotkaniu. Chciał stabilizacji. Rozmawiać z nią w cztery oczy o sprawach ważnych i tych mniej. Mieć świadomość, że jest blisko, że nie łączy ich już tylko i wyłącznie internet.
Wmawiano mu, że kawa jest szkodliwa, że to jedno z uzależnień z których ciężko się wyrwać. Jednak gdy pijesz kawę w szczególnym towarzystwie, nie zwracasz na to uwagi. Jest ona wtedy przyjemnym dodatkiem, a ty skupiasz się na tym, co najważniejsze i co sprawia że serce bije ci szybciej, bynajmniej nie od nadmiaru kofeiny we krwi.
Dopiero teraz zrozumiał swoje faux pas, a jednak nie wypadł z roli.
- O tak. My się przecież znamy. W znacznym stopniu. – odparł, przepraszająco się uśmiechając w stronę kobiety. Holloway, idioto, zaraz się pogrążysz pomyślał i odetchnął głęboko, w tej chwili zdając się po prostu na los.
Jego uśmiech stał się szerszy, gdy usłyszał jej słowa. W oczach pojawił się błysk, który trudno było zinterpretować, aczkolwiek swoimi słowami rozbudziła jego ciekawość, która teraz otworzyła oczy i postanowiła przejąć kontrolę nad sytuacją.
- Nie mogę się doczekać. – skomentował jedynie, przekrzywiając na bok głowę, niszcząc ład jaki miał, sprawiając że niesforny kosmyk opadł mu na czoło, skupiając na niej spojrzenie, jakby chciał dokładnie zapamiętać jej twarz, każdy cal, od kształtnych ust, po oczy w których chwilami tonął, wcale nie chcąc się wynurzyć.
Trochę zbiła go z tropu, na jego twarzy odmalowało się zdziwienie, odetchnął jednak i chyba po raz pierwszy zaśmiał się szczerze, bez jakiegokolwiek skrępowania, bądź niepewności, odruchowo także nachylając się do niej przez stolik, samemu opierając się na łokciach, nieświadomie w sumie zmniejszając dystans. Jakoś tego nie zauważył.
- Nie wątpię, że masz ich wiele i z chęcią je obejrzę. Skoro proponujesz. – tak, będzie następny raz. Inny niż ten. I każdy kolejny będzie... wyjątkowy? - Niemniej, podobno piękne widoki są w Red Rock. Jest tam jedna taka skała, ciężka do zdobycia, ale widok... mawiają że nic piękniejszego nie możesz sobie wyobrazić. Chciałbym się przekonać, czy jest to prawda. – odparł z lekkim uśmiechem krążącym mu po twarzy. W międzyczasie kelnerka przyniosła zamówione kawy, zastając ich skupionych tylko na siebie, nachylonych w swoje strony, jakby byli konspiratorami, a nie dwójką, która dopiero teraz poznaje się. Tak naprawdę.
-
Poznała go od wielu stron. Tych lepszych i gorszych. Ale kiedy już powstała ta prawdziwa więź, to jest się w stanie być przy kimś na dobre i na złe. Z czasem sprawianie, że jego kiepski dzień, nagle stał się lepszy był dla niej budujący. Sama dążyła do szczęścia w życiu, a dawanie radości chociażby jemu już ją zbliżało do tego, by czuć się ze sobą lepiej.
Obydwoje chcieli stabilizacji w życiu.
Tak znają się. Chciałaby by tak właśnie było. Czy to nie była tylko złudna fikcja, którą stworzyli tak odruchowo te parę lat temu, czy faktycznie to było wszystko prawdziwe? Chce się o tym przekonać, bo ma już dosyć tylu niepewności w swoim życiu.
Nie mogę się doczekać. Jak to powiedział i spojrzał na nią tak, jak spojrzał, to aż musiała wziąć głęboki wdech, bo jeszcze chwila, a zapomniałaby jak się oddycha. Oczywiście szybko poprawiła się uśmiechem.
Potem jednak jakoś zrobiło się łatwiej. Jego śmiech spowodował, że sama samoczynnie się zaśmiała i nie myślała o dzielącej ich odległości, która w jednym momencie jego nagłego ruchu się zmniejszyła. Zamiast tego zaczęła się cieszyć, że mogła się z nim teraz zobaczyć i rozmawiać. Oby już tak zostało.
- Red Rock. Wow. To jedna z kolejnych pozycji na mojej liście, miejsc do zobaczenia. Też tam nie byłeś? Może wybierzemy się tam razem? – wypaliła bez zastanowienia. Po prostu za bardzo była podekscytowana myślą, że wspomniał o Red Rock, gdzie miała się wybrać w przyszłym roku. A teraz może i nawet szybciej?
Kelnerka jednak odciągnęła ich uwagę od tych konspiracji, zmuszając ich ciała do wyprostowania się, skoro musiała gdzieś tą kawę położyć. Podziękowała ładnie, chociaż wzrok szybko z niej skierowała na niego. Zdając sobie sprawę, co wypaliła z tym, wybraniem się tam razem.
To za szybko, zaraz go tym odstraszy?
-
Po prostu chciał żyć.
Jakoś nie potrafił oderwać od niej spojrzenia, wychwytując wszystkie reakcje, mimikę jej twarzy, aczkolwiek to na oczach skupiał całą swoją uwagę, z bliskiej odległości w jakiej się znalazł dostrzegając jaśniejsze plamki na jej tęczówkach. Powiadają, że w oczach możesz zobaczyć wszystko. On bał się dostrzec w jej zmieszanie, niepewność i ten paraliżujący strach. Nic takiego nie widział, jedynie szczere zainteresowanie i... radość? Radość z tego spotkania, rozmowy twarzą w twarz? Nadziei, że będzie kolejne spotkanie?
Może wybierzemy się tam razem? W tym momencie zaniemówił, otwierając usta w niemym zdziwieniu. Chciał jej to zaproponować, wiedząc jednak, że jest to bardzo odważne, albo bardzo głupie. W głowie czaił mu się niepokój, bo nie wiedział jakby zareagowała na tak śmiałą propozycję. A tutaj... ona sama to zaproponowała. Sama tego chciała. Może jednak nie wszystko stracone? Miał już coś odpowiedzieć, gdy kelnerka weszła mu w paradę, zmuszając go do oparcia pleców o krzesło. Zrobił to niechętnie, bo czuł że powinien być blisko, czuł jakieś przyciąganie, którego nie potrafił nazwać. Objął dłońmi kubek z kawą, w kolejnym momencie się do niej uśmiechając. Ciepło, odsuwając od siebie niedawne zmieszanie. Znowu spojrzał jej w oczy i chyba w nich utonął. Po raz pierwszy i nie ostatni.
- Nie byłem. Ale słyszałem, że jest tam pięknie. – jej zmieszanie było urocze, przekrzywił głowę nadal się jej przyglądając. - Trochę nie myśląc, chciałem ci zaproponować byśmy pojechali razem. Ale wyjęłaś mi to z ust, Violet. – jej imię wypowiedział miękko, przez kolejną chwilę dźwięczało mu ono w uszach, niczym delikatne dzwoneczki. - Wyobraź to sobie. Wokół żywej duszy, tylko ty, ja i twój aparat. Najpierw jasne niebo i widoki ze szczytu, potem granat nocy, a na nim gwiazdy pod którymi... – zająknął się w tym momencie, poniosła go wyobraźnia, przejęła jego język, kazała mu podzielić się tym, co widział z kobietą. Chrząknął, chcąc ukryć swoje zmieszanie upił łyk kawy, czując przyjemne ciepło. - To znaczy... tak, możemy pojechać. Razem. – no no, panie Holloway, ładne wybrnięcie z sytuacji.
-
Tak jak teraz może było łatwiej.
Jednak teraz przychodzi wiele obaw… czy jednak ta ich relacja nie była czymś złudnym? Czy była prawdziwa? Kolejne ryzyko. Jednak bez tego nie da się inaczej. Musieli się spotkać. I spotkali.
Żyli.
Mieli wobec siebie teraz naprawdę wielkie zainteresowanie. Badali siebie jawnie, czy ukradkiem w każdej sekundzie, od której zaczęli wymieniać pierwsze słowa. Kiedy wyszło, że to są oni.
Słowa padły nagle i choć nie wiedziała czy go nie odstraszy, tak jednak wiedziała, że nie może się na niego zamykać, tak jak to robiła na wielu ludzi z którymi nie poruszała tak wielu tematów i z którymi zastanawiała się jednak dwa razy, zanim coś powiedziała. Tutaj jednak tego nie było. Być może przez lekki stres zaistniałą sytuacją, przesiąkniętym niepewnością, jak to z nimi będzie. To i ją jednak powoli opuszczało, przyprawiając o zaskakujący spokój. Radość tym spotkaniem, bo jednak okazał się prawdziwy. Nie rozmawiała z duchem.
Uśmiechnęła się nieporadnie. Naprawdę chciał zaproponować jej to samo?
- Niesamowite – wypaliła. – To naprawdę się dzieje. Jesteś tutaj i możemy rozmawiać w cztery oczy – wyjaśniła i pewnie upiła parę łyków ze swojego kubka, być może za szybko. Ale to nie było ważne, nawet jeśli poparzyłaby sobie nią usta. Zdążyła cale szczęście jednak wystarczająco wystygnąć, by do tego nie doszło. Dalej przy tym na niego zerkała, jakby zerwanie kontaktu wzrokowego z nim na dłużej, jak parę sekund, było niemożliwe. Przynajmniej jeszcze. Bo zaraz i z tym trzeba odpuścić, żeby nie przesadzić.
Kiwnęła głową.
- Powinniśmy jechać. Nie wyobrażajmy sobie niczego, po prostu to zróbmy. Kiedy dałbyś radę? Najlepiej zróbmy to już – rzuciła z powagą, ale wydawało się to tak irracjonalne, więc bardziej wyszło z tego „pół żartem, pół serio”. Zaśmiała się pod nosem ze swojej nieporadności. – To za szybko? – zapytała kontrolnie.
-
Chciał w końcu zacząć żyć.
Patrzył na nią, może za długo, wyczytując z twarzy każdą, najdrobniejszą emocję, automatycznie odpowiadając uśmiechem, zbyt nieśmiałym jak na faceta w jego wieku. Czuł się jednak dziwnie i jednocześnie bał się że swoim zachowaniem wszystko zepsuje, sprawi że będzie przeklinał ten dzień. Chcąc zamaskować myśli, które zapewne odbijały się na jego twarzy upił łyk letniej już kawy, starając się to wszystko poukładać sobie w głowie.
Brzmiało to jak pokrętny, ale przyjemny sen, sen z którego za nic w świecie nie chciał się obudzić, bojąc się że rzeczywistość będzie znacznie gorsza. Nie pomagało mu także to, że nie potrafił się oderwać od jej oczu, to że utrzymywał kontakt wzrokowy znacznie dłużej, niż by wypadało. Teraz, w tym śnie który był jawą cholernie się cieszył. Mimo pierwszych wątpliwości cieszył się z tego spotkania. Cieszył się, że może w pewnym stopniu był taki, jakiego go sobie wyobrażała, że nie widział na jej twarzy niechęci, która mocno by blondyna zapisała.
Odpowiedział jej uśmiechem. Szczerym.
- Jestem. I tak powinno być. Od samego początku. – powiedział, bo taka była prawda. Po wymianie pierwszych wiadomości powinien odrzucić gdzieś w bok wątpliwości i już wtedy zaproponować spotkanie. Kto wie, może by im się opłaciło, skoro chemia działała w momencie kiedy nie wiedzieli, kim są? Wytrzymał jeszcze chwilę jej spojrzenie, nim spuścił wzrok na swoje dłonie, z błądzącym się po ustach uśmiechu.
Popatrzył jednak na nią jeszcze raz. Uważnie. Jakby jej kolejne słowa wziął za żart dla rozładowania atmosfery. I nim zdążył pomyśleć, odpowiedział.
- Jeden telefon i mogę jechać. Nie chcę takiej okazji przepuścić. – podjął tą grę, zdał się na najzwyczajniejszy los, czując że jest to szansa, szansa na którą czekał. Czysta okazja, którą powinien wykorzystać. - A to źle, że za szybko? – w niebieskich oczach blondyna czaiła się pewność, że tak właśnie powinno być. Że ta spontaniczna decyzja to początek wszystkiego, co się dalej wydarzy. Nie dbał o zdanie i poglądy innych. Tutaj stawka przecież szła o szczęście, prawda?
-
Nie była jednak w życiu jakoś szczególnie bezczynna, gdzie tańce podczas deszczu czy bieg też występował. Po prostu ciesząc się aktualną chwilą. No, dopóki nie dopadło ją przeziębienie. Ale i tak ostatecznie jest zdania iż – było - w a r t o!
Czasem warto wejść w nagły deszcz, nawet jeśli potem się zachoruje. Istnieje szansa, że mogą się wdać poważne komplikacje, ale i niekoniecznie. Ale tak jest właśnie także z ryzykiem… jeśli chce się poczuć coś prawdziwego, warto jednak zaryzykować, niż ciągle tkwić w dziwnym letargu życiowym.
I może coś z nią było nie tak, ale burze też ją fascynowały. Za dzieciaka panicznie się ich bała, ale teraz? Tylko trochę, podczas tej fascynacji.
Obydwoje mieli swoje pragnienia. Jak widać podobne. To dobrze.
Powinni w końcu prawdziwie żyć, a nie tylko udawać, że żyją.
Jego spojrzenie mogło być odrobinę krępujące, bo jednak ciągle dostosowywała się do zaistniałej sytuacji. Z każdą kolejną spędzoną ze sobą minutą było pomimo tego lepiej. To naturalne, że obydwoje siebie teraz badali. Po tylu latach pisania, bez kontaktu fizycznego to naprawdę uzasadnione. I tak sobie to tłumaczyła, tą jej, jak i zapewne jego ciekawość. Gdzieś tam lęki jakieś drzemały, ale i tak zapowiadało się to wszystko na dobre. Nie chciała sama robić sobie złudnych nadziei, ale skoro czuła się teraz przy nim dobrze, to czemu nie dać się ponieść tej chwili? I cieszyć się nią…
Nie wiedziała co drzemie teraz w jego głowie. To mogło być wszystko. Mogła się tylko domyślać z jego spojrzenia i z rys twarzy, co to mogłoby być. Kiedy pisali brakowało jej właśnie tych spojrzeń i gestów, a kiedy siedzieli teraz twarzą w twarz, chciała poznać także jego myśli. Nie zapyta się go jednak o czym teraz myślisz, bo to pytanie nie jest odpowiednie na ten moment. Chyba.
Czy faktycznie tak powinno być od samego początku?
Zamilkła na moment i odpowiedziała dopiero na jego słowa o ich znajomości po tym, jak ten opuścił z niej swoje spojrzenie na własne dłonie.
- Liczy się to, co tu i teraz. Ważne, że teraz tu jesteśmy. Naprawdę się z tego cieszę, choć w głowie było tyle niepewności – i dalej są, ale pewnie doskonale o tym wiedział i nie musiała mówić o tym na głos. – To odważny krok, niczym pierwszy lot na księżyc? – zażartowała. Chociaż może coś w tym jednak prawdziwego było. Uśmiechnęła się pod nosem i dopiła jeszcze trochę kawy.
- Serio? – uśmiechnęła się jakby szerzej, bo wydawało się jej, że to za szybko, a jednak…. Dla niej to nie była gra, a początek czegoś nowego. – Dobra, teraz nie dam Ci zmienić swoich słów. Jedziemy – zakomunikowała. – Szybko czy nie, jak mogło by coś pójść źle? Tyle razy opowiadałam Ci o moich podróżach, że nie raz chciałabym byś był tam razem ze mną – wyznała i przysunęła się do niego nagle z krzesłem. Ciało samo się ruszyło. Uniosła się, kiedy poczuła jak ich kolana się zetknęły i niespodziewanie objęła ręce za jego karkiem, by go uściskać. – Zostańmy tak chwilę – powiedziała cicho. – Naprawdę tu jesteś – dodała jeszcze, zamykając powieki. Ten gest świadczył o jednym – zdecydowanie nie był dla niej kimś obcym, nie po tylu latach pisania ze sobą i wspierania siebie w trudnych i dla niej momentach. Nie tylko jego.
Boże, ale on cudnie pachnie. I jaki jest ciepły... to żaden duch, a facet z krwi i kości, tego już była pewna.
-
Nie wiedział co siedzi jej w głowie, a tak uparcie chciał poznać każdą myśl kobiety. To pragnienie było na tyle silne że dusił w sobie chęć zapytania o ich zdradzenie. Myśli są tym, co powinno zostać prywatne, twoim małym światem w którym czujesz się bezpiecznie. Nie mógł jednak przestać na nią patrzeć, może nieco zbyt napastliwie, może nieco zbyt rozmarzonym spojrzeniem. Bał się, że atmosfera tego spotkania będzie znacznie bardziej krępująca, że oboje będą pogrążali się w ciszy. Że do kolejnego spotkania nie dojdzie. W tym momencie tego się bał: że ona stwierdzi iż wolała zostać przy wiadomościach, że to była pomyłka. Że już więcej nie będzie mógł zobaczyć jej pięknych oczu i usłyszeć głosu pieszczącego uszy.
- Ja też się bałem. Wiesz, to w końcu wiele lat wymieniania wiadomości. Chociaż trochę żałuję, że nie spotkaliśmy się wcześniej. Ale tylko trochę. – powiedział chcąc ją zapewnić, że obecnego spotkania nie żałuje, że to najlepsze co go ostatnio spotkało. To dało mu nadzieję że jeszcze los się może odmienić, że ktoś taki jak on ma szansę na to, by jego życie w końcu się poukładało. Skierowało na odpowiednie tory. Zaśmiał się lekko, bez jakiejkolwiek krępacji czy zmieszania w głosie. - Tak jak lądowanie na księżycu przejdzie do historii. – podtrzymał temat, święcie będąc co do tego przekonanym.
Jego uśmiech się poszerzył.
- Ej, ja dotrzymuję słowa, daj mi chwilę a ogarnę sobie wolne. – prawie chciał sięgnąć po telefon, gdy swoim gestem cholernie go zaskoczyła. Do tego stopnia, że gdy poczuł jej dłonie na swoim karku drgnął i zesztywniał, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w tył jej głowy. Myśli pędziły jak oszalałe, trwało to jednak mniej niż sekundę, mniej niż mrugniecie okiem, gdy sam zamknął ją w swoich ramionach, obejmując jej plecy, mimowolnie wtulając policzek w jej włosy, czując przyjemny zapach działający jak narkotyk.
- Jestem. I nigdzie się nie wybieram. – powiedział z ustami przy jej uchu, odruchowo muskając dłońmi jej plecy w delikatnym geście, jakby była figurką, którą łatwo mógłby zbić. Czuł że jego serce nagle przyspieszyło tempa, bo był mocno zaskoczony jej otwartością, ale jego ciało, jakby same wiedziało czego chce, nie pozwoliło mu się odsunąć ani na milimetr, zdolny był jedynie odchylić nieco głowę by spojrzeć jej w oczy by znów się w nich zatracić. Odruchowo odgarnął jej włosy z policzka, które przesłaniały mu widok na jej twarz – Naprawdę się cieszę, że w końcu mogliśmy się zobaczyć. Pisanie ze sobą to jednak nie to samo co rozmowa dosłownie twarzą w twarz. – powiedział cicho zdobywając się na ten lekki, nieco nieśmiały uśmiech. Jeśli to sen nie chciał się z niego obudzić.
-
Podzielić myślami można się zawsze, bo niejednokrotnie rozwiązują wiele niedopowiedzeń i wątpliwości. Oczywiście nie tak jak w tym filmie „Czego pragną kobiety”, dobrze byłoby słyszeć każdą myśl, bo jednak to byłoby straszne, ale to chodzi o takie poznanie czegoś co ciąży nam w głowie, czy też powinno się czymś takim podzielić z drugą osobą.
Poznawać siebie bez używania słów też jest sporą umiejętnością. Gdzie wystarczy jedno spojrzenie, wyraz twarzy by wiedzieć, czy jest dobrze, czy źle. I tego chciałaby się w tej relacji także nauczyć. I niech patrzy. Ona tez patrzyła. Przynajmniej tak wydawało się to realne, jak snem. Zresztą jak mogłaby na niego nie patrzeć? Nie miał garbu, ani zeza… był naprawdę przystojnym facetem. To naprawdę zaskakujące, że przez tyle lat rozmawiała z takim atrakcyjnym mężczyzną i nawet o tym nie wiedziała! Aż żal ściska. Musiała teraz to wykorzystać, że mogła na niego patrzeć. A i ona go nie odstraszyła. Ale tego akurat nie zakładała, że mogłaby. Jedynie jej zachowanie mogłoby go odstraszyć, ale chyba szło jej całkiem dobrze? No ten uścisk był niekontrolowany. Sam się pojawił. Ale co zrobić,gdzie ciało wzięło kontrolę nad wszystkim?
Wcześniej jednak…
- Tyle straciliśmy – wyrzuciła przytakując mu o tym, że mogli spotkać się wcześniej, naprawdę nim zafascynowała, choć starała się tego tak za bardzo nie pokazywać i zachowywać normalnie. Uśmiechnęła się już tylko z tym tematem o księżycu i jego podboju. Zajęło im to kilka lat, co prawda, ale w końcu udało się im wylądować. To ogromny sukces. I oby tak pozostało. Nie można bowiem żałować wylądowaniu na księżycu! Nawet jeśli powrót może okazać się jeszcze trudniejszy na ziemię. Kto by się tym jednak przejmował. Ważne, ze teraz czuli się z tym dobrze. I oby jak najdłużej. Takie jest życie. Dobre chwile nawet bywają ulotne. Ale to od nich zależy, jak te mogą długo trwać. Przynajmniej w ich przypadku teraz.
Może ten uścisk był wynikiem jego chęci na wspólny wyjazd? Może to po prostu dla tego potwierdzenia, że nie jest duchem, a to naprawdę on. Być może miała taką potrzebę już od dawna i w końcu mogła ją spełnić... Kiedy tak się do niego zbliżyła i czuła jego ciepło, jak i zapach, to już nie było istotne. Tylko to, że obydwoje tu byli. Jego głos spowodował małe drżenie jej ciała. Chyba zaczynała być świadoma tego, co robiła. Zaczęła wyraźnie odczuwać jego dotyk, choć ten wcale nie był mocny, a delikatny, jakby faktycznie bał się, że jest z porcelany. To naprawdę słodkie. Do tego ten jego gest z odgarnięciem jej kosmka włosów. Przez moment zatraciła się w patrzeniu na niego, kiedy był w zasięgu jej wzroku, przez odsunięcie się jego głowy od jej ciała.
Na jej buźce powinny pojawić się teraz wypieki, będące wynikiem zaistniałej sytuacji. Rozluźniła uścisk i odsunęła się powracając tyłkiem na krzesło. Dobrze, że w niego trafiła, bo mogło być różnie.
- Czy Tobie też jest tak gorąco – machnęła ręką, jakby próbując się ochłodzić. Pomyśleć, że on był powodem dla którego tak się stało. Uśmiechnęła się przelotnie. Ich kolana ciągle się ze sobą stykały. Nie zamierzała bowiem się całkiem od niego odsuwać.
- Powinieneś załatwić sobie to wolne – powiedziała, uśmiechając się. – Wychodzimy, chodźmy się może przejść? – dopytała. W końcu było tu tak gorąco!
-
Nie miał pojęcia.
Wyrzucił te myśli jednak z głowy, skupiając się na jej słowach, sylwetce i tych oczach, w które o dziwo chciał patrzeć cały czas, a w których wiedział już że utonął. Wiedział też że będzie myślał o nich cały czas, ilekroć zamknie swoje oczy.
- Za dużo... – odpowiedział na jej stwierdzenie z automatu, doskonale rozumiejąc ich sens. Za dużo stracili, czekali z tym za długo, zamiast od razu przysłowiowo rzucić się na głęboką wodę, po raz kolejny zaryzykować by w końcu sięgnąć po to szczęście, które obojgu im się należy. Nie może być przecież tak, że dwie, bratnie dusze nie mają szansy na to, aby w końcu się połączyć. To nie mogło tak się skończyć.
Rozumiał jednak, że zachowuje się nieco dziwnie, niż na co dzień. Zwykle nie pozwala sobie na taką bliskość, unika kontaktu fizycznego, miarkuje wszystkie gesty i odruchy a jednak... jednak nie chciał wypuszczać jej z ramion, czując ciepło ciała kobiety chciał być już zawsze. Czuł jednak, że to nie na miejscu. Odchrząknął cicho, niechętnie wypuszczając ją z objęć, krzyżując ręce na piersi aby nie mogła zobaczyć ich drżenia spowodowanego bliskością kobiety.
By sobie źle o nim nie pomyślała.
- Uroki przesiadywania w kawiarni. – powiedział lekko, ciesząc się że jego głos nie zabrzmiał dziwnie, bo obawiał się za zadrży mu z emocji. Skupił się na popijaniu kawy i z ulgą przyjął propozycję wyjścia na zewnątrz. Musi przewietrzyć umysł, ochłonąć i poukładać sobie to w głowie.
- Więc jesteśmy umówieni. – powiedział, dopijając napój i zostawiając na stoliku pieniądze za ich oboje. Powoli się przejaśniało, deszcz przeszedł w lekką mżawkę, wydawało mu się nawet że widzi nieśmiało przedzierające się przez chmury słońce. - Spacer nam się przyda, prawda? – powiedział przekrzywiając na bok głowę i uśmiechając się do kobiety.
To także był pamiętny spacer. Nie, nie wydarzyło się na nim nic niezwykłego. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, poznawali siebie znacznie lepiej, gdzieś zniknęła ta niezręczna atmosfera. Szczery uśmiech był obecny na ich twarzach, nawet w momencie gdy oboje musieli wracać do swoich obowiązków. Obydwoje czekali. Na co? Na Red Rock...
/ koniec